life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

WT: Zaklinacze rzeczywistości, czyli rzecz o bankructwie „narodowego katolicyzmu”

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

„Tzw. polityczny katolicyzm, polegający na głośnym przyznawaniu się do Kościoła bez istotnych zobowiązań w wyniku głoszonych haseł, prowadzić musi nieuchronnie do walki z Kościołem i jego nauką” (Tadeusz Gluziński)

Szopka przed Pałacem Prezydenckim, której byliśmy (jesteśmy, będziemy w dalszym ciągu?) świadkami ma niewątpliwie jedną pozytywną cechę – wymusiła na nowo dyskusję na temat relacji Państwo-Kościół i być może skłoni niektóre narodowe środowiska do przewartościowania swoich postaw. Garstka krzykaczy u których emocje wygrały z rozumem skutecznie odwróciła uwagę od rzeczywistych problemów z którymi boryka się III RP. Jest swego rodzaju fenomenem, iż udaje im się jednocześnie odgrywać rolę użytecznych idiotów zarówno partii rządzącej, jak i rzekomych opozycjonistów z PiS. Ewenement na skalę światową. Powiedzenie o Polaku, który potrafi, nabiera w ten sposób nowego znaczenia. Odmawianie dziecku posoborowego katolicyzmu, jakim jest niewątpliwe Bronisław Komorowski, miana katolika, peany na rzecz Jarosława Kaczyńskiego i last but not least pojawiające się co rusz wśród tzw. obrońców krzyża porównania (sic!) niewątpliwej tragedii pod Smoleńskiem z masakrą polskiej elity w Katyniu mówią wszystko o formacji i rzeczywistych intencjach tych osobników. To typowi przedstawiciele „narodowego katolicyzmu”, konstrukcji ideowej w której odmienianie przez wszystkie przypadki słów Bóg” i „Ojczyzna” można porównać z odruchami Pawłowa, a myślenie traktowane jest jako zbędny balast na drodze do budowy wielkości Polski. Ostatnie wydarzenia stały się także znakomitą okazją dla pogrobowców, cytując klasyka, „płatnych zdrajców pachołków Rosji” do wygrzebania z szafy postulatów świeckości państwa, a dla ich radykalniejszych kuzynów do ataków na samą Wiarę Katolicką. Janczarzy liberalizmu i nowoczesności znów mają swoje pięć minut, niektórzy komentatorzy pomrukują o „zapateryźmie” w wersji polskiej, który dzięki „krzyżowcom” może nabrać wiatru w żagle. Nic się nie dzieje bez przyczyny, wszystko ma swój początek, idee mają konsekwencje.

Dla wielu środowisk „narodowo-patriotycznych” traktowanie Kościoła, a zwłaszcza jego hierarchów, jako „świętych krów” i kurczowe trzymanie się rąbka sutanny stało się po 1989 roku sposobem na zaistnienie. Wszelkie słowa krytyki pod adresem tej instytucji traktowane były jako zamach na tożsamość narodową, a ich autorzy od razu klasyfikowani jako „lewacy” (to wersja powszechniejsza) lub „Żydzi” (to wersja dla prawdziwych Polaków). Kto stał lub siedział blisko księży w ławkach kościelnych ten od razu był „lepszym” katolikiem. Postępowanie zgodnie z etyka katolicką w życiu prywatnym i publicznym oraz wierność 2000 lat Tradycji zastąpione zostały przez puste deklaracje przed kamerami. Kościół miast skupić się przede wszystkim na pracy duszpasterskiej bez ogródek wyrażał poparcie dla konkretnych formacji politycznych tylko dlatego, iż ich liderzy krzyczeli głośniej niż inni o „obronie religii”. Postawmy pytanie: czy w kraju, w którym rzekomo 95% społeczeństwa deklaruje się jako katolicy ktoś o zdrowych zmysłach zdecydowałby się na wywoływanie „wojen krzyżowych”, tudzież sporów o miejsce religii w życiu publicznym? Niestety nic nie ukryje fasadowości polskiego katolicyzmu i należy o tym wreszcie głośno mówić, a nie zaklinać rzeczywistość i krzykliwymi happeningami oddalać od siebie smutne realia. Hierarchowie wydają się być ukontentowani kondycją swoich „owieczek” i skupiają swoją aktywność na zarządzaniu topniejącą liczbą wiernych. Wprowadzenie w 1990 roku lekcji religii do szkół na drodze rozporządzenia zapewniło zajęcie dla tysięcy katechetów i księży, ale czy dało owoce na których powinno zależeć każdemu katolikowi? Z pewnością szkolna sala w połączeniu  z „duchowymi nauczycielami” twierdzącymi, iż wszystkie religie są równe oraz gromadą młodzieży uczestniczącą w lekcjach religii z przyczyn wszelkich poza jedną – świadomą wolą rodziców wychowania dzieci na dobrych katolików – może przynieść fantastyczne rezultaty. Wystarczy spojrzeć na wprawiające w zdumienie statystki dotyczące praktykujących wiernych w Polsce, liczby powołań, akceptacji podstawowych prawd Wiary i wynikających z nauczania Kościoła zasad moralnych, a przede wszystkim na codzienną praktykę  życia społecznego. Polska jest krajem katolickim, gdzie wszyscy (a szczególnie hierarchowie Kościoła) żyją dostatnio i nic nie zakłóca samozadowolenia zarządców tej oazy. Jednym słowem religijna i moralna Arkadia.

Tzw. obrońcy krzyża i zawsze czujni w takich momentach „narodowi katolicy” tak naprawdę nie różnią się typologicznie od prymitywnej tłuszczy, dla której walka z katolicyzmem lub z religią jako taką jest treścią życia i jedynym uzasadnieniem ich politycznych wyborów. Jedni deklamują „Bóg i Ojczyzna”, drudzy „Precz z krzyżami”, brak refleksji i niekonsekwencja to ich punkt styczny. Krzykacze z obu stron zapominają o tym, iż katolicyzm to coś więcej niż partyjne inklinacje i plemienne odczucia jako dominanta, to „tak tak, nie nie”, to wreszcie (coś dla proroków Nowego Wspaniałego Świata) pamięć o fundamentalnym znaczeniu religii katolickiej dla kształtowania się polskiej państwowości i rozwoju moralności i narodowej tożsamości. „Wojna krzyżowa” to także, a może przede wszystkim, bankructwo „narodowego katolicyzmu”, katolicyzmu płytkiego, swoistego fast-foodu na polu religijnym. Adepci tego nurtu nigdy nie wykazywali się szczególnie wybrednością, jeśli chodziło o wybór patronów lub formułowanie koncepcji na gruncie polityki. Wystarczyło, iż jakiś ksiądz powiedział coś o Żydach i już nakręcała się karuzela „ideowości” i peanów ku czci. Na kuriozum zakrawa zestawianie w jednym rzędzie św. Maksymiliana Marii Kolbego z dyrektorem pewnego radia, zwłaszcza w kontekście promowania przez to środowisko ekumenicznych aberracji, swego czasu pielgrzymek do Medjugorie oraz ordynarnym w swojej wymowie wspieraniem konkretnych ugrupowań politycznych. W czasach gdy niektórzy księża aspirują do miana „pracowników socjalnych”, są muzykami rockowymi, dlaczegóż nie ma być miejsca dla rozgrywających na scenie politycznej? Tym bardziej, iż efekty są piorunujące…..Wierna klientela „narodowa” wszystko wybaczy, wystarczy iż na antenie zabrzmi głos kolejnego Tomasza z Hamburga czy Stanisława z Kanady, dostanie się jak zwykle „Żydom” (jakież to radykalne!) i ekstaza gwarantowana.

Wydaje się iż polskiemu nacjonalizmowi brakuje zdrowego „antyklerykalizmu” a la Jose Antonio Primo de Rivera, który pozwoliłby trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość, a nie żyć w świecie mitologii. Kościół dzisiejszy, a Kościół epoki w której powstawała broszura Romana Dmowskiego „Kościół, Naród i Państwo” to wbrew pozorom odrębne społeczności. Znany konserwatywny polityk i publicysta amerykański Patrick Buchanan, którego można nie lubić za pewne niezrozumiałe opinie dotyczące historii Polski, pisał: “Kościół stracił swojego wojowniczego ducha z lat 40 i 50-tych, gdy ekumenizm nie istniał dla nas, gdy kroczyliśmy od zwycięstwa do zwycięstwa”. Porównajmy sytuację w Hiszpanii, Francji, Holandii jeszcze 60 lat temu z ta dzisiejszą. Wszystkiego nie da się i nie można tłumaczyć zmianami cywilizacyjnymi, rewolucją seksualną, hegemonią tzw. lewicy na gruncie kultury. Ryba psuje się od głowy, ale o tym „narodowi katolicy” i tym podobne środowiska instrumentalnie traktujące religię wydają się zapominać. Strach przed potępieniem ze strony „prawdziwych Polaków” i utratą przychylnego spojrzenia części hierarchii paraliżuje, szkoda tylko, iż zderzenie z rzeczywistością może w pewnym momencie okazać się równie brutalne jak miało to miejsce w ojczyźnie Cervantesa. Nacjonalista nie potrafiący odróżnić sfery religii i sfery polityki jak pokazuje historia szkodzi zarówno jednej, jak i drugiej. Takiego rozdziału brakuje we współczesnej polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej, a fakt ten wywołuje czasami wrażenie, iż mamy do czynienia z kółkami różańcowymi w polityce lub jak kto woli politykami w kółkach różańcowych. Mającym problemy z oddaniem tego co boskie Bogu, co cesarskie cesarzowi, „politycznym „ewangelizatorom”, jeśli ich intencje są szczere, wypada polecić zaangażowanie się w działalność licznych stowarzyszeń religijnych lub znalezienie najbliższego (oczywiście tradycyjnego) seminarium i w ten sposób przysłużenie się nie tylko Bogu, ale również Ojczyźnie. Bezwzględna obrona zasad moralnych i etyki katolickiej, przypominanie o roli Kościoła w historii Polski, wreszcie katolicyzm kompletny, a więc 2000 lat Tradycji zamiast jednego pontyfikatu, to postulaty, które dla mnie osobiście są odwrotnością spektaklu, jaki obserwowaliśmy w Polsce po tzw. transformacji politycznej. Przeróżnej maści hieny starały się i wciąż starają wykorzystać do swoich celów zaistniałą sytuację. Tematu relacji Państwo-Kościół z wiadomych względów nie podejmują środowiska „narodowe”, które już dawno zrezygnowały z aspiracji do ogrywania roli niezależnego podmiotu na scenie politycznej (rola przystawek jest spełnieniem marzeń).

Wpisanie do ustawy zasadniczej krótkiego tekstu: „Religią katolicka jest jedyną oficjalną religią państwa” nie powinno chyba nastręczać problemów w prawdziwie katolickim kraju, jakim jest rzekomo III RP. Dziwnym trafem podobny zapis znalazł się w projekcie konstytucji bardzo postępowego skądinąd tworu jakim była Włoska Republika Społeczna, w której wszak pierwsze skrzypce grali były socjalista i antyklerykał Benito Mussolini i były komunista Nicola Bombacci. Dziś nie byłoby to możliwe, po pierwsze nie chce tego posoborowy Kościół, po drugie byłoby to wbrew demoliberalnej formacji polityków, którzy nawet gdy epatują „narodowo-katolicką” retoryką muszą uwzględniać współczesne nauczanie hierarchów w tej kwestii, oczekiwania (lub raczej ich brak) polskich wybiórczych katolików i postępującą laicyzację. Likwidacja takich instytucji jak Komisja Majątkowa i zaprzestanie demoralizującego dofinansowywania Kościoła (połączone z możliwością przekazania części podatku na jego rzecz) przez państwo z wyjątkiem działalności charytatywnej, opiekuńczej i konserwacji zabytkowych obiektów sakralnych, szybko ukazałoby rzeczywistą kondycję Kościoła Rzymskokatolickiego i zdolność do poświęceń ze strony jego wiernych w „ najbardziej katolickim” kraju Europy. Status quo póki co gwarantuje spokojny sen hierarchom i bierne przyglądanie się procesom, które prędzej czy później przybliżą nas (niestety) do realiów znanych w zachodniej Europie. Szczerej i opartej na rozumie a nie jedynie emocjach Wierze nie po drodze jest z krzykliwym i fasadowym „narodowym katolicyzmem”, dla którego status quo jest również zadowalający, gdyż gwarantuje przede wszystkim egzystencję przeróżnym ugrupowaniom politycznym tego nurtu. Wszystko inne nie ma znaczenia. Akcentowanie i podkreślanie przez „narodowo-katolickich krzyżowców” przy każdej możliwej okazji (zwłaszcza przed kamerami) swojej religijności i patriotyzmu, ich niesłychanej jakości i wyjątkowości w konfrontacji ze „zgniłym światem” to w rzeczywistości ukrycie własnych kompleksów, mizernej formacji duchowej i politycznej. Groteskowe zawody w konkurencji „kto krzyczy głośniej Bóg, Honor, Ojczyzna” kończą się z reguły casusem byłego premiera Marcinkiewicza i tym podobnych medialnych ortodoksów. Karuzela kręci się dalej, choć bankructwo widać jak na dłoni, a i historia brutalnie rozprawia się ze wszystkimi, którzy nie wyciągają wniosków z przeszłości. Szkoda tylko, że po raz kolejny ucierpi Wiara i mająca stać na straży jej depozytu instytucja. Polityczny katolicyzm przynosi opłakane skutki i budzi demony. Tak wybitna postać jak Tadeusz Gluziński nie mógł się mylić.

Wojciech Trojanowski

Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Nicola Bombacci – współtwórca Manifestu z Werony i projektu konstytucji Włoskiej Republiki Społecznej. Były komunista, rewolucjonista, który nie potrzebował cyklicznych wizyt w kurii, ostentacyjnej dewocji, przykuwania się do krzyża, aby podpisać się pod deklaracją: „La religione cattolica apostolica e romana è la sola religione della Repubblica Sociale Italiana”.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , , , , ,

Podobne wpisy:

  • 3 sierpnia 2010 -- WT: Lemury i krzyż przed pałacem
    „(..)przeżyliśmy sztuczne obudzenie innych lemurów, którzy przybyli w miejsca hańby, aby wykopać zakopane zwłoki, wystawić rozłożone ciała, zmierzyć, policzyć i sfotografować, co m...
  • 10 września 2010 -- Stanisław Kogut: Stat crux dum volvitur orbis
    «My zaś opowiadamy Chrystusa ukrzyżowanego: dla żydów wprawdzie zgorszenie, a dla pogan głupstwo» (1 Kor 1, 23). W ostatnim czasie krzyż – dość nieoczekiwanie – stał się silnie ...
  • 4 lutego 2011 -- Piotr Marek: Katolicka Nauka Społeczna
    Katolicka Nauka Społeczna, w skrócie KNS, jest „nauczaniem papieskim odnośnie kwestii społecznych, politycznych, ekonomicznych i ustrojowych uzupełniającym chrześcijańskie rozumien...
  • 8 maja 2014 -- Ks. Karol Stehlin FSSPX: Filius Ecclesiae — syn Kościoła
    Pośród prawd naszej świętej wiary mamy także tę, która dotyczy Kościoła – naszej Matki. Wierzymy, że „istnieje społeczność nadprzyrodzona, widzialna, święta i powszechna, którą ust...
  • 13 grudnia 2013 -- Nowoczesna cywilizacja to bunt przeciwko Bogu – rozmowa z bp. Bernardem Fellayem
    Serwis informacyjny DICI opublikował rozmowę z bp. Bernardem Fellayem, przełożonym generalnym Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X. Rozmowa została nagrana przed kilkoma dniami w ...
Subscribe to Comments RSS Feed in this post

31 Komentarzy

  1. Świetny tekst, ukazujący całą prawdę. Kościół upada, z duża część zarówno księży, jak też i wiernych nie ma nic wspólnego z wiarą. Dziś nawet lewacy i liberałowie nie muszą nic robić, by ośmieszyć Kościół, gdyż jego członkowie odwalają za nich robotę. A później jeszcze pieprzenie głupot, że to Szatan jest wszystkiemu winien. Pewnie, to Szatan ukrywał fakty o pedofilii. To diabeł przenosił molestujących księży z parafii do parafii, ukrywając prawdę, zamiast sprawą zająć się właściwie, to jest zgłaszając sprawę na policję.

  2. @Wiszu89
    Popełniasz istotny błąd; piszesz morały ludziom, którzy być może i nie są dobrymi katolikami, a sam – co mogę stwierdzić z pełnym przekonaniem – nie masz wystarczającej wiedzy o nauczaniu Kościoła. Przede wszystkim Kościół nie upada i nigdy nie upadnie; wynika to z niepodważalnych i świętych dogmatów; rzec można, że Kościół przechodzi kryzys, że jest rozbijany od wewnątrz (jak i od zewnątrz – choćby przez wspomnianych przez Ciebie liberałów i lewaków). Rzeczywiście w Kościele nie dzieje się dobrze, jednak nie można obarczyć Go za to; winę ponoszą niektórzy duchowni (dziś dominujący w Kościele), czy też nawet fałszywi duchowni, którzy nie mają sprawiedliwych intencji dla Kościoła i wiernych. Swój triumf – w mojej ocenie – świętowali oni podczas II Soboru Watykańskiego; dziś efektem tego jest chowanie przez duchownych głowy w piasek, kiedy Katolicyzmu bronić trzeba, gdy trzeba powiedzieć: NON POSSUMUS. Nie jest też „pieprzeniem głupot” twierdzenie, że szatan jest wszystkiemu winien; owszem zwalanie winy na wszystkich, kiedy samemu nie potrafi się zrobić szczerego rachunku sumienia jest złe, jednakże rzeczą oczywistą jest, że SZATAN JEST WINIEN WSZELKIEGO ZŁA; natomiast złem niektórych „duchownych” jest to, że jemu ulegają lub służą – nie zmienia to faktu, że źródłem tego jest diabeł.

    PS. celem tej wypowiedzi nie jest osądzanie nikogo, a wytłumaczenie pewnych kwestii.

  3. @kk89
    Nie, żebym się czepiał, ale KOŚCIÓŁ (jako wspólnota wiernych), PISMO ŚWIĘTE i KOMUNIA pisze się z dużej litery. Z dużej można też pisać słowo WIARA – jako wyznanie katolickie.

  4. Na świecie zawsze były dwa wrogie obozy – ci którzy za Ojca mieli Pana, czyli Pomazańcy Boży, wybrani, święci i ci, którzy za ojca mieli diabła, czy roznosiciele zarazy i zła. Dzisiaj tych pierwszych widać niewiele… a tych drugich są całe hordy. Jest powiedziane w Piśmie, że wprawdzie zgorszenie musi nadejść, lecz biada temu kto będzie to zgorszenie roznosił.

  5. Wiesz Arek (mam nadzieję, że nie obrazisz się za te przejście na Ty), nie będę zbierał dużej wiedzy na temat Kościoła i jego nauk z tej przyczyny, że próbuje się „uwolnić” od tej instytucji, co wcale nie jest łatwe, biorąc szczególnie pod uwagę fakt, że pochodzę z małej miejscowości. Bo raz, nie pasuje mi ich nauka, a dwa sama ta organizacja, bo Kościół nie jest dla mnie niczym innym niż organizacją. Co do pedofilii, nie chodzi mi o to, że ona wystąpiła. Wiadomo, wszędzie może ona wystąpić. Mi chodzi o sam fakt zachowania się hierarchii kościelnej wobec tego faktu. Bo na to nie ma dobrego tłumaczenia. Byłem dwa lata ministrantem, więc zdążyłem się napatrzeć, jak to wszystko wygląda od środka. I powiem Ci, że nie dziwie się, że zwykli ludzie są jacy są. Przykład idzie z góry.

  6. Polska JUŻ jest pustynią religijną, pokolenie JP2 było zimnym fałszem. Z kim bym nie rozmawiał, to religia jest u przeciętnej osoby na 99 miejscu po wszystkich doczesnych bzdurach! Wielotysięczne procesje i odmawiane intuicyjnie różańce niczego nie zmienią, tak jak „w imię Ojca i Syna…” wypowiadane niechlujnie i bez jakiejkolwiek refleksji!!!!!!!!

  7. @Wiszu89
    I właśnie takie zachowanie jak Twoje są potwierdzeniem tego o czym pisałem, tzn. efektem Vaticanum II.

    I jeszcze jedno: ja nie usprawiedliwiałem złych zachowań księży, a jedynie usiłowałem wyjaśnić skąd się ono bierze.

  8. Straszny miszmasz ten tekst…

  9. „Polska JUŻ jest pustynią religijną, pokolenie JP2 było zimnym fałszem. Z kim bym nie rozmawiał, to religia jest u przeciętnej osoby na 99 miejscu po wszystkich doczesnych bzdurach! Wielotysięczne procesje i odmawiane intuicyjnie różańce niczego nie zmienią, tak jak “w imię Ojca i Syna…” wypowiadane niechlujnie i bez jakiejkolwiek refleksji!!!!!!!! ” A tutaj się zgadzam. Pamiętam naszą lekcję „religii” w liceum, na której koleżanka po śmierci JP2 zorganizowała marsz ze znajomymi, a na innej lekcji wojowała jak lwica o prawo do aborcji i tolaercję dla homosiów.

  10. WT- dobry tekst. Trafna ocena sytuacji w jakiej znalazł się Kościół( nie cały oczywiście) w Polsce. Jeszcze kilka lat i będziemy mieli to, co na zachodzie Europy- w morzu ateistów i innowierców wysepki Wiernych. Chociaż może to lepiej dla samego Kościoła gdyż pozostaną tylko ci co naprawdę wierzą.

    „Likwidacja takich instytucji jak Komisja Majątkowa i zaprzestanie demoralizującego dofinansowywania Kościoła (połączone z możliwością przekazania części podatku na jego rzecz) przez państwo z wyjątkiem działalności charytatywnej, opiekuńczej i konserwacji zabytkowych obiektów sakralnych , szybko ukazałoby rzeczywistą kondycję Kościoła Rzymskokatolickiego i zdolność do poświęceń ze strony jego wiernych w „ najbardziej katolickim” kraju Europy.”
    Chcesz pościć Kościół z torbami?

    Ps.Pewnie u narodowych katolików będziesz miał „krzywo” ;)

  11. Tekst bardzo dobry ;). Jeżeli ktoś chce poznać bliżej stanowisko przedwojennego polskiego narodowego-radykalizmu wobec narodowego-katolicyzmu to dobrą pozycją na początek będzie „Życie i śmierć dla Narodu. Antologia myśli narodowo-radykalnej z lat trzydziestych XX wieku”.

  12. Jak zwykle WT oddajesz w pełni moje zdanie na ten temat. Sam zostałem wychowany w wierze katolickiej ale z biegiem czasu odszedłem od tej wiary. Pomimo tego nie jestem antykatolikiem w takim znaczeniu jak mają w zwyczaju robić wszelkiej maści lewicowcy. Kościół upada bo popełnia się w nim błędy na wysokim szczeblu. Nauki Chrystusa już dawno odeszły w niepamięć i zastąpiły je szeregi praw kanonicznych i innych. Musi nastąpić reformacja całego systemu albo chrześcijaństwo padnie jak podcięta jabłoń, no chyba, że islam zaatakuje chrześcijan na szerszą skalę niż na Filipinach i w Nigerii. Wtedy chęć utrzymania tradycji chrześcijańskiej pomoże zjednoczyć Was bracia katolicy, prawosławni i inni.

  13. @Sympatyk, jedni „odchodzą” inni zwracają się ku Tradycji. Jeżeli ktoś chce nadal trwać w wierze ale nie akceptuje tego co się dzieje w modernistycznym Kościele który przechodzi poważny kryzys to zapraszam na msze FSSPX.

    „Przeto, bracia, stójcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem , bądź za pośrednictwem naszego listu.(2 Tes. 2, 15)”

  14. @Falanga NY, a co to są te msze FSSPX? Bo skrót brzmi groźnie :)

  15. Chodzi o msze odprawiane przez Bractwo św. Piusa X :)

  16. Ja zgadzam się z artykułem ale nie zgadzam się z jednym że Polskiemu Nacjonalizmowi potrzeba antyklerykalizmu. Polski Nacjonalizm od początku był związany z Katolicyzmem tak sam naród. Dzięki Kapłanom i wierze przetrwał Polski Naród. Na Prastarym Polskim Śląsku i Pomorzu pomogło przetrwać Polakom wśród Niemców i przyczyniło się do odrodzenia Polskości i zaowocowało powrotem do macierzy.

  17. Nie zgadzam się z krytyczną oceną obrońców krzyża dla tego że chcą oni upamiętnienia ofiar katastrofy bo wielokrotnie nie do trzymał słowa i pokazały dowody wizyta była nie przygotowana i piloci nie wiedzieli jakie są warunki na lotnisku a za to odpowiadają ludzie Tuska. Nie kupili samolotu i ważniejszy był latanie tani linami niż majestat państwa i bezpieczeństwo władz Polski. Pozwolenie by ludzie Putina zabrali czarne skrzynki i inne ważne dowody. Inne kraje zabrały by czarne skrzynki i nie oddały by śledztwa. Te problem można by uniknąć gdy Komorowski spotkał się z protestującymi i obiecał że postawi pomnik a nie wiedzieć czemu milczy. Gorszące sceny są faktem ale wynikają z faktu by powstał tam pomnik tak jak każdym kraju gdzie zdarzyły się wielkie katastrofy jest pomnik. Gorszące sceny robili też przeciwnicy np robili z puszek piwa krzyż i robili wygłupy przed kamerami i starali się przeszkadzać rozmowach z dziennikarzami. Często po zachowaniu widać że bili pijani bo kto widział by przed kamerami robić wygłupy i śpiewać durne piosenki. Organizacje ateistyczne np Racja robiły chore manifestacje np Bitwa na poduszki lub wchodzenie na latarnie miejskie na to nie wiedzieć czemu nie nie reagowała policja lub szarpanie się z ludźmi starszymi . Widać po tym tchórzostwo i głupotę. Gdy tak zrobił z młodszymi obrończą z krzyża i tacy są i stanowią większość to dostał by mordę i odechciało by mu się głupot.

  18. @kk89, szkoda Ci PiS?:

    http://www.youtube.com/watch?v=pDHEmQgOxDw

    Mi, nie. A co do artykułu to jak już wspomniałem – bardzo dobry.

    „Wpisanie do ustawy zasadniczej krótkiego tekstu: „Religią katolicka jest jedyną oficjalną religią państwa” nie powinno chyba nastręczać problemów w prawdziwie katolickim kraju, jakim jest rzekomo III RP.”

    Sam doszedłem do tego wniosku już dawno temu, niby 95% katolików a jakoś Polska oficjalnie nie jest państwem wyznaniowym. Czy to możliwe w XXI? Wystarczy spojrzeć na…Maltę. W konstytucji maltańskiej jasno jest napisane która religia jest jedyną oficjalną religią państwa.

    Co do reszty tekstu to uważam ze niektórzy go nie zrozumieli. WT nie chodzi o antyklerykalizm w wydaniu lewackim, nie chodzi o to aby nagle „polski ruch narodowy” stal się antyklerykalny i antykatolicki a po prostu spojrzał rzeczywistości w twarz ze namacalnie Polska krajem katolickim (już) nie jest. 95% ludzi zostało OCHRZCZONYCH a ile chodzi CO TYDZIEŃ (<jak uczy nas KK) do kościoła to każdy widzi… Prace narodowych radykałów z okresu przedwojennego nt. KK i katolicyzmu nijak się maja do naszej dzisiejszej rzeczywistości. Dmowski i inni umarli circa 20 – 30 lat przed II Soborem Watykańskim. Katolicyzm okresu życia naszych ideologów międzywoja a nasz dzisiejszy to obrót o 180 stopni. Przemyślenia i kierunki które po sobie pozostawili są owszem aktualne i ważne ale trzeba je skierować na tor XX1 wieku. Idac dalej, KK i katolicyzm nie powinny być używane do gier politycznych przeróżnej maści błaznów, tak samo jak kler powinien rzeczywiście "wrócić do korzeni" swojej posługi (być z rzeczywistego wyboru i powołania) zamiast samemu będąc uwikłanym w szopkę polityczna demoliberalnego cyrku. KK raz poparł LPR, innym razem PiS… Komu to służy? Bo bynajmniej nie narodowi.

  19. Świetny tekst. Bankructwo „narodowokatolickich” błaznów, szczególnie tych którzy odkryli w sobie ostatnimi czasy lewicową wrażliwość wywołuje u mnie szczerą wesołość. Fasadowość nadwiślańskiego – nie ukrywajmy – kremówkowego katolicyzmu to fakt raczej mało zaskakujący i dorównanie w laickości krajom zachodnim i tak by nastąpiło, nawet bez wydatnej pomocy żoliborskiego Wielkiego Stratega. Refleksje nasuwają się oczywiście smutne, ale tego nie da się już zatrzymać. Podobnie jak Autor przekornie uważam że odrobina krnąbrności wobec kleru jest wysoce wskazana – tłuste dupska purpuratów zbyt pewne są swej niezachwianej pozycji zacementowanej 20-letnią symbiozą z władzą. Żeby zachować w ich ocenie zdrowy rozsądek wcale niekoniecznie trzeba zlewaczeć do cna. Mnie osobiście do szewskiej pasji doprowadza dość powszechna wśród niektórych „narodowców” adoracja słodkiego głosu płynącego z Torunia. Natomiast w rozważaniach na temat konstytucyjnego usankcjonowania statusu katolicyzmu widzę pewną niekonsekwencję. Pachnie mi to pomysłami różnych Jurków i uważam że byłaby to w istocie kolejna niedźwiedzia przysługa. I ostatnie zdanie w kwestii relacji przedwojenny NR – Kościół : Dmowski był cynikiem i jemu katolicyzm od pewnego momentu stał się potrzebny w tak samo polityczny sposób jak obecnie pisowcom i całej reszcie. Pozdrawiam.

  20. @validol, Dmowski był endekiem a nie NRem (duza różnica). NRzy mieli inne zapatrywanie na stosunki Kościół – naród niż endecy. Zresztą, jak już wspomniałem – katolicyzm okresu miedzywoja a dzisiejszy to zupełnie co innego. Kościół wiedział co gdzie kiedy zrobić i powiedzieć, nie tak jak teraz…

  21. @WT: jak pamiętamy lewicową wrażliwość odkrył w sobie wódz Jarosław Mądry – że przypomnę tylko jego umizgi wobec wielkiego komunistycznego patrioty Gierka i inne żałosne występy mające na celu pozyskanie jakiś ociężałych umysłowo sierot po Napieralskim. Jak mniemam pisi wódz wypełnia kryteria „narodowego katolika” wycierającego sobie gębę religią przy każdej okazji i o takich jak on traktuje ten tekst. Jeśli się mylę i są lepsi adresaci tego pojęcia proszę o wyprowadzenie mnie z błędu. Biję się natomiast w pierś że z powodu zbyt późnej pory pisania posta niepotrzebnie napiąłem się w kwestii wpisania religii do konstytucji. Ale nawet w hipotetycznej sytuacji rzeczywiście religijnego w 95% społeczeństwa uważałbym ten pomysł za ryzykowny.
    @FalangaNY: użyłem jakby powiedział Antek M. skrótu myślowego :P Czaję różnicę. Co nie zmienia faktu że nadal nie widzę różnicy między koniunkturalnym katolicyzmem Dmowskiego a obecnymi „narodowymi katolikami”. Spadną zapewne za to na mnie gromy, ale pomimo wszelkich zasług dla ruchu narodowego podczepka pod Kościół niezbyt religijnego Romana była niespecjalnie wiarygodna. Wiem, wiem, nawrócił się w latach 30-tych:)

  22. @validol, ja osobiście uważam ze niemożliwym jest kompletne poznanie tego co o katolicyzmie i KK myślał Dmowski (trudno rozróżnić politykę od religijności w takim wypadku), oprócz tego jego nawrócenie nastąpiło wcześniej jak w latach ’30 ;). Zostawmy już sędziwego Romana, religijność była jego prywatna sprawa w tym wypadku. Nie nam oceniać. Ważne ze powrócił na łono Kościoła (przynajmniej „politycznie). A podsumowując to wszystko jak i nasza narodowo-radykalna myśl: Wielka Polska Katolicka – jak najbardziej ale nie papierowa jak ma to miejsce teraz… Nie zebym wylewal komus kubel zimnej wody na glowe ale:

    Według statystyk watykańskich, ponad 20% porzucających w Europie kapłaństwo księży pochodzi z Polski. Jak podają oficjalne dane z Polski ze stanu duchownego odchodzi około 60 księży rocznie, zaś w całej Europie – prawie 250. W rzeczywistości statystyki nie ujmują wszystkich, dlatego duchownych porzucających kapłaństwo może być kilkakrotnie więcej.

    Oficjalne dane odnośnie katolików w Polsce wąchają się pomiędzy 89% a 95% (ochrzczeni), uczestnictwo w niedzielnej mszy wynosi około 50% do 60%.

    Polska wypada „dużo lepiej” odnośnie religijności niż np. USA, kraje Europy Zachodniej czy bliższe nam Czechy. Według CBOSu, na jesieni 2008 94% Polaków zadeklarowało „wiarę w Boga”. Jak się ma życie codzienne do nauk KK to każdy widzi. Papierowa WPK…

    Pozdrawiam.

  23. WOjtek z cała premedytacją miesza pojęcia, i muszę powiedzieć – znając jego umiejetności, że robi to ciekawie, chociaż nieoryginalnie.
    Na razie pokrotce, bo wróciłem z krainy reniferów i wypoczywam (ale bedzie wiecej):
    1. „upolitycznienie katolicyzmu” (o czym pisali cytowani klasycy) polega na sprowadzeniu roli Kościoła instytucjonalnego, ergo hierarchii, do roli widowiskowego elementu zycia politycznego. Sciskanie dłoni, biskupi na uroczystosciach panstwowych, buzi-buzi etc. Takie pojęcie katolicyzmu, mile widziane zarówno przez prawicowe jak i lewicowe (umiarkowanie lewicowe) środowiska, a także historyczne (Jose Primo de RIvera, Mussolini), oznacza wyrugowanie katolicyzmu i sprowadzenie Wiary do roli kulturowego emblematu. WOjtek, wystepując przeciwko jednej formie takiego działania, dopomina się o inną – ale tożsamą z ta. której się sprzeciwia. Pod tym względem nie ma mowy – powiem NIESTETY – o bankructwie takich pomysłów. One beda kwitły, czy to w polityce czy na sieci – vide omawiany tekst.
    2. Katolicyzm to nie emblemat – to (oprocz Wiary, ktora każdy nosi w sobie) całkiem konkretne rozwiązania natury publicznej (etycznej, spoleczne, politycznej, gospodarczej). Po drugiej wojnie światowej, nie mogąc zaprzeczyć faktowi, że wiekszosc Polaków katolikami jest (i był to niewatpliwie mocny katolicyzm) włądze zaczeły uprawiac sprytną, mądrą akcję, plegajaca na powtarzaniu: wiekszosc to katolicy, nie dyskutujmy o tym, zadnych wojen krzyzowych, mamy tu, towarzysze szmat roboty do wykonania.. I robili. WProwadzono elegancko zasade pragmatyzmu: akceptujemy fakty, robimy swoje. I zrobili. Zetykietkowali Wiarę i jej przesłanie, także społeczne. Podobnie było na Zachodzie w krajach demoliberalnych, chociaz inne stosowano metody i argumenty.
    3. Sprawa krzyza warszawskiego, ktora przewija sie ostatnio czesto. Cokolwiek by pisuary nei wymyslily, to gdyby nie było wewnetrzenego zapotrzebowania na – jeszcze nei do konca sprecyzowany katolicyzm – nic by z calej szopki nie wyszlo.
    4. W związku z powyższym nie potrzebujemy żadnego antyklerykalizmu, ale wlasnie sporu o WIarę. Nie o emblemat pisuaru, ale katolicyzm. Ucieczka od tematu, stanie z boku, to akceptacja koncepcji liberalnych i lewicowych; podobnie jak angazowanie sie w spór po wyraznie zaznaczonej stronie kultu Lecha K. jest niedopuszczalnym opowiedzeniem się po stronie pisuaru.
    5. A fanatyzm skrajnej lewicy, ruszajacej na wojne z katolicyzmem jest dobra wiadomością – do tej pory wojna z naszymi wartościami była cicha i niezauwazalna, teraz – za sprawą czerwono-czerwonych wypłynęła na powierzchnie, i nikt nie moze powiedzieć już, że nie wie, o co chodzi.
    A jak mawiał mistrz Chesterton: wojny nie są tym, o czym normalny człowiek marzy, ale jeżeli już, to tylko wojna religijna ma sens.
    Bo podatki, takie czy inne przepisy są zmienne, ale mentalności i ducha ustawą ustawić się nie da – to wymaga prawdziwej walki.
    A dzisiaj nie mamy do czynienia z bankructwem narodowego katolicyzmu, tylko z bankructwem stosowanego antyklerykalizmu, który cicho i powolutku przerabiał ludzi na pełzające mięsko, jak pisał Sapkowski.

  24. @Firefly

    1. Też z takim „politycznym katolicyzmem” mieliśmy i mamy do czynienia. Halo, tu głos z Torunia. Dziś naszym gościem jest poseł X z „prawdziwie patriotycznej partii” itd. itp. Najlepszym rozwiązaniem dla amatorów tego typu „religijności” i „nacjonalizmu” byłoby powołania Narodowej Partii Katolików z „patriotycznymi” biskupami na czele.

    2. Ja wiem co to katolicyzm i bynajmniej nie uważam, iż całe zastępy partii i ruchów politycznych tak żywiołowo o nim mówiących w jakikolwiek sposób mu się przysłużyło po roku 1989. Władze o których piszesz w większości rekrutowały się z wiernych synów posoborowego Kościoła.

    4. Zgoda, spór o Wiarę, ale nie pod emblematami politycznymi, bo niedługo dojdzie do sytuacji, w której ruchy polityczne będą zabierały głos w sprawach szat liturgicznych. Gdy pisałem o „antyklerykalizmie” a la Jose Antonio to miałem na myśli życzliwą separację tych dwóch sfer: religijnej i politycznej. W żaden sposób nie zwalania to nikogo od przestrzegania zasad etyki katolickiej w działalności politycznej i w życiu prywatnym. Nadmierne epatowanie kwestiami religijnymi przez ruchy polityczne skutkuje z reguły brakiem lub znikomą „ofertą” w pozostałych kwestiach. „Antyklerykalizm” dotyczący zaś kwestii finansowania Kościoła w Polsce skutecznie zmusiłby hierarchów do większych wysiłków na polu ewangelizacji. Udana symbioza z establishmentem po roku 1989 przyczyniła się do powstania wśród kleru wrażenia potęgi, a jej efektem za lat kilkanaście będzie sytuacja znana z Hiszpanii. Utrzymywanie status quo w tej kwestii jest tak samo zasadne i dalekowzroczne jak wspieranie przez niektórych nacjonalistów PiS jako „jedynej patriotycznej, narodowej, konserwatywnej, eurosceptycznej” partii w III RP. Zdania nie zmienię, jeśli ktoś chce rzeczywiście działać skutecznie na polu Wiary, są odpowiednie stowarzyszenia religijne i cały szereg środowisk Tradycji Katolickiej. To one obok wysiłków obecnego papieża i szeregu tradycyjnych księży oraz pojedynczych wiernych na całym świecie są nadzieją Kościoła.

    5. Polityczny katolicyzm przynosi opłakane skutki i budzi demony.

  25. tak na szybko – efekty – jak w Hiszpanii obecnej – są dziełem własnie instrumentalizacji, a nie prawdziwego zaangażowania. Najpierw się antyklerykalizuje, czyli zyczliwie rozdziela, a potem mamy Zapatere. Bo skoro katolicyzm to tylko emblemat, to emblematy się wymienia. Proste. Kasujac sacrum – takze z zycia politycznego i z zycia ruchów politycznych, otwieramy na oscież drzwi dla zapateryzmu.
    A czy opowiadanie sie ruchu politycznego po stronie nie tylko katolickiej ale i koscielnej przynosi zle rezultaty.. Hmm. Z naszego WOjtku podworka, przeciez nie kto inny, ale wlasnie my, NOP, instytucje Tradycji katolickiej moze nie na bagnetach, ale na wlasny koszt („Szczerbiec”, sciaganie i oplacanie przyjazdów duchownych Tradycji, zanim tu cokolwiek powstało), i przede wszystkim poprzez własne kontakty w Polsce zainstalowalismy. I bynajmniej nie jako jaczejki partyjne, tylko dla dobra wspolnego.
    Katolicyzm zawsze jest polityczny, poniewaz zajmuje się całością zycia czlowieka i jego wspolnot (rodziny, narodu) we wszystkich przejawach. Opłakane skutki przynosi „zyczliwe odseparowanie” – nie duchownych, ale wskazań katolicyzmu.
    A postawa duchownych – oni tez sa produktem ogolnej sytuacji, to zwykli ludzie (w dodatku z kiepską formacją duchową posoborową), łatwo ulegający potęznej presji.

    A demony walki z łacińskim prządkiem rzeczy nie spią już od ponad 200 lat. Natomiast my (mam na mysli ogol) spimy smacznie, albo jak dzieci, uwazamy, że udawanie snu i mocno zaciśniete powieki sprawią, że demony odejdą. Czas dorosnąć: powtarzanie z zamknietymi oczami „nie ma cie, nic sie nie dzieje, ja spie, nei widzisz mnie” jest dobre w wieku lat powiedzmy 5, ale pozniej jest mało hmm skuteczne.

  26. Sacrum można również przy pomocy pewnych działań zmienić w profanum tak jak ma to miejsce na Krakowskim Przedmieściu. Znam początki i historię Tradycji Katolickiej w Polsce i nie neguję zasług określonych środowisk na tym polu ;)Nadmienię jednakże, iż Tradycja Katolicka w prawie wszystkich krajach na świecie nie ma i nie potrzebuje „parasola” partyjnego aby znakomicie się rozwijać. Ba powiem więcej, na dłuższą metę jest to szkodliwe nie tylko dla samej Wiary, ale również dla środowisk politycznych aspirujących do tego miana. Przezwyciężenie „demonów” o których piszesz to na gruncie religijnym zadanie Kościoła i jego wiernych (udział sił wyższych jest dodatkowo potrzebny)a nie ruchów politycznych, zaś na gruncie polityki (demoliberalizm) to zadanie ruchów politycznych a nie kleru zapominającego o swoich podstawowych obowiązkach (ale wtedy jest cool i dżezi bo ksiądz jest „patriotyczny i nie lubi określonej nacji). Dodajmy ruchów, które potrafią dostrzec różnicę między sferą sacrum i profanum; nie warunkują swojej egzystencji wiszeniem u rąbka sutanny, ani kuriozalną próbą odgrywania teatru pt. kółka różańcowe w polityce. Polityka ma odpowiadać na pytania dotyczące sfery profanum, no chyba że coś się w tej dziedzinie zmieniło. Tak jak patrzę na historię tzw. ruchu od połowy lat 90-tych to zdecydowanie uwagę przyciągały tak istotne kwestie jak rola masonerii w trakcie Vaticanum II, sedewakantyzm czy FSSPX, myśl JPII dotycząca kwestii patriotyzmu itp. zagadnienia wynikające z pomieszania z poplątaniem. Efekty jakie są każdy widzi. Porównajmy sytuację nacjonalizmu w Polsce i w Europie. Tam próbuje się formułować odpowiedzi na konkretne problemy i zagadnienia ze sfery polityki, u nas większość dyskusji zajmuje obyczajówka (pedały itp. dziwolągi) i pretendowanie do miana „krzyżowców XXI wieku” (obłuda i hipokryzja wychodzą przy tym dość szybko). Przeciętny nacjonalista wie tylko, że ma krzyczeć „Wielka Polska Katolicka, lać pedałów i „lewaków”, a zapytany o cokolwiek w pozostałych kwestiach rozdziabia szeroko buzię i szuka odpowiedzi na blogu JKM lub tłumaczy, że wszystkiemu winni są Żydzi, lewaki etc., albo w akcie patriotycznym w wieku 18 lat zakłada „nową jakość”. Dla mnie kryzys społeczeństw europejskich to przede wszystkich pochodna kryzysu Wiary, a tego nie zmieni żadna partia, żadna. Ta może jedynie cokolwiek osiągnąć w sferze polityki i warto o tym pamiętać. Wiary nie da się zadekretować.

  27. Mówiąc o nas nie uzywajmy słowa partia, ale właściwszego Ruch i moze łatwiej będzie ci przełknąć, że nie da się rozgraniczyc treści politycznych (w staromodnym znaczeniu tego słowa) od religijnych, ponieważ stanowią one jednośc. Bo religijność to nie wyłącznie konfesyjność. Ale całokształt. Na przykład lichwa – i w starym i w nowoczesnym znaczeniu tego słowa. Opor wobec niej wynika z jej nieuczciwosci w stosunku do norm wypracowanych rpzez wiarę, czy mówiąc materialistycznie, religię. Kradzież, fałsz vs uczciwość vel honor itp itd.

    A to, że przeciętny młodociany nacjonalista krzyczy Wielka Polska Katolicka jakoś wcale mnie nie martwi, bo dla wielu pojdzie (dla wielu poszlo – jak widac chociażby po młodych środowiskach nacjonalistycznych tworzacych ten portal) to w kierunku refleksji glebszej, a dla innych zostanie w sferze werbalnej. Ale lepiej tak, niż w ogole, albo zeby mieli krzyczeć rufolf hess i dziargać swaściory na śmietnikach (nota bene tez bezrefkesyjnie). Bo wydzierając gardla z okrzykiem o katolickiej Polsce w trakcie manifestacji nie zaszkodzą, a nawet mogą ludziom z zewnątrz pomóc pokazując, ze nei są sami.
    Ponadto, przyjeci epewnych norm „na wiarę” jest normalne – nei kazdy jest intelektualistą, rozrywajacym włosy z bródki na 30 części. I dobrze, bo świat by zgłupiał jeszcze bardziej.

    Tak wiec nawet sam werbalizm jest w porządku. Niestety, twoja opinia, ze przecietny mlody nacjonalista tak sobie pokrzykuje jest bledna. spojrz na swoich ulubiencow z tej organizacji, co szanuje wyroki sądów polskich, oni wlasnie mowia (podejrzewam ze rowniez bezrefleksyjnie), iz nie mozna łączyć sfery ducha i ciała. Księża na księżyc albo do kościolóó, wiara sprawa prywatną, a wogole to niehc zyje Zywiec i wszystko z procentami.

    Na marginesie: jak to mozliwe, by oddzielić ducha pod ciała nie wiem, bo cialo samo z siebie niewiele moze. No, może kupe zrobić, bo to uwarunkowanie biologiczne.

    Mimo całego swego oporu (werbalnego?) wobec siusiumajtków narodowych, liberałów i innych obszczymurów, w kwestiach roli sfery sacrum zajmujesz podobne stanowisko. Co wobec ogromu twej inteligencji mocno mnei zadziwia. :)

    wracając do wątku: fakt, ze pewne hasla moga byc niezrozumiale nie oznacza, ze nei nalezy ich glosic i rozwijac, a znaczy jedynie, ze wiecej wysiłku należy włożyć w ich wykładnię.

  28. Szanowny Fireflu-u,
    Na Boga, to już lekka przesada ;). Najpierw „oportunizm lewicowy”, teraz rzekome podobieństwo z „siusiumajtkami narodowymi, liberałami i innych obszczymurami”.
    Przecież ja w żadnym miejsce nie twierdzę, iż normy etyki katolickiej nie powinny mieć wpływu na życie społeczne. Zwrócenie przez Ciebie uwagi na zagadnienia konfesyjności i religijności to clou całej dyskusji.
    Już na koniec, wrócę na moment do postaci Jose Antonio i popularnego Bena, o których wspomniałeś. W przypadku tego pierwszego mówienie o instrumentalnym traktowaniu Wiary i spychaniu jej do roli kulturowego emblematu jest nieporozumieniem. Wszak to nie kto inny, jak Jose Antonio po spotkaniu z pewnym nieciekawym Austriakiem, stwierdził, iż już nigdy tego nie zrobi, gdyż ten nie wierzy w Boga. Tak nie postępuje osoba instrumentalnie traktująca religię. Co do drugiej postaci. Nie ma co ukrywać, iż Ben był w młodości antyklerykałem i być może później instrumentalnie traktował katolicyzm. Ale doprawdy zadziwiający to „antyklerykał, który normalizuje stosunki z Kościołem po kilkudziesięciu latach i wreszcie w końcowym okresie, czyli w momencie tworzenia Włoskiej Republiki Społecznej, która miała być powrotem do „źródeł faszyzmu”, aprobuje w projekcie konstytucji zapis mówiący o religii katolickiej jako jedynej oficjalnej (było to nawet bardziej zdecydowane podkreślenie niż w słynnym Manifeście z Werony). Werbalny „antyklerykalizm” nie wyklucza religijności o której jakości na końcu decyduje Ktoś bardziej kompetentny od nas.
    Interpretacja znaczenia tekstu będącego tematem naszej dyskusji jest w gruncie rzeczy bezcelowa bez znajomości sytuacji w jakiej znajduje się Kościół po Vaticanum II oraz formacji religijnej autora. Stąd też niektórzy doszukują się „liberalizmu”, „powrotu do źródeł endecji”, „zapateryzmu” etc, a tak po prostu nie jest. Faktem również jest, iż w pewnych kwestiach (masowa imigracja) hierarchia i ruchy nacjonalistyczne mają odmienne zdanie a nawet interesy :) Ostatnie wydarzenia we Francji są tego dobitnym przykładem. Tu niestety nie można milczeć i udawać, że wszystko jest ok, w obawie przed oskarżeniami o „antyklerykalizm”. Podobnych kwestii jest dużo więcej, tylko wciąż wyjaśnień szuka się w często absurdalnych teoriach spiskowych, miast zwyczajnie i na chłodno podjąć próbę analizy faktograficznej. Zaklinacze rzeczywistości wciąż dominują.
    Pozdrawiam

  29. no i mamy dyskusje oportunizm vs. zaklinanie. vel pragmatyzm vs. zasady :)
    Wspomniales o Francji, na Bahmach sytuacja jest jeszcze inna. A i w Burkina Fasso czy Sztokholmie tez inaczej bywa.
    Nasza sytuacja jest tu i teraz.
    Państwo katolickie to nie takie, w którym biskupi sciskaja dlonie wladzy a w szkolach sa obowiązkowe lekcje religii – i na tym koniec.
    To jest maximum dążeń prawiczki, która przed skatolizowaniem Polski po prostu sie broni, a nawet z nią walczy. Nam nie chodzi o – powtorze się – zyczliwy rozdzial, bo zyczliwy rozdzial z elementami, to robienie z Wiary i Kościoła (mówie o kosciele jako takim, a nie hierarchach jako takich i owakich) skansenu kulturowego.
    Taki był cel jak mowią jedni, a na pewno efekt, jak przyznają wszyscy, Vaticanum II. Życzliwa separacja. Wspomniany Ben kierował sie tym samym, co sanacja przed wojna i komunisci po wojnie. Skoro ludzie wierzący są, akceptujemy to, jako fakt. Ben wpisal Kościół od konstytucji, ale nei na zasadzie elementu twórczego dla zycia spolecznego, tylko jako uznanie stanu faktycznego, bez dania mozliwosci powiedzmy kreatywnych. Z tych samych powodow Bierut przejmujac władze przysiegal na Najwyzszego.
    Lata mineły, „sympatyczny rozdziału” zaczął dawać efekty oderwania się i dewaluacji Wartości (bo wartość li tylko mszalno-niedzielno-domowa, to jednak za mało, b osiągnąć efekt absorpcji) i mamy sytuację, w kórej „życzliwe odseparowanie” anno DOmini 2010 jest rownoznaczne z pojeciem „wrogiego przejecia” ergo „kasacji” w rozumieniu sprzed 70 lat.
    Słowa odnoszą się do konkretnych sytuacji. 100 lat temu pedałów traktowano jak Najwyzszy przykazał, a dzisiaj mają praw wiecej, niz normalny , zdrowy na ciele i umysle obywatel. Tolerancja w XX wieku oznaczała „dostrzeganie zjawiska”, dzisiaj „akceptacje”. Można mnożyc niemalże w neiskończonośc.
    Dzisiaj ‚życzliwa separacja” to cel platformy, umiarkowanej części SLD, i PiS.
    Nie chodzi o to, że nie powinnismy wpisywac się w ich scenariusz, bo to nie najwazniejsze. Najistotniejsze jest przywrocenie normalnych w znaczeniu cywilizacyjnym, zasad. A to oznacza otworzenie oczy, wypatrzenie demonów i ich zaduszenie. Inaczej dupka zbita, i bedziemy sobie deliberować jak panowie szlachta, a wszystko ch.. strzeli

    A tak a propos twojej zbieznosci z suiusiumajtkami, to pewnie wynik zlego uczesania. Jak mawiał Tytus: krótkie włosy krótki rozum, heheh :)

  30. Oczywiście jako „pragmatyk” nie zareaguję na te drobne złośliwości. :)
    Litości, porównywanie Bieruta do Bena!? Gdzie Rzym, gdzie Krym. ;) Zresztą tak jak wspomniałem, kto inny ocenił już Bena, ja ze swej strony wierzę, iż była to ocena pozytywna, bo na taką zasłużył :)
    Przecież „dewaluacja” Wartości to nie efekt „życzliwego rozdziału”, ale pochodna konkretnych zmian kulturowych, posoborowej „wiosny”, przybycia i zainstalowania się na kontynencie niosących „demokrację” przybyszów z Krainy Umarłych o której tak znakomicie pisał BKS z jednej strony, a z drugiej rozlania się „światła” ze Wschodu. Przypomnę, iż Hiszpania ,która do lat 70-tych była modelowym przykładem braku „życzliwego rozdziału” i spełniała jak mniemam Twoje postulaty, dziś jest duchową pustynią, gdzie ludzie na serio prowadzą dyskusję na temat „praw człowieka” dla szympansów. Postulaty „państwa wyznaniowego” czy czegoś podobnego w obecnej rzeczywistości to nieroztropność i niepotrzebne oddalanie od nacjonalizmu osób, który utraciły lub nigdy nie otrzymały łaski (tak łaski, nie dekretu) Wiary. „Totalizm katolicki” przed wojną miałby uzasadnienie, dziś w sytuacji gdy z deklaratywnych 95% za faktycznych można uznać kilkanaście (przecież pozostali dokonują takich a nie innych wyborów) przyniósłby odwrotne rezultaty od zamierzonych.

  31. I rzym i krym stosowały zasadę nadrzedności idei imperialnej, że wgryze sie w porównanie :)
    Pochodne, o których mówisz – właśnie, dewaluacja jest pochodną wielu czynników, z któych najważniejszym jest przekształcenie Wartości w elementy wartości kulturowych ergo skansenizm. I „zyczliwa separacja” – w każdym wypadku na przesteni dziejów zawsze i wszedzie do tego prowadziła.
    Tak, potrzeba nam teraz „totalizmu katolickiego” – bo w czasach, w których 95% ludzi zostało zeskansenizowanych, tylko w ten sposób można odbudować – metodą elektrowstrząsów (porównanie nie moje) – stan pożądany.

    Hiszpania zaś frankistowska jest własnie przykładem życzliwego rozdzielenia. Takiego, o jakim pisałem wcześniej – formalny zapis, religia w szkołach, rączka buźka z władzą, ale ducha niet, bo nawet zasady gospodarcze, nie mowiac o innych, zostały od istoty zycia faktycznie odseparowane. (Nota bene postulat zyczliwego separatyzmu jak pamietam wysuneli postfrankisci z Partido Popular seniora Aznara, czym otworzyli socjałom drogę do nieżyczliwej separacji)

    Nie wystarczy zrobić przmusowe lekcje religii w szkołach publicznych – wręcz przeciwnie, lekcje religii powinny byc w kościołach, jak to bywało do lat 80tych ubieglego wieku, bo tworzą żywą wspólnotę (podkreślam słowo „żywą”) Kościoła, ale za to w szkołach publicznych programy nauczania winny byc oparte na nauce Kościoła, na katolicyzie właśnie.

    Pomylenie z poplatanie wynika z tego, że faktycznym antyklerykalizmem, czy jeszcze w innym apsekcie antypatriotyzem, są przymusowe lekcje reigii czy jak chciał człowiek który był koniem – lekcje patriotyzmu. Duch to nie tabliczka mnożenia.

    Co zaś do oddalenia od nacjonalizmu osób, które nie otrzymały bądź utraciły łaskę wiary. Wartości płynące z Wiary są uniwersalne i godne wprowadzenia w zycie – i jak pokazuje przykład Karola Maurrasa – wiara osobista, osobisty kontakt z Najwyższym lub jego brak w niczym nie przeszkadza w upowszechnainiu takiego modelu.

Odpowiedz na Arkadiusz Rzepiński Anuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*