life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Adam Gwiazda: GUD czyli krótki traktat o Czarnych Szczurach

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Prawicowi anarchiści czyli organizacja

młodość: Jeśli GUD często określa się mianem enfant terrible lub brzydkiego kaczątka francuskiego nacjonalizmu, to przede wszystkim dlatego, że od początku do końca jest dziełem młodzieży. Tworzą go wyłącznie ludzie młodzi, głównie studenci, ale także licealiści, młodzi robotnicy i inteligenci, a średnia wieku oscyluje wokół 22, 23 lat. Jest to niewątpliwie wielki atut – młodość jest wszak radykalna i ideowa, „jeunesse au coeur de feu”, jak śpiewa Vae Victis, ale także całkowicie impulsywna, nieprzewidywalna, niecierpliwa, anarchiczna i spontaniczna – idealny motor rewolucji. „Przynosząca katharsis walka młodzieży wpisuje się w logikę NR – pisał szef Trzeciej Drogi, Jean-Gilles Malliarakis. Właściwa młodości nieskazitelność, przemoc i nieustępliwość przerażają tchórzy”. Nie wszyscy akceptują taki stan rzeczy, a zwłaszcza ci, którzy usiłują bezskutecznie skanalizować ogromny rewolucyjny potencjał młodzieży w ramach oficjalnych ugrupowań narodowych czy prawicowych. Jednak nie wszyscy młodzi nacjonaliści chcą być pachołkami reakcji i białymi Murzynami instytucjonalnej skrajnej prawicy. Ambicje większości z nich sięgają wyżej niż bycie młodzieżowym listkiem figowym dla stetryczałych i skostniałych struktur partyjnych czy służenie jako ideowe alibi dla intratnych posad posłów do parlamentu w Strasburgu czy członków rad regionalnych. Młody GUD wymyka się wszelkim kalkulacjom i kontroli, co budzi niechęć w poważnych i dostojnych działaczach narodowych mimo, że to jemu zawdzięczają oni swą egzystencję polityczną. Bo przecież gdyby nie on, to nie zaistniałby ani Ordre Nouveau, ani Front Narodowy, ani PFN, itp. itd. Jeżeli mimo wszystko traktowany jest z należytym poważaniem, to tylko dlatego, że poważanie to, na równi za niezależnością, sam sobie wywalczył na przekór wszystkim i wszystkiemu.

polityczni żołnierze: W swej awersji do politykierstwa Czarne Szczury zasługują w pełni na miano prawicowych anarchistów. Przejawia się to także w organizacji wbrew posądzeniom o typowy dla klasycznej skrajnej prawicy autorytaryzm. Zbliża ich to paradoksalnie do ich największego obok syjonistów wroga czyli skrajnej lewicy, ale tej prawdziwie kontestatorskiej i antysystemowej, a nie jakiś trockistowskich łowców państwowych subwencji. Ich ulubionym przykładem są hiszpańskie Bazy Autonomiczne z lat osiemdziesiątych, po których rozpadzie połowa działaczy przeszła do ugrupowań skrajnej prawicy, a połowa do skrajnej lewicy. Prowokacyjnie posuwają się nawet do przejmowania części ich symboliki, choć nie stylu, bo „brudasy” nie mają absolutnie żadnego tak istotnego dla nacjonalistów poczucia estetyki.

Te pozorne sprzeczności stanowią schedę po francuskich radykalnych ruchach nacjonalistycznych z lat sześćdziesiątych. „Occident zapoczątkował szereg zasad, które można odnaleźć we wszystkich wywodzących się zeń ruchach począwszy od GUD. Po pierwsze – de facto nie ma szefa. Każdy może być szefem (zwłaszcza szef, rzecz jasna). Silnie podkreśla się zasadę kolektywnego kierownictwa” („Les Rats Maudits”, str. 13). Tak jest do dziś: brak jakiejkolwiek formalnej organizacji czy struktury i nadal obowiązuje niepisana zasada kolektywnego kierownictwa, które podejmuje wszystkie ważne decyzje. „Jesteśmy arystokracją politycznych żołnierzy, w której szeregach wszyscy są równi” – brzmi jedna z ich ulubionych sentencji. Inne często powtarzane zdanie: „U nas nie ma szefów” lub w bardziej żartobliwej formie: „Nasz szef umarł 50 lat temu, taki niewysoki brunet z wąsem”, nie oznacza bynajmniej, że panuje całkowita anarchia. Szef jest, ale nie taki, jak w zwykłych organizacjach czy ugrupowaniach. Po pierwsze, nikt go nie wybiera, ale jest to charyzmatyczny przywódca uznany spontanicznie przez wszystkich ze względu na swe zalety, a w pierwszym rzędzie zaangażowanie dla sprawy, formację polityczną i siłę pięści. Ponadto szef musi być trochę wariat, a często jest to ktoś, kto stawia GUD na nogi po krótszym lub dłuższym okresie marazmu. Wokół niego skupia się zwarty krąg najbardziej aktywnych działaczy, tak zwane „twarde jądro” lub nieformalny „wąski komitet” stanowiący owo mityczne kolektywne kierownictwo. Najczęściej są to po prostu studenci lub stali bywalcy kafejki na wydziale prawa przy ulicy Assas. Razem z innymi, którzy nie mogą sobie pozwolić na codzienne rytualne wizyty w tym kultowym miejscu, ponieważ pracują lub mieszkają za daleko i pojawiają się tylko od czasu do czasu na akcjach, tworzą oni aktualne pokolenie. Otrzymuje ono nazwę od aktualnego przywódcy: „GUD z czasów Alaina Roberta”, „GUD z epoki Châtillona”, „GUD z okresu Williama Bonnefoy”.

ideologia: W tym wszystkim ideologia jest całkowicie drugorzędna. Istnieją oczywiście pewne ogólniki czy slogany, jak ulubiona dewiza „Europa, Młodość, Rewolucja”, czy hasła: „Rewolucja narodowa i socjalna”, „Przyszłość należy do nas”, „Syjoniści mordercy, Amerykanie wspólnicy”, ale brak typowego dla partii czy organizacji programu. Gdy zadać Czarnym Szczurom pytanie o fascynacje ideowe, to w odpowiedzi cytują najprzeróżniejsze punkty odniesienia: Druga Wojna Światowa i europejska armia wyzwoleńcza, Saddam Hussajn i nacjonalizm arabski, Pinochet i stadiony, Evita Peron i Che Guevara z krzyżem celtyckim na berecie, Michael Collins i IRA, Palestyńczycy i Intifada, Proudhon i Komuna Paryska, Sorel i „prawdziwy socjalizm”, Starship Troopers i Czarny Zakon. Nie oznacza to, że są nihilistami i wszystko im jedno o co walczą, choć ich zamiłowanie do prowokacji sprawia, że niezorientowani mogą odnieść takie wrażenie. Z tego pozornego chaosu da się jednak wyodrębnić pewien wspólny ideał, którego główną osią ideową jest identytaryzm (od francuskiego identité – tożsamość), czyli obrona tożsamości europejskiej, narodowej, regionalnej, kulturowej, cywilizacyjnej, rasowej etc. Dlatego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, w obliczu sowieckiego zagrożenia i lewackiego zalewu po maju 1968, ich leitmotivem był antykomunizm, niewyszukany, ale brany na poważnie, o czym niech świadczy fakt samospalenia 27-mioletniego Alaina Escoffiera w siedzibie Aerofłotu na Polach Elizejskich 10 lutego 1977 roku. W imię tego zaangażowania toczyły się walki uliczne z lewakami, organizowane były manifestacje w obronie Europy Wschodniej, a nawet (horresco referens!) akcje poparcia dla amerykańskiej interwencji w Wietnamie. Stopniowo czerwone zagrożenie gasło, a banalny antykomunizm zastępowało hasło „Ani Sowiety, ani trusty” znane również w wersji „Ani Waszyngton, ani Moskwa”. 4 marca 1987 roku, a więc dwa lata przed upadkiem muru berlińskiego, miała miejsce historyczna manifestacja pod hasłem „Nie będziemy Palestyńczykami Europy”. W obliczu oczywistego bankructwa ideologii komunistycznej, na głównego wroga desygnowano, obok tradycyjnego już imperializmu amerykańskiego, imperializm syjonistyczny w każdej postaci. Był to zwrot radykalny, lecz nie ideowy, a raczej taktyczny. GUD, w odróżnieniu od wielu innych środowisk prawicy narodowej, nigdy nie popierał syjonizmu, ale od zawsze zwalczał wygórowane ambicje polityczne Izraela i diaspory, ale nigdy nie wysuwał tego aspektu na pierwszy plan. Teraz uznano, że międzynarodowy syjonizm w symbiozie z jankeskim dążeniem do światowej hegemonii stanowi główne zagrożenie dla wolności i tożsamości naszych narodów i naszego kontynentu. Wybór ten był ważki w konsekwencje, gdyż pociągnął za sobą zmianę w hierarchii nieprzyjaciół.

Na początku była akcja czyli działalność

wrogowie: GUD nie byłby sobą gdyby miał samych przyjaciół, a ponieważ prowadzi działalność polityczną, musi zgodnie z aksjomatem Carla Schmitta zdefiniować swych wrogów i przyjaciół. Wrogów ściśle politycznych jest dwóch: z powodu historycznego antykomunizmu – wszelkiej maści lewica, a ze względu na zaprzysięgły antysyjonizm – żydowskie organizacje i bojówki. Ze względu na liczebność na pierwszy plan wysuwa się skrajna lewica reprezentowana dziś przez anarchistów z CNT oraz rozliczne środowiska, organizacje i grupy antyrasistowskie typu SCALP, Ras l’Front, Manifest przeciw FN. Ponieważ GUD działa głównie w środowisku studenckim, to styka się przede wszystkim z lewicą uniwersytecką: trockistowskim SUD, komunistycznym UNEF, socjalistycznym UNEF-ID (z którym współpracował swego czasu nasz NZS), antyrasistowskimi grupami typu ASTERIX czy ADN etc. Od czasu do czasu w drogę wchodzi mu także centroprawicowa i liberalna UNI, która w razie przypadkowych nocnych spotkań traktowana jest na równi z lewakami jako dostawca gratisowego sprzętu do plakatowania (profesjonalna rozsuwana szczotka kosztuje nawet 750 złotych). Jednak lewica przeżyła już swe apogeum i to nie sympatyczne długowłose brudasy z dżojntem stanowią realne zagrożenie, a chłopaki w za dużych dżinsach i bluzach z kapturem raczej śmieszą niż denerwują. O wiele groźniejszy jest Betar, nieliczna lecz doskonale zorganizowana i wyćwiczona bojówka syjonistyczna, której korzenie tkwią skądinąd w przedwojennej Polsce. Jego siłą jest techniczne, finansowe i formacyjne zaplecze Tshalu. Armia izraelska przykłada wielką wagę do tego, co dzieje się w diasporze i często jej instruktorzy formują młodych betarowców, którzy w oczekiwaniu na akcje na terytoriach okupowanych zwalczają faszyzm na paryskim bruku. Betar cieszy się ponadto poparciem ze bardzo czułego na głos żydowskiego lobby strony francuskiego establishmentu, co zapewnia jego członkom praktycznie całkowitą bezkarność. Stanowi to kolejny powód, dla którego dla prawdziwych radykałów wrogiem numer jeden jest System. Jego zbrojne ramię czyli policja, a zwłaszcza policja polityczna zwana Renseignements Generaux w skrócie RG, to przeciwnik zupełnie innego rodzaju. Trudno mówić tu o równej walce, a raczej o rywalizacji, o swego rodzaju partyzanckiej grze w kotka i myszkę, gdzie bardziej liczy się spryt, ostrożność i przestrzeganie zasad rewolucyjnego BHP. Z oczywistych względów nie ma co się nad tym rozwodzić. Obok wrogów politycznych istnieje ponadto wróg, którego można nazwać etnicznym. W wyniku niekontrolowanej masowej imigracji z krajów Trzeciego Świata we Francji wytworzył się swego rodzaju kulturowy i etniczny melting pot na wzór amerykański. Jest to nie tyle klasyczna mniejszość narodowa, ale raczej osobna kategoria społeczna zwana racaille (czyli „szumowina”, „hołota”), która posiada własne wzorce i obyczaje, jak np. muzyka rap, strój sportowy, narkotyki oraz własne skupiska będące swoistą mutacją nowojorskiego Harlemu, rozsiane po całym Paryżu i przedmieściach. Ich agresywność oraz rewizjonistyczny stosunek do własności prywatnej sprawia, że nasze drogi często się krzyżują, zwłaszcza w weekendowe wieczory. W ten sposób zagorzali rewolucjoniści stają się niekiedy obrońcami ładu i porządku.


akcje: GUD to grupa rewolucyjna, a więc nie należy zapominać o miejscu jakie w ich życiu zajmuje czyn. Akcje polityczne można podzielić na klasyczne i siłowe, w zależności od celu jaki im przyświeca. Pierwszym celem jest propagowanie idei przy wykorzystaniu najbardziej klasycznych i typowych form propagandy, jak rozklejanie plakatów czy polityczne graffiti. W obu wypadkach odbywa się to nocą, z powodów które łatwo zrozumieć. Nocne plakatowanie, z grą w kotka i myszkę z policją oraz ewentualnymi utarczkami z wchodzącymi w drogę wrogami, stanowi element swoistego folkloru NR. Natomiast w jasny dzień w grę wchodzi rozdawanie ulotek. W ciągu trzydziestu lat istnienia GUD dorobił się kilku jego formuł. Rozdawanie ulotek w klasycznej formie ma miejsce właściwie tylko wtedy, gdy chodzi o wymierne rezultaty np. podczas kampanii wyborczej do samorządów studenckich. Obowiązuje wtedy demokratyczny kamuflaż: rozdający przebierają się za grzecznych chłopców, by zdobyć głosy prymusów, flajt i arafatka zostają w domu, by nie zrazić elektoratu tradycjonalistów, dziewczęta zamieniają dżinsy na spódniczki, a wszelkie rękoczyny są surowo zakazane. Rzadko jednak starcza siły woli, by wytrwać do końca i nie skarcić przykładnie jakiegoś rozzuchwalonego lewaka, który ośmiela się zrywać plakaty lub rzucić ulotkę na ziemię. Poza okresem wyborczym ulotki są tylko pretekstem do zaznaczenia obecności w imię hasła „Ulica należy do nas” i sprowokowania nieprzyjaciół do jakiś działań na widok krzyża celtyckiego, na które możemy odpowiedzieć własnymi metodami. Akcja taka nie trwa zazwyczaj dłużej niż kwadrans, dwadzieścia minut, bo na hasło „GUD” natychmiast zjawia się policja. Nieco poważniejsze są gościnne występy na innych uniwersytetach, gdzie ustalony scenariusz wygląda następująco: zamaskowani osobnicy zrywają lewackie plakaty, rzucane ulotki są jako podpis, po czym następuje ewakuacja często poprzedzana gazem łzawiącym, by utorować drogę odwrotu. Dla pełnego obrazu należy dodać najścia na lokale, ataki na zebrania i mityngi, walki uliczne i gazowanie kin (np. ostatnio propagandowych filmów hollywoodzkich na chwałę US Army typu „Żołnierz Ryan” na znak poparcia dla bombardowanej Serbii). Sporym echem odbiła się niedawna akcja „komanda drwali”, którzy w biały dzień siekierą rozprawili się z tablicą propagandową antyrasistowskiego stowarzyszenia ASTERIX, politycznego ramienia Unii Żydowskich Studentów Francji.

przemoc: Jak widać autorzy tych akcji nie odżegnują się od stosowania przemocy. Co więcej – uciekają się do niej nie tylko w samoobronie, ale także jako środek perswazji w stosunku do politycznych nieprzyjaciół. Zapaleni czytelnicy Sorela powiedzieliby, że jest to doktryna uczenie zwana wiolentyzmem, ale tak naprawdę chodzi tylko o skuteczność. Ich obecny lider tłumaczy to w prostych słowach: „Zdarza się, że uciekamy się do metod, które można nazwać ‚młodzieżowymi’, jak np. przemoc. Są to metody typowe dla młodych ludzi nie godzących się z otaczającą ich rzeczywistością. Odbiegają od klasycznej działalności politycznej, ale są konieczne. Dziś, aby propagować treści polityczne, przemoc jest niezbędna – i tak naprawdę stosują ją wszyscy.” („Polityka i przemoc”, „Reakcja” NR 6/23/ z 21 stycznia 1999 r.). Cel jest raczej psychologiczny, niż doraźny ponieważ lewica dysponuje przewagą liczebną, wobec której niewiele da się zrobić. GUD pragnie pokazać, że ulica wciąż należy do nich, że nacjonaliści nie poddali się, że ich przeciwnicy nie mogą spać spokojnie i że koszmar będzie zawsze ich dręczył, dopóki zostało choć kilku z nich. To proste – trzeba mieć środki odpowiednie do swej polityki i jeśli ktoś głosi hasło „faszyści precz z uniwersytetów!”, to powinien być w stanie wcielić je w życie. W przeciwnym razie nie powinien się dziwić.

Życie klanu czyli obyczaje

strój: Choć prawdą jest, że Czarny Szczur to prawicowy anarchista, to ma w sobie też coś z dandysa. Poczucie estetyki jest wyróżnikiem wszystkich narodowych rewolucjonistów, a zwłaszcza chłopców z GUD, na równi z ideologią: można wybaczyć jeśli ktoś nie wie kto to byli bracia Strasser, ale nigdy braku wrażliwości na magię krzyża celtyckiego i hymnu „Les Lansquenets”. Na co dzień wyraża się ona przede wszystkim w stroju, estetycznym, ale też funkcjonalnym. Jakie są zatem kanony mody dyktowane przez ulicę Assas?

• Pierwszym i najważniejszym elementem stroju jest tzw. flajt, czyli flight-jacket: czarna lub brązowa skórzana kurtka lotnicza ze ściągaczem w pasie i na rękawach, zwłaszcza kultowej firmy Schott. W latach siedemdziesiątych gdy ten swego rodzaju uniform młodych narodowych rewolucjonistów powszechnie się przyjął, dostrzeżono w nim pewne konotacje chuligańskie. Prasa pisała: „Aktywiści chętnie noszą skórzane kurtki na wzór uliczników z przedmieść i biją się jak oni. Po pasach i trzonkach od kilofa na scenę wkraczają rozkładane pałki i kastety” („Les Rats Maudits” str. 12). Flajt nosi się nie tylko ze względów estetycznych, ale i praktycznych: solidna skóra jest w stanie zamortyzować nie tylko cios nożem czy pałką, ale nawet strzał ze śrutu z bliskiej odległości. Niektórzy noszą także czarne lub zielone flyersy oraz kurtki Harrington, niezaprzeczalny ślad skinheadowskiej przeszłości niektórych Czarnych Szczurów. Ci z kolei, których korzenie są bardziej „burżuazyjne” dyktują modę w materii strojów wyjściowych i wieczorowych. Chłopcy z ulicy Assas rzadko noszą konwencjonalne garnitury z krawatem, ale marynarki w stylu bawarsko-austriackim, często podobnie jak flajt z czarnym lub granatowym golfem. Jeśli zakładają koszule albo polo czy swetry, to tylko najbardziej eleganckich marek typu Ralph Lauren, Lacoste czy Burberry’s. Prawdą jest, że ciuchy z klasą nie są najtańsze, ale dla przedsiębiorczych gryzoni nie stanowi to większego problemu, bo przecież zdarza się niekiedy, że towar spada z ciężarówki. Z mody nie wychodzą też nieśmiertelne marki „londyńskiej młodzieży robotniczej”: polo Fred Perry, bluzy Lonsdale czy koszule Ben Shermann nabywane w lubianym sklepie London Style przy bulwarze Grenelle.

• Stroju dopełnia wiązana na szyi bandana, zarazem elegancka i funkcjonalna, bo w razie potrzeby łatwo zasłonić twarz. Ostatnio coraz częściej zastępuje ją arafatka, ani elegancka, choć zdania są podzielone, ani praktyczna, bo w ferworze akcji łatwo się obsuwa odsłaniając twarz. Modę na nią zaszczepił w 1981 Gilbert Dawed, palestyński chrześcijanin, jeden z liderów Federacji Nacjonalistycznych Studentów. Jednak naprawdę popularna stała się dopiero w początkach lat dziewięćdziesiątych, kiedy ówczesny szef przywiózł ich kilka z Damaszku. Nabrała specjalnej wymowy stając się przede wszystkim symbolem antysyjonistycznym i znakiem poparcia dla sprawy palestyńskiej i ogólnie dla nacjonalizmu arabskiego, sojusznika Europy w walce z amerykańskim imperializmem. Znawcy tematu czyli arafatkolodzy rozróżniają trzy podstawowe modele: czarny iracki, czarny palestyński – o cienkich liniach – oraz czerwony, symbol Legionu Arabskiego, który w 1948 roku bohatersko bronił Jerozolimy przed żydowską agresją.

• Do skórzanej kurtki lotniczej szanujący się adept estetyki NR zakłada wyłącznie pasujące spodnie, a więc dżinsy lub sztruksy. Jeśli dżinsy, to Levisy, najlepiej model 501, czarne lub niebieskie, a na lato jasne – białe lub kremowe. Rozmiar szlufek pozwala nosić w charakterze pasa triplex czyli potrójnej szerokości łańcuch od roweru, we wprawnej dłoni oręż zdumiewająco wręcz skuteczny. W prawej tylnej kieszeni, a więc zawsze pod ręką – nieodzowne skórzane czarne rękawiczki, często wzmacniane piaskiem lub ołowiem. Jest to konieczność nie tylko ze względu na odciski palców, ale także na groźbę AIDS u naszych dość niehigienicznych przeciwników politycznych.

• Gdy chodzi o obuwie, to do historii przeszło prześmieszne zdanie pewnej lewicowej dziennikarki: „Faszystów poznaję po butach. Są duże i zwiastują przemoc”. Na akcje zakłada się rzecz jasna nieśmiertelne Martensy, ale także buty za kostkę w podobnym stylu firmy Getta Grip lub adidasy Nike, w których łatwo biegać. Na codzień nosi się natomiast obuwie z klasą: kultowe od lat Westony czyli buty marki J. M. Weston (od 2000 złotych za parę!), ale także eleganckie Paraboots lub praktyczne Caterpillar lub Timberland.
Wyróżniająca młodych NR fryzura to grzywa dumnie powiewająca na wietrze. Choć strzygą się krótko, to nie na subkulturowe zero, co niekiedy zostaje dostrzeżone i docenione. Dał tego dowód pewien skin na koncercie Fraction Hexagone w Chateauroux, mówiąc: „Was to łatwo poznać, bo macie włosy”! Na akcje jako nakrycie głowy przydatna jest zasłaniająca twarz czapeczka baseballowa; preferowane firmy, to Sergio Tacchini, Nike lub Timberland. Często zastępuje ją kominiarka, a w razie konieczności pomalowany na czarno kask motocyklowy z białym krzyżem celtyckim.

• Na wiosnę, wraz z pierwszymi promieniami słońca pojawiają się wyciągnięte z kieszeni nieśmiertelne czarne okulary przeciwsłoneczne marki Ray-Ban, co nadaje całej grupie swoistego kolorytu à la Man in Black. Lato jest okazją, by sięgnąć do szafy po koszulki ze wszelkimi możliwymi motywami, często zakupione we włoskim Predappio lub flamandzkim Dixmude, ale niekiedy także własnego pomysłu i produkcji. Najpopularniejsze nieodmiennie są krzyże celtyckie oraz Czarne Szczury we wszelkich pozach, wariacjach i uniformach, ale także średniowieczni rycerze, legioniści czy spadochroniarze. Swego czasu przebojem był prowokacyjny motyw – a Czarne Szczury wprost kochają się w prowokacjach – z parodią historii militarnej ostatniej wojny w postaci mapy trasy koncertowej Adolf Hitler European Tour. Sporą fortunę robi też firma Terres Celtiques z Grenoble, która oferuje na koszulkach wszelkie możliwe wzory rodem z kultury celtyckiej: krzyże, triskele, irlandzkie harfy, bretońskie herminie etc.

• Często te same wzory pojawiają się również w postaci gadżetów. Krzyż celtycki, runy, młot Thora, Czarny Szczur, symbole różnych ruchów typu Żelazna Gwardia czy Rex, a także symbole różnych dywizji Waffen SS występują w każdej postaci: jako wisiorki, pierścienie, sygnety, wpinki, breloczki, a dla pań nawet kolczyki i brosze. Zapewniam, że jeśli ktoś lubi inteligentne prowokacje niesamowitą frajdą jest towarzyszenie młodej koneserce estetyki NR na wieczór z klasą, najlepiej u młodych katolickich tradycjonalistów, gdy uwagę wszystkich przyciągają jej nader oryginalne kolczyki w kształcie krzyża o nieco wygiętych ramionach. Ulubionym motywem bardziej zdeklarowanych miłośników tej tendencji jest tzw. „orzeł na pedałach” czyli „romantyczna metafora oznaczająca drapieżnego ptaka trzymającego w szponach symbol solarny. Często noszona przez Białe Myszki jako brosza do stroju wieczorowego. Czarne Szczury czynią zeń raczej użytek dekoracyjny przydający indoeuropejskiemu domostwu swoistego charakteru” (Słownik Czarnego Szczura, „Le Rongeur Masqué” n° 2, str. 23).

• Zajrzyjmy im też z ciekawości do kieszeni i do szuflad. Ze szkodą dla stereotypu trzeba stwierdzić, że epoka kijów baseballowych już się skończyła i dziś zastępuje je klasyczna metalowa rurka albo poręczniejszy w użyciu kabel telefoniczny, a nawet zwykły młotek. Nie wychodzi za to z mody kastet lub tzw. francuski kastet czyli karabińczyk. Jeśli chodzi o coś na ostro, to spotyka się jeszcze tradycyjne sprężynowce i baterflajki, a zwłaszcza ceniony ze względu na skuteczność i poręczność push. Pamiętając o paragrafach za posiadanie i noszenie broni czasem wystarcza zwykły cutter do papieru. Z cięższej artylerii, bo i taka niekiedy się przydaje, fighterzy skłaniają się ku takim sprzętom, jak pistolet obronny na gumowe kule zwany gomme-cogne, goliat czyli spray 300 ml z gazem łzawiącym coraz częściej zastępowanym przez żel lub pieprz, a co bardziej złośliwi wyniuchali gdzieś tajemnicze granaty dymne z instrukcją po rosyjsku podbno, jak głoszą plotki, z wyposażenia armii byłego NRD.

namiętni bibliofile: Czarne Szczury nie ograniczają się tylko do akcji bezpośredniej, ale dużo czytają i kolekcjonują książki. Są stałymi bywalcami u nadsekwańskich bukinistów, zwłaszcza na straganie Patryka niedaleko Notre Dame oraz dobrych księgarni, których w Paryżu nie ma tak znów wiele. Obie, Aencre i La Licorne bleue, są tradycyjnymi miejscami spotkań, a zwłaszcza ta ostatnia, gdzie właściciel Thierry zawsze podejmie gościnnie, otworzy tajemnicze szafki na zapleczu z literaturą dla politycznie dorosłych, pomoże znaleźć ulubiony tytuł antykwaryczny. Wiele ulubionych książek jest dość trudno znaleźć i osiągają one niekiedy zawrotne ceny. Tak jednak już jest, że wielu woli wykosztować się na ulubioną lekturę kosztem pewnych obowiązków towarzyskich, np. piwa. Prezentując ulubionych autorów należy zacząć od Jeana Mabire’a, autora kilkudziesięciu pozycji z dziejów ostatniej wojny, w szczególności wielu monografii alianckich i niemieckich dywizji, w tym francuskiej i walońskiej dywizji SS. Szczegółowiej o losach żołnierzy z LVF, brygady Frankreich i dywizji Charlemagne traktuje Marc Augier, bardziej znany pod pseudonimem St Loup, w swej kultowej trylogii powieści historycznych „Ochotnicy”, „Heretycy” i „Nostalgicy”. Popularny jest też „Zapomniany żołnierz” („Le Soldat oublié”), wspomnienia byłego żołnierza Wermachtu z Alzacji, Guy Sajera, który dziś jest rysownikiem i autorem komiksów pod pseudonimem Dimitri. Nie można też zapominać o Leonie Degrelle’u, którego „Kampania Rosyjska” czy „Hitler na tysiąc lat” należą do lektur obowiązkowych, podobnie jak od niedawna dostępne w Polsce „Płonące dusze”. Szef Rexa to niezwykle płodny pisarz polityczny i większość jego dzieł to kilkusetstronicowe tomy, jak publikowana od niedawna monumentalna fresk historyczny XX wieku w dziewięciu tomach pod wspólnym tytułem „Wiek Hitlera”. Nie należy jednak sądzić, że w gustach literackich młodzi NR kierują się wyłącznie nostalgią bądź sympatiami historycznymi, bo chętnie sięgają również do literatury pięknej. Rozczytują się we francuskich „pisarzach wyklętych”, jak Robert Brasillach, Drieu la Rochelle (obaj praktycznie w Polsce nie znani, publikowani jedynie w „Arcanach”), Montherlant czy Céline, ale także europejskich, jak Jünger, Evola, Cioran czy von Salomon. Dla pełnego obrazu należy wspomnieć o esejach politycznych awansowanego przez niektórych na ojca nowoczesnego faszyzmu Maurice’a Bardeche’a, jak „Czasy współczesne”, „Sparta i południowcy”, „Co to jest faszyzm?” czy pamiętna „Norymberga albo Ziemia Obiecana”. Z rzeczy bardziej aktualnych dobrze czyta się powieść pt. „Dzienniki Turnera”, która w Polsce niedawno wyszła zupełnie oficjalnie i jest reklamowana w księgarniach jako „Biblia prawicowej ekstremy”, a we Francji dostępna jest wyłącznie w samizdacie. Nieodmienną popularnością od momentu opublikowania cieszy się album „Les Rats Maudits” („Przeklęte Szczury” Editions des Monts d’Arrée, Paryż 1995), czyli sto pięćdziesiąt niesamowitych stron tekstu i zdjęć z historii młodych nacjonalistów 1965 – 1995. Wiadomo, każdy lubi czytać o sobie!

kino i muzyka: Jeśli wspominamy o literaturze, to wypada nadmienić w kilku słowach gusta kinowe i muzyczne. Ostatnio Czarne Szczury doceniły następujące filmy: „Starship Troopers”: wybuchowa mieszanka Sparty, Waffen SS i materializmu biologicznego podana w otoczce science fiction opowiada o wojownikach walczących o przetrwanie rasy i broniących swej ziemi przed obcymi; „Michael Collins”: biografia założyciela IRA i bojownika o tożsamość własnego narodu rozdartego między realistycznym kompromisem a rewolucyjnym romantyzmem; sympatie dla „Braveheart” i „Teorii spisku” z Melem Gibsonem są oczywiste. Godne miejsce w poczcie ulubionych reżyserów należy się Leni Riefenstahli, a chętnych do obejrzenia jej „Triumfu woli” nigdy nie zabraknie. Warto wspomnieć o kultowym wywiadzie-rzece z Leonem Degrelle pt. „Autoportret faszysty”, który Jean-Michel Charlier przygotował w latach osiemdziesiątych jako program telewizyjny cyklu pokrewnym „Rewizji nadzwyczajnej” Bogusława Wołoszańskiego. Niestety, Simone Veil, ówczesna minister w rządzie Chiraca, w ostatniej chwili sprzeciwiła się emisji i od tej pory krąży ona na mniej więcej pirackich kasetach.

Jeśli chodzi o sympatie muzyczne, to gusta są najprzeróżniejsze. Czarne Szczury słuchają naprawdę wszystkiego, niekiedy rzeczy wręcz zaskakujących. Bo czy można wyobrazić sobie polskich nacjonalistów jadących na akcję przy dźwiękach Krzysztofa Krawczyka albo Perfectu? Zaś chłopcy z GUD tworzyli już commando Sardou i commando Sheila, żartem co prawda, ale z nimi przecież nigdy nic nie wiadomo. Gdy dodać fascynacje rockiem lat osiemdziesiątych, typu Indochine albo Telephones, to nic już się nie klei. Niech jednak fani typowej muzyki NR się pocieszą, popularne – nawet bardzo – są także rytmy bardziej odpowiadające stereotypom. Przede wszystkim istnieją własne grupy – w pierwszym rzędzie głośna Fraction Hexagone, złożona z członków GUD z Nicei, ale także grająca w regionie paryskim Ile de France, znana w Polsce ze składanki Narodowej Sceny Rockowej. Lokalny patriotyzm każe wyróżnić z nurtu zwanego francuskim rockiem tożsamościowym (RIF) grupę Elendil, w której na gitarze gra Jack Marchal – jeden z założycieli GUD i współtwórca z nieżyjącym już Olivierem Carré mitycznego pisma „Alternative”. Ceniony jest także zespół Vae Victis, bo gra muzykę niekomercyjną i tożsamościową, a jego muzycy są ideowo bliscy. Ze względu na monumentalną oprawę koncertów przypominającą nieco pamiętne Parteitagi oraz sympatyczną estetykę w strojach (czarne koszule!) dużą popularnością od niepamiętnych czasów cieszy się słoweńska grupa z nurtu industrial rock Laibach. Co za tym idzie popularny jest też pokrewny jej francuski AI?N i pochodne od nich zespoły, które znalazły się na składance „Nouvelles Musiques Européennes”. Skinostalgia niektórych Czarnych Szczurów oraz duch prześmiewczy innych sprawiają, że wiecznie żywa jest muzyka z gatunku RAC/Oi, a zwłaszcza grupy z jej złotego okresu: Legion 88, Nouvelle Croisade, Evilskin, 9e Panzer Symphonie. Z kolei inni wolą spokojniejsze rytmy typu celtycki, a więc bretoński i irlandzki folk, a nawet muzykę klasyczną ze szczególnym wskazaniem na Wagnera i Carla Orffa.

życie codzienne – klan: GUD to nie stowarzyszenie, partia czy organizacja, ale prawdziwa wielka rodzina. Może brzmi to patetycznie, ale wspólna walka, gdy niekiedy trzeba stać ramię przy ramieniu naprzeciw o wiele liczniejszego wroga, oraz inne trudne sytuacje i doświadczenie, jak wspólne aresztowania czy więzienie wytwarzają trwałe więzi. Wszyscy ludzie klanu mają coś wspólnego, swego rodzaju rys charakteru, stan ducha, na który składają się zamiłowanie do prowokacji, uszczypliwość, sarkazm, cynizm, szyderstwo i prześmiewczość. Sami określają się mianem mauvais cons (w bardzo wolnym przekładzie „złośliwi chłopcy”), co cytowany już „Słownik Czarnego Szczura” tłumaczy następująco: „pieszczotliwe określenie Szczurów, których głównym, by nie powiedzieć obsesyjnym zajęciem jest szkodzenie na wszelkie możliwe sposoby przeciwstawiającym się nam sukinsynom”. Większość ma niewielu przyjaciół poza grupą, ale rekompensatą jest siła wytworzonych tu więzi i prawdziwa solidarność. Przejawia się ona tym, że klasyczna zasada „jeden za wszystkich wszyscy za jednego”, to nie jedynie piękna formuła, ale codzienna rzeczywistość. Mowa tu nie tylko o trywialnej pomocy materialnej, typu pożyczka czy przenocowanie, ale także o wsparciu we wszelkiego rodzaju kłopotach, od sercowych i towarzyskich po naprawdę poważne. Dlatego każdy boi się ruszyć chłopaka z GUD, bo wie że automatycznie będzie miał na głowie czterdziestu innych. Jak przystało na klan większość wolnego czasu spędza się razem. Kultowym miejscem spotkań jest wydział prawa przy ulicy Assas nazywany czule „domem”, nawet przez tych, którzy tam nie studiują. Do kafeterii w holu na parterze można wpaść o dowolnej porze i zawsze zastanie się kogoś, kto popija tradycyjne capuccino z drugiej maszyny, czyta, robi notatki, gra w karty, rysuje po stołach, śpi lub dyskutuje na tematy aktualne (rzadziej) lub historyczne (częściej). Często, gdy jeden, ewentualnie kilku z nich z tych czy innych powodów nie może się tam pojawić, pozostaje wspólne przesiadywanie w barach i kawiarniach, nierzadko w uznawanych za własne, jak Bar du Palais naprzeciwko St Nicolas zwany familiarnie Chez Mous’ czyli „U Mustafy”. Wbrew pozorom spędzanie czasu w kawiarniach i restauracjach, to nie trwonienie czasu, ale układanie planów, obmyślanie akcji, podział zadań etc. Często zdarza się, że razem spędzają także weekendy, a nawet wakacje: na obozach treningowych, wyjazdach na tradycyjne europejskie zloty do Predappio i Dixmude, a swego czasu w odwiedziny do Leona Degrelle’a.

Klan w szerszym znaczeniu tworzy, obok solidarności horyzontalnej obecnego pokolenia, także solidarność wertykalna, międzypokoleniowa. Zacząć należy od tego, że towarzysze polegli w walce, czy to w Libanie, czy w birmańskiej dżungli, czy na paryskim bruku, otoczeni są pamięcią. 9 maja co roku odbywają się marsze milczenia ku czci Sebastiana Deyzieu, który padł ofiarą policji podczas antyamerykańskiej manifestacji w 1994 roku. Bogactwem skromnego dziedzictwa które istnieją w postaci swego rodzaju żywej kroniki. Każdy, kto połknął bakcyla Waffen Assas dobrze zna dokonania poprzednich generacji i potrafi z pamięci opisać okoliczności bitwy na ulicy Bara czy podać nazwiska tych ośmiu, którzy spuścili lanie kilkuset lewakom z Nanterre itp. Jest to całkowicie zrozumiałe, bo koty zawsze chcą dorównać dziadkom i każde pokolenie stawia sobie za punkt honoru, by samemu zapełnić kilka przyzwoitych kart w niepisanej kronice Czarnych Szczurów. Pomimo tego wielkiego szacunku, jaki wszyscy oni żywią dla poprzednich pokoleń, nie znoszą wtrącania się w ich sprawy. Każde pokolenie funkcjonuje autonomicznie, a ten kto zdecydował się odwiesić flajt do szafy i odejść z grupy traci prawo do zabierania głosu. Jedynie niektórzy z „kombatantów” sprawują z oddalenia luźny patronat, raczej pomagając w potrzebie niż cokolwiek dyktując.

GUD mówi o sobie „klan”, ale inni niekiedy mówią „banda”, bowiem wśród ludzi, którzy mają okazję się z nim zetknąć nikt nie pozostaje obojętny. U wrogów, których paraliżuje strach i niepewność jutra budzi rzecz jasna powszechną nienawiść. Natomiast we własnym obozie zdarza się, że Czarne Szczury i ich wybryki spotykają się z sympatią, jednak dość rzadko, trzeba przyznać, zazwyczaj u ludzi dość niezależnych i niepozbawionych poczucia humoru. Jeśli chodzi o nieudaczników z konkurencyjnych młodzieżówek nacjonalistycznych, głównie Frontu Narodowego Le Pena i Ruchu Narodowego Mégreta, to najczęściej zżerają ich kompleksy wywołane przez mit chłopców z Assas i otaczający ich nimb. Regularnie odnoszone sukcesy – pisma nie przynoszące strat, mityngi z frekwencją wyższą od liczby organizatorów, akcje zakończone powodzeniem tam, gdzie inni zebrali baty – kolą w oczy młodocianych aparatczyków i nie przysparzają przyjaciół. Nie pomaga też w tym opisywane już anarchistyczne antypolitykierstwo. Czarny Szczur uważa, że najlepiej przestrzegać własnych reguł (lub ich braku) – pisze jeden z ojców duchowych GUD – a posuwa się w tym tak daleko, że okazjonalnie uprawia swego rodzaju polityczny mercenariat. Ponieważ chłopcy z Assas gdzieś mają podziały i „wielką politykę” zdarza się, że proponują swoje usługi rozmaitym prawicowym organizacjom, z których linią często niewiele mają wspólnego. Rozklejać plakaty dla Le Pena, Megreta czy hrabiego de Villiers? Zgoda, ale nie za darmo i bez niepotrzebnego ryzyka. Na nocne awantury można sobie pozwolić, gdy rozkleja się plakaty z krzyżem celtyckim, a nie trójkolorowy płomień, czy podobizny establishmentowych prominentów. Ponadto część z nich, równolegle z działalnością niezbyt przystającą do demokratycznych kanonów, zapisana jest do takich partii, jak CNI czy CPNT, które pełnią rolę analogiczną do pralni brudnych pieniędzy pozwalając się wybielić przed skokiem w „prawdziwą” politykę. Dziś wielu byłych towarzyszy walki, którzy wybrali drogę rozsadzania Systemu od wewnątrz, pełni ważne funkcje w administracji partyjnej, państwowej i samorządowej. Wbrew pozorom w brzuchu Lewiatana kryje się garstka nacjonalistów, którzy nigdy nie zdradzili swych młodzieńczych ideałów.

religia: GUD i ogólnie cały nurt NR cieszy się reputacją pogan. Powody tego są różne – często to po prostu estetyka i ornamentyka: Wikingowie, runy i młot Thora. O wiele poważniejszą poszlaką są lektury i fascynacje ideowe pisarzami typu Evola czy Alain de Benoist. Odpowiedzieć wprawdzie można, że Nowa Prawica, a właściwie to, co z niej zostało oferuje dziś najpoważniejszą i najbardziej wyelaborowaną koncepcję ideową, gdyż katolicy uznali za stosowne zamknąć się w zaskorupiałym reakcyjnym impasie. Idee takich umysłów jak Guillaume Faye czy Robert Steuckers wydają się atrakcyjne dla wielu politycznie wyrobionych NR, którzy chcą czegoś więcej niż przeżutej po stokroć papki z Maurrasa i Bernanosa. Ale czy wynika stąd, że to neopoganie? Co w tym jest z prawdy? Dziś śmiesznie jest być poganinem. Poza obchodzeniem solstycjum (przesilenia letniego i zimowego) nie ma żadnych praktyk ani obrzędów. Nie istnieje przecież żadna pogańska religia, którą można by wyznawać i często odwoływanie się do niej stanowi po prostu kamuflaż dla agnostycyzmu lub sceptycyzmu. Jednak w wypadku GUD pozory mylą i nawet jeśli w innych środowiskach o podobnym profilu ideowym przeważają agnostycy, to gros jego działaczy to katolicy, w części nawet tradycjonaliści. Nieprzypadkowo jeden z ulubionych barów znajduje się naprzeciwko kościoła St Nicolas du Chardonnet, parafii Bractwa św. Piusa X, w której cieszy się, co znamienne, o wiele większą sympatią tamtejszych księży niż wiernych. Oficjalnie jest on laicki, to znaczy nie miesza polityki i religii, co obu stronom wychodzi raczej na dobre sądząc po odstraszających przykładach zamieszanych w działalność polityczną niestworzonych bigotów. Przeróżni sublokatorzy zakrystii zarzucają niekiedy niezgodność ideałów NR z katolicyzmem, ale przecież wśród fascynacji ideowych GUD znajduje się między innymi ultrakatolicka Falanga José Antonio, przywódca ruchu Christus Rex Leon Degrelle oraz ks. prałat Mayol de Luppé, kapelan dywizji Charlemegne. Chłopcy z GUD po prostu nie uważają się ani za krzyżowców XX wieku ani za wojowników Odyna w drodze do Walhali.

kobiety: Jak przystało na grupę prawdziwie NR i wszystko co się z tym łączy, to znaczy stosowanie przemocy, brutalność, pewne ryzyko czy tym podobne, przedstawicielki płci pięknej są nieliczne. Na jedno pokolenie przypada raptem kilka działaczek, które przyjęło się określać terminem Białe Myszki (bo przecież nie Czarne Szczurzyce – jak to brzmi!). Same definiują się następująco: „spadkobierczynie szarych myszek – dziewcząt służących w armii niemieckiej w czasach dawno minionych (snif!) – Białe Myszki, to żeński odpowiednik Czarnych Szczurów. Wynika stąd cały szereg konsekwencji, z których najważniejszy w naszych oczach jest fakt, że jako integralna część klanu Białe Myszki znajdują się pod serdeczną i czułą opieką jego męskiej części.” („Słownik Czarnego Szczura” pióra dwu przeuroczych działaczek GUD zamieszczony w piśmie „Le Rongeur Masqué” no 2, str. 23). Posiadają one swą własną mistykę – włosy rozwiane na wietrze i krzyż celtycki na szyi. Są twarde i niezawodne, nie straszne im wielogodzinne oczekiwanie pod komisariatem na zwolnienie aresztowanych kolegów ani wizyty w więzieniu, gdzie przynoszą pomarańcze, książki i pogodę ducha. Jednak gdy trzeba potrafią zamienić Martensy na pantofelki, dżinsy na wieczorowe suknie, a zaciśnięte pięści na promienny uśmiech. Dziewczyny NR działają razem z mężczyznami i choć ku swemu ubolewaniu nie biorą udziału w walkach ulicznych, to zabierane są na obozy treningowe, a niekiedy na dość gorące akcje. Na przykład policja wciąż poszukuje dwóch romantycznych par w związku z serią proserbskich akcji gazowania kin. Feministki i zwolenniczki równouprawnienia mogą się schować. Razem z nami widuje się także narzeczone facetów z grupy, przynajmniej te najbardziej wytrzymałe psychicznie i do tego pochodzące najczęściej z zewnątrz, bo prawdziwe Białe Myszki dbają o swoją reputację.

…Zdarza się, że zarzucana facetom z GUD przez zawistników swoboda seksualna jest czysto werbalna, a często skrywa frustrację i samotność rewolucjonisty lub jest tego rekompensatą. Trzeba przyznać, że połączenie przeciwieństw, a mianowicie wolnego strzelca i romantyka, dało całkiem niezły rezultat. Typowy dla NR sentymentalizm i romantyzm w połączeniu z reputacją i otaczającym ich mitem wytworzył swoisty stereotyp: gentelman gudard, który równie dobrze radzi sobie z nunczaku na ulicy, co z partnerką na tanecznym parkiecie. („Hej z wierzchu baranica, a pod spodem smoking” – śpiewali niegdyś Skaldowie). Potęga mitu jest wręcz niewyobrażalna. By się o tym przekonać wystarczy wybrać się na ulicę Assas i poobserwować powłóczyste spojrzenia, które przyszłe prawniczki rzucają postawnym facetom w skórzanych kurtkach lotniczych siedzącym w kafejce po raz kolejny dyskutując jak zmienić świat.


Tekst ukazał się w “
Szczerbcu”, czasopiśmie Narodowego Odrodzenia Polski.
Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Pismo do nabycia:
http://www.archipelag.org.pl/



Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , ,

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

3 Komentarzy

  1. Les Rats Maudits – Histoire des étudiants nationalistes 1965-1995
    Przeklęte szczury – historia studentów nacjonalistów 1965-1995
    Do czytania online
    https://www.scribd.com/doc/42313464/Les-Rats-Maudits

  2. Fraction Hexagone – Europe, Jeunesse, Révolution!
    bitchute.com/video/JjYyTOI3aFOJ/

    Carpe Diem – Europa, Jugend, Revolution!
    youtube.com/watch?v=Vp3O3F8bWcc

  3. Na wikipedii:
    pl.wikipedia.org/wiki/Groupe_Union_D%C3%A9fense

Odpowiedz na Nuestra Revolucion Anuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*