life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Polscy rolnicy dostają ochłapy, a zarabiają pośrednicy

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

14 procent – w skrajnych przypadkach tak małą część ceny końcowej za swój produkt dostaje rolnik. Tak wynika z raportu UOKiK o zarabianiu na warzywach i owocach przez producentów, pośredników i sieci handlowe. UOKiK przeprowadził pilotażowe badanie, w którym pod lupę wziął pięć sieci: Auchan, Biedronka, Carrefour, Lidl i Tesco. Urząd sprawdzał ceny: ziemniaków, cebuli, jabłek, malin i wiśni – analizował to jaka część ceny, którą płacimy w sklepie, trafia do rolnika, pośrednika i sklepu.

Z uśrednionych danych wynika, że w przypadku malin i wiśni rolnik dostaje niecałe 30 proc. końcowej ceny, jabłek – ponad 40 proc, cebuli – niecałe 40 proc., a w przypadku ziemniaków – niecałe 50 proc. Pośrednikom przypada 20-40 proc. ceny. Ala są to dane średnie – podkreślił prezes UOKiK. Dodał, że jeżeli przyjrzeć się cenom poszczególnych produktów w różnych sieciach handlowych, to w skrajnym przypadku rolnik za dostarczone jabłka dostawał tylko 14 proc. ceny płaconej w sklepie.

Pilotaż pokazał, że w większości przypadków między rolnikiem a sklepem występuje kilku pośredników, którzy mają znaczący wpływ na ostateczną cenę warzyw lub owoców w oferowanych w sklepach. W przypadku jabłek zysk pośredników wahał się od 10 do 77 proc., a sklepów – od 9 do 27 proc. Wydaje się, że te 14 proc. w żaden sposób nie rekompensuje wysiłku i ryzyka biznesowego rolnika – ocenił szef UOKiK. Zakładając, że kilogram owoców kosztował 2 zł, oznacza to, że mogło się zdarzyć, iż rolnik zarobił zaledwie 28 groszy, mimo ponoszonych ryzyk i ogromnego nakładu pracy.

W przypadku malin rolnicy otrzymali od 26 do 58 proc. ceny, którą płacił konsument, pośrednicy od 10 do 42 proc., a sieci handlowe – od 9 do 27 proc. Wiśnie sprzedawały tylko trzy ze sprawdzanych sieci. Udział tych sklepów w cenie na półce wynosił od 25 do 68 proc. W przypadku rolników ten odsetek wahał się od 15 do 50 proc., a pośredników – od 17 do 26 proc. Zarobek producentów cebuli wynosił między 19 a 83 proc., pośredników od 43 do 52 proc. (w jednym przypadku pośrednicy sprzedali do sklepu produkt taniej niż kupili od rolnika), a sklepów – od 7 do 35 proc. Producenci ziemniaków dostawali zaś od 26 do 68 proc końcowej ceny, pośrednicy – od 3 do 53 proc., a zarobek sklepów wahał się od 7 do 36 proc. ceny na półce.

III Rzecza jest typowym krajem neokolonialnym – rajem dla międzynarodowych koncernów. Nie bądź bierny – nacjonalizm przeciwko Systemowi!

Na podstawie: dziennik.pl

slowfood1


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , , , ,

Podobne wpisy:

  • 5 lipca 2014 -- Rolnicy będą mogli sprzedawać własne wyroby?
    Resort rolnictwa zapowiada zmiany, które umożliwią rolnikom sprzedaż własnych wyrobów mięsnych czy owocowych. Ministerstwo poinformowało, że zmiany takie będą możliwe już w przyszł...
  • 14 lipca 2018 -- Polscy rolnicy kontra antynarodowy reżim
    Stowarzyszenie Polskich Producentów Ziemniaków i Warzyw (Unia Warzywno-Ziemniaczana) zorganizowało 13 lipca 2018 roku ogólnorolniczy protest w Warszawie. Rolnicy przyjechali do sto...
  • 12 kwietnia 2015 -- Polscy rolnicy mają problemy – zalew mięsa z importu
    W czasie, gdy polscy rolnicy i producenci wieprzowiny mają problemy ze zbytem i niskimi cenami skupu, rynek zalało importowane mięso z krajów zachodniej Europy. Myślisz, że kupujes...
  • 8 grudnia 2016 -- Polski rolnik produkuje, a zarabia obcy kapitał
    Jak już informowaliśmy, globalne koncerny kontrolują rynek żywności w Polsce. Neokolonialny charakter systemu społeczno-gospodarczego III RP widać na każdym kroku, a potwierdza go ...
  • 23 marca 2012 -- Rewolucja przeciw pośrednikom w Grecji
    Greccy rolnicy zbuntowali się przeciwko sieciom supermarketów. Zaczęli sprzedawać plony bezpośrednio klientom – ci pierwsi zarabiają więcej i dostają pieniądze od razu, ci drudzy n...
Subscribe to Comments RSS Feed in this post

Jeden komentarz

  1. Święto Pracy jest bodaj najlepszą okazją do refleksji nad losem zwykłego Polaka, która w ciągu roku może się nam przytrafić. Ta czerwona kartka w kalendarzu, jako ustawowo wolna od pracy, stwarza okazję do rzeczowego wyrażenia bólu słyszanego od poniedziałku do piątku, a z reguły także na nadgodzinach. To dzień majówki, będący dzisiaj, dla nieuświadomionych mas, jedynie częścią tygodniowego odpoczynku, jaki układa się w zbieżności dat z 3 maja. Dla naprawdę niewielu 1 maja jest rzeczywiście wspomnieniem walk robotniczych naszych przodków o wyzwolenie narodowe i społeczne, a dla jeszcze mniejszej garstki momentem mobilizacji, podniesienia sztandarów sprawiedliwości społecznej jeszcze wyżej do walki w przyszłości. Jak więc rozumieć ten dzień i co z niego wywnioskować?

    Pisząc o pierwszym maja, będąc przy tym aktywnym wśród ludzi działaczem politycznym, a dzięki temu znając poziom obecnej świadomości klasowo-narodowej Polaków, muszę zacząć od samego początku.

    Dzień ludzi pracy wzbudza wiele niezdrowych emocji wśród ludzi mieniących się jako patrioci, nacjonaliści, a z drugiej strony jest wykorzystywany przez pogrobowców marksizmu do paradowania z flagami komunistycznymi. Być może jest to dla kogoś kontrowersyjna teza, ale są to w gruncie rzeczy dwie strony tego samego medalu, który wisi na Święcie Pracy jak kamień u jego szyi. Dlaczego?

    Z jednej strony widzimy ludzi, którzy ubierając się w szaty „prawicowe”, plują na tradycje robotnicze, takie jak właśnie 1 maja. Ludzi w zdecydowanej większości wywodzących się w prostej linii od chłopów, którzy w dobie PRL-owskiej industrializacji oraz urbanizacji przesiedlili się do miast, zaczynając pracę jako robotnicy w fabrykach. Po 1989 roku i katastrofalnych w skutkach reformach neoliberała Leszka Balcerowicza ich rodzice i dziadkowie stracili dotychczasowe źródło utrzymania, ich świat się zawalił, a miliony z nich do dzisiaj borykają się z problemem wykluczenia społecznego, inni popadli w nałogi lub zasili szeregi milionowej emigracji z Polski ze względu na brak perspektyw. Ich dzieci natomiast, kiedy spyta się je o ich stosunek do ludzi pracy, bardzo często mentalnie spluną w twarz swoim przodkom, ordynarnie bredząc o „komunistycznym 1 maja” czy też o „socjalistycznych, roszczeniowych związkach”…

    Czy mają oni w ogóle świadomość swojego pochodzenia społecznego? Część zapewne tak, ale przez zanik pojęcia klasowości, przez upadek PRL oraz dominacje liberalizmu w debacie publicznej w III RP, większość z nich nie posiada aparatu pojęciowego, żeby rozumieć niuanse podziału społeczeństwa na różne grupy czy warstwy z ich cechami wyróżniającymi. Nikt z rządzącej klasy politycznej, wśród której panuje swoisty wolnorynkowy konsensus, nie będzie się kwapił, żeby w programie nauczania poświęcić odpowiednio dużo czasu na uświadomienie narodu, jak prawidłowo zdefiniować swoje położenie społeczne, a co za tym idzie jak skutecznie walczyć o interesy swojej klasy.

    Taka wiedza jest bardzo niebezpieczna dla władzy wiecznego kapitału, który woli trzymać swoich pracowników w ciemnocie, mamiąc ich utopijną wizją mówiącą, że „jeśli będziesz harował od świtu do zmierzchu, to dorobisz się bogactwa”.

    Jednakże trudne warunki materialne powinny być w mojej ocenie wręcz dodatkowym impulsem myślenia dla osób przecież często dużo mówiących o interesie narodowym, aby zrozumieć, że interes pracowniczy, którego sztandarem jest 1 maja, to nie mityczna „komuna”, która realnie ideowo wygasła w kraju w 1989, a w głowach elit partyjnych PZPR jeszcze wcześniej, tylko jest interesem zdecydowanej większości pracujących Polaków. Zrozumienie tego faktu jest mentalnym Rubikonem dojrzałości politycznej, bez którego przekroczenia polscy nacjonaliści i patrioci nigdy nie będą w stanie stać na czele unarodowionych mas, a jedynie będą gardłować i wegetować w oparciu o garstkę pasjonatów reakcyjnych ideologii wyjętych z zakurzonych książek. Czy są w stanie to przyjąć do wiadomości? Trudno jest stwierdzić. Jest to na pewno jeden z wielu obszarów wymagających od zaraz, także naszej, wzmożonej i efektywnej pracy.

    Drugą wspomnianą stroną tego medalu, który niczym kula u nogi dręczy te ważne święto, jest polska lewica. Rodzimi lewicowcy robią sobie z 1 maja swoisty pokaz mody strychów po dziadkach i babciach. O ile rozumiem fakt, że geriatryczne kadry SLD paradują w bastionach tej partii trochę z przyzwyczajenia, z reguły przy akompaniamencie przaśnej orkiestry i bez większych oznak życia, to próby organizowania się radykalnej lewicy w naszym kraju wokół tej daty, przy wykorzystywaniu sierpów i młotów, można określić jako przejaw tyleż groteski, co oderwania tych ludzi od rzeczywistości.

    W sobie tylko zrozumiałym amoku fanatyzmu ideologicznego idą obok siebie trockiści, staliniści, anarchokomuniści i innego rodzaju fantaści polityczni, którzy gdy zabiorą głos, jeden przez drugiego anihilują swój wzajemny przekaz. Jedni „historyczni” chcą 1 maja wybielać zbrodnie komunizmu, przywracając flagę z sierpem i młotem, a drudzy bardziej „postępowi” chcą nam wyperswadować, że nie liczy się interes tych paskudnych, konserwatywnych robociarzy, bo w zasadzie powinniśmy skupić się na mniejszościach, szczególnie seksualnych. W ich bełkocie usłyszymy, że bez małżeństw i adopcji dzieci dla homoseksualistów (na początek!) polski robotnik nie będzie w stanie zbuntować się przeciwko wyzyskowi i zbudować siły politycznej, która wyartykułuje należycie jego interesy. Ciężko brać takie ruchy na poważnie, ale niemniej odnosząc się do sprawy robotniczej 1 maja, nie można pominąć tego aspektu.

    Jak więc rozumieć ten dzień? Skoro błędem jest jego potępianie, jak czyni spora część „prawej strony”, a także szkodliwe dla sprawy są jej wypaczenia, które serwuje liberalna i dogmatyczna „lewa strona” – to jak więc uczcić pierwszy dzień maja?

    Bez wątpienia nie można oddzielić święta ludzi pracy od jego socjalistycznego rodowodu. Wszak to II Międzynarodówka Socjalistyczna w 1889 roku ustanowiła ten dzień świętem ze względu na wydarzenia podczas strajku w Chicago w 1886, będącego częścią walki o 8-godzinny dzień pracy.

    Jednakże dzisiaj 1 maja, ze względu na wyjątkową zdolność idei narodowej do wchłaniania różnych elementów ideowych oraz społecznych, jest jak najbardziej pożądaną częścią przekazu politycznego, który powinniśmy formułować względem aktualnej rzeczywistości. Tę czerwoną kartkę w kalendarzu powinniśmy szczególnie obchodzić, zdając sobie sprawę z peryferyjnego położenia Polek i Polaków w światowym systemie dostaw i produkcji, a co za tym idzie – rolę montowni Zachodu i rolę tranzytową dla Wschodu. Naród, który jest w takim położeniu, powinien gremialnie przyswoić sobie ten dzień jako Narodowe Święto Pracy, będące wyrazem jego dążeń do emancypacji gospodarczej i uzyskania przez to niezależności w polityce międzynarodowej. Jest to także świetna okazja do wykorzystania w celu aktualizacji programu ruchów społecznych zabiegających o sprawiedliwość społeczną i narodową.

    Data ta pozwala nam oddzielić ziarno od plewy – ludzi zanurzonych w historycyzmie ideowym oraz lekceważących potrzeby materialne pracowników od ruchów, które poważnie traktują swoich rodaków i wychodzą im naprzeciw z gotowymi receptami oraz zapałem, bez którego nie można było wywalczyć w kalendarzu dnia przeznaczonego dla człowieka pracy.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*