life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Zygmunt Balicki: Instynkt państwowy i polski nacjonalizm

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Dopóki instynkt państwowy istniał w życiu, we krwi niejako naszego społeczeństwa, nie dochodził on do jego samowiedzy, ale przenikał sobą całą treść myśli politycznej tych żywiołów, które były nosicielami — może nawet bezwiednymi — odziedziczonego po przodkach zmysłu państwowego, odziedziczonego w słabym niestety stopniu; gdy począł on zanikać w życiu, stopniowo, krok za krokiem, pokolenie za pokoleniem, świadomość społeczeństwa tym mniej odczuwać mogła niedostrzegalne te zmiany, że nie było nawet w języku politycznym ówczesnym odpowiednich pojęć, zdolnych sformułować ten powolny proces, notowano tylko zanik dawnych pojęć w ogóle w różnych przejawach życia publicznego, a biadanie to, żałujące zarówno rzeczy płodnych jak i falowych, nosiło na sobie cechę starczego jakiegoś konserwatyzmu, sprzecznego z nowoczesnymi prądami.

Dziś dopiero gdy samowiedza narodowa czyni takie postępy, jak nigdy przedtem, gdy ogarnia ona wzrokiem nie tylko przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w ich dziejowym rozwoju, ale zarazem wszystkie strony życia narodowego w ujęciu syntetycznym, a zarazem porównawczym z innymi narodami, — dziś wreszcie poczynają się budzić śród ogółu przysypane popiołem dwóch co najmniej stuleci, ale nie wygasłe jeszcze szczątki potężnego niegdyś i zdrowego instynktu państwowego. Budzą się one dzięki temu, że obecnie dopiero poczynamy kapitalizować doświadczenia dziejowe ostatnich pokoleń, a nabywane w ten sposób nowe prawdy znajdują w duszy narodu gotową — jeżeli tak powiedzieć można kliszę, do której przystają, z którą się łączą w jedną silną podwalinę naszego życia narodowego, branego jako jednolita, integralna całość. Tą „arką przymierza politycznego między starymi i nowymi laty” nie jest nic innego, jak krzepnący coraz bardziej, choć przez wielu tak znienawidzony nacjonalizm polski, nacjonalizm nie w znaczeniu jakiejś doktryny, którą zjawisko czysto życiowe, żywiołowe, na wskroś praktyczne, wyklucza w samem już swym założeniu, ale w znaczeniu właśnie tego zjawiska, którego istotę stanowi jedno: podejmowanie przez samo społeczeństwo tych zadań narodowych, których państwo nie spełnia wcale — jak u nas — lub spełnia w niedostatecznej mierze — jak w innych krajach.

Od chwili tego spadku poniżej zera w obniżaniu się zmysłu państwowego, poczyna się on stopniowo podnosić. Sięgano coraz częściej do okresu mozolnego odradzania się i budowania państwowości w epoce Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego, w sztuce zaś poruszano nawet tradycje Piastów i pierwszych Jagiellonów, a od tych czasów dawno zapomnianych rozrostu polskiej potęgi państwowej powiał na współczesne pokolenie jakiś ożywczy duch krzepkości i mocy. A było to proste tylko odwołanie się do tej przeszłości, bez tworzenia o niej legendy, o tyle nawet silniejsze, że niczym nie ubarwione i zgodne z prawdą historyczną. Tym jaskrawiej bije w oczy kontrast z tradycjami ostatnich ruchów zbrojnych, które, zamiast stać się źródłem doświadczeń, żywą nauką dla naszej dzisiejszej polityki narodowej i świeżym przykładem popełnianych błędów, zaczęły się już przeobrażać w legendę, zanim zniknęły z bezpośredniej lub ustnej tradycji żyjącego pokolenia. Legenda może być mistrzynią życia tylko w okresie niemowlęctwa, jako czasowy środek pedagogiczny, budzący uśpione jeszcze zupełnie uczucia, w okresie zaś dojrzałości narodowej mogą nią być tylko dzieje w całej swej konkretnej i plastycznej prawdzie. W czasach największego upadku zmysłu państwowego w naszym współczesnym pokoleniu, zaczął on coraz bardziej Ustępować miejsca dążeniom czysto opozycyjnym, które z natury swej nosiły niewątpliwie charakter polityczny, tym niemniej jednak podkopywały jeszcze bardziej będący już i tak w zaniku instynkt państwowy, a to w dwojakim kierunku.

Po pierwsze, opozycyjność, podniesiona do godności zasady przewodniej w polityce, jest negacją nie tylko polityki danego rządu, ale samego państwa, na czele którego rząd ów stoi. Przeprowadzana konsekwentnie, musiałaby ona dojść do negowania jakiegokolwiek udziału w funkcjach prawodawczych, gdyż od udziału w życiu państwowym w ogóle, w całej jego rozciągłości, żadne społeczeństwo faktycznie usunąć się nie może. Absencja w ciałach ustawodawczych zdarzała się wprawdzie w historii, ale tytułem demonstracji czasowej, mającej wywrzeć nacisk na rząd, przy czym zawsze okazywała się bezskuteczną. Równa się ona wyrzeczeniu się wszelkiej akcji politycznej, a więc i samej polityki. Taka zasadnicza negacja wyciska swe piętno na całym życiu publicznym, nawet na jego dziedzinach pozapolitycznych, i powoli, stopniowo podkopuje zmysł państwowy w społeczeństwie. Tam gdzie wszelki udział w życiu i funkcjach państwa jest nie tylko bierny, ale poczytywany za malum necessarium, tam ustaje jakakolwiek twórcza i budująca akcja polityczna, ta najgłówniejsza skarbnica doświadczeń i nabytków wewnętrznych, która zasila i ożywia instynkty państwowości: zanika poczucie prawa, zacierają się kontury słuszności i granice dozwolonego i niedozwolonego, a pojęcie obowiązków publicznych zostaje na wielu polach podkopane.

Stan taki może być smutną koniecznością, spowodowaną zarówno słabością społeczeństwa, jak i warunkami zewnętrznymi, może być złem nieuniknionym, tym niemniej nie należy zapoznawać tego, że posiada on, oprócz wszystkich innych, jedną jeszcze stronę ujemną – podrywa u podstaw instynkt państwowy w społeczeństwie. Przeżyliśmy go w Królestwie w ostatnim dziesięcioleciu minionego wieku.

Instynkt państwowy nie jest nigdy z natury swej negatywny i wtedy nawet, kiedy neguje siłę zewnętrzną, wysuwa przeciwko niej swą własną siłę, a obliczem swym zwraca się przede wszystkim ku tej ostatniej, a więc ku sobie, i dąży do przeciwstawienia jednej wartości – drugiej, na pierwszym przeto miejscu stawia podniesienie tej wartości we własnym łonie. Przeciwnie, opozycyjność czysto polityczna, pozbawiona zmysłu państwowego, będzie tylko gołosłownym zaprzeczaniem siły przeciwnej, równie pozbawionym znaczenia realnego i zadatków twórczych, Jak w sprawach wewnętrznych stanowisko jednego stronnictwa, które Jest tylko negacją drugiego. Przekładając to na język bardziej konkretny, powiemy, żel instynkt i zmysł państwowy dążyć będą przede wszystkim do prowadzenia dobrej i celowej polityki narodowej, (o ile tylko jest ona w ogóle możliwą), popartej w każdym swym poruszeniu należycie zorganizowaną i zdolną do wystąpień zbiorowych silą samego społeczeństwa. Przeciwnie, dla opozycyjności czysto negatywnej istnieje jedna tylko zasada polityczna: zaznaczanie swego stanowiska przeciwstawianie się a priori wszystkiemu, co temu stanowisku w najdrobniejszych choćby szczegółach nie odpowiada.

Zbyteczna chyba dodawać, że rozumna i celowa polityka nie tylko może, ale musi być w wielu warunkach opozycyjną, i to w całej rozciągłości skali współczesnych środków działania, odpowiednich temu założeniu, tylko że każde opozycyjne jej wystąpienie będzie posunięciem taktycznym, a nie aprioryczną zasadą, będzie wskazaniem, zastosowanym do czasu, miejsca i okoliczności, nie zaś dogmatem, ani stałym nastrojem uczuciowym, ani tym mniej postawieniem na miejsce woli stereotypowych automatycznych odruchów.

Powtóre, opozycyjność czysto polityczna, nie posiadająca swych korzeni w instynkcie państwowym, należy zarówno z natury swej, jak z pochodzenia, do dziedziny polityki wewnętrznej. Geneza jej wywodzi się z dążenia do zdobycia władzy politycznej w regularnie funkcjonującym państwie, przez usunięcie tych, co władzę w danej chwili sprawują. Im opozycja posiada mniej zadatków do ujęcia władzy w swe ręce, tym bardziej stan beznadziejności, w jakim się znajduje, popychać ją będzie w kierunku dogmatycznej i bezwzględnej negacji, podczas gdy poczucie celowości w polityce wskazuje jej inną, jedynie skuteczną drogę: wpływać w miarę sił na zmianę kierunku polityki sfer, stojących u steru rządów, w duchu własnych postulatów. I tu się zaczyna sprzeczność wewnętrzna i wielkie zazwyczaj nieporozumienie dziejowe.

Sprowadzić zmianę w kierunku polityki, nie przez siebie prowadzonej, można albo na drodze siły, albo na drodze wpływu, w braku zaś pierwszej trzeba się uciekać do drugiego. Otóż jest to pewnikiem psychologicznym, stwierdzonym przez doświadczenie wszystkich czasów, że wpływ opozycji na sferę rządzącą zmniejsza się w miarę tego, jak wzrasta kąt odchylenia linii politycznych jednej i drugiej. Warunkiem wywierania wpływu jest współdziałanie w pewnym przynajmniej zakresie,— im ten zakres jest większy, tym wpływ może być skuteczniejszy. Przykład socjalnej demokracji niemieckiej, negującej „państwo burżuazyjne”, dogmatycznie nieprzejednanej i zasadniczo opozycyjnej, może tu służyć za przykład: pomimo imponującej siły liczebnej, wpływ jej na rządy Rzeszy jest niemal żaden, tam zaś gdzie okazuje się ona zdolną do kompromisów w stosunku do rządów miejscowych, w odpowiednim stopniu wpływ na nie posyskuje.

Wszystko powyższe dotyczy opozycji, postawionej w warunkach niejako normalnych, a więc zwróconej w stronę własnego narodowego państwa, na gruncie którego występuj jako jeden z czynników wewnętrznej jego polityki.

Jakże się będzie przedstawiał ten stosunek, gdy idzie o stanowisko nie stronnictwa już, lecz narodu lub jego części, względem państwa nie tylko obcego, ale przeciwstawiającego mu się punkcie właśnie narodowym?

Przede wszystkim podnieść należy, że natura tego stosunku, o ile będzie oparty nie na odruchach uczuciowych, ale na instynkcie i zmyśle państwowym, zależeć będzie nie od mniej lub więcej wrogiego stosunku państwa do stojącego w opozycji narodu, ale od tego, czy i w jakim zakresie naród ten może prowadzić politykę względem państwa, wychodząc z przesłanek bądź jego polityki wewnętrznej, bądź zewnętrznej. Jeżeli żadna polityka jest w danych warunkach niemożliwa, — co zdarza się wyłącznie wtedy, gdy społeczeństwo w ogóle jest zupełnie od niej usunięte, — wówczas i opozycyjność sama, jako społeczno-narodowa, a nie polityczna, nie będzie miała pola do przejawiania się na zewnątrz w całej możliwej skali swych stopniowań, wówczas społeczeństwo narodowe zamknie się więc raczej w sobie i skupi na wewnątrz. Pole dla opozycji otwiera się właściwie dopiero z chwilą udziału w życiu ustawodawczym państwa.

Stanowisko opozycji bezwzględnej i zasadniczej nie tylko przedstawia w tym wypadku wszystkie te niebezpieczeństwa, na jakie jest wystawione stronnictwo wewnętrzne, ale naraża się nadto na inne, o wiele groźniejsze. Naprzód stronnictwo wyjątkowo tylko może ściągnąć na siebie represje państwa, i to wtedy jedynie, gdy przekracza granicę legalności, lub dąży bezpośrednio do przewrotu, a wówczas samo tylko odpowiada za siebie, represje bowiem jego wyłącznie dotyczą; przeciwnie, przedstawicielstwo narodowe, które przez swą bezwzględną i zasadniczą opozycję sprowadza reakcję ze strony państwa, sprowadza ją na cały naród, na wszystkie przejawy jego życia, a to tym łatwiej, że stosunek wzajemny jest w samem założeniu stosunkiem dwóch żywiołów obcych sobie i wrogich.

Następnie, opozycja bezwzględna w ciele ustawodawczym ściąga fatalnie, nieubłaganie przedstawicielstwo narodowe na stanowisko stronnictwa wewnętrznego w państwie, a więc wbrew woli dochodzi do wyników wręcz sprzecznych z własnym założeniem. A oto dlaczego. Grupa narodowa, zajmująca stanowisko zasadniczo negacyjne względem całego zakresu spraw państwowych, nie posiada własnej fizjonomii ani własnej denominacji politycznej: wszystko jedno kto i w imię czego zajmuje podobne stanowisko wyłącznie protestujące, będzie ono zawsze jedynie negacją, wielkością czysto ujemną, nie posiadającą w praktyce żadnych cech, wyodrębniających jakościowo pozytywne dążenia owej grupy gdyż te same sobie zamykają drogę i pole do wykazania swoistej swej twórczości. Mowy parlamentarne, komentujące każdorazowo motywy opozycyjnego wystąpienia, nie mają żadnego politycznego znaczenia, a moralne szybko utrącają: w polityce nie słowa znaczą, lecz posunięcia, zmieniające pod jakimkolwiek względem układ sił i stosunków.

Sama nie wiedząc kiedy, grupa narodowa znajdzie się w szeregu stronnictw wewnętrznych, równie jak ona lub bardziej opozycyjnych, i zostanie zaliczona siłą rzeczy w ich poczet, a to stanowi być może dla niej największe niebezpieczeństwo, na które wzdryga się instynkt zbiorowy, i to właśnie instynkt państwowości. Dyktuje on co innego, nakazuje mianowicie jakimś głosem wewnętrznym, którego żadne doktrynerskie rozumowania, ani żadne uczuciowe podniecania się nie przemogą, — prowadzić politykę narodową—w żadnym razie nie stronniczą— wszędzie tam, gdzie ona jest możliwą. A polityka polega w danych warunkach na wywieraniu takiego wpływu na czynniki rządowe, któryby je skłonił do zmiany stosunku względem uzależnionego narodu, we własnym oczywiście interesie.

Otóż tu się zaczyna wielka trudność, powstaje sfinksowa zagadka wszelkiej polityki narodowej, postawionej w podobnych warunkach. Na to aby mieć prawo i możność wywierania wpływu na sfery odpowiedzialne w państwie, grupa narodowa, dążąca do zdobycia praw sobie należnych na drodze politycznej, wszystko jedno — opozycyjnej czy pojednawczej — musi mieć z tym państwem pewien grunt wspólny, pewien punkt oparcia, którego wymaga wszelka siła celowa, jakiejkolwiek byłaby natury. Określenie podobnej platformy, jako punktu wyjścia polityki narodowej, jest zadaniem o wiele ważniejszym, ale i o wiele trudniejszym, niż wystawianie postulatów, nawet zastosowanych do warunków czasu i miejsca. Dobra i celowa polityka narodowa bez nakreślonych z góry postulatów swych dążeń obejść się może, ale nie może się obejść bez pewnej podstawy prawno-politycznej, na której się opiera i w imię której występuje, ona to bowiem, jej utrzymanie lub rozszerzenie, stanowi właśnie jedyną przesłankę, z której państwo, we własnym interesie, wyprowadzić może wniosek o potrzebie zmiany swego stosunku względem tych, co na jej gruncie stoją.

Skala stopniowań w szeregu stanowisk prawno-politycznych jest tu nader rozległa. W Wielkopolsce np. ogranicza się ono do uznania faktycznej przynależności i do stosunku legalności wobec państwa, oraz do wypełniania obowiązków, włożonych na wszystkich jego obywateli; w Galicji obejmuje zakres nader szeroki: lojalności dynastycznej i wierności względem państwa, o ile ono zapewnia żywiołowi polskiemu autonomiczny i swobodny rozwój narodowy, ale tu i tam stanowi punkt wyjścia logicznie przeprowadzanej polityki narodowej. W Królestwie, które najpóźniej weszło w szranki współczesnego życia konstytucyjnego, kwestia ta nie jest bynajmniej ustaloną, i to stanowi może najgłówniejszą przyczynę, dlaczego nasza polityka narodowa w państwie rosyjskim dotychczas zdobyć się nie może na jasną i zdecydowaną linię. W przeszłości nawet, za czasów Królestwa Kongresowego, nie zajmowaliśmy bynajmniej jednolitego i stanowczego stanowiska pod tym względem, a w ostatnim okresie przełomowym, stosunek autonomiczny był postulatem politycznym, nie zaś prawno-państwowym punktem wyjścia wyraźnej i konsekwentnej polityki.

W żadnej z trzech dzielnic stosunek do państwa nie zatarł w najmniejszej mierze stanowiska odrębności narodowej, aczkolwiek w Królestwie, w okresie 1905—6 r. było ono niejednokrotnie na szwank narażane. Wielkim zagadnieniem polityki narodowej w tej dzielnicy jest ustalenie stanowiska prawno-politycznego na gruncie odrębności narodowej, wyraźne jego określenie i konsekwentne przeprowadzanie w polityce praktycznej. Brane tu być muszą pod uwagę względy historyczne danej dzielnicy, względy ogólnonarodowe, przesłanki polityki międzynarodowej, oraz faza dziejowa, w której się państwo znajduje, polityka zaś rządu w każdej poszczególnej chwili, jako czynnik zmienny, gra tu rolę drugorzędna.

Głośne było niegdyś, ale i okrzyczane hasło „wejścia do środka państwa”— i słusznie. Nie o „wejście” tu idzie, bo to jest dziś faktem bezspornym, choć niczym więcej, lecz o postawienie kwestii polskiej i spraw polskich w państwie na gruncie prawno-politycznym, i nie o wejście „do środka” państwa, co by nas postawiło w szeregu stronnictw rosyjskich, lecz o oparcie swego stosunku peryferycznego na ściśle określonych podstawach.

Zadanie niełatwe, bez jego rozwiązania jednak, i to w taki sposób, aby całe społeczeństwo polskie w Królestwie, podobnie jak to się dzieje w innych dzielnicach, przyjęło zajęte stanowisko jako bezsporny punkt wyjścia swej wobec państwa polityki, polityka ta pozostanie zawsze czymś niekonsekwentnym, prowadzonym od wypadku do wypadku. Gdy to zostanie dokonane, powiedzieć będzie można, że tak linie zachwiany w naszym społeczeństwie instynkt państwowy odradza się rzeczywiście, a zmysł odpowiedni dojrzewa do prowadzenia z planem i z gruntem pod nogami celowej polityki narodowej.

Zygmunt Balicki

46


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

2 Komentarzy

  1. Sylwetka Balickiego:
    Zygmunt Balicki (ur. 30 grudnia 1858 w Lublinie, zm. 12 września 1916 w Piotrogrodzie) – polski socjolog, psycholog społeczny, publicysta, polityk i jeden z czołowych ideologów Narodowej Demokracji, członek korespondent Towarzystwa Muzeum Narodowego Polskiego w Rapperswilu od 1891 roku.

    Kształcił się w Gimnazjum Męskim w Lublinie, które ukończył w 1876. Studiował nauki społeczne na Uniwersytecie w Petersburgu, Zurychu i Genewie, uzyskując stopień doktora praw. Był działaczem politycznym, socjologiem i publicystą, jednym z pierwszych ideologów polskiego ruchu narodowego. W 1881 r. współtworzył Socjalistyczne Stowarzyszenie Lud Polski. W 1887 założył Związek Młodzieży Polskiej „Zet”. 3 stycznia 1891 ożenił się z Gabrielą Iwanowską. W 1893 we współpracy z Romanem Dmowskim założył Ligę Narodową i Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne założone w 1897. W broszurze „Egoizm narodowy wobec etyki” przeprowadził rozróżnienie etyki idei i etyki ideałów skłaniając się do pewnego relatywizmu moralnego na rzecz osiągnięcia określonych celów narodowych. Po wybuchu I wojny światowej opowiedział się po stronie państw Ententy. Popierał tworzenie legionów przy armii rosyjskiej. W odpowiedzi na deklarację wodza naczelnego wojsk rosyjskich wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza Romanowa z 14 sierpnia 1914 roku, podpisał telegram dziękczynny, głoszący m. in., „że krew synów Polski, przelana łącznie z krwią synów Rosyi w walce ze wspólnym wrogiem, stanie się największą rekojmią nowego życia w pokoju i przyjaźni dwóch narodów słowiańskich”. Wraz z Wiktorem Jarońskim był pomysłodawcą utworzenia polskich jednostek wojskowych, które miały wziąć udział w walce u boku armii rosyjskiej (Legion Puławski). Był członkiem Komitetu Organizacyjnego Legionów Polskich, formowanych u boku wojsk rosyjskich w 1915 roku.

  2. W okresie przedwojennym kontynuatorem jego myśli był oczywiście Roman Dmowski i SN, po 1944/45 roku SN senioralne.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*