life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Knut Hamsun: Walczyłem o Norwegię – moje wystąpienie przed sądem

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Cóż, nie chciałbym zabierać Wysokiemu Sądowi zbyt wiele czasu. To przecież nie ja zaanonsowałem w prasie, dawno, dawno, ponad rok temu, że zostanie tu ujawniony pełny rejestr moich grzechów. Zrobił to człowiek z ministerstwa sprawiedliwości, prawnik, pospołu z jakimś dziennikarzem. To mi zresztą bardzo odpowiada. Ja sam, przed dwoma laty, w liście do Prokuratora Generalnego napisałem, że chciałbym wyjaśnić wszystko, co mnie dotyczy. Teraz jest po temu okazja, chciałbym więc przyczynić się do tego, by rejestr moich grzechów został pod względem prawnym i moralnym gruntownie rozpatrzony.

Wielokrotnie w ciągu tych lat, które minęły, widziałem, jak ludzie stawali przed sądem i okazywali wiele sprytu, bronili się zaciekle wobec sądzącego zespołu, wobec przysięgłych i prokuratorów, ale niewiele im to pomogło. Sąd w ogóle był mało podatny na te ich zabiegi. Sąd polegał raczej na postulatach oskarżyciela publicznego, prokuratora. Na tak zwanych postulatach. Jest to dziwne pojęcie, którego nie rozumiem. Oświadczam zatem, że nie będę sprytny, tu i teraz nie.

Muszę ponadto przeprosić za moją afazję, sprawiającą, że słowa i wyrażenia, które wybieram z tego, co mi się nasuwa, mogą wykraczać poza to, co chciałem powiedzieć oraz niedokładnie oddawać moje poglądy.

Zresztą już wcześniej odpowiedziałem na wszystkie pytania, o ile wiem. Początkowo przychodzili do mnie, bez uprzedzenia, policjanci z Grimstad, z papierami, których zresztą nie czytałem. Potem był sędzia śledczy, dwa, trzy, albo i pięć lat temu. Było to tak dawno temu, że już niczego nie pamiętam, ale odpowiadałem na pytania. A potem nadszedł ten długi okres, gdy tkwiłem zamknięty w pewnym zakładzie w Oslo, gdzie chodziło o stwierdzenie, czynie jestem chory psychicznie, czy może raczej o stwierdzenie, że jestem chory psychicznie, i gdzie musiałem odpowiadać na najrozmaitsze idiotyczne pytania. Tak że nie mogę teraz niczego już wyjaśnić bardziej, niż to dotychczas zrobiłem.

To, co może mnie powalić – na ziemię – to tylko i wyłącznie moje artykuły w gazetach. Nie ma nic innego, czym można by mnie obciążyć. Mój rachunek jest prosty i jasny. Niczego nie zrobiłem, nie uczestniczyłem w zebraniach, nie byłem nawet zamieszany w żadne afery czarnorynkowe. Nie dałem nic żołnierzom frontowym, ani NS, którego jakoby miałem być członkiem, tak się teraz mówi. A zatem nic! Nie byłem członkiem NS! Próbowałem zrozumieć, czym jest NS, próbowałem się do niego włączyć, ale nic z tego nie wyszło. Zgoda, że mogłem od czasu do czasu napisać coś w duchu NS. Nie wiem tego, bo nie wiem, na czym polegał duch NS. Ale mogło się, oczywiście, zdarzyć, że napisałem coś w duchu NS, że mogło przeniknąć do mnie coś z tego, co czytywałem w gazetach. W każdym razie moje artykuły są wszystkim dostępne. Nie próbuję ich zredukować ani czynić mniej wymownymi niż są, byłoby to dość głupie. Przeciwnie, podpisuję się pod nimi teraz, tak jak przedtem, i tak jak zawsze.

Niech mi wolno będzie zwrócić uwagę, że żyłem i pisałem w okupowanym kraju, w kraju podbitym, i w związku z tym chciałbym tu dołączyć kilka krótkich informacji o sobie.

Mieliśmy nadzieję, jak się okazało fałszywą, że Norwegia będzie mogła uzyskać wysokie, przodujące miejsce w wielkogermańskim społeczeństwie światowym, które miało powstać i w które wszyscy wierzyliśmy, mniej lub bardziej, ale wierzyliśmy w nie. Ja w nie wierzyłem, dlatego pisałem to tak, a nie inaczej. Pisałem o Norwegii, która teraz miała uzyskać ważne miejsce pośród germańskich krajów w Europie. To oczywiste, że musiałem przy tym pisać także w odpowiednim stopniu o władzy okupacyjnej, chyba nietrudno to pojąć. Nie mogłem przecież narażać się, żeby zaczęto mnie podejrzewać – do czego, paradoksalnie, i tak, mimo wszystko doszło. Przez cały czas żyłem w moim domu w otoczeniu niemieckich oficerów i załogi, nawet w nocy, tak, wielokrotnie bywali tam także nocą, do białego rana, i wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że jestem otoczony obserwatorami, ludźmi, którzy mają kontrolować mnie i moich domowników. Dwukrotnie (jeśli dobrze pamiętam) ze strony stosunkowo wysoko postawionych Niemców otrzymałem upomnienie, dwukrotnie przypomniano mi, że nie robię tyle, ile robią niektórzy Szwedzi, wymieniano ich zresztą z nazwiska, i podkreślono, że Szwecja jest przecież krajem neutralnym, w przeciwieństwie do Norwegii. Nie, nie byli oni ze mnie zadowoleni. Oczekiwano ode mnie więcej niż otrzymywano. Gdy zatem w tych okolicznościach i przy tych stosunkach siadałem, żeby coś napisać, to zrozumiałe, że musiałem balansować, trzeba przy tym pamiętać, kim byłem, i że człowiek z moim nazwiskiem musiał balansować pomiędzy własnym krajem a tamtymi. Mówię to nie po to, by się usprawiedliwiać. Ja się naprawdę nie bronię. Mówię o tym dla wyjaśnienia, by poinformować Wysoki Sąd, jak to było.

I nikt mi nie powiedział, że to błąd, iż siedzę tam i piszę, nikt w całym kraju. Siedziałem sam w swoim pokoju, zdany wyłącznie na siebie. Nic nie słyszałem, byłem głuchy i nikt nie chciał mieć ze mną do czynienia. Stukano do mnie z dołu w rurę od pieca, żebym zszedł na posiłek; ten odgłos słyszałem, schodziłem na dół, jadłem i wracałem do siebie. Tak było miesiącami, latami, przez cały ten czas tak było. i nigdy nie dotarł do mnie żaden znak. Nie byłem przecież ukrywającym się uciekinierem. Miałem odrobinę znane w kraju nazwisko. Zdawało mi się, że mam przyjaciół w obu norweskich obozach, i u quislingowców, i w ruchu oporu. Nigdy jednak nie dotarł do mnie żaden znak ze świata zewnętrznego, najmniejsza dobra rada. Nie, świat zewnętrzny bardzo uważnie trzymał się z daleka. Moim domownikom i rodzinie też rzadko, albo zgoła nigdy, nie przychodziło do głowy, że powinienem być informowany o sytuacji, że powinienem otrzymać pomoc. Wszystko trzeba mi było przekazywać na piśmie, a to wydawało się zbyt męczące. Tak więc siedziałem sam. I w tych okolicznościach pozostawało mi tylko trzymać się moich dwóch gazet: „Aftenposten” i „Fritt Folk”, w nich nie mówiono przecież, że popełniam błąd pisząc. Wprost przeciwnie.

I to nie był błąd, że pisałem. Ani nie było błędem to, co pisałem. Słuszne było, że pisałem i słuszne było to, co pisałem.

Mogę to wytłumaczyć. Bo cóż takiego pisałem? Pisałem, by powstrzymać norweską młodzież i norweskich mężczyzn przed robieniem głupstw i drażnieniem okupacyjnej władzy, co nie mogło przynieść żadnego pożytku, jedynie porażkę, a nawet śmierć ich samych. To właśnie pisałem, to starałem się na różne sposoby mówić.

Ci, którzy mnie teraz przesłuchują, ponieważ to oni zwyciężyli, zwyciężyli zewnętrznie, że tak powiem, na powierzchni, oni nie miewali, tak jak ja, wizyt rodzin, od najmniej znaczących do bardzo ważnych, które przychodziły z płaczem, bo ich ojcowie, synowie i bracia siedzieli zamknięci w otoczonych kolczastym drutem obozach i zostali skazani na śmierć. Tak, byli skazani na śmierć.

Cóż, ja nie miałem żadnej władzy, ale oni przychodzili do mnie. Nie miałem żadnej w ogóle władzy, ale telegrafowałem. Zwracałem się do Hitlera i do Terbovena. Szukałem także dojścia do innych, na przykład do człowieka nazwiskiem Muller, który, jak mówiono, miał władzę i wpływy, choć ukrywał się za kulisami. Musi chyba istnieć gdzieś jakieś archiwum, w którym znajdują się moje telegramy. Było ich wiele. Kiedy czas naglił, kiedy chodziło o życie lub śmierć mojego ziomka, telegrafowałem dzień i noc. Zatrudniłem żonę mojego zarządcy, żeby nadawała telegramy przez telefon, ponieważ sam nie byłem w stanie tego robić. To właśnie te telegramy wzbudziły na koniec podejrzliwość Niemców wobec mnie. Traktowali mnie jako swego rodzaju pośrednika, niezbyt godnego zaufania, na którego trzeba uważać. W końcu Hitler przestał się zajmować moimi podaniami. Znudziły go. Odesłał mnie do Terbovena, ale Terboven mi nie odpowiadał. Czy i w jakim stopniu moje telegramy komuś pomogły, tego nie wiem, podobnie jak nie wiem, z jakim skutkiem moje kawałki w gazetach odstraszały moich ziomków, tak jak to było moim zamiarem. Zamiast tej mało znaczącej działalności w dziedzinie wysyłania telegramów, powinienem był pewnie raczej sam się ukryć. Powinienem był próbować przedostać się Szwecji, jak to wielu czyniło. Nie zginąłbym tam. Mam w Szwecji licznych przyjaciół, mam swoich potężnych wydawców. I mógłbym pewnie próbować przeprawić się do Anglii, co również uczyniło tak wielu; potem wrócili jako bohaterowie, ponieważ opuścili swój kraj, uciekli ze swego kraju. Ja nie zrobiłem nic takiego, nawet się nie ruszyłem, nigdy nie przyszło mi to do głowy. Chciałem jak najlepiej służyć mojemu krajowi, pozostając tam, gdzie byłem, prowadzić moje gospodarstwo najlepiej jak umiem w tych trudnych czasach, kiedy narodowi brakowało wszystkiego, a nade wszystko wykorzystywać moje pióro dla tego, by Norwegia uzyskała swoją wysoką rangę pośród germańskich krajów Europy. Ta myśl przekonywała mnie od początku. Co więcej, ta myśl mnie zachwycała, wprawiała w oszołomienie. Nie wiem, czy przez cały ten czas spędzony w takiej samotności, kiedykolwiek byłem od niej wolny. Uważam, że dla Norwegii była to wielka myśl, i dzisiaj, tak jak i wtedy, uważam, że to była wielka, dobra idea dla Norwegii, warta, by dla niej pracować i by o nią walczyć: Norwegia, samodzielny, świecący własnym blaskiem kraj na krańcach Europy! Miałem powodzenie u narodu niemieckiego, podobnie jak u narodu rosyjskiego, te dwie potężne nacje ceniły mnie i nigdy mi nie odmawiały, kiedy się do nich zwróciłem.

Ale poszło na opak, wszystko, co robiłem, poszło na opak. Dość szybko straciłem orientację, zwłaszcza wtedy, gdy król wraz z rządem dobrowolnie opuścili kraj i sami pozbawili się swoich funkcji tu, w ojczyźnie. To sprawiło, że grunt usunął mi się spod nóg. Znalazłem się w zawieszeniu, pomiędzy niebem a ziemią. Nie miałem żadnego pewnego oparcia. Siedziałem zatem i pisałem, słałem telegramy i rozmyślałem. Mój stan ducha w tamtym czasie do tego właśnie się sprowadzał: rozmyślałem. Rozmyślałem o wszystkim. Uświadomiłem sobie wtedy, że każde wielkie i dumne nazwisko w dziedzinie kultury, jakie kiedykolwiek pojawiło się w Norwegii, musiało najpierw przejść przez germańskie Niemcy, by stać się wielkim w świecie. I myślałem tak nie bez podstaw. Ale popełniałem błąd. Także i tu popełniałem błąd, choć to przecież jasna jak słońce, najprawdziwsza prawda naszej historii, naszej najnowszej historii.

To mi jednak nie przynosiło pożytku, nie, pożytku mi nie przynosiło. Wprost przeciwnie, sprawiało, że w oczach i sercach wszystkich stawałem się kimś, kto zdradza tę Norwegię, którą chciałem wynieść na wyżyny. Że ją zdradziłem. Cóż, niechaj tak będzie. Niechaj będzie wszystko, czym owe serca i oczy świata chcą mnie teraz obciążyć. To moja porażka i muszę ją dźwigać. Ale za sto lat wszystko zostanie zapomniane. Wtedy nawet Wysoki Sąd zostanie zapomniany, całkowicie zapomniany. Nazwiska nas wszystkich obecnych na tej sali będą za sto lat całkowicie starte z ziemi, nikt ich już nie będzie pamiętał, nikt nie będzie wspominał. Nasze losy zostaną zapomniane.

Zatem kiedy siedziałem tam, w moim domu, kiedy pisałem wedle najlepszych zdolności i telegrafowałem, to, jak się teraz powiada, zdradzałem mój kraj. Jestem zdrajcą ojczyzny, powiada się. Ale ja nie tak to odczuwałem, nie tak pojmowałem i dzisiaj też wcale tak tego nie pojmuję. Jeśli o mnie chodzi, to jestem bardzo spokojny i sumienie mam tak czyste jak to tylko możliwe.

Cenię bardzo wysoko sąd opinii publicznej. Jeszcze wyżej cenię istotę naszego norweskiego prawa, lecz najwyżej ze wszystkiego cenię moją własną zdolność oceniania, co jest dobre, a co złe, co słuszne, a co nie. Jestem dostatecznie stary, by posiadać własną miarę sprawiedliwości, i taka jest właśnie moja miara.

W moim, nazbyt już chyba długim życiu, we wszystkich tych krajach, w których bywałem, pośród wszystkich narodów, z którymi miałem do czynienia, zawsze i niezmiennie przechowywałem i czciłem w swoim sercu ojczyznę. I nadal zamierzam ją tam przechowywać, w oczekiwaniu na sąd ostateczny nade mną.

A teraz dziękuję Wysokiemu Sądowi.

Tylko tych kilka prostych spraw chciałem wyrazić przy tej okazji, żebym przez cały czas nie pozostawał tak samo niemy, jak jestem głuchy. I nie miała to być z mojej strony obrona. Jeśli cokolwiek mogło tak zabrzmieć, wynika to jedynie z materiału, na jakim musiałem się oprzeć w moim przemówieniu, z tego, że byłem zmuszony wspomnieć kilka rzeczy powszechnie znanych. Ale to nie miała być obrona, dlatego nie wspomniałem nawet o świadkach, których mógłbym przecież przedstawić. I nie chciałem też wspominać o innych materiałach, którymi także mógłbym się podeprzeć. To wszystko można odłożyć. Niech czeka na jakąś inną okazję, może na lepsze czasy, może na inny sąd niż ten. Jutro też zapewne nastanie dzień, a ja mogę czekać. Czasu mam dość. Żywy czy umarły, to rzecz obojętna, bo przecież dla świata to obojętne, jak się potoczy los pojedynczego człowieka, w tym przypadku – mój. Ja mogę czekać. Tyle mi wolno.

Knut Hamsun

Knut_Hamsun_Pisarz


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: ,

Podobne wpisy:

  • 2 stycznia 2020 -- Knut Hamsun: Patrząc w niebo przez łzy buntu
    Schodząc ze Wzgórza Zamkowego, minąłem dwie damy, a w przelocie musnąłem rękaw jednej z nich. Spojrzałem. Miała pełną, nieco bladą twarzyczkę, ale nagle rozpłomieniła się przecudni...
  • 27 listopada 2022 -- Knut Hamsun: Wspomnienia z dawnych lat
    Kiedy chodzę na moje spacery, nie oddalam się zbytnio, żeby mi nikt nie zwracał uwagi. Spaceruję głównie ze względu na noce, bym miał tyle snu, na ile zasługuję. Sen jest lepszy ni...
  • 3 grudnia 2022 -- Knut Hamsun: Dzień z życia więźnia sumienia
    Szczerze mówiąc, nie brak mi dowodów ludzkiej życzliwości. Jest tu taka droga na skróty, ścieżka w górę, na moje wzniesienie, i wielu chodzi tędy, a nie drogą koto właściwego szpit...
  • 1 kwietnia 2023 -- Knut Hamsun: Wyklęty pisarz w domu starców
    Dzień 2 września. Do mojego pokoju wchodzi policjant i oświadcza bez wstępów: – Pan ma się przeprowadzić. – Ach tak. Dokąd to? – Do Landvik. Zjawia się także siostra przełożona...
  • 8 kwietnia 2023 -- Knut Hamsun: Spotkanie z Bogiem
    Myśl o Bogu zajęła mnie znowu. Uznałem, że bardzo źle czynił, wchodząc mi w drogę, ile razy starałem się o zajęcie, i niwecząc wszystko, mimo że szło przecież jeno o chleb powszedn...
Subscribe to Comments RSS Feed in this post

5 Komentarzy

  1. I jego Ojczyznę kala dzisiaj knur Rafał Gaweł. Kiedy Nordycki Ruch Oporu podejmie jakieś kroki przeciwko niemu?

    • To czemu ty nie podejmiesz kroków przeciw temu knurowi. Co ma NRM do jakiś knurów.

    • Albo napisz list do Breivika. On już ma doświadczenie w likwidacji zdrajców rasy :)

    • NRM jest poważną organizacją nacjonalistyczną, która działa na terenie Norwegii i mogłaby propagandowo ukazać prawdziwe oblicze rzekomej ofiary polskiego faszyzmu i sądownictwa. Tu nie chodzi by brudzić sobie ręce krwią świniaka, ale pokazać mu, że w Norwegii nie jest mile widziany i są ludzie, którzy wiedzą o jego prawdziwym obliczu. Tak jak były podobne manifestacje w sprawie żymianina Stefana Michnika, tak i by przydały się tutaj.

    • 2033 coming soon :)

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*