life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Anders Dryński: Opowiadanie pt. „Przepowiednia” (część III)

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

UE--prison-des-peuples- V -

Chociaż nocne godziny mijały nieubłaganie, młoda protokolantka nie mogła zmrużyć oka. Kwatery urzędników były bardzo prymitywnie urządzone: stalowe łóżko z cienkim materacem, który nierzadko pożegnał się już z czasami swej świetności, regał, niewielkie biurko, może dwa krzesła i lustro, a wszystko to w otoczeniu gołych ścian. Posiadanie w kwaterze okna było znakiem dość wysokiej już pozycji w hierarchii. Budynki rządowe zostały zagrabione po trzech wiekach spokojnych rządów klasztoru – często umyślnie dewastowane, odzierane z dawnej chwały i piękna, stanowiły ponurą prognozę tego, w jakim kierunku zmierzała nieudolna, egalitarna Europa.

Protokolantka nie mogła spać, bo przed oczyma ciągle migały jej obrazy z opowieści oskarżonego Inkwizytora. Jego słowa były tak pełne siły, że w jej głowie przybrały formę niesamowitych malowideł, w dziwacznym półśnie w jaki zapadała była w stanie niemal poczuć zapach pól bitewnych Europy, jakiej nie znała. Myśl o podobieństwie pomiędzy nią a Heinrichem również nie dawała jej spokoju. Była pewna, że widziała to nie tylko ona – ludzie zgromadzeni na rozprawie rzucali ciekawskie spojrzenia, jakby nie do końca rozumieli, dlaczego osoba z ich grona wygląda zupełnie inaczej. Dlaczego jej twarz posiada… definicję? Dlaczego skóra jaśniejsza, dlaczego oczy wyraźnego koloru? No i te włosy… Po zbyt wielu godzinach uporczywych rozmyślań młoda kobieta wstała wreszcie z łóżka, przywdziała oficjalny strój i gdy już miała wychodzić, zatrzymała się nagle z dłonią na klamce. Co zrobić, by nie wzbudzić podejrzeń, myślała. W jaki sposób przedostać się do lochu? Może wartownicy uwierzą na słowo? W końcu jestem częścią Trybunału, niezależnie od niskiej pozycji – przemknęło jej przez głowę.

Nie minęła chwila i już podekscytowana i nieco niepewna schodziła szybko po schodach prowadzących do lochu. Miała przed sobą trzy punkty kontrolne, czyli trzy zestawy krat i sześciu strażników. Do katakumb prowadziła tylko jedna droga, nie było więc innej możliwości.

Stalowe drzwi do klatki schodowej prowadzącej w dół były obstawione. Dwóch wyglądających na bardzo znudzonych swymi obowiązkami nie podniosło nawet głów, gdy zbliżyła się do nich. Zachowując autorytarną pozę i ton głosu zażądała otwarcia drzwi – musiała czym prędzej widzieć się z oskarżonym w celu doprecyzowania protokołu. Tak, jest to bardzo istotne i chyba nie chcieliby, by wszczęto w ich sprawie postępowanie dyscyplinarne za odmowę współpracy z przedstawicielką Trybunału. Drzwi zostały otwarte, chociaż z wielką niechęcią. Teraz już tylko dwa zestawy krat. Ten sam fortel powinien zadziałać jeszcze raz. Faktycznie, udało się. Teraz już oddech miała szybki, na twarzy zdradliwe wypieki. Dała się ponieść emocjom, ale była już tak blisko.

- Proszę otworzyć kratę – powiedziała do ostatnich dwóch wartowników najpoważniejszym tonem, na jaki była w stanie się zdobyć. – W protokole są nieścisłości i wolą Trybunału jest uzyskać od oskarżonego natychmiastowe sprostowanie.

- Znaczy, mamy wpuścić? – zapytał tępawo zaspany klawisz. – To trzeba będzie pokazać kwit.

- Jak to kwit? – panika wdarła się protokolantce pod skórę. – To chyba jakieś żarty. Przewodnicząca śpi, ja muszę jak najszybciej załatwić tę sprawę, zanim rozpocznie się kolejny dzień sądu! Chcecie żeby nas wszystkich pociągnęli do odpowiedzialności jak to wyjdzie na jaw? A wyjdzie bardzo szybko.

Mężczyźni spojrzeli po sobie – zdecydowanie nie mieli ochotę na rozmowę z przełożonym twarzą w twarz, słynął on bowiem z bardzo gniewnej natury i prawe proste rozdawał równie chętnie, jak degradacje. W zasadzie kraty są bardzo mocne, a Inkwizytor pewnie nawet nie będzie chciał z nią rozmawiać, stwierdzili. Z nimi nie rozmawiał. Wreszcie, jeden z nich sięgnął po masywny klucz i otworzył. – Tylko szybko i nie zbliżać mi się za bardzo do krat! – ostrzegł beznamiętnie.

Było zupełnie ciemno. Gdzieniegdzie dało się słyszeć świst zimnego powietrza, przeciskającego się przez szczeliny w ścianach, tu i ówdzie przebiegł wygłodniały szczur. Protokolantka oświetlała sobie drogę małą latarką pożyczoną od strażników ostatniego punktu kontrolnego, ale nie potrzebowała światła, by zobaczyć błyszczące w mroku, prawie wilcze oczy Inkwizytora. Siedział oparty plecami o ścianę, z nogami wyciągniętymi przed siebie, głową odchyloną na bok – zupełnie jakby nic sobie nie robił ze swojej aktualnej pozycji. Nie sprawiał wrażenia człowieka więzionego.

- Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz – odezwał się zanim zdążyła nawet podejść na tyle blisko, by wyraźnie zobaczyć jego twarz.

- Potrzebuję kilku odpowiedzi – w jej głosie słychać było przerażenie. Nagle zdała sobie boleśnie sprawę z faktu, że nie są na sali rozpraw, gdzie pomiędzy nią a Inkwizytorem była jeszcze brygada najlepszych strażników, na jakich Trybunał mógł sobie pozwolić. Igram ze śmiercią, pomyślała.

- Nie obawiaj się, nie zrobię ci krzywdy – skąd on wiedział? Potrafił czytać w myślach? W końcu był Inkwizytorem, może więc… – Odpowiem na twoje pytania, zanim nastanie świt.

Podeszła bliżej do krat. Widziała go teraz dość dobrze w świetle lichej latarki – bardzo różnił się od przerażającego człowieka, którego ujrzała pierwszy raz wtedy na drodze prowadzącej do Trybunału. Twarz wyglądała na niezwykle zmęczoną i wyschniętą, wręcz martwą. Pod oczami głębokie zmarszczki zmęczenia, na policzkach wiekowe blizny, sprawiające że wyglądał jeszcze starzej. Wielkie dłonie przypominały wykute w kamieniu rzeźby, a nie ciało człowieka. Jego płaszcz był postrzępiony, ale wciąż zachowywał majestat Zakonu. Opaska na ramieniu wyglądała za to na zupełnie nietkniętą przez czas. Jak wszystko, co nosiło insygnia Deus Sol Invictus.

- Chcę wiedzieć… -zaczęła niepewnie. – Chcę wiedzieć, dlaczego wyglądamy podobnie, ale zupełnie inaczej, niż inni.

- Nie wiesz? – obrócił się w jej kierunku, zbliżył tak, by mógł spojrzeć jej w oczy. – Ja tak wyglądam, bo jestem czystej krwi. Ty też, chociaż nie tak czystej, jak powinna być. Ale wciąż.

- Co to znaczy?

- Znaczy, że twoi i moi przodkowie – rodzice, dziadkowie i wcześniej – wszyscy byli prawdziwymi Europejczykami. Odzwierciedla to kolor skóry i rysy twarzy. Ty jesteś Polką, to nie ulega wątpliwości.

- Nie wiem, urodziłam się, gdy już nie było Europy Zakonu, takiej o jakiej opowiadałeś…. Polką… Hmm. Ale, dlaczego oni wyglądają niemal tak samo?

- Dlatego, że gdy zdrajcy tacy jak twoja przewodnicząca Trybunału zaatakowali Europę kilkadziesiąt lat temu i dokonali rzezi na członkach Zakonu i patriotach z pomocą wojsk Amerykańskich wdrożyli pewien ohydny proceder – Heinrich splunął głośno na podłogę. – Otóż, po przejęciu władzy po raz drugi, pomyśleli że jedną z przyczyn rewolucji narodowej był fakt, że ludzie różnią się od siebie etnicznie. Mieli racje, bo różnimy się: skóra Europejczyka jest biała, czy to nie oczywiste, że inni nie mają tu czego szukać? Postanowili jednak rozwiązać ten problem w bestialski sposób. Wszystkie dzieci urodzone po utracie przez nas władzy były poddawane modyfikacjom genetycznym w taki sposób, by jak najmniej różnić się od siebie wyglądem. Teraz minęły już dwa, może trzy pokolenia i oto są efekty. Ludzie właściwie bez twarzy. Ale nie my.

- Nie my… – protokolantka zawahała się. Heinrich nie okazywał wrogości, wręcz przeciwnie – zdawał się być bardzo przyjaźnie do niej nastawiony. – Czyli to my jesteśmy prawdziwymi Europejczykami, a oni nie?

- Tak. My mamy w żyłach krew naszych praojców, bohaterów tych ziem. W twoich żyłach, dziewczyno, płynie gorąca krew powstańców warszawskich, obrońców Częstochowy, a nawet i wojowników spod Grunwaldu. Jesteś przedstawicielką błyskawicznie umierającego gatunku. Jesteś Polką, rodowitą Europejką.

W głowie młodej kobiety rozpętała się burza myśli. Wszystko to miało bardzo głęboki sens, odczuwalny nie tylko rozumowo, ale przede wszystkim fizycznie. W jej trzewiach szalał ogień, który pojawił się jako iskra gdy usłyszała o odbieraniu Warszawy z rąk… jej przełożonych. Patrząc na łagodny wyraz twarzy Inkwizytora zrozumiała, że ona nie należy do tych dziwnych ludzi o bezbarwnej skórze, do tych wyznawców ślepej tolerancji dla wszystkiego, nawet dla zła. Ich prawo było prawem pozbawionym sensu – dawać wszystkim to, co chcą, niezależnie od tego, jak bardzo skrzywione i nieprawe by to było.

- Co mogę zrobić? – zapytała szybko, cicho.

- Poczułaś zew? – uśmiechnął się szeroko, a tęczówki oczu zaświeciły mocniej. – Jak zapewne widzisz, ten proces to tylko farsa. Jutro padnie wyrok śmierci i będą próbowali mnie zabić. Nie stanie się tak jednak, bo to ja jestem Prawem. To ja osądzę ich. I ja wykonam wyrok. Młot Sprawiedliwości znów upomni się o swoje. A ty? Ty możesz żyć. Możesz wykorzystać zamieszanie, jakie niewątpliwie nastąpi i uciekać. Uciekaj do Polski, do dawnych Jej granic. Tam znajdziesz innych sobie podobnych. Powiedz im, że wyzwolenie nadejdzie szybciej, niż im się wydaje. Tym razem bez możliwości kolejnego upadku. Powiedz im, że Zakon wciąż żyje, że żyje wolna Europa, wolna od plugastwa reszty świata. Przekaż im to, czego dowiedziałaś się w trakcie procesu. Naucz ich kochać swoje dziedzictwo i nienawidzić wrogów. A ja przyjdę do was i odbudujemy Zakon. Przywrócimy równowagę. Wypędzimy zło z naszej ziemi.

- VI -

 Sala pękała w szwach. Każdego dnia przybywało więcej widzów – wieści o zbliżającym się końcu ostatniego z Inkwizytorów rozchodziły się szybko, a zindoktrynowane masy spodziewały się igrzysk. Nowy reżim Europy potrzebował spektakularnego zwycięstwa, aby zmiażdżyć ostatnie płomyki duchowej opozycji. Heinrich nie usiadł na ławie oskarżonych. Stał wyprostowany, prezentując dumnie insygnia Zakonu – budził niewątpliwy strach w sercach wszystkich obecnych. Jedynie cicha, czasami niezdarna protokolantka nie patrzyła na niego z wymalowaną na twarzy nienawiścią. Jej ruchy były metodyczne i wystudiowane, ale wewnątrz szalała emocjonalna burza. Całym swoim istnieniem przeczuwała nadchodzący sztorm.

- Przed Najwyższym Trybunałem…

- Przed Świętą Inkwizycją – huknął Heinrich na cały głos, tak by momentalnie uciszyć wszelkie szepty i zamknąć usta sędzinie przewodniczącej. – Przed Świętą Inkwizycją z woli Narodów Starego Kontynentu staje reżim ideowy tak zwanej Nowej Europy. Zbrodnicza ta organizacja oskarżona jest o nielegalne przejęcie władzy poprzez skrytobójstwo najwyższych rangą przedstawicieli Zakonu Deus Sol Invictus, władzy z woli wyzwolonych ludów tej ziemi. Ponadto, oskarża się reżim ten o masową indoktrynację społeczeństwa, wprowadzenie na ziemie europejskie nielegalnych imigrantów, oraz zakazanych przez tradycje i prawa praktyk. Oskarża się reżim o masową eksterminację ludności rodzimej kontynentu.

Cisza. Sędzina przewodnicząca sparaliżowana oburzeniem, nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Protokolantka otworzyła usta ze zdziwienia, a strażnicy poczuli dziwne ukłucia gdzieś w okolicach potylicy. Serca widzów zatrzymały się na chwilę, by ruszyć znów z podwójną prędkością, ale nikt nie odważył się westchnąć.

- Ja, Najwyższy Inkwizytor Zakonu, – ryczał Heinrich z fanatyczną pasją w głosie, – ja, Młot Sprawiedliwości, w imieniu wszystkich wolnych Europejczyków uznaję was za winnych wyżej wymienionych zbrodni. Wyrokiem jest śmierć.

Ciało Heinricha wystrzeliło w stronę podium sędziowskiego. Zanim strażnicy zdążyli zareagować choćby mrugnięciem, ich żebra popękały od ciężkich buciorów Inkwizytora. Pędzący mężczyzna odbijał się od nich, wspinał po ich wyginających się od nacisku sylwetkach. Sekundę później był już na podium, jedną ręką trzymał za gardło uniesioną w górę sędzinę, w drugiej zaś ściskał świętą księgę, która o wiele za długo znajdowała się w niewłaściwych, pozbawionych szacunku dłoniach. Patrzył głęboko w oczy tracącej oddech kobiety – trwało to ułamek sekundy, ale dla niej zdawało się prawdziwą wiecznością. Zobaczyła w tych oczach gorący gniew milionów zdradzonych ludzi. Chciała jeszcze coś powiedzieć, wyjęczeć klątwę, ale nie zdążyła – błyskawicznym ruchem nadgarstka Inkwizytor skręcił jej kark.

Osłupieli strażnicy i uzbrojeni prokuratorzy rzucili się na mężczyznę w czarnym płaszczu z krzykiem. W Trybunale, który właśnie stracił przewodniczącą, zapanowały chaos i panika. Publiczność rzuciła się do wyjścia, ludzie taranowali się i deptali, gotowi byli zabić, aby tylko nie spotkał ich los taki, jak panią sędzinę. Heinrich na podium walczył z doskakującymi do niego co chwila przeciwnikami. W przerażeniu strzelali na oślep, rzucali się z gołymi rękoma, ale żaden nie był w stanie nawet zadrapać potężnego Inkwizytora. W tym samym czasie protokolantka rozpaczliwie rozglądała się za możliwą drogą ucieczki. Nie było żadnej. Heinrich kątem oka widział ją, wychwytywał jej twarz spomiędzy nijakich masek atakujących. Wydał z siebie ogłuszający krzyk, a wolną ręką wskazał jej młot – jego świętą broń, od której wszystko się zaczęło. Teraz już nikt jej nie pilnował, nie trzymał pod strażą. Kolosalny malleus leżał zwyczajnie na posadzce. Dziewczyna rzuciła się w jego stronę, unikając napierających ze wszystkich stron widzów procesu. Dopadła młot, a nad jej pochylonymi plecami trysnęła krew – to uciekinierzy walczyli już między sobą o przetrwanie. Żyć mógł tylko ten, kto zdołał przecisnąć się przez zbyt wąskie korytarze i bramy.

Kobieta chwyciła ogromną broń w dłonie i westchnęła cicho z zaskoczenia. Młot nie był wcale ciężki, a na pewno nie tak, by musiało go nieść dwóch dorosłych mężczyzn. Nagle zrozumiała, że znaczenie miał nie ciężar, ale sama osoba trzymająca drzewce. Rozejrzała się po sali. Heinrich był już poza podium, a za nim leżały bezwładne ciała osądzonych zdrajców. Inkwizytor wyciągnął w górę dłoń, a dziewczyna z mrożącym krew w żyłach okrzykiem uniosła wysoko ręce i rzuciła młotem przed siebie. Ten, zataczając kręgi w powietrzu, wylądował w końcu w pewnym uścisku właściciela. Heinrich wykonał gigantyczny zamach, a głownia opadła ciężko na posadzkę. Fala uderzeniowa zmiotła napastników z nóg, a marmur pokrył się pajęczyną pęknięć aż po same ściany.

Całe pomieszczenie wibrowało. Potężnie uderzenie wywołało pękanie murów, cała katedra Trybunału mogła się w każdej chwili zawalić. Taka jest moc sprawiedliwości, pomyślał Heinrich. Witraże posypały się szklanym deszczem, żelazne ramy wypadły z żałobnym łoskotem. Heinrich wymachiwał młotem, rozbijając wiotkie ciała napastników z łatwością. Prawdziwa walka miała dopiero się zacząć. Starał się przedostać do protokolantki, aby uchronić ją przed przypadkową śmiercią, ale obawiał się, że nie zdąży. Krzyknął na nią tylko i cisnął w jej stronę świętą księgę, która z chrzęstem przejechała po spękanej posadzce. Dziewczyna chwyciła ją i przycisnęła do piersi.

Było już niemal południe. Na Trybunał skierowano wszystkie dostępne siły zabezpieczające okolicę. Uzbrojeni po zęby wysłannicy obcych rządów, państw i kultur spieszyli na spotkanie z nieśmiertelnym duchem wolnej, nieugiętej Europy. Słońce stało wysoko na niebie, gdy Heinrich, bezlitośnie nacierający na wroga, zobaczył w jednej ze szczelin w murze przeciskającą się dziewczynę z wielką księgą w dłoniach. Serce rwało się do bohaterstwa. Oto przeżyła nadzieja całej Europy.

Wiele lat później, gdy życie na Starym Kontynencie uspokoiło się, a Zakon powrócić w pełnej chwale, niebo było czyste i przejrzyste. Heinrich i dawna protokolantka – teraz przełożona Zakonu – siedzieli na wzgórzu, spoglądając w dół na tętniące życiem miasto. Heinrich spojrzał na nią pełnym szacunku i dumy wzrokiem. Nie potrzebowali słów. Heinrich zamknął oczy, a duch jego opuścił stare, wymęczone ciało. Teraz, gdy idea narodowa została wreszcie zrealizowana, mógł odejść w pokoju, by ustąpić miejsca nowej generacji. Kobieta patrzyła na jego spokojne oblicze przez bardzo długi czas.

- Żegnaj, Bracie – powiedziała cicho. – Dzięki tobie wszyscy mamy teraz własny dom. Jesteśmy bezpieczni. Odpoczywaj. Kto wie, może kiedyś znów będziesz musiał przyjść nam z pomocą? Wieczna chwała, Wyzwolicielu.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Podobne wpisy:

  • 28 sierpnia 2013 -- Anders Dryński: Opowiadanie pt. „Przepowiednia” (część II)
    - III - Las był ciemny nawet za dnia, tak gęsto pokrywały go wysokie drzewa, na których koronach spoczywał odwieczny śnieg. Temperatura sprawiała, że nawet wilki nie miały siły po...
  • 20 sierpnia 2013 -- Anders Dryński: Opowiadanie pt. „Przepowiednia” (część I)
    Po raz pierwszy ujrzała go z góry, z odzianych w żeliwne kraty okien Najwyższego Trybunału. Widok miała najlepszy w okolicy – dokładnie pod nią groźnym zaproszeniem wiała rozwarta ...
  • 8 października 2018 -- Zygmunt Krasiński: Pokusa
    Ach! mętne krwią i łzami, pędzą życia fale I na nurtach potoku słychać wieczne żale! Z tyłu leżą przeszłości mgłą obwiane tonie, Z przodu niebo dalekie krwawą łuną płonie; ...
  • 10 maja 2012 -- Zenon Dziedzic: Obywatel Z.D.
    1    Szary dzień wczesnego przedwiośnia. Od rana sypało mokrym śniegiem. Spadło go tyle, że ponownie ziemię zakryło  bielą tym razem przewilgoconą z rzutami brudnej ziemi. W swoim...
  • 18 grudnia 2013 -- Waclawius: Brunatne Zombie – opowiadanie
    9 listopada 2013 r. lewacy zorganizowali pod bramą Uniwersytet Warszawskiego „demonstrację anty-nacjonalistyczną”. Tłumnie zjawili się wtedy dzielni rycerze, w pasiastych rajstopac...

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*