life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Marian Zdziechowski: Antynarodowy komunizm a Polska

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Pedagogia, powiedział głęboki myśliciel współczesny, X. Laberthonniere nie jest tylko nauką, ona jest przede wszystkim apostolstwem – (Theorie de l’education), Paris (Bloud) 1923) – apostolstwem, którego potrzebę czuję duszą całą i wraz ze mną czuje to każdy, kto zdał sobie sprawę z tego, że weszliśmy w jedną z najstraszniejszych epok, jakie zna historia, pod względem zaś duchowym bezwarunkowo najstraszniejszą ze wszystkich.

W literaturze powojennej rosyjskiej mamy znakomitą powieść p. t. „Od dwugłowego orła do czerwonego sztandaru”. Autor jej, gen. Krasnow, umiał z genialną niemal bystrością zajrzeć aż do samego dna duszy rosyjskiego nihilisty i w przerażająco prawdziwym obrazie ją odtworzył. Oto fanatycznego wyznawcę nauki Lenina ogarnęła jakaś widocznie posępna myśl, rozdrażnienie maluje się na jego twarzy. „Co z tobą? – Pyta go przyjaciel. – „Ot, tak bym chciał plunąć w słońce, a niema sposobu, nie trafię”…

„Plunąć w słońce” – w tych słowach streszcza się istotny sens rewolucji, która tam szaleje, stamtąd na Europą pędzi i do nas wszystkimi drogami jawnymi i tajnymi się wciska.

Słońce to symbol wiekuistego światła i nieskończonej szczęśliwości, za którą wzdychamy wszyscy. „A ja często w duchu mam takie szerokie męskie uczucia, jak gdybym szedł na słońce” – tak pisał Słowacki do matki w epoce owego rozszczęśliwiającego mu duszę przemienienia, które w nim nastąpiło w ostatnich latach jego życia. I oni chcieliby iść na słońce, ale po to, by słońce splugawić, napluć, chcieliby zniszczyć wszystko, co jest słoneczne w człowieku; wszystko we wszechświecie, co jest przedwiecznego absolutnego piękna wyrazem czy obrazem, albowiem piękno – jak nauczał Platon – to blask doskonałości, a idee doskonałości i Boga nierozłącznie ze sobą łączymy.

„Do Boga się modlimy – i ten fakt, że człowiek jest istotą, która się modli, przewyższa – powiedział angielski myśliciel pozytywista, Malcolm Quin – znaczeniem swoim indywidualnym i socjalnym wszystkie przez szkołę, naukę, filozofię i historię w rachubę brane fakty i cała przyszłość ludzkości zawisła od tego, czy ludzie nadal modlić się będą czy nie”. Zrozumiano to tam, na wschodzie i na miejscu idei Boga, do którego się modlimy, postawiono ideę człowieka wyzutego z tych uczuć, co go ponad proch ziemi wznoszą, z tej myśli, co go pragnieniem rzeczy wiecznych przepełnia i od zwierzęcia wyróżnia, słowem, człowieka zbestializowanego i ten zbestializowany człowiek ma nam być wzorem i ideałem.

Nie pierwszy to raz w historii wypowiedziano walkę Bogu, ale pierwszy raz w tak strasznej formie. Dawniej religii zwalczanej przeciwstawiano inną religię czy filozofię i nawet krańcowa w negacji pierwiastka duchowego filozofia materialistyczna nie wyrzekła się moralności, przeciwnie, starała się stworzyć nową moralność, niereligijną, lecz świecką, opartą na utylitaryzmie. Nie dopięła celu; utylitaryzm, jako podstawa moralna, jest rzeczą z natury swojej kruchą. Żadne bowiem, choćby najwymowniejsze, uzasadnienie walki ze sobą i ofiary ze siebie, jako konieczności indywidualnej i socjalnej, nie jest i nie może być czynnikiem wyrabiającym charakter. Co rozsądek uważa za dostateczne dla siebie, nie jest dostatecznym dla woli, nie porusza jej, nawet osłabiać ją może i rozkładać.

Tak twierdzi największy z pedagogów współczesnych Fr. W. Foerster. Dźwignią woli, naucza on, jest entuzjazm, który to, co jest trzeźwe i suche, przeobrażać umie w tajemnicę życia wewnętrznego, w pierwiastek zmartwychwstania duchowego. Jeden z gorliwych propagatorów moralności świeckiej, utylitarnej, M. Duherme, poczuł się po długich latach obserwacyj i doświadczeń zmuszony wyznać, że fakt, iż tu na ziemi wszystko się kończy, jest niezwyciężoną przeszkodą do należytego uzasadnienia i tym bardziej ugruntowania owej moralności, a zatem chyba ten „fakt” nie jest zgodny z prawdą: „bez Boga nie zdołamy stworzyć żadnego skutecznego systemu moralnego”.

Ale w państwie Sowietów uznano nawet moralność bez Boga, moralność utylitarną, za rzecz niebezpieczną i zastąpiono ją absolutną moralności negacją, wyrzucając z niej nie tylko ideę Boga i duszy, lecz ideę charakteru. Nigdy i nigdzie dotychczas nie głoszono z taką zaciekłością, że człowiek jest maszyną, tylko maszyną, maszyną potrzebującą dziennie pewnej ilości pokarmu, aby puszczoną być w ruch. W jakim celu? W celu służenia partii, albowiem dobrem jest tylko to, co jest pożyteczne dla partii. Pożytecznym zaś, niezbędnym jest terror na wewnątrz, na zewnątrz zaś wzniecanie powszechnego, wszechświatowego pożaru i jeśli określeniem człowieka jest wyraz maszyna, to maszyny tej funkcją jest automatyczne ścinanie łbów ludzkich.

Człowiek jest robakiem, a zatem wolno go jak robaka zdeptać, tak bolszewicki pogląd na człowieka streścił ks. Eug. Trubeckoj.

Aby to na przykładzie wyjaśnić, sięgnę znowu do powieści Krasnowa. Schwytano i wrzucono do więzienia jednego z wodzów powstania przeciw bolszewikom. Z urzędu ma nad nim oko i odwiedza jakiś komisarz, ponury, blady, robiący wrażenie człowieka znużonego i zgnębionego. Chciałby pogadać z więźniem, kilka razy zaczynał, zawsze bez skutku; więzień rozmowy unika i milczy uparcie. Po kilku daremnych próbach komisarz do niego przemówił mniej więcej w te słowa: „Dłużej nie wytrzymam i opowiem panu o moim bólu wewnętrznym; chcę, a nie mam przed kim się zwierzyć, wiem zaś, że pan użytku z wyznań moich nie zrobi, należąc do sfery, gdzie się denuncjatorstwem brzydzą. Z zawodu jestem prawnikiem, byłem sędzią; oburzała mnie zawsze kara śmierci i przeciw temu napisałem w swoim czasie rozprawę. Gdy rewolucja wybuchnęła, z zapałem do niej przystąpiłem; rewolucja zwyciężyła; i cóż? kara śmierci istnieje nadal – i to w rozmiarach czasom carskim nieznanych, wykonywana z okrucieństwem, o którym urzędnicy cara nawet wyobrażenia nie mieli. Udręczony przeciwieństwem między tym, co rewolucja głosi, a tym, co w jej imieniu się robi, poszedłem w końcu do samego Lenina; niech sumienie moje uspokoi. Lenin wysłuchał i wybuchnął śmiechem. „Ależ kary śmierci niema, gdzie ty ją widzisz? Co się tobie roi? Kara śmierci, to obrządek, który zniosłem raz na zawsze”. – Lenin miał słuszność. Jeśli wierzymy, że człowiek ma duszę nieśmiertelną na obraz Boży stworzoną i przed Bogiem odpowiedzialną, to zabójstwo uważać musimy za gwałt przeciw prawu Bożemu; zabić, to znaczy pozbawić możności spełnienia zadania przez Opatrzność na każdego włożonego. Dlatego to zabójstwo zaliczono do grzechów wołających o pomstę – i jeśli pomimo to grzech ten bywa przez prawo ludzkie dopuszczany w postaci kary śmierci i sankcjonowany, to w wyjątkowych tylko wypadkach, jako wyjątkowa kara, której wykonaniu nadaje się charakter uroczystego żałobnego obrzędu, obecni są przedstawiciele władz, tym samem przyjmując odpowiedzialność przed Bogiem za prawa Bożego złamanie, skazanemu towarzyszy kapłan, zwłoki może zabrać rodzina. A „jeśli człowiek jest robakiem, to wolno go, jak robaka zdeptać” – i w powieści Krasnowa następuje po rozmowie tej ohydny w realizmie swoim opis masowego wymordowania więźniów w czerezwyczajce.

Nie mówiłbym o tym, gdyby ideał człowieka-automatu, człowieka przeistoczonego w maszynę do ścinania nie znalazł u nas żywego odgłosu. Nazwano to eufemicznie w jednym z nieistniejących już, chwała Bogu, organów młodzieży komunistycznej „twardą niewzruszoną wolą niszczenia” oczywiście, nie jest to wola – charakter, wola, która się wyrabia w walce z ułomnościami swoimi i wyraża, jako opanowanie ich; nie, to wola – instynkt, instynkt niszczenia i nie wolno nad nim panować, „panowania nad sobą nie sprawuj” – powiedziano tam; instynktowi należy się poddać; w kim go niema, trzeba go obudzić; obudzony, staje się u dorastającego chłopca potęgą niekrępowaną względami, które krępować mogą człowieka dorosłego. „Nie dlatego zajęliśmy się dziećmi – piszą sowieckie Izwiestja – że dzieci mogą zrobić same cośkolwiek, lecz dlatego, że one zrewolucjonizują całe swoje otoczenie. „W jaki sposób?”. „Swoim rewolucyjnym nastrojem – odpowiada organizator komunistycznych grup dziecięcy w Niemczech, E. Hoernle – opozycją przeciwko każdemu naciskowi: szkoły, kościoła, władzy, rodziców”.

Ale przede wszystkim dowodzi sowiecki pedagog, Wołkow – szkoła powinna być widownią i nauką walki klasowej dla dzieci, całą pracę skierować należy ku temu, aby poderwać autorytet kierowników i nauczycieli, o ile oni nie są sługami rewolucji. „Na każde kontrrewolucyjne pytanie nauczyciela dziecko powinno umieć dać rewolucyjną odpowiedź”. Do tego komunizm na Zachodzie zdąża, ale, według Wołkowa, jeszcze nie doszedł, w Rosji cel już został osiągnięty: „kontrrewolucyjni” – nauczyciele są wymordowani; reszta o ile nie w więzieniu, to zmuszona jest do milczenia. Dzieci i młodzież organizowane są według wieku: na początku t. zw. wilczęta (w sowietach „oktiabrjata”) od lat 6 do 10-u lat, potem pod rozmaitymi nazwami grupy od 10 do 14-u lat; dalej pionierzy, stanowiący organizację bojową pod kierunkiem Komsomołu, otrzymującego instrukcje od sztabu partii. Że ruch ten rozwija się u nas, o tym świadczy memoriał podany w grudniu r. z. Ministrowi Oświaty a podpisany przez 19 stowarzyszeń i zrzeszeń zwalczających komunizm, w tej liczbie przez Stowarzyszenie Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych. Memoriał ten, wzywając rząd do współdziałania ze społeczeństwem stwierdza, że III Międzynarodówka uważa za swoje najważniejsze dziś zadanie propagandę wśród dzieci i młodzieży, że ta propaganda wywrotowa szerzy się z nadzwyczajną szybkością i że równolegle prowadzona jest w tym samym kierunku agitacja wśród nauczycielstwa. Pamiętać także należy, że istnieje u nas oficjalnie kierowane przez P. P. S. Towarzystwo Uniwersytetów Robotniczych, które też rozpoczęło intensywną pracę wśród dzieci i młodzieży i zorganizowało t. zw. „czerwone harcerstwo”. W czerwcu r. z. odbył się w Warszawie zlot tych harcerzy przy udziale gości przybyłych z Niemiec i Czech; obecnym był dzisiejszy marszałek Sejmu wraz z kilku innymi posłami, jeden z nich podniósł na maszcie sztandar czerwony, drugi witał młodzież, jako cząstkę międzynarodowego frontu robotniczego, walczącego z odwiecznymi ciemięzcami. Charakter uroczystości był taki, jak gdyby ojczyzną zgromadzonej młodzieży nie była Polska, ale Międzynarodówka, celem zaś – walka klasowa. Zaznaczając to, redakcja niestrudzonego w szlachetnej pracy miesięcznika „ Walka z bolszewizmem” (1927, wrzesień) zwróciła uwagę na ogromne podobieństwo między naszymi czerwonymi harcerzami, a bolszewickimi pionierami. Piszemy o tym – dodawała – nie dlatego, byśmy chcieli napadać na P. P. S., wręcz przeciwnie piszemy z całą życzliwością i zwracamy się do światlejszych wodzów P. P. S. z gorącym apelem: zastanówcie się, w czyje objęcie pchacie młodzież robotniczą; oczywiście T. U. R. z jaczejek i osobników komunizujących”.

To ostatnie, niestety, łatwe nie jest. Pomimo, że są, jak słyszę różnice jakieś między socjalistami i komunistami; że bywały nawet walki uliczne między nimi, różnice owe i przez lupę dostrzec się nie dają, siłą zaś rzeczy, siłą żelaznego prawa logicznej konsekwencji, socjalizm toruje drogę komunizmowi, a komunizm – dyktaturze nie proletariatu, lecz tych, co na proletariacie siedli, na nim jadą i na nim swoje osobiste interesy obrabiają.

Marian Zdziechowski

Marian_Zdziechowski_2

„Tęcza”, nr 36, 1928.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: ,

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

Jeden komentarz

  1. Urodził się 30 kwietnia 1861 r. we wsi Nowosiólki koło Rakowa w rodzinie zamożnych kresowych ziemian. Jego rodzicami byli Edmund Zdziechowski i Helena z domu Pułjanowska. Po skończeniu nauki gimnazjalnej w Mińsku podjął studia w Petersburgu. Następnie kontynuował naukę w Dorpacie (1880-1883), potem w Genewie, Grazu i Zagrzebiu. W roku 1888 zamieszkał w Krakowie, gdzie szybko, pod opieką profesora Stanisława Tarnowskiego, uzyskał tytuł doktora na podstawie pracy Mesjaniści i słowianofile. Do wybuchu I wojny światowej Zdziechowski dalszą swoją karierę związał właśnie z Uniwersytetem Jagiellońskim. W 1894 r. habilitował się w oparciu o rozprawę Byron i jego wiek, a w 1905 r. został profesorem zwyczajnym.
    .
    Swoje zainteresowania w tym czasie koncertował na historii literatury i krytyki literackiej, szczególnie jego uwagę przyciągała epoka romantyzmu. Z okresu krakowskiego pochodzą takie prace jak m.in.: U opoki mesjanizmu (1912), Wizja Krasińskiego (1912), a przede wszystkim zbiór wykładów, ale i zwieńczenie wieloletnich studiów – Pesymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa (1915). W czasie działalności w Krakowie był również współzałożycielem Klubu Słowiańskiego, współpracował też z pismem „Świat Słowiański”. Po odzyskaniu niepodległości Zdziechowski związał się z reaktywowanym Uniwersytetem Stefana Batorego w Wilnie. Pełnił funkcję dziekana Wydziału Humanistycznego (1921) i zasiadał na stanowisku rektora (1925-1927). Jego nazwisko można odnaleźć wśród założycieli wileńskiego „Słowa” na łamach którego ukazało się wiele tekstów profesora.
    .
    W 1926 r. był wymieniany jako jeden z możliwych kandydatów na stanowisko prezydenta Rzeczpospolitej (cały epizod Zdziechowski opisał w teksie Wspomnienie o Piłsudskim i jego epoce z 1937 r. ). Szybko zyskał rozgłos wykraczający poza granice Rzeczpospolitej. Gościnie wykładał na Sorbonie, zagraniczne uczelnie przyznawały mu honorowe doktoraty (m.in. w Dorpacie i Szegedzie). W okresie wileńskim na twórczości Zdziechowskiego widoczne piętno odcisnęły wydarzenia z bolszewickiej Rosji.
    .
    Zdziechowski upatrywał, podobnie jak Mikołaj Bierdiajew (z którym notabene korespondował) w sowieckim komunizmie przejawów apokaliptycznych. Rewolucja rosyjska nie była dla niego wydarzeniem stricte politycznym czy cywilizacyjnym, ale metafizycznym. W pierwszym rzędzie komunizm – w jego opinii – był zaprzeczeniem idei człowieka jako istoty stworzonej na boski obraz i podobieństwo. Konsekwencją ateizmu była perspektywa radykalnie materialistyczna, która z jednej stron czyniła człowieka tylko i wyłącznie elementem wielkiej społecznej maszyny, który poza nią nie posiadał żadnej przyrodzonej wartości; z drugiej zaś w miejsce religii ustanowiono – karykaturalny i przybierający wedle Zdziechowskiego, sataniczny charakter, kult jednostki. Zdziechowski w swoich pracach z lat 30. jak np. Od Petersburga do Leningrada (1934), W obliczu końca (1937) czy Widmo przeszłości; szkice publicystyczno–historyczne (1939) bezkompromisowo zwalczał wpływy komunistyczne w Polsce. Kwestionował wymiar polityczny państwa sowieckiego w horyzoncie polskim i europejskim. Był z pewnością jednym z prekursorów sowietologicznej interpretacji Związku Sowieckiego jako Imperium Zła. Stwierdził: „Komunizm to socjalizm integralny, bezkompromisowy, czyli nie liczący się z rzeczywistością, pędzący do celu poprzez rewolucję i zniszczenie, bo innej drogi nie ma. Rewolucja i zniszczenie są prawem natury i na tym prawie natury stoją okrutne dogmaty materializmu marksistowskiego: »Niech zginie dziewięć dziesiątych ludności Rosji – mawiał Lenin – byleby jedna dziesiąta ujrzała nowy, na zasadach Marksa zbudowany świat«. W bolszewizmie rosyjskim odżył duch jakobinizmu francuskiego, tyle że podniesiony do najwyższej potęgi (Tragiczna Europa. W obronie liberalizmu)”. W jego krytyce bolszewizmu warto podkreślić jeszcze dwa wątki. Po pierwsze, bolszewizm był rezultatem przemian zachodzących w tożsamości europejskiej od czasów renesansu a polegających na stopniowym zawężaniu rozumienia człowieka da aspektu czysto doczesnego. Stąd brała się sympatia tego wileńskiego profesora dla wszystkich przejawów reakcji przeciwko materializmowi np. romantyzm. Po drugie, był jednym z tych autorów, którzy konsekwentnie odrzucali tezę „czerwonego caratu”. Bolszewizm nie był kontynuacją dawnej Rosji, ale jej zaprzeczaniem. Spoglądając na kondycję Europy, na kryzys parlamentaryzmu i na ruch hitlerowski w Niemczech Zdziechowski nie widział większych szans na ocalenie Europy przed komunizmem, gdyż utraciwszy żywą wiarę nie była ona w stanie przeciwstawić bolszewickiemu duchowi negacji – dynamiczną siłę twórczą. Niemcy Hitlera – zdaniem Zdziechowskiego – kroczyły tą samą drogą co Związek Radziecki. „Co nas – pisał – od zbliżającej się nawałnicy uratować może? Tylko świętość mogłaby zwyciężyć w tej strasznej walce. Świętość jest duchem Kościoła i Kościół ją wytwarza (Widmo przyszłości)”. Bolszewickiemu nihilizmowi Zdziechowski przeciwstawiał siłę ludzkiego ducha. To było, jego zdaniem, prawdziwe pole bitwy z komunizmem. Zdziechowskiego określano często mianem „sumienia narodu”. Było to związane z jego postrzeganiem polityki przez pryzmat moralności.
    .
    Był autorem jednej z niewielu polskich apologii Napoleona III (Napoleon III: szkice z dziejów jego życia i pracy, 1931). Nie uznawał kategorii racji stanu, która zawieszałaby racje moralne. Z perspektywy apokaliptycznej walki z bolszewizmem, nie można było zdaniem Zdziechowskiego, sięgać po totalitarne instrumentarium. Podobnie wielokrotnie apelował do sumień polskich polityków, m.in. w sprawie zwolnienia z więzienia generałów aresztowanych po zamachu majowym (Sprawa sumienia, 1927). Marian Zdziechowski zmarł 5 października 1938 r., pochowano go na Antokolu.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*