life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Mircea Eliade: Wiecznotrwałość obrazów

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Nie potrzebujemy zresztą odwoływać się do odkryć psychologii głębi lub nadrealistycznej techniki zapisu automatycznego, aby dowieść, że w podświadomości współczesnego człowieka krzewi się nadal mitologia, naszym zdaniem wyższego rzędu duchowego niż jego życie świadome. Aktualność i siłę obrazów i symboli można stwierdzić bez odwoływania się do poetów i kryzysowych stanów psychicznych. Najpowszedniejsze istnienie roi się od symboli, człowiek najbardziej rzeczowy żyje obrazami. Powtórzmy prawdę, którą w dalszym ciągu postaramy się zilustrować, że symbole nigdy nie znikają z pola aktualności psychicznej: mogą zmieniać aspekt, rola ich jednak pozostaje niezmieniona. Trzeba jedynie zerwać ich nowe maski.

Najpospolitsza „tęsknota” kryje „nostalgię za rajem”. Wspomnieliśmy o obrazach raju kojarzonego z Oceanią, który straszy zarówno w książkach, jak w kinematografii. (Kto to powiedział, że kinematografia jest fabryką snów?) Podobnie też można przeanalizować obrazy wyzwalane nie-spodzianie przez jakąkolwiek muzykę, często przez najpospolitszy przebój. Stwierdzimy wówczas, że owe obrazy wyrażają tęsknotę za przeszłością poddaną procesowi mityzacji, przeistoczoną w archetyp, że „przeszłość” owa niezależnie od żalu za utraconym czasem obejmuje tysiąc innych znaczeń: wyraża to wszystko, co mogłoby się stać, a co się nie stało; melancholię wszelkiego istnienia, które jest tym czym jest, jedynie przestając być czymś innym; żal, że nie żyje się w krajobrazie i w czasie opiewanym przez piosenkę (niezależnie od kolorytu historycznego czy lokalnego mogą to być „dawne dobre czasy”, Rosja bałałajek, romantyczny Wschód, filmowe Haiti, milioner amerykański, egzotyczny książę itp.); w ostatecznym rozrachunku – tęsknota za czymś całkiem innym niż chwila obecna, niedostępnym lub nieodwołalnie utraconym, za rajem.

W owych obrazach „tęsknoty za rajem” istotne jest to, że wyrażają one zawsze więcej, niż doznający ich podmiot mógłby wyrazić słowami. Większość ludzi nie potrafiłaby zresztą wysłowić tego: nie iżby ustępowali innym inteligencją, ale dlatego, że nie przywiązują nadmiernej wagi do języka analitycznego. Obrazy takie zbliżają jednak ludzi skuteczniej i w sposób istotniejszy niż język analityczny. W istocie, jeśli istnieje pełna solidarność rodzaju ludzkiego, można ją odczuć i „uczynnić” jedynie na poziomie obrazów (nie mówię: podświadomości, gdyż nie ma dowodów, jakoby nie istniała także nadświadomość).

Nie zwrócono jak dotychczas dostatecznej uwagi na tego rodzaju „nostalgie”, dopatrując się w nich jedynie momentów psychicznych pozbawionych większego znaczenia; przyznawano co najwyżej, że są one interesujące dla pewnych badań nad formami psychicznej ucieczki od rzeczywistości. Otóż tęsknoty owe wyrażają niejednokrotnie znaczenia odnoszące się do tego, co nazywamy „sytuacją człowieka”; z tego tytułu muszą interesować zarówno filozofa, jak teologa. Nie brano ich jednak na serio: obraz raju utraconego, wywołany ni stąd, ni zowąd przez grę na harmonii – co za niepoważny temat badań! Zapomina się, że życie człowieka współczesnego roi się od mitów na wpół zapomnianych, od zdegradowanych hierofanii, od wytartych symboli. Nieustająca desakralizacja człowieka współczesnego wypaczyła treść jego życia duchowego, nie niszcząc jednak wzorców jego wyobraźni: w strefach wymykających się kontroli trwa i żyje cała zdegradowana mitologia.

Zresztą najszlachetniejsza część świadomości współczesnego człowieka jest mniej duchowa, niż skłonni jesteśmy na ogół uważać. Pobieżna analiza ujawniłaby w tej „szlachetnej” i „górnej” sferze świadomości trochę reminiscencji z książek, sporo przesądów różnej natury (religijnej, moralnej, społecznej, estetycznej itp.), parę komunałów na temat „sensu życia”, „ostatecznej rzeczywistości” itp. Lepiej nie zastanawiać się, w co przeistoczył się mit „raju utraconego”, obraz „człowieka doskonałego”, tajemnica „kobiety i miłości” itp. Wszystko to znajduje się oczywiście – jak bardzo zeświecczone, zdegradowane i zamaskowane! – w potoku półświadomości najbardziej przyziemnych istnień: w rojeniach, w zadumach, w igraszkach obrazów podczas „pustych chwil” świadomości (na ulicy, w metro itp.), w różnego rodzaju rozrywkach i zabawach. Tyle tylko – powtórzmy – że skarb ów spoczywa tam „zlaicyzowany” i „uwspółcześniony”. Obrazom tym przydarzyło się to samo, co – jak to Freud zauważył – stało się ze zbyt dosadnymi aluzjami do faktów seksualnych: zmieniły „formę”. Aby zapewnić sobie dalsze trwanie, obrazy nabrały cech „powszedniości”, „codzienności”.

Nie stały się przez to mniej godne uwagi, te bowiem zdegradowane obrazy stanowią potencjalne punkty wyjścia do odrodzenia duchowego współczesnej ludzkości. Uważam za rzecz bardzo ważną odnalezienie mitologii oraz teologii przyczajonej w najbardziej nawet „nijakim” życiu człowieka współczesnego; od niego tylko zależy, aby wrócił ku źródłom i na nowo odkrył głębsze znaczenie wszystkich tych wypłowiałych obrazów i zdegradowanych mitów. I nie mówcie nam, że ta puścizna nic już nie obchodzi współczesnego człowieka, że należy ona do „zabobonów przeszłości”, szczęśliwie zlikwidowanych przez wiek XIX, że obrazy, nostalgie i tęsknoty to dobre dla poetów, dzieci i prostaczków, ale – na Boga! – ludziom serio pozwólcie myśleć i „robić historię”: tego rodzaju rozdział między „poważnym życiem” a „rojeniami” nie odpowiada rzeczywistości. Człowiek współczesny może sobie lekceważyć mitologie i teologie, co nie zmieni faktu, że będzie nadal karmił się upadłymi mitami i zdegradowanymi obrazami. Najstraszliwszy kryzys historyczny współczesnego świata – druga wojna światowa i wszystko, co się z nią wiąże – dowiódł dostatecznie, że zanik mitów i symboli należy do sfery złudzeń. Nawet w najrozpaczliwszej sytuacji „historycznej” (w okopach Stalingradu, we wszelkiego rodzaju obozach koncentracyjnych) ludzie śpiewali pieśni i słuchali opowieści (nie wahając się niekiedy płacić za nie częścią swych głodowych racji), a opowieści owe były jedynie przetworzeniem mitów, w pieśniach wyrażały się „nostalgie”. Cała owa, istotna i nie do wykorzenienia, cząstka człowieka zwana wyobraźnią nurza się w najlepsze w symbolizmie i nadal przeżywa archaiczne mity i teologie.

Jak powiedziałem, tylko od człowieka współczesnego zależy „rozbudzenie” owego bezcennego skarbca obrazów, jakie w sobie nosi – rozbudzenie obrazów, aby je kontemplować w ich dziewiczości i przejąć ich posłanie. Mądrość ludowa wielokrotnie podkreślała znaczenie wyobraźni także i dla zdrowia jednostki, dla równowagi i bogactwa jej życia wewnętrznego. Niektóre współczesne języki nadal ubolewają nad człowiekiem „pozbawionym wyobraźni” jako nad istotą ograniczoną, przeciętną, smutną, upośledzoną. Psychologowie, z C.G. Jungiem na czele, wykazali, jak dalece dramaty współczesnego świata wynikają z głębokiego zamącenia równowagi psychicznej, tak jednostkowej, jak społecznej, zamącenia spowodowanego w dużej mierze przez nasilające się wyjałowienie wyobraźni. „Mieć wyobraźnię” to znaczy korzystać z bogactwa wewnętrznego, z nieustającego, spontanicznego potoku obrazów. Ale spontaniczność nie jest równoznaczna z arbitralną inwencją. Etymologicznie rzecz biorąc, wyobraźnia (imaginatio) wiąże się ze słowem imago (obraz, wyobrażenie, naśladowanie) oraz ze słowem imita­re – naśladować, odtwarzać. W danym wypadku etymologia odbija jak echo zarówno rzeczywistość psychologiczną, jak prawdę duchową. Wyobraźnia, imaginatio, naśladuje, imituje wzorce – obrazy – odtwarza je, reaktualizuje, powtarza bez końca. Mieć wyobraźnię – to znaczy widzieć świat w jego pełni, gdyż moc i zadanie obrazów polega na tym, aby ukazywać to wszystko, co wymyka się konceptualizacji. To pozwala nam zrozumieć niedolę i klęskę człowieka „pozbawionego wyobraźni”: jest on odcięty od najgłębszej rzeczywistości życia i własnej duszy.

Przypominając te sprawy zasadnicze, chcieliśmy wskazać, że badanie symbolizmów nie jest sprawą czystej erudycji, że – pośrednio przynajmniej – wiąże się ono z poznaniem człowieka: jednym słowem, że może ono wtrącić „swoje trzy grosze”, gdy chodzi o nowy humanizm i nową antropologię. Oczywiście tego rodzaju badanie symbolizmów może wydać pełne owoce jedynie przy współpracy różnych dyscyplin. Krytyka literacka, psychologia, antropologia filozoficzna powinny uwzględniać rezultaty historii religii, etnologii i folkloru. Historyk religii bardziej niż ktokolwiek inny powołany jest do lepszego poznania symboli: materiały, jakimi rozporządza, są pełniejsze i zarazem bardziej konkretne niż te, jakimi dysponuje psycholog i krytyk literacki; czerpią one z samego źródła myśli symbolicznej. Właśnie w historii religii odnajduje się „archetypy”; psychologowie i krytycy literaccy mają do czynienia jedynie z przybliżonymi wariantami.

Mircea Eliade

eliade

***

W 154. numerze „Szczerbca” polecamy tekst „Legionista Mircea Eliade”.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , , ,

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

2 Komentarzy

  1. „Wraz z filozofem Nae Ionescu, E. M. Cioranem, E. Ionesco i innymi intelektualistami założył związany z Legionem Klub Dyskusyjny AXA; te prolegionowe sympatie doprowadziły go w 1937 na kilka tygodni do obozu koncentracyjnego; w tym samym roku doszło do jego pierwszego spotkania z „tradycjonalistą integralnym” Juliusem Evolą; w 1938 założył międzynarodowy tygodnik religioznawczy Zalmoxis; uniknął aresztowania po ustanowieniu dyktatury królewskiej (Karola II) i zamordowaniu Codreanu; po proklamowaniu (1940) Rumunii Narodowym Państwem Legionowym, a następnie dyktatury marsz. Iona Antonescu, został attaché kulturalnym w Londynie (był podejrzewany przez Brytyjczyków o działalność wywiadowczą na rzecz III Rzeszy), zaś po zerwaniu stosunków dyplomatycznych – w Lizbonie, gdzie zaprzyjaźnił się z czołowym intelektualistą Nowego Państwa (i monarchistą) Alfredem Pimentą oraz napisał entuzjastyczną książkę o Salazarze; w lipcu 1942 po raz ostatni przebywał w ojczyźnie, aby dostarczył Antonescu posłanie od Salazara; w okresie powojennym był powściągliwy politycznie, a nawet starannie ukrywał swoje wcześniejsze zaangażowanie…”
    (prof. Jacek Bartyzel)

  2. Szacunek dla redakcji za przybliżanie dorobku Eliade i Ciorana.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*