life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Ernst Jünger: Szklane pszczoły (fragment)

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Mieliśmy zwyczaj spotykać się u kolegi, który zamieszkiwał pokój na najwyższym piętrze czynszowej kamienicy, jakie budowano wówczas równie szybko, jak niesolidnie. Pokój miał szerokie okno wychodzące na głęboki szyb podwórza, które z tej wysokości wydawało się nie większe od karty do gry. Kolega ten nazywał się Lorenz; był szczupłym, nieco nerwowym chłopcem i również służył wcześniej w lekkiej kawalerii. Lubiliśmy go wszyscy; było w nim coś z dawnej wolności, z dawnej beztroski. Niemal każdy miał wtedy jakąś ideę; była to szczególna właściwość lat, które nastąpiły po tamtej wojnie. Jego idea zasadzała się na przekonaniu, że źródłem wszelkiego zła jest maszyna. Dlatego chciał wysadzić w powietrze fabryki, rozdzielić na nowo ziemię i przekształcić kraj w wielkie chłopskie królestwo. Wszyscy byliby wtedy pokojowo usposobieni, zdrowi i szczęśliwi. Aby poprzeć ten pogląd dowodami, zgromadził małą bibliotekę – dwa, trzy rzędy zaczytanych książek, przede wszystkim Tołstoja, który był jego świętym, a także wczesnych anarchistów w rodzaju Saint-Simona.

Biedny chłopiec nie wiedział, że dzisiaj istnieje tylko jeden rodzaj reformy rolnej: ekspropriacja. Sam był przy tym synem wywłaszczonego rolnika, który nie przeżył swojej straty. Szczególnie osobliwa wydawała się okoliczność, że bronił tych idei pod dachem czynszowego domu i w kręgu ludzi, którym wprawdzie nie zbywało na zagmatwanych planach, ale którzy pod względem wiedzy technicznej nie ustępowali nikomu.

Co za tym idzie, często przerywano mu wesołymi okrzykami, kiedy wyłuszczał swoje idee, jak na przykład: „Z powrotem do epoki kamienia łupanego” albo „Neandertal, tyś mą radością”. Nie dostrzegaliśmy jednak albo widzieliśmy nie dość wyraźnie, że jakiś święty, choć bezsilny gniew trawi naszego przyjaciela, bo życie w tych miastach, które tliły się jakby wypatroszone przez spiżowe dzioby, było potworne. Lorenz nie powinien był się wówczas znajdować w naszej rozwydrzonej kompanii, lecz pod opieką rodziny, w rękach kochającej żony. Monteron szczególnie go lubił.

W ten straszny wieczór, było już raczej nad ranem, wiele pito i głowy rozgrzały się. Opróżnione butelki stały na stole i przy ścianach, a dym z popielniczek sączył się przez otwarte okno, przez które spojrzenie padało na niezdrowo wyglądające niebo. Było to bardzo odległe od spokoju wiosek.

Niemal zasnąłem i tylko hałas rozmowy utrzymywał mnie w stanie jawy. Nagle ocknąłem się; czułem, że w pokoju dzieje się coś, co wymaga najwyższej uwagi. Tak odbiornik zaczyna wibrować, gdy ktoś nawiąże z nim łączność. Muzykę przerywają sygnały statku, który walczy z zagładą.

Koledzy umilkli; spoglądali na Lorenza, który się podniósł i był w stanie najwyższego wzburzenia. Pewnie znowu mu dokuczali, żartowali sobie z czegoś, co właściwie wymagało pomocy doświadczonego lekarza. Za późno każdy z nas zauważył, jak niezwykłe było to wszystko.

Lorenz, który zresztą nie pił wcześniej i nigdy nie miał zwyczaju pić, najwyraźniej wpadł w rodzaj transu; nie bronił już swojej idei. Zamiast tego uskarżał się, że brakuje mężczyzn, którzy pragną dobra; można by je wówczas łatwo urzeczywistnić. Ojcowie nam to pokazali. A przecież tak łatwo jest złożyć ofiarę, jakiej oczekują czasy. Wówczas zasklepiłaby się szczelina, która rozdarła ziemię.

Spoglądaliśmy na niego i nie wiedzieliśmy, do czego to ma zmierzać; czuliśmy się na wpół jak słuchacze bezsensownej tyrady, a na wpół jak świadkowie zaklęcia, przy którego wypowiedzeniu z głębi dobiega błysk czegoś niesamowitego.

Stał się teraz spokojniejszy, jakby rozmyślał nad jakimś szczególnie przekonującym sformułowaniem. Uśmiechnął się i powtórzył:

– Przecież to takie łatwe. Pokażę wam. – Potem zawołał: – Niech żyje… – I rzucił się przez okno.

Nie chcę powtarzać, na czyją cześć wzniósł okrzyk. Zdawało nam się, że śnimy, ale jednocześnie było tak, jakby podłączono nas do prądu; siedzieliśmy w opustoszałym pokoju ze zjeżonymi włosami niczym gromada upiorów.

Lorenz, choć najmłodszy z nas, był demonstratorem ćwiczeń gimnastycznych; dość często widywałem go, jak przewija się na drążku albo wykonuje skok przez konia. Tak samo zniknął z mansardy; ułożył dłoń lekko na parapecie i zwinnie się okręcił, tak że jego twarz raz jeszcze zajrzała do środka.

Czy nastąpiło teraz pięć, czy może siedem sekund nadzwyczajnej ciszy – tego nie wiem. W każdym razie chciałoby się, nawet we wspomnieniu, wbić w czas klin, aby utracił on swoją logikę, swoją nieodwracalność, klin w nieubłagany czas. Potem w głębi podwórza rozległo się straszliwe uderzenie, głuche, lecz jednocześnie twarde; nie ulegało wątpliwości, że było śmiertelne.

Rzuciliśmy się w dół po schodach i wybiegliśmy na wąskie, pogrążone w półmroku podwórze. Przemilczę, co za istota siedziała tam w kucki. Z takiej wysokości ciało spada zwykle głową w dół – to, że Lorenz zdołał wylądować na nogach, pokazuje, jak dobrym był gimnastykiem. Skok udałby się jeszcze z drugiego, może nawet z trzeciego piętra. Są jednak rzeczy, których nie sposób dokonać. Ujrzałem dwie jasne piszczele, z których zwisały strzępy ciała: kości przy uderzeniu przebiły biodra i bielały w powietrzu.

Jeden wołał o lekarza, inny o pistolet, trzeci o morfinę. Ja poczułem, że grozi mi szaleństwo, i pobiegłem w noc. Nieszczęsny czyn głęboko mnie poruszył i pozostawił po sobie nieusuwalny uraz; we mnie również coś zniszczył. Nie mogę go więc traktować jako epizodu, zbyć uwagą, że na świecie dzieje się wiele bezsensownych rzeczy.

Biedny chłopiec rzeczywiście dał nam przykład, choć inny, niż zamierzał. Potrafił w jednej chwili unaocznić i spełnić coś, do czego większość z naszego kręgu potrzebowałaby całego życia. Ukazał nam beznadziejność naszej sytuacji.

Pojąłem wtedy znaczenie straszliwego słowa „nadaremnie”. Przeszyło mnie ono na wskroś już po klęsce na widok nadludzkich dokonań, niezmierzonego cierpienia, z którego sterczało ono w ognistoczerwoną noc niczym okryta sępami skała. Spowodowało to ranę, która nigdy się nie zabliźni.

Wydawało się, że moi koledzy brali to mniej poważnie. Właśnie wśród uczestników tamtego wieczoru znajdował się szereg nieugiętych duchów, o których później wiele mówiono; można było odnieść wrażenie, że zgromadził ich jakiś demon. Następnego dnia spotkali się znowu i postanowili, że nazwisko Lorenza należy wykreślić z listy. Samobójstwo było dla nich niedopuszczalnym hołdem złożonym duchowi czasów.

Odbył się nędzny pogrzeb na jednym z podmiejskich cmentarzy. Kiedy uczestnicy się rozchodzili, dało się słyszeć pełne zakłopotania słowa: „Po pijanemu wyskoczył z okna” i tym podobne rzeczy.

Ernst Jünger

Ejunger

Książka do kupienia TUTAJ.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: ,

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

8 Komentarzy

  1. Ernst był jedyny w swoim rodzaju. Nacjonalista, antyliberał i przede wszystkim konwertyta na Prawdziwą Wiarę w wieku 101 lat. Rewolucja Konserwatywna wiecznie żywa!

    • ,, i przede wszystkim konwertyta na Prawdziwą Wiarę w wieku 101 lat”

      Jeśli był on taki mądry to dlaczego zrozumienie,że katolicyzm jest jedyną prawdziwą wiarą,zajęło mu aż 101 lat???

    • A co to, Bóg nie zbawi człowieka, który nawrócił się „za późno”? Z tego, co wiem to według nauczania katolickiego człowiek ma czas do nawrócenia dopóki żyje…

    • Wiara jest łaską i niezbadane są plany Boga wobec każdego z nas.

    • Jeśli był on taki mądry to dlaczego zrozumienie,że katolicyzm jest jedyną prawdziwą wiarą,zajęło mu aż 101 lat???

      ___

      Dlatego że WIARA nie jest kwestią zrozumienia. Tylko łaski.
      Nie wydedukujesz wiary z pustej filozofii czy nauki.

  2. Uznanie dla Wydawcy za publikację tej pozycji. Jünger zdobywa kolejne przyczółki ;)

  3. Ernst Jünger (ur. 29 marca 1895 w Heidelbergu, zm. 17 lutego 1998 w Riedlingen) – niemiecki pisarz.

    Ernst Jünger był niemieckim nacjonalistą, ale nacjonalizm pojmował na własny sposób. Podczas pierwszej wojny światowej jako żołnierz był wielokrotnie ranny i wyróżniany najważniejszymi odznaczeniami II Rzeszy, w czasie drugiej – już jako oficer – przebywał głównie w Paryżu. Jünger zachowywał dystans zarówno do NSDAP, do której nigdy nie przystąpił, jak i do osoby Hitlera. Powieść Jüngera Na marmurowych skałach postrzega się jako metaforyczną krytykę nazizmu.

    Jünger przeprowadzał na sobie eksperymenty z wieloma narkotykami – m.in. jako jeden z pierwszych opisywał doświadczenia z LSD (znał się z jego odkrywcą, Albertem Hofmannem). Podróże pod wpływem psychodelików zainspirowały go do napisania Drogen und Rausch (Przybliżenia. Narkotyki i upojenie). Pisarz zajmuje się w niej filozoficznym aspektem odurzenia, ksiązka stanowi studium ludzkich transgresji i środków, za pomocą których ludzie przekraczali granice rzeczywistości. Ponadto pasją, która pochłaniała go przez całe życie, było zbieranie owadów.

    Urodził się jako pierwsze dziecko aptekarza. W czasie jego dzieciństwa rodzina przenosiła się kilkakrotnie, między innymi do Hanoweru, gdzie Ernst uczęszczał do gimnazjum. Jako 18-latek pod wpływem książek opisujących przygody europejskich kolonizatorów w Afryce, zgłosił się do służby w Legii Cudzoziemskiej. Szybko jednak powrócił do Niemiec na skutek interwencji swojego ojca.

    W 1914, po wybuchu wojny, zgłosił się na ochotnika do armii. W listopadzie 1915 został skierowany na front do Szampanii. Służył na froncie zachodnim, głównie we Francji. W ciągu kolejnych czterech lat czternastokrotnie był ranny, został odznaczony między innymi Krzyżem Żelaznym I klasy oraz Orderem Pour le Mérite – jako jeden z ostatnich. Był ostatnim żyjącym kawalerem tego orderu. Zakończył wojnę jako dowódca kompanii szturmowej w stopniu porucznika.

    Po wojnie wydał swoje okopowe wspomnienia, które zostały entuzjastycznie przyjęte przez prawicową prasę. W 1923 zawiesił karierę w wojsku. Zajął się studiami – zoologią i filozofią – których jednak nie ukończył. Zwrócił się ku pracy pisarskiej i dziennikarskiej. Po przejęciu władzy przez nazistów odrzucił ich propozycje zajęcia miejsca w Reichstagu oraz członkostwa w tzw. akademii poetów (Dichterakademie). Pociągnęło to za sobą różne nieprzyjemności, m.in. przeszukanie mieszkania przez Gestapo.

    W 1939 wydał powieść Na Marmurowych Skałach, która zapoczątkowała serię powieści fantastycznych w jego twórczości. Kolejne były: Heliopolis (1949), Szklane pszczoły (1957), Eumeswil (1977) oraz Problem Aladyna (1983). W Szklanych pszczołach Jünger poddał konserwatywnej krytyce rozwój techniczny – przeciwstawiał technikę naturze oraz zwrócił uwagę na zagrożenia ze strony postępu technicznego, a także na potrzebę przeciwdziałania im.

    Po wybuchu wojny Jünger jako oficer Wehrmachtu został skierowany do stolicy okupowanej Francji, gdzie zajmował się cenzurą listów. W tym okresie nawiązał stały kontakt z przedstawicielami paryskich elit kulturalnych pozostałych po klęsce 1940 we Francji. Spotkał się m.in. z Jean-Paulem Sartrem i Picassem.

    Po ostatecznej klęsce III Rzeszy pisarz nie zgodził się na wypełnienie denazyfikacyjnego kwestionariusza i otrzymał zakaz publikacji w brytyjskiej strefie okupacyjnej, który został uchylony w 1949. Wtedy mieszkał już w Wiflingen w Badenii-Wirtembergii. W dalszych latach swojego życia wciąż podróżował, brał udział w spotkaniach upamiętniających ofiary wojen, wydawał kolejne książki. Otrzymał wiele nagród literackich oraz niemieckich odznaczeń, w tym Order Zasługi Republiki Federalnej Niemiec.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*