life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Adam Danek: Anatomia antyfaszyzmu

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Tak zwany patetycznie antyfaszyzm – cokolwiek kryje się pod tą nazwą – to signum temporis naszej epoki. Wszystkie europejskie narody żyją w jego przemożnym cieniu. Najpopularniejsi lewaccy publicyści Europy, łącznie z naszym rodzimym Michnikiem, wielokrotnie pisali o nim jako o normatywnym kręgosłupie Unii Europejskiej. Czym zatem karmią się – czy raczej są karmieni – współcześni Europejczycy? Anty-faszyzm powinien oznaczać wrogość do faszyzmu lub sprzeciw wobec niego (a więc ideologiczny fundament współczesności to czysta negacja, „ontologiczny minus” – co, szczerze powiedziawszy, ani trochę mnie nie zaskakuje). Jednak to proste – wręcz prostackie – wyjaśnienie natychmiast rodzi inne pytanie: co należy rozumieć przez faszyzm? W cywilizacji zdominowanej przez komunikaty lewicowych mediów, książki lewicowych pisarzy oraz działalność lewicowych ugrupowań politycznych i organizacji społecznych trudno na nie udzielić odpowiedzi. Faszystami nazywa się bowiem: wszelkiej maści konserwatystów i narodowców, hierarchów Kościoła i działaczy katolickich, członków organizacji pro-life, lekarzy odmawiających dokonywania aborcji, monarchów, dyktatorów innych niż komunistyczni, przeciwników ruchów feministycznych i homoseksualnych, antykomunistów, osoby nie przejmujące się ekologią, uczonych zajmujących się określonymi zagadnieniami historycznymi, kontestatorów brukselskich projektów „integracji europejskiej”, zwolenników lustracji i/lub dekomunizacji etc. Słowem, każdego, kto z rozmaitych powodów budzi niechęć lewicy, której zasadnicza taktyka polityczna od kilkudziesięciu lat polega na utożsamianiu każdego wroga z faszyzmem i powtarzaniu tego w kółko, aż w końcu większość szarych ludzi w to uwierzy. Przeciw takiemu szermowaniu słowem „faszyzm” zaprotestuje oczywiście każdy prawicowiec, chyba, że sam chce być wyzywany od faszystów. Niestety, niektórzy sympatycy prawicy – lub osoby za nich się uważające – komentują rzecz następująco: lewica rzeczywiście nadużywa słowa „faszyzm” w wyjątkowo nieuczciwy sposób, ale antysemityzm czy rasizm są złe, więc antyfaszyzm rozumiany jako przeciwdziałanie prawdziwemu, a nie zmyślonemu faszyzmowi jest słuszny. I właśnie oni mylą się najbardziej. Pomijam już fałszywe utożsamianie faszyzmu z nazizmem (w przeciwieństwie do tego drugiego, faszyzm nigdy nie był rasistowski, a do 1938 r. nie był również antysemicki); przede wszystkim mylą się, gdy sądzą, iż da się oddzielić „złą” ideologiczną nagonkę na osoby nazywane faszystami przez lewicowców od „dobrej” walki z faszystami prawdziwymi.

Aby to wyjaśnić, spróbujmy nieco oświetlić genezę antyfaszyzmu jako takiego. Ów neologizm ukuty został po I wojnie światowej na potrzeby propagandy III Międzynarodówki (Kominternu). Po objęciu przez faszystów rządów we Włoszech w 1922 r. partie wchodzące w skład międzynarodówki komunistycznej otrzymały z Moskwy instrukcje nakazujące im przedstawianie jako faszystowskich wszystkich bez wyjątku niekomunistycznych sił politycznych, zgodnie z propagandową tezą, że rządy kogokolwiek poza komunistami mają charakter tyrański oraz opierają się na przemocy i terrorze. Akcja propagandowa bolszewików zmierzała do wykreowania dwubiegunowego obrazu świata: kto nie popiera komunistów, ten wspiera faszyzm, a kto jest przeciw faszyzmowi, ten musi być z komunistami. Te programowe wytyczne z absolutną konsekwencją realizowała na przykład Komunistyczna Partia Polski, której członkowie gardłowali o „faszystowsko-paskarskim rządzie Witosa”, potem o „faszystowskim rządzie Piłsudskiego”, PPS nazywali „socjalfaszyzmem”, zaś walkę między sanacją a partiami opozycyjnymi opisywali jako wewnętrzną rozgrywkę w łonie faszyzmu. A ponieważ Komintern pozostawał ściśle kontrolowanym narzędziem imperialnej polityki ZSRS, pierwsi w Europie tropiciele wszechobecnego rzekomo faszyzmu byli po prostu sowieckimi agentami.

Oskarżanie wszystkich wokół o faszyzm skończyło się wraz z obradami VII kongresu Kominternu w 1935 r. Po przejęciu w Niemczech władzy przez nazistów i utracie nadziei na czerwoną rewolucję w tym państwie (Komunistyczna Partia Niemiec do ostatniej chwili pozostawała drugim najsilniejszym stronnictwem po NSDAP) bolszewicy postanowili dla zwiększenia swych wpływów wykorzystać obawy, jakie wśród europejskiej lewicy powszechnie budziło rosnące „zagrożenie faszystowskie”. Poszczególne kompartie otrzymały nowe instrukcje, nakazujące im prowadzić akcję na rzecz tworzenia w poszczególnych państwach szerokich koalicji zrzeszających wszystkie ugrupowania lewicowe, których zadaniem miała być „obrona demokracji”, tzn. niedopuszczenie do władzy sił prawicowych (zwłaszcza nacjonalistycznych), po staremu utożsamianych z faszyzmem. To właśnie na VII kongresie rzucono głośne hasło „Nie ma wroga na lewicy”. Wspomniane koalicje nazywano „jednolitymi frontami” lub „frontami ludowymi” („fołksfrontami”). W 1936 r. Front Ludowy powstał we Francji (istotną rolę odgrywała w nim grupa o kuriozalnej nazwie Komitet Czujności Intelektualistów Antyfaszystów), a drugi w Hiszpanii. Tworzyły je opcje od lewicowych liberałów przez socjaldemokratów i socjalistów po stalinowskich komunistów. Występowały pomiędzy nimi znaczące różnice koncepcyjne, toteż fołksfronty potrzebowały w tym względzie spoiwa. Dostarczała go hałaśliwie rozgłaszana ideologia antyfaszyzmu, usprawiedliwiająca w imię walki z faszyzmem – postrzeganym jako zło absolutne – wszelkie środki. We Francji rząd Frontu Ludowego, na którego czele stanął żydowski socjalista Leon Blum, rozpoczął urzędowanie od delegalizacji szeregu pozaparlamentarnych organizacji nacjonalistycznych: Francisme, Młodych Patriotów, Ognistego Krzyża i Solidarności Francuskiej. Mniej subtelny hiszpański Front Ludowy (na czele utworzonego przezeń rządu stanął socjalista Jose Largo Caballero, zwany „hiszpańskim Leninem”) począwszy od lata 1936 r. uprawiał antyfaszyzm metodą strzelania w tył głowy każdemu, kogo uznał za faszystę lub poplecznika faszystów. Kolejna fala antyfaszyzmu przetoczyła się przez Europę Zachodnią po 1941 r., kiedy to po napaści III Rzeszy na Związek Sowiecki Stalin za pośrednictwem Kominternu ogłosił, że charakter II wojny światowej zmienił się z „imperialistycznego” na „wyzwoleńczy” (wcześniej np. Komunistyczna Partia Francji kolaborowała z niemieckim okupantem swego kraju, realizując sojusz zawarty przez Ribbentropa i Mołotowa) oraz wydał zachodnim partiom komunistycznym rozkaz tworzenia „antyfaszystowskiego ruchu oporu”. W ramach tego ostatniego do komunistów przyłączyły się inne stronnictwa polityczne; antyfaszyzm służył tym „obrońcom demokracji” za uzasadnienie podporządkowania się partii będącej jawną sowiecką agenturą, komunistom zaś dostarczał legitymizacji ich przywództwa nad podziemiem partyzanckim oraz usprawiedliwienia zbrodniczych metod działania. Kulminację działalności „antyfaszystowskiego ruchu oporu” stanowiła akcja „oczyszczania” przeprowadzona pod koniec wojny, kiedy komuniści we Włoszech (1943-1945) i Francji (1944-1945) wymordowali rękami swoich sojuszników i własnymi po kilkadziesiąt tysięcy prawdziwych lub rzekomych faszystów.

Powyższe fakty przytoczyliśmy dla uzasadnienia dwóch twierdzeń. Po pierwsze, antyfaszyzm pozostawał od zawsze sztucznym tworem, wymyślonym przez lewicę, by umożliwić jej propagowanie własnej ideologii i osiąganie własnych celów politycznych pod płaszczykiem bezinteresownej walki ze złem. (Na przykład w Zachodniej Europie zdarzało się przed kilku laty, że programowo antyfaszystowskie organizacje społeczne prowadziły kursy edukacyjne dla młodzieży, na których wykładano trockizm i maoizm. Na szczęście w Polsce tego typu podmioty – jak Koalicja Antyfaszystowska czy Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” – mają niewielki zasięg oddziaływania.). Po drugie, antyfaszyzm zawsze służył za przykrywkę dla organizowania kampanii przeciw prawicy przez siły lewicowe pod dyktando najskrajniejszych z nich, toteż prawicowiec musi być mu przeciwny, choćby nie wiedzieć jak bardzo nie znosił rzeczywistego faszyzmu. Lepiej jednak, by do faszyzmu miał stosunek obojętny jako do partykularnej i zamkniętej kwestii historycznej, co pozwoli mu demaskować prawdziwe intencje lewicy, gdy ta będzie znowu wzywać do mobilizacji przeciw rzekomo wciąż wszechobecnemu „zagrożeniu faszystowskiemu”. Krótko mówiąc, powinien stać się konsekwentnym, ideowym anty-antyfaszystą.

Adam Danek

AntiAntifa

Źródło: legitymizm.org


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: ,

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

14 Komentarzy

  1. Jako przeciwnik aborcji,przeciw lgbt ,to pewnie dla Koszernej jestem faszystą .Co do ekologii to lubię zwierzęta i przyrodę .Ale życie człowieka jest ważniejsze od zwierzęcia.

  2. Artykuł stary jak świat. Czytałem go chyba z 15 lat temu!!!

    Danek napisał w nim m.in.: „Pomijam już fałszywe utożsamianie faszyzmu z nazizmem (w przeciwieństwie do tego drugiego, faszyzm nigdy nie był rasistowski, a do 1938 r. nie był również antysemicki.”

    Z tego wynika, przynajmniej dla mnie, że NS > faszyzm, ale to moja subiektywna opinia, o którą zresztą z nikim nawet nie chcę się kłócić, te sprawy polityczne i tak dla mnie są z każdym dniem coraz mniej ważne. Najważniejsze w faszyzmie to dla mnie pewien heroiczny duch i oparty na nim wychowawczy ideał, który trza wskrzesić. To jest dla mnie najważniejsze i pod tym względem nie ma to znaczenia, czy to klasyczny italski faszyzm czy niemiecki NS czy angloamerykański NS czy rumuński legionaryzm. Ten ostatni mi najbliższy zresztą. Zwłaszcza jego wódz.

    • „Najważniejsze w faszyzmie to dla mnie pewien heroiczny duch i oparty na nim wychowawczy ideał, który trza wskrzesić”
      A mnie właśnie to pierdolamento coraz mniej interesuje, bo więcej o tym się gada niż realnie robi i nic z tego nie wynika. Już poważniejsze są te śmieszne spory o to, czy przegrzmocenie Filipinki to zbrodnia. Interesuje mnie to, co ma konkretne odniesienie do mojego życia i życia reszty tego społeczeństwa.

    • „bo więcej o tym się gada niż realnie robi i nic z tego nie wynika”

      To poczytaj co robił Codreanu po założeniu Legionu, albo teksty Evoli nt. tego co robili hitlerowcy z młodzieżą w swoich Napolach albo Ordensburgen. Poczytaj, żeby nie było, że tylko faszyzm i faszyzm, o spartańskiej agodze. A potem porównaj to z dzisiejszym nieskończenie głupim, nieskończenie nikczemnym systemem „edukacyjnym”/”wychowawczym”… którego nieszczęsną ofiarą sam niestety miałem okazję być… Lekarstwo? Zaraz pewnie usłyszę mędrców mówiących: rodzina! kościół! – jako rzekomych alternatywnych instytucji wychowawczych, reprezentujących jakieś wartości, których nie ma w publicznej szkole/domu publicznym/domu wariatów zwanym szkołą. Błąd. Dzisiaj: te instytucje kościoła i rodziny, przynajmniej w ich obecnej formie są same w sobie produktami współczesnej dekadencji i NIE reprezentują ABSOLUTNIE ŻADNEJ przeciwwagi dla chorego systemu – wprost przeciwnie – same są jego jakże destrukcyjnymi mackami. Oczywiście: mówię to z własnego doświadczenia, nie wiem, może ktoś miał normalną rodzinę, ja niestety nie miałem, tylko róbta co chceta + nienormalne kupowanie dzieciom każdego możliwego gówna (czy to śmieciowego żarcia, czy śmieciowej rozrywki), które żydowscy panowie, kazali moim „wspaniałym” rodzicom i innym równie „wspaniałym” członkom rodziny kupować (plus jeszcze dawanie kasy dziecku za nic, żeby jeszcze samo kupowało sobie więcej tego koszernego gówna) + niekończący festiwal religijnego faryzeizmu + niekończąca się pacyfistyczna retoryka i narzekanie jak to złe i podłe z mej strony interesować się takimi wojennymi tematami (przecież Pan Jezus zakazał!!!). Ta ostatnia zwłaszcza to „rzeczywiście” bardzooo mi w życiu pomogła, zwłaszcza gdy sam spotkałem się z brutalną agresją rówieśniczną, nękaniem i zastraszaniem we „wspaniałym” publicznym domu zwanym gimnazjum… Stoczyłem się na samo dno ciężkiej fizycznej choroby i ciężkiej psychicznej depresji przez to „fantastyczne” otoczenie/środowisko/społeczeństwo/system (te dwa ostatnie słowa, to dziś właściwie synonimy dla mnie, po tym wszystkiem co przeszedłem…

      Użalam się? Trudno niech będzie, że się użalam, chcę tylko powiedzieć jeszcze jedno: NORMALNY system wychowawczy ( to taki, z którego młody człowiek wychodzi mądry (roztropny), zdrowy, silny, nieustraszony, zdyscyplinowany. Dzisiejszy produkuje hordy ludzie nieskończenie: głupich, chorych, słabych, tchórzliwych, łakomych, rozleniwionych, depresyjnych, samobójczych. Ja wszedłem zdrowy i szczęśliwy do niego. Prawda, że głupi i słaby i tchórzliwy i niezdyscyplinowany i leniwy. Niczego dobrego nie otrzymałem od tego przeklętego systemu, tylko jeszcze te jedyne dobra, które miałem zostały mi zabrane (jak w przypowieści Jezusa o zakopanym talencie…).

    • „To poczytaj co robił Codreanu po założeniu Legionu, albo teksty Evoli nt. tego co robili hitlerowcy z młodzieżą w swoich Napolach albo Ordensburgen”
      A co mnie to obchodzi co kto robił 100 lat temu? Mnie obchodzi pomysł na tu i teraz. Jestem zwykłym człowiekiem jak większość tego społeczeństwa i obchodzą mnie rzeczy, które mają wpływ na większość, w tym na mnie. Gadanie o pierdołach mnie nie interesuje.

    • „Ta ostatnia zwłaszcza to „rzeczywiście” bardzooo mi w życiu pomogła, zwłaszcza gdy sam spotkałem się z brutalną agresją rówieśniczną, nękaniem i zastraszaniem we „wspaniałym” publicznym domu zwanym gimnazjum”
      Też miałem wiele nieprzyjemności związanych ze szkołą, ale nie ma takiego systemu, który będzie idealną receptą, to jest budowanie sobie utopii. Nie rozumiem tego debilnego użalania się gówniarzy na to, że w klasie gnębią, że dziewczyna dała kosza itd. Takie problemy zawsze będą. Jak ktoś ma taki problem to próbuje znaleźć rozwiązanie, np. gnębią w klasie? To się zapisuje na sporty walki i po jakimś czasie spuszcza im wpierdol. A nie robi z siebie wiecznego nieudacznika próbując dowartościować się w jakichś zachwytach nad mundurkami hitlerjugend.

    • 1. „Też miałem wiele nieprzyjemności związanych ze szkołą, ale nie ma takiego systemu, który będzie idealną receptą, to jest budowanie sobie utopii.”

      Nie interesują mnie utopie, tylko rozwiązywanie praktycznych problemów dnia, które mi się aktualnie narzucają.

      2. „Nie rozumiem tego debilnego użalania się gówniarzy na to, że w klasie gnębią, że dziewczyna dała kosza itd. Takie problemy zawsze będą. Jak ktoś ma taki problem to próbuje znaleźć rozwiązanie, np. gnębią w klasie? To się zapisuje na sporty walki i po jakimś czasie spuszcza im wpierdol.”

      WOW, cóż za NIEBYWALE ODKRYWCZA rada…, szkoda tylko, że mi tego nikt nie powiedział 20 lat temu.

      3. „A nie robi z siebie wiecznego nieudacznika próbując dowartościować się w jakichś zachwytach nad mundurkami hitlerjugend.”

      Racja, polityka (w tym historyczna) to strata czasu, gdy i tak nie ma się na nią wpływu. Lepiej zająć się własnym życiem.

    • „szkoda tylko, że mi tego nikt nie powiedział 20 lat temu”
      Użalanie się nad traumami szkolnymi przez 20 lat. To powiedz co mają powiedzieć setki tysięcy Ukraińców i Rosjan, którzy przez wojnę leżą przysypani ziemią, są kalekami do końca życia, mają zniszczoną psychikę, stracili krewnych lub dach nad głową? Co mają powiedzieć mieszkańcy Gazy? Zauważyłem, że dużo jest takich, co są nacjonalistami lub radykałami politycznymi nie z przekonań, ale dla leczenia swoich kompleksów lub urazów z przeszłości. Użalacie się nad pierdołami i myślicie o pierdołach. Jak wybuchnie wojna to jeszcze mózgi ludziom w tym państwie zostaną odmulone z tego skrzywionego myślenia.

    • 1.To NIE kwestia traumy sprzed 20 lat, tylko zdrowia fizycznego zniszczonego do DZIŚ… o czym pisałem, ale po co uważnie czytać, lepiej się mądrzyć.

      2. No i wspominałem, też, nawet z parę razy, że jestem APOLITYCZNY.

      3. Na tym kończę, bo dyskusje z kimś, kto nawet nie czyta dokładnie i ze zrozumieniem tego co piszę, są bezcelowe. Idź się dalej zajmować twoimi memami na temat Filipinek. Mi potrzebne są lekarstwa, nie wywody śmieszków/pyszałków.

    • Jak myślisz, że w tego typu organizacjach 80-100 lat temu nie było wcale znęcania się, w tym fizycznego nad umyślonymi czarnymi owcami to współczuję naiwności.

    • „Jak myślisz, że w tego typu organizacjach 80-100 lat temu nie było wcale znęcania się, w tym fizycznego nad umyślonymi czarnymi owcami to współczuję naiwności.”

      1. Nie, tak nie myślę. To nie jest nawet największy problem gdy rodzice posyłają dziecko, które jest najmniejsze i najsłabsze do jakiegoś syfiastego gimka, w którym poziom jest żałośnie niski (bo przyjmowani są wszycy jak leci, bez żadnych kryteriów) za to mnóstwo agresji (czym niższy poziom intelektualny, tym więcej agresji, brutalności i znęcania się – co udowodniły me życiowe doświadczenia) – choć oczywiście mogli mnie posłać do lepszego. Ale po co tam płacić własnemu, ponadprzeciętnie zdolnemu dziecku na jakąś tam lepszą szkołę – lepiej przecież wszystko przeżreć i generalnie żyć jak pączki w maśle (żyć jak pączki w maśle – to był zawsze największy „ideał” życiowy moich „ultrakatolickich” rodziców – o Jezusowych przestrogach o niebezpieczeństwach związanych z zaślepieniem przez bogactwa, przyjemności, rozrywki, czy troski doczesne, oczywiście „zapomnieli”. Pamiętali za to, że Jezus zakazał miecza – bo to pasuje do ich tchórzliwego, wygodnickiego „stylu” życia. Oczywiście, o Jezusowej nauce na temat nieustraszoności chrześcijańskiej, która wydała tylu odważnych męczenników też „zapomnieli”. Ale to nie te czasy na ascezę, czy męstwo, czy męczeństwo. Bogać się, odpoczywaj, jedz, pij i używaj…i nie zapomnij pokazać się jak najczęściej w kościele – oto ich życiowa dewiza. Módl się i pracuj? Oni mnie „wychowywali” w duchu: módl się i… baw się!!!.

      2. Problem polega na tym, że nikt takiego dziecka NIE uczy jak sobie z agresją radzić gdy ją napotka – ot co. Ani rodzice, ani szkoła, ani kościół – NIKT!!! To tak jakby zostawić dziecko w dżungli pełnej dzikich bestii (ludzie = bestie – mówię to z doświadczenia), BEZ NAJMNIEJSZEGO PRZYGOTOWANIA DO WALKI!!! Na tym polega problem i różnica między dawną szkołą, a dzisiejszą „szkołą”. Nie na braku agresji, tylko przysposabianiu obronnym by tak rzec, bądź jego braku. W tamtych systemach przygotowanie do walki o przetrwanie było w CENTRUM edukacji. W obecnych ten element po prostu się ignoruje (bo po co? przecież żyjemy w tak bardzo bezpiecznym i pokojowym świecie, to już nie te czasy, by wychowywać chłopca na wojownika czy bohatera, budować jego siłę, odwagę, fighting skills, po za tym, co ty walczyć chcesz, Pan Jezus zakazał walki! Usiądź zatem i poczytaj sobie Harry’ego Pottera, albo pograj w gry komputerowe, bądź grzeczny, i nie przeszkadzaj bo jak nie to ci spiorę dupę i to wszystko.), wszystko sprowadza się do tego by wtłuc dziecku maksimum teoretycznej wiedzy, do tego maksymalnie abstrakcyjnej (oderwanej od życia) beżużytecznej życiowo.

    • „Problem polega na tym, że nikt takiego dziecka NIE uczy jak sobie z agresją radzić gdy ją napotka – ot co. Ani rodzice, ani szkoła, ani kościół – NIKT!!! To tak jakby zostawić dziecko w dżungli pełnej dzikich bestii (ludzie = bestie – mówię to z doświadczenia), BEZ NAJMNIEJSZEGO PRZYGOTOWANIA DO WALKI!!!”
      „wszystko sprowadza się do tego by wtłuc dziecku maksimum teoretycznej wiedzy, do tego maksymalnie abstrakcyjnej (oderwanej od życia) beżużytecznej życiowo.”
      Z tym akurat się zgadzam. Sam przerabiałem to samo w podstawówce. Uczenie dziecka świętojebliwości i bycia zawstydzonym o każdą bzdurę przybierające komiczne rozmiary, która robi mu bardzo dużą szkodę (zwłaszcza psychiczną), gdy przychodzi konfrontacja z cwaniakami. Znam to. Nauczyciele, którzy w rzeczywistości są nieudacznikami życiowymi, którym wydaje się, że jak mają papier to są bogami. I wywierają presję na wciskanie bezużytecznej wiedzy. Też to znam. Ale takie coś zawsze było, kiedyś było nawet jeszcze gorzej, bo uczeń broniący się przed cwaniakami mógł wpaść, cwaniacy się wykręcili, a on dostał linijką po ręce. Był dużo większy rygor. Nie mówiąc już o przypadkach, gdy nauczyciel pokłócił się z rodzicami i specjalnie udupił ucznia, że nie przeszedł do następnej klasy. Nigdy nie było idealnie, różnica może była taka, że nie było tyle zawziętości, co teraz. Ja już dawno odklepałem okres szkoły i mogą mnie w dupę pocałować. Tym bardziej, że mogę śmiało powiedzieć, że przerosłem wiedzą niejednego z tych bufonów nauczycieli.

    • No to nareszcie się rozumiemy i zgadzamy :)

    • No trzeba przyznać, że chrześcijaństwo w typie moralnym najbardziej rozpowszechnionym to religia dla umysłowych pedałów i nieudaczników. Muszę to przyznać niestety samemu będąc chrześcijaninem. Pod tym względem poganie i NSi mają trochę racji, chociaż nie akceptuję ich drugiej skrajności. Taki skutek przynosi bezmyślnie przyjmowane literalne czytanie nauk Jezusa bez zrozumienia ich całokształtu. To tak jakby kandydat na kierowcę uczył się drobiazgowo przepisów prawa jazdy zamiast zrozumieć ich sensu, skończy się to wypadkiem drogowym. Dlatego trzeba tępić protestanckie literalne czytanie Biblii, zwłaszcza w wydaniu jehowych i trzeba tępić jak karaluchy oazową głupotę. Chrześcijaństwo nie jest od tego, żeby klepać ten sam schemat „nadstawiania policzka” (przyjmowany nie po katolicku, czyli rozumowo, tylko rozumiany talmudycznie) na jedno kopyto, tylko żeby umieć odnieść nauki chrześcijańskie do rzeczywistości. Zresztą jak ktoś nie czytał całej Ewangelii, tylko bezmyślnie ją krytykuje to Jezus nieraz potępił drobiazgowe i literalne stosowanie prawa mojżeszowego w wydaniu faryzeuszy. Można śmiało założyć, że teraz w ten sam sposób by krytykował współczesny beton fundamentalistów, liberałów i modernistów w Kościele.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*