life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Ronald Lasecki: Ameryka nieśmiertelna?

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Najnowsza książka Bogusława Wołoszańskiego to historia wyścigu Rzeszy Niemieckiej i ZSRR z USA w zakresie zbrojeń powietrznych a następnie też rakietowych. Praca dzieli się na część poświęconą zbrojeniom niemieckim („Miecz Hitlera”) i zbrojeniom radzieckim („Miecz Stalina”). Wywodowi towarzyszy sporo zdjęć, acz – jak się wydaje – nieco mniej, niż w innych pracach Autora. Tradycyjnie już, jak to u Wołoszańskiego, nie znajdziemy w książce żadnych map, co należy chyba uznać za mankament.

Praca (prawie) naukowa

Czcionka i odstępy między wierszami są wyraźnie większe, niż choćby w drugiej części „Tego okrutnego wieku”. Przypisy rzeczowe również są mniej liczne i mniej rozbudowane, co jednak w pełni rekompensuje tekst główny, w który wkomponowano wszystkie szczegóły techniczne i biogramy, które mogłyby się znaleźć w przypisach. Dialogów w „Zabić Amerykę” jest również mniej niż w innych książkach Wołoszańskiego a sposób ich wplatania w tekst i sama ich treść wskazują, z dużym prawdopodobieństwem, że wszystkie są autentyczne.

Brak jest w tym tomie bibliografii, tradycyjnie zaś – także przypisów bibliograficznych. W zasadzie, trudno zrozumieć dlaczego Autor się na to nie zdecydował? Wywód „Zabić Amerykę” jest narracją charakterystyczną dla prac popularnonaukowych i gdyby opatrzyć go aparatem źródłowym, książka mogłaby taką być. Jeśli Wołoszański wykorzystywał przygotowując tekst jakieś źródła pierwotne, mogłaby być to nawet praca naukowa. Pozbawiony zupełnie odsyłaczy, tom może być jednak traktowany jedynie jako praca popularna i nie nadaje się na przykład do powoływania w innych pracach. Wielka to szkoda, bo książka jest naprawdę świetna.

Jak to u Wołoszańskiego, mocną stroną pracy jest profesjonalnie reporterski, chłodny, niezaangażowany styl. Zgrzyty „narracyjne” pojawiły się bodaj jedynie dwa razy (s. 15, s. 159), gdy Autor dał wyraz odpowiednio swoim ideologicznym uprzedzeniom i emocjom, co prezentuje się nie tylko nieprofesjonalnie ale też zwyczajnie nieelegancko. Do tego należałoby dodać, będące raczej ewenementem w przypadku książek Wołoszańskiego, zgrzyty „redakcyjne”, w końcowych rozdziałach pracy pojawiać się bowiem zaczynają błędy składniowe, gramatyczne itd. Kompromitującym błędem redakcyjnym jest też brak informacji o roku wydania pracy (!).

Merytorycznie książka nie jest równa. Wołoszański wyraźnie „mocny” jest w analizie okresów hitlerowskiego, stalinowskiego i chruszczowowskiego – tutaj jego wywód jest uporządkowany, erudycyjny, przemyślany. Narracja dotycząca dekad po kubańskim kryzysie rakietowym zaczyna mu się już rwać, ciągłość wywodu zastępuje opis wybranych epizodów, opisy te robią się przy tym bardziej ogólnikowe, niekiedy wręcz zdawkowe – widać wyraźnie, że Autor nie czuje się w tych tematach „u siebie”, nie ma ich „przepracowanych” i przepisuje z rozmaitych opracowań, byleby tylko na siłę „dociągnąć”narrację do końca Zimnej Wojny.

Jak hartowała się stal

Zupełnie przeciętna końcówka książki nie umniejsza jednak jej wartości, zdecydowanie większą część jej objętości zajmuje bowiem opis wydarzeń i procesów, których Wołoszański jest znawcą nadzwyczajnym. Gdy pisze o Niemczech, wiemy że odwiedził np. Kancelarię Rzeszy, rozmaite ośrodki przemysłowe i poligony. Gdy pisze o Rosji i USA, wiemy że przeczytał najważniejsze co dała światu analityka i historiografia anglosaska. Dostajemy więc nie tylko parametry i faktyczne osiągi rozmaitych broni i elementów uzbrojenia ale też historię działań konstruktorów, przemysłowców i biurokratów dla urzeczywistnienia danych projektów.

Śledzimy walkę w niemieckim, radzieckim i jankeskim aparatach władzy i gospodarki o budowę bombowców strategicznych, myśliwców nurkujących, broni rakietowej i atomowej. Autor wskazuje nam czynniki, które zadecydowały o abortowaniu niekiedy obiecujących projektów ale też tłumaczy dlaczego – z powodów ekonomicznych, technologicznych, surowcowych, sytuacji wojennej – urzeczywistnienie innych było w danych okolicznościach niemożliwe. Przedmiotem analizy Wołoszańskiego jest rozwój broni powietrznych i marynarki zdolnej razić cele na drugiej półkuli, jego analiza jest jednak holistyczna, nie ograniczając się do wybranego wycinka rzeczywistości, lecz wnioskując w oparciu przesłanki z wielu różnych obszarów.

Zakres czasowy analizy Wołoszańskiego w przypadku lotnictwa dalekiego zasięgu, broni rakietowej i broni atomowej obejmuje w zasadzie okres od samego powstania tych broni. Znajdziemy więc w książce wiele fascynujących szczegółów dotyczących choćby rozwoju jankeskiego i niemieckiego przemysłu lotniczego w okresie międzywojennym. Znajdziemy również uwagi na temat potencjału lotniczego i floty wojennej Rosji carskiej (oraz ich odbudowę w ZSRR od końca lat 1920. do połowy lat 1930.), na tle których Autor omawia spustoszenia dokonane w radzieckich siłach zbrojnych oraz przemyśle przez Stalina.

Szczegółowe są również opisy niemieckich projektów wykorzystania okrętów podwodnych do prób atakowania kontynentu amerykańskiego. Słabiej na tym tle wypadają opisy analogicznych prób rosyjskich, co jednak zupełnie zrozumiałe, bo Autor zdobył przecież uznanie głównie za swoje analizy dotyczące hitlerowskich Niemiec. W narracji Wołoszańskiego nie jest oczywiście obecna wojna na Pacyfiku i potencjał zaangażowany przez USA przeciw Japonii, co może zaciemniać ogólny obraz rozwoju technologii morskich i lotniczych w okresie II wojny światowej, czego jednak nie można Autorowi wytykać, bowiem Japonia wyraźnie nie leżała nigdy w kręgu jego aktywności pisarskiej i reporterskiej.

Kolejnym wartym uwagi motywem w pracy Wołoszańskiego są szczegółowo opisane historie programów nuklearnych jankeskiego i radzieckiego. Autor wyjaśnia nam również pokrótce sposób działania bomb plutonowej, wodorowej i termojądrowej oraz ilustruje ich potencjał zniszczenia. Trochę szkoda, że przy okazji nie wspomina ani słowem o potencjale budowy broni atomowej hitlerowskich Niemiec, co z pewnością klasyfikowałoby się jako „sensacja XX wieku”.

Tym bardziej to dziwne, że Wołoszański – trudno ocenić na ile słusznie – bardzo dużą część jankeskich i radzieckich osiągnięć w technologiach lotniczych i rakietowych wiąże z przechwyceniem osiągnięć niemieckich u schyłku wojny i tuż po jej zakończeniu. Może jego wywód na temat rozwoju technologii USA i ZSRR nie jest kompletny ale szczegóły dotyczące przechwytywania prac niemieckich naukowców i angażowania samych uczonych i inżynierów z Niemiec są dość obszerne, szczegółowe i bogate w różne ciekawostki (np. na temat warunków życia uwięzionych w Rosji naukowców niemieckich).

Nieracjonalność Niemiec

Generalnie, obraz wyłaniający się z wywodu Wołoszańskiego jest – dla rewizjonistów status quo – dość przygnębiający. Niemcy nie miały szans pokonać Anglii ani Rosji, ponieważ nie miały lotnictwa dalekiego zasięgu, zdolnego zniszczyć przemysły tych krajów. Dodatkowo, przemysły angielski i rosyjski były bardziej wydajne niż niemiecki a technologia angielska dodatkowo bardziej zaawansowana.

Niemcy nie mogły też dosięgnąć USA a wypowiedzenie wojny temu państwu przez Hitlera było całkowicie nieracjonalne i wynikało z umysłowego prostactwa niemieckiego przywódcy. Nawet zresztą w ramach swoich najambitniejszych projektów, Niemcy planowały jedynie sterroryzować populację USA, bombardując miasta na wybrzeżu tego kraju, ośrodki przemysłowe choćby w regionie Wielkich Jezior były jednak poza horyzontem ich ambicji. Niemieckie rojenia o wyłączeniu USA z wojny ogniskowały się wokół wzmożenia w społeczeństwie tego kraju nastrojów izolacjonistycznych, co miało doprowadzić do odsunięcia Roosevelta od władzy.

Interesujący jest przy tym właśnie wątek próby wpłynięcia przez Niemcy na wynik wyborów prezydenckich w USA w 1940 roku – ostatecznie nieskutecznej acz stawiającej na wzmocnienie jankeskiego izolacjonizmu i antysemityzmu. Klęska w tym przedsięwzięciu miała za swe źródło m.in. brak niemieckiej agentury w USA, której Hitler nie pozwolił rozbudowywać, by nie prowokować amerykańskiego mocarstwa do wystąpienia przeciw Niemcom. „Zabić Amerykę” Wołoszańskiego pozostawia nas z wnioskiem, że Niemcy nie miały ofensywnej strategii przeciw zaoceanicznemu molochowi a ich ocena tego kraju była zupełnie fałszywa i wyrastała z ignorancji.

Nieracjonalność Rosji

W odniesieniu do Rosji, Wołoszański przekonująco wykazuje, że nie tylko potencjał gospodarczy Związku Radzieckiego ustępował temu USA, ale również potencjał technologiczny Moskwy oraz w zakresie ilości i osiągów uzbrojenia – przynajmniej do zakończenia kubańskiego kryzysu rakietowego – pozostawał rażąco w tyle za potencjałem Stanów Zjednoczonych. Rosja nie miała wystarczającej ilości wystarczająco dobrego lotnictwa strategicznego, by w razie wojny móc realnie zaszkodzić USA. Miała też nieporównanie mniej rakiet dalekiego zasięgu a ich obsługa była bardziej czasochłonna niż jankeskich oraz pociągała za sobą koszty trudne do udźwignięcia dla radzieckiej gospodarki.

Kubański kryzys rakietowy był moskiewskim blefem. Chruszczow doskonale wiedział, że jego państwo musiałoby wówczas przegrać wojnę z USA. Pocisków z głowicami nuklearnymi na Kubie nie zamierzał więc wykorzystywać do atakowania północnoamerykańskiego konkurenta, lecz jedynie dla zastraszenia jankesów. O dysproporcji sił wiedzieli też jednak jankesi – z obserwacji swoich samolotów i satelitów szpiegowskich nad Rosją oraz z informacji przekazanych przez swojego agenta w ZSRR Olega Pieńkowskiego.

Kennedy wcale więc nie ryzykował, „stawiając się” Chruszczowowi: wiedział, że ZSRR musi ustąpić USA lub sromotnie z nimi przegrać. Śmierć mjr. Rudolfa Andersona w zestrzelonym nad Kubą samolocie U-2 była zaś – jak spekuluje Wołoszański – elementem prowokacji aranżowanej przez Fidela Castro – młodego (wówczas) rewolucjonistę, dążącego do wywołania wojny. Obraz „świata, który stanął na krawędzi zagłady” przedstawiany nam dziś w mitologii historycznej Zachodu oraz w dziełach zachodniej popkultury takich jak (skądinąd bardzo dobry) film Rogera Donaldsona „Trzynaście dni” (2000), wydaje się zatem cokolwiek zafałszowany.

Bardziej mętnie wypadają już Wołoszańskiego opisy czasów późniejszych, gdy – jak wiadomo – potencjał radziecki zbliżył się do potencjału USA, jak już jednak wspomnieliśmy, dekady te nie wydają się być polem, na którym Wołoszański poruszałby się z taką swobodą jak po historii lat 1920-1960. Dość więc powiedzieć, że – według Wołoszańskiego – USA gdzieś na przełomie lat 1970/1980 (z tekstu trudno wywnioskować, właściwie kiedy dokładnie) osiągnęły (ponownie) zdolność zadania Rosji „uderzenia rozbrajającego” i ewentualnego wygrania wojny.

Potrzeba racjonalności i realizmu

Wspomniałem wcześniej, że wnioski płynące z lektury „Zabić Amerykę” są dość przygnębiające. Okazuje się bowiem, że dotychczasowe kontynentalne ośrodki siły sięgnęły co najwyżej pułapu mocarstw regionalnych, nie będąc w istocie w stanie uderzyć w Amerykę. Rzucanie zaś przez nie wyzwania molochowi zza oceanu było natomiast zdecydowanie przedwczesne i nieracjonalne: ośrodkom rewizjonistycznym brakowało zarówno potencjału własnego, jak i nawet odpowiedniej świadomości sytuacyjnej – co prowadziło je do zgubnego lekceważenia przeciwnika (jak przypadku Hitlera) lub „liczenia na łut szczęścia”(jak w przypadku Chruszczowa, który miał nadzieję, że USA nie zauważą radzieckich zabiegów na Kubie).

Każda przyszła strategia ofensywna skierowana przeciw jankeskiemu tyranowi globu ziemskiego, musi więc zakładać to, czego nie chcieli rozwijać Niemcy i czego nie byli w stanie rozwinąć Rosjanie – osiągnięcia supremacji w obszarach technologii wojskowych (marynarka, okręty podwodne, lotnictwo, broń rakietowa, komunikacja orbitalna) i przestrzeniach (morza, przestrzeń powietrzna, kosmos) gdzie dominują dziś talassokracje. Do tego czasu frontalnej konfrontacji z USA należy unikać, warunki każdej takiej wojny musiałby bowiem dyktować Waszyngton i jego tallasokratyczni wasale.

Ronald Lasecki

(Bogusław Wołoszański, Zabić Amerykę, Warszawa, [b.r.w.], s. 334)

Obrazek: pix4free.org

Statua_Wolnosci

Źródło: https://ronald-lasecki.blogspot.com


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

11 Komentarzy

  1. USA to ZŁO od początku do końca.
    Dlaczego?
    Jak mówił Julius Evola, ostatnią epoką blasku Tradycji było średniowiecze.
    W mojej opinii ostateczne zerwanie z Tradycją w warstwie kultury, filozofii, prawa itd. stanowi Oświecenie i jego liberalizm. To jest pewien moment przełomowy w historii Europy – osunięcia się w otchłań…
    I tu właśnie pojawia się kwestia USA, otóż jest to państwowość która powstała tylko i wyłącznie na gruncie filozofii liberalno-oświeceniowej. USA jako niepodległe państwo po prostu nie ma innej „tradycji”.
    Filozofia na której oparta jest państwowość amerykańska to oświeceniowy liberalizm
    Religia to protestantyzm
    Dwa zerwania z Tradycją.
    Dlatego USA nie może prowadzić „innej polityki” i np. promować „Tradycji” w jakiejkolwiek formie – bo jego prawne, kulturowe i filozoficzne podstawy są z gruntu antyTradycyjne.
    Symbolicznie amerykańskie flagi „Stars and Stripes” należy palić zawsze i powinni to robić również świadomi biali tradycjonaliści żyjący w USA. Niech stosują flagę Południa lub cokolwiek innego jak chcą…
    Zatem z kultury WASP nie płynie nic wartościowego nawet w jej „skrajnie prawicowej” „rasowej” wersji.
    Nie chodzi mi oczywiście bym wspierał jakieś antyrasistowskie brednie. Po prostu USA to „szatański kraj” i wszystko co zmierza do jego zniszczenia – jest dobre; wszystko co zmierza do jego wzmocnienia jest złe.
    Wszyscy prawdziwi bohaterzy Tradycji pochodzący z USA to ci którzy wybrali walkę z rządem i państwem.
    Niezależnie czy będzie to:
    - ekolog Ted Kaczynski
    - obrońcy życia jak Eric Rudolph
    - czarni działacze jak Malcolm X, Huey Newton itd.
    - biali separatyści jak Robert Mathews
    - libertarianin Timothy McVeigh
    - psychol Charles Manson
    - Indiańscy radykałowie, meksykańscy nacjonaliści, hipisi z komun, religijni sekciarze gór itd. itp.
    Mam nadzieję że rozumiesz o co mi chodzi. Tu nie chodzi nawet o mniej lub bardziej sympatyczną czy inspirującą ideologię wyznawaną przez tą czy inną postać – tylko o sam moment buntu i podjęcia walki z rządem i „własnym” państwem – USA.
    Wszyscy którzy pochodzili z USA, a których możemy uznać za naszych bohaterów – zginęli w walce z tym państwem
    Natomiast nikt kto zginął walcząc w imię państwa USA – nie jest naszym bohaterem

    • Głupkowaty koment bazujący na emocjach – i to negatywnych, a nie rzetelnej wiedzy. Co do negatywnej oceny oświecenia – zgoda, ale USA wcale nie były od początku tak liberalne jak są dziś, a to że się takie jakie są stały to nie tyle efekt ideologii co (((obcych wpływów etnicznych/rasowych))). To raz. A dwa protestantyzm – wśród protestantów to mamy ludzi tak radykalnie antynowoczesnych (np. Amisze), że przy nich różni kato-tradsi to się mogą schować.

    • Kraj wielkiego żyda vel. Stany Syjonistyczne.

    • CYTAT: „To raz. A dwa protestantyzm – wśród protestantów to mamy ludzi tak radykalnie antynowoczesnych (np. Amisze), że przy nich różni kato-tradsi to się mogą schować.”

      Gdybyś uważnie przeczytał ten komentarz zauważyłbyś, że jest w nim mowa także o antysystemowych „religijnych sekciarzach z gór” do której to kategorii zaliczają się np. amisze, Cristian Identity itd.

  2. „Klęska w tym przedsięwzięciu miała za swe źródło m.in. brak niemieckiej agentury w USA, której Hitler nie pozwolił rozbudowywać, by nie prowokować amerykańskiego mocarstwa do wystąpienia przeciw Niemcom.”

    Czyli powstrzymał Fritza Kuhna.

  3. W nowożytnym świecie siła militarna jest pochodną siły ekonomicznej a na tym polu USA/Wlk Brytania miały miażdżącą przewagę zarówno nad III Rzeszą jak i Związkiem Sowieckim.

  4. Nienawiść do Białych Amerykanów jest czymś co musi zostać wytępione na radykalnej prawicy. To tak jakby nienawidzić Polaków za to co odwala obecny pejsaty/lewacki (niepotrzebne skreślić) rząd negro-polin.

  5. Brytyjczycy zawojowali świat muszkietami, USA finansjerą, konsumpcjonizmem, pornografią i goyslopem.

  6. Ja rozumiem, że na pewnym etapie życia można popaść w anty-amerykańską, czy szerzej: anty-anglosaską, czy jeszcze szerzej: anty-zachodnioeuropejską paranoję. OK. Ja rozumiem, że to taka choroba dziecięca na „skrajnej” (= niepejsatej) prawicy, tylko niektórzy niestety zdają się z niej nigdy nie wyrastać…

    Ale: zostawmy to na boku. Dla mnie ważne jest co innego. Przypuśćmy, że w USA doszło do Pro-Białego Przełomu, a władzę przejął David Duke. Jak wówczas zachowałby się Lasek? Dalej szczułby, czy stałby się supporterem nowego rządu? Dla mnie to jest kluczowe pytanie…

    • Sądzę, że poparłby. Ja też.

      Problem jest taki, że realistycznie ujmując nic podobnego nigdy nie będzie miało miejsca.
      I zdają sobie z tego sprawę także radykalni amerykańscy nacjonaliści walczący z molochem zwanym USA.
      Stąd wynikają ich postulaty zniszczenia tego państwa wywalczenia białych „etnostate” na obszarze Południa (neo-Konfederacja) i Północy (Northwest Territorial Imperative)

    • „Sądzę, że poparłby. Ja też.”

      I oto mi chodziło ;)

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*