life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Prof. Feliks Koneczny: Stosunek do Prawdy w różnych cywilizacjach

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Jak pogodzić zawisłość nauki od cywilizacji z obiektywizmem nauki, jak uznać bezwzględność wykrywanych przez naukę prawd? Czy to zawsze bywają prawdy naukowe, czy też nieraz prawdy cywilizacyjne, w szaty nauki przybrane?

Ażeby to zagadnienie wyjaśnić, trzeba się posunąć jeszcze trochę głębiej i zapytać o rodowód samego pojęcia Prawdy, tudzież jak jej problem bywa ujmowany w różnych cywilizacjach.

Zacznijmy od zalążka Prawdy, od prawdomówności. Nie należy ona bynajmniej do „generaliów etyki”, to jest do powszechnych pojęć etycznych; powszechnych, chociaż stosowanych odmiennie w każdej cywilizacji. Zapatrywania co do prawdomówności są różne. U Westermacka znajduje się na 26 stronicach bitego druku istny skarbczyk do tej ciekawej sprawy. Okazuje się, jako pewne ludy potępiają kłamstwo zawsze i bezwzględnie, lecz inne wcale nie zawsze, a jeszcze innym jest to sprawą obojętną.

Prawdomówność nie stanowi tedy powszechnie przyjętego obowiązku, ani nawet nie bywa wszędzie ceniona. Na ogół jest to pozostawione utylitaryzmowi. Czyniąc zaś przegląd wyższych szczebli cywilizacji, natrafiamy w cywilizacji żydowskiej szczególną dwoistość: obowiązek prawdomówności względem współwyznawców, lecz uprawnianie kłamstwa wobec „gojów”, a nawet w niektórych okolicznościach zaleca się okłamywać ich.

Na generalia etyki składa się siedem pojęć: obowiązek, bezinteresowność, sprawiedliwość, sumienie, praca i czas; niema w tym szeregu Prawdy, ani nawet prosta prawdomówność nie stanowi obowiązku. A zatem pojęcie Prawdy, stanowi dorobek moralny ponad owe generalia, zachodzi więc rozwój moralności, wzbogaconej nowym ideałem.

Rzecz prosta, że im więcej gdzie osób przejętych miłością prawdy, tym więcej tam będzie moralności. A zatem niema co mówić o etyce, gdzie kłamstwo jest równouprawnione z prawdą, a wybór pozostawiony swobodnemu uznaniu każdej jednostki i wszelkiego zrzeszenia.

Podobnież niema moralności, gdzie sądzą, że ona może być dwojaka (czyli jak zwykle się mówi „podwójna”). A nie stanowi to specjalności talmudu! Powszechnie dziś jest przyjęte, że w polityce etyki być nie może. (por. artykuł „Harmider etyk” w Nrze 24 „Myśli Narodowej” 1936.).

Kto tak twierdzi, ten atakuje zarazem etykę życia prywatnego, bo życie nie zniesie tej dwoistości. Albo – albo! zabrzmi w każdej głowie.

Toteż, gdzie nie uznaje się ideału Prawdy, tam podkopuje się prawdomówność życia powszedniego. Podstawa i szczyt nie mogą nie być zawisłe od siebie wzajemnie. Możliwość danego szczytu zależy wprost niewolniczo od istnienia stosownej podstawy, trwałej; a gdy szczyt się wali, podstawa traci rację bytu, i któż będzie do niej przywiązywać wagę? Będzie jakby korzenie, nie mogące zdobyć się na wydanie łodygi, i same przy tym wysychające, czy raczej gnijące.

Prywatne życie, czy publiczne, jednako ma być poddane wymogom moralności. Tego wymaga etyka katolicka, która jest etyką cywilizacji łacińskiej, a zatem zarazem i przez to samo rodzimej kultury polskiej. Dwoistość etyki nie da się pogodzić ani na chwilę z cywilizacją łacińską, bo jest niezgodna z etyką katolicką. Zaczęło się przypuszczać wprawdzie możliwość takiej dwoistości pod wpływami bizantynizmu, gdy zaczęto podkopywać powagę Kościoła. Jest to zasadniczo sprzeczne z katolicyzmem, gdyż w dwoistości takiej tkwi kłamstwo, a katolicyzm stawia kult prawdy wysoko na świeczniku swej nauki. Przed prawdą ma się korzyć nie tylko jednostka, ale także społeczeństwo, naród, państwo.

Obok katolickiej, kroczyłaby w tej dziedzinie etyka buddyjska, gdyby… gdyby była żywa. Ale wszyscy badacze buddyzmu zgodni są w tym, że prawdziwego buddyzmu, wywodzącego się z etyki Gotamy-Buddy nigdzie niema; może on tkwić gdzieś w głowie któregoś z żółtych mnichów, który roztrząsa zalecenia Buddy w swym odosobnieniu, nie dzieląc się z tym nawet z innymi mnichami tego samego klasztoru, lecz nigdzie w całej Azji etyka buddyjska nie obejmuje żadnego zrzeszenia. Nikt nie zaprzeczy tej etyce jej wysokiego szczebla, ale ona nigdzie a nigdzie nie pada na szalę, bo czysty buddyzm bodaj czy nie liczy w Europie wyznawców więcej, niż w Azji. Trochę molów książkowych i trochę dziwaków – oto prawdziwi wyznawcy Buddy. Historia stwierdziła dobitnie, do jakiego stopnia niepłodną jest etyka ateistyczna.

Należy bowiem pamiętać, jako buddyzm jest ateizmem, który wydał z siebie szereg politeizmów.

Buddyjskie przykazanie prawdomówności obowiązuje obecnie tylko mnichów wyższych szczebli obrządku żółtego (bezżennych), a więc nawet nie wszyscy mnisi są niem krępowani, a cóż dopiero świeccy wyznawcy potwornych buddyjskich „bożków”. W całej Azji buddyjskiej, tudzież w bramińskich Indiach kwestia ta pozostawiona jest dowolności każdego z osobna. Nie na próżno powiedziano, że moralność jeszcze się w Indiach nie narodziła.

Uwzględnić tu jeszcze należy pewną okoliczność, dotychczas w nauce etyki ignorowaną: istnieje hierarchia prawd, zależnie od ich zakresu, a w związku z tym od wagi następstw. Nie wszystkie prawdy stoją na tej samej wyżynie, nie wszystkie kłamstwa jednakowym są przestępstwem; jedne mogą być uchybieniami, innych zaś nie sposób nie uważać za zbrodnie. Zawisło to od wielkości koła, jakie zatacza dany rodzaj prawdy czy kłamstwa. Prawdomówność prywatna, tycząca się wyłącznie tylko dwóch osób, pytającego i zapytanego, może też obracać się w kwestii drobnej, nawet błahej, tracącej znaczenie jakby na poczekaniu. Zmienia się to, gdy sprawa znaczenia nie traci ni w następnej godzinie ni na jutro, ani może na czas dłuższy, może na bardzo długo, a może na całe życie. Również inaczej przedstawia się etyczna waga zeznania prawdy, lub popełnienia kłamstwa, gdy w sprawę wchodzą interesy osób trzecich. Inaczej traktujemy zeznania sądowe, niż rozmowę prywatną: inną też przykładamy miarę, gdy coś „padnie” przy stoliku polityków „kawiarnianych”, a zgoła inną, gdy dosłownie to samo powtórzone zostanie z krzesła poselskiego, a cóż dopiero z ławy ministerialnej; inny szczebel zła, gdy zrobi co złego policjant, a całkiem inny, gdy ten sam zły postępek pochwali minister. Wszystko zależy od wielkości koła, na którego powierzchni działa prawda lub kłamstwo, tudzież od krótkotrwałości następstw. Rzecz prosta, że koła owe są stosunkowo drobnymi, póki chodzi o sprawy tylko prywatne.

Ciekawe stanowisko zajmuje co do tego islamizm. Koran zna tylko prawo prywatne, toteż muzułmanie naciągają do niego sprawy publiczne. Służbę wojskową otrzymało się w imię wojny świętej, ale system podatkowy podciągnięto pod obowiązek dawania jałmużny (niby składki „dobrowolne”, nie przymierzając). Upaństwowiono jałmużnę, i już za kalifa Omara (634-644) ustanowiono pięć rodzajów takich jałmużn podatkowych. Całe takie łatanie państwowości Koranem podszyte było z natury rzeczy samowolą, wobec czego nie mogło było obejść się bez terroru.

Żadnej etyki życia publicznego w islamie niema: i monarcha czy urzędnik są uczciwymi, gdy spełniają sakralne przepisy Koranu; cnoty zaś ich w stosunku do poddanych mogą być li tylko cnotami życia prywatnego, okazywanymi względem pewnego poddanego w pewnej chwili, w pewnej sprawie (sprawiedliwość, hojność, miłosierdzie i t. p.), a okazywanymi z własnej ochoty, wcale nie z obowiązku.

Etykę narzucał panującemu Konfucjusz. Okazuje się w tym cała wyższość starej cywilizacji chińskiej, ale też wypada i tu stwierdzać płonność etyki areligijnej. Konfucjanizm zamienił się w „religię wiernopoddańczości” (jak to określił Ku-Hung-Ming). O dobru i złu rozstrzygała władza, a krytyka, spragnionego moralności, skracało się o głowę. Nie o wiele lepiej rozwinęła się etyka w islamie, gdzie ostatecznie „kult Allaha zmienił się w kult szeika”.

Turcy słynęli z prawdomówności (w życiu prywatnym; publicznego nie znali poza obozem), czego nie można powiedzieć ani o Chińczykach, ani o Hindusach, chociaż wydali byli Konfucjusza i Buddę. Pod tym względem Mahomet więcej miał szczęścia; gdy tamtych nauka cała uległa sromotnym przekręceniom, ocalało zamiłowanie Proroka do prawdomówności. Piękny ten przymiot obserwuje się na ogół w całym islamie, w obydwóch cywilizacjach, które ogarnął, w arabskiej i turańskiej. Krzyżowcy stwierdzali tę cnotę u swych muzułmańskich nieprzyjaciół, podobne świadectwa dochowały się w literaturze i tradycji hiszpańskiej.

Ale to wszystko obejmuje tylko życie prywatne, a w publicznym tylko osobiste stosunki między jednostkami, mającymi z sobą bezpośrednio do czynienia, Są to kultu prawdy początki, którym brak rozwiniętego szerzej dalszego ciągu, dla braku odpowiedniej organizacji życia publicznego. Nie było tam pola dla prawdy wyższego rzędu. Z drugiej strony dałoby się tu zastosować kostyczne przysłowie, jako niema nic złego, coby na dobre nie wyszło; nie psuje im prawdomówności „góra”, nie kala ich kłamstwem, bo ten problem u „góry” nie istnieje i nikt tam nie ma pojęcia o tym, że mógłby istnieć.

Ta sancta simplicitas, ta barbarzyńska naiwność kończy się u wrót cywilizacji łacińskiej. My tylko jedni jesteśmy narażeni na komplikacje owego problemu podstawy, a szczytów, powyżej określonego; my tylko turbujemy się o prawdę „u góry”. Skąd to wyróżnienie, skąd zakłócenie sumienia obywatelskiego, gdy cała reszta świata poprzestaje na prawdomówności prywatnej i nic nie wie o możliwościach sumienia w życiu obywatelskim?

Pierwszą przyczynę stanowi ponad wszelką wątpliwość etyka katolicka, ale jest jeszcze i druga przyczyna, która drogą okrężną dochodzi do tego samego wyniku, a jest nią nauka.

Obie te strony naszego przedmiotu dotykają głęboko ważnego problemu wykształcenia etycznego i tam się łączą.

Trzeba wyższego stopnia wykształcenia etycznego, żeby móc zrozumieć wyższe szczeble ideału Prawdy, a cóż dopiero przejąć się nim, a tym bardziej, by skłonnym być do poświęceń dla miłości prawdy. Pozostaje to w związku z kwestią szczebla rozwoju umysłowego w ogóle, bez którego nie dałoby się wyrobić u nikogo owo ostrowidztwo etyczne, tak potrzebne choćby dla własnej kontroli. Można bowiem studiować etykę, jak prawo czy matematykę lub cokolwiek, a wykształcenie etyczne polega na biegłości w dostrzeganiu związków etycznych pośród spraw. Nie można tego oprzeć na sercu, na uczuciach, boć one są zmienne (nic na to nie poradzimy), a przy tym uczuciami można nabywać takich tylko zalet, które są ponętne dla danego usposobienia; nigdy nikt nie polubi niczego (ani nikogo) takiego, co byłoby niezgodne z jego usposobieniem, a więc z jego upodobaniami. Uczucia nie mogą służyć za podstawę rozwoju etycznego, bo byłaby to podstawa chwiejna, a przy tym u każdego odmienna; na tej drodze mogłyby powstawać tylko etyki indywidualne, jednostkowe, o ciasnym tedy zakresie. Podstawą etyki wielkich zrzeszeń ludzkości może być tylko rozum, a wyrobienie uczuć jest skutkiem etycznego wykształcenia, lecz nie przyczyną. Wykształcenie etyczne musi się tedy opierać na rozumie, jeśli nie ma utknąć i skończyć się zaraz na niższych szczeblach. Moralność zaś jest wielce szczeblowata, najwięcej licząca szczebli ze wszystkich kategorii duchowych – a więc podlegająca najrozciągliwszemu kształceniu.

Kult prawdy stanowi koronę wykształcenia etycznego – a nie można jej zdobyć bez wyższego wykształcenia intelektualnego; tak dalece wiążą się tu obie duchowe kategorie bytu; Dobro z Prawdą. Ta zaś jest dwojaka; nadprzyrodzona i przyrodzona, zdobywana na wyższych szczeblach przez naukę. Nie o to chodzi, czy nauka jako taka, jest moralna, niemoralna, lub amoralna (spór o to należy do nowoczesnych somnia vigilantium) lecz o to, czy przyczynia się do wzmożenia ideału Prawdy.

Przed laty 25 Jan Łukasiewicz zakwestionował, jakoby celem nauki była prawda, wywodząc, jako do nauki należą tylko „syntezy sądów”, albowiem „zbiór faktów nie jest jeszcze nauką. Ten jest prawdziwym uczonym, kto fakty umie powiązać w syntezy; nie wystarcza zaś na to samo poznanie faktów; trzeba jeszcze przynieść z sobą myśl twórczą”. Z całym szacunkiem dla twórcy naszej logistyki, wartość jego wywodów należy do tego, iż skreślił i stwierdził hierarchię w świecie naukowym. Zapewne, że „przyczynkarz” i przeczuwacz cudzych myśli nie jest równy twórcom syntez, lecz nie można wykluczać z „nauki” tych drobiazgowiczów, podobnież jak nie usuwa się z budowy chłopaków noszących cegły. Analiza jest tylko środkiem do celu, lecz jakimże sposobem dojść do syntezy bez poprzedniej analizy? Wreszcie zaś cóż mają na celu wszelkie hipotezy i syntezy, jeżeli nie dążenie do prawdy? Choćbyśmy przeto naukę ograniczyli do syntez, czyż Prawda przestanie stanowić jej cel?

A zatem w nauce i przez naukę w cywilizacji łacińskiej zaświtał ideał Prawdy, jako wierny sojusznik etyki katolickiej. Nauka jest etyce niezmiernie pożyteczna. Banalnością byłoby wywodzić i „udowadniać”, że uprawianie nauk stanowi dobrą szkołę dla obowiązkowości, bezinteresowności i odpowiedzialności – jakże więc odmówić nauce pożyteczności etycznej? Roztrząsając te sprawy nie można atoli odwoływać się do wynalazków, lecz trzeba iść szlakiem odkryć. Te bowiem są z samej natury swojej bezinteresowne.

W imię czegóż ta bezinteresowność, jeżeli nie w imię Prawdy? Inaczej nie miałoby to ani przyczyny, ani celu. Albowiem cnota bezinteresowności może istnieć tylko jako następstwo obowiązkowości, gdy spełnia się obowiązek bezinteresownie, dla samego obowiązku? Skądże jednak mogło powstać przekonanie, że uprawnienie nauki może być obowiązkiem? Zarodki nauki musiały powstać wcześniej, zanimby ktoś poczuł się do obowiązku względem niej. Podobnież nie mogła nikomu przejść przez myśl jakakolwiek pożyteczność nauki, póki ta nauka nie rozwinęła się choć trochę. Nie działał tedy przy kolebce nauki żaden obowiązek, ni żadna nadzieja pożytku.

Nauka powstała tedy bezprzyczynowo. Tym bardziej zaciekawia nas cel – a w studiach odkrywczych nie widać innego, jak tylko: badać, dowiedzieć się, przekonać się, uczyć się. Ale w jakim celu uczyć się bezinteresownie? Nie znajdziemy innej odpowiedzi, jak tę utartą: żeby się dowiedzieć prawdy.

Obserwacja współczesnych państw i narodów naprowadza na wniosek, że zachodzi stosunek prosty pomiędzy stopniem prawdomówności a stanem nauki. Najwięcej i nauki i oświaty w społeczeństwie angielskim, gdzie też najbardziej ceni się prawdomówność, gdzie kłamstwo pociąga za sobą zhańbienie. Jako ideał wychowawczy pielęgnowana bywa prawdomówność w całej cywilizacji łacińskiej – ale też jest to ograniczone do tej jednej cywilizacji. O kłamliwości ludów niektórych innych cywilizacji czytuje się u podróżników niestworzone rzeczy: często odnosi się wrażenie, jak gdyby ci ludzie nie umieli w ogóle mówić prawdy. I w sam raz tylko w łacińskiej cywilizacji kwitną nauki. Ideał Prawdy jest w tej epoce ściśle łacińskim; cecha to naszej cywilizacji wyłączna.

Z miłości Prawdy wypływa poczucie godności osobistej, prawość, szczerość, słowem te zalety, które stanowią o posiadaniu sumienia (jakież sumienie u kłamców?) Najdonioślejsze atoli jest to, że miłość prawdy, od prostej prawdomówności poczynając, aż do przejmowania się wszelkim ideałem prawdy – wiedzie od personalizmu, a od tego wysuwa się już cały łańcuch cech cywilizacyjnych, którego ogniwami: organizacja w organizmach (nie w mechanizmach) życia zbiorowego, obmyślanych metodą aposterioryczną, przy dualizmie prawa i zachowaniu rozmaitości życia (współmierność w rozmaitości). Nie darmo niema nauki poza cywilizacją łacińską i niema poza nią kultu Prawdy, jako ideału.

Zdawałoby się, że sztuki piękne odgrodzone są od Prawdy, skoro żywiołem ich fikcja, a środkiem złudzenie. A jednak z jakąż surowością przestrzega się tam tak zwanej prawdy artystycznej.

I co ciekawe, prawdę w roztworze artystycznym znoszą wszyscy: można ją podać wszystkim, nawet publicznie, nawet w teatrze. W sztuce stanowi atoli prawda tylko jeden ze środków artystycznych, a więc bierze się jej odpowiednią dozę i w odpowiednim nastawieniu, ale bądź co bądź musi się z niej czerpać. Dzieło artystyczne, plastyczne czy literackie, pozbawione prawdy artystycznej, staje się czymś szpetnym i niemądrym.

Pożyteczność prawdy jest tak wszechstronna, iż przyda się nawet w bajce. Sama prosta prawdomówność nadaje trwałość więzi życia, przepajając ją poczuciem bezpieczeństwa i stałości. A jest Prawda ta sama w doli i w niedoli, przed wojną i po wojnie, w dobie zwycięstw czy klęsk. Jeżeli przeczy się temu systematycznie, jeśli sztuczne przyprawianie prawdy weźmie górę w powodzeniu materialnym, i olśni tym umysły niekrytyczne, natenczas nie wytworzy się z tego jakaś prawda nowa, jak mniemają „kombinatorzy” z życia, jakaś prawda nowego wynalazku, stawiająca się na świeczniku cnoty – ale ideał prawdy zapadnie się w ogóle. Ludzie zwodzeni, okłamywani, a zarazem kłamstwem karmieni w znaczeniu dosłownym: dobrze podkarmieni przekonawszy się, jak kłamstwo tuczy – zwątpią o wszelkiej prawdzie, a kult jej uznają za wymysł naiwnych, stanowiący przeszkodę w życiu, po prostu za przesąd. Od wszelkiej dwoistości w etyce bije zgnilizna, bo negacja Prawdy.

Gdy w obrębie cywilizacji łacińskiej zaniecha się kultu prawdy, musi nastąpić rozbicie społeczeństwa, upadek narodu, bezsilność państwa na zewnątrz, a zobojętnienie obywatelskie na wewnątrz, albowiem poderwie się zasadniczo wielkie siły twórcze. Toteż upadek nauk bywa za panowania kłamstwa pierwszym mimowolnym zwiastunem grożącego zła, pociągając za sobą zanik prawdy wyższego rzędu i ruinę wyższego wykształcenia etycznego.

W hierarchii prawd, stanowisko prawdy naukowej jest jak najwyższe, gdyż ona daje horyzonty najrozleglejsze, jak najdalej dalekosiężna i jak najgłębiej we wszystko na wskroś wnikająca. A chociaż linia postępu nauki zygzakowata, zawsze wniesie się w końcu w górę; poprzez rojowisko wątpliwości dotrze ona jednak zawsze do prawdy, której służy, a wyrzuci z siebie wszelką podrzucaną sobie nieprawdę, jako ciało obce.

Lecz skoro nauka zawisła jest od cywilizacji? Zagadnienie to upraszcza się niestety tym faktem, że to, co w cywilizacjach żydowskiej, bramińskiej, chińskiej, uważa się za naukę (turańska nie posiada nawet tego pojęcia), owa uczoność rabinistyczna, panditowska, mandaryńska – nie mogą być uważane za naukę w łacińskim rozumieniu tego wyrazu, albowiem nie służą badaniom Prawdy wszędzie i we wszystkim. Oni mają swe prawdy cywilizacyjne, w szalę nauki przybrane, a pozbawione wartości poza ich własną cywilizacją; oni żadnej prawdy uniwersalnej nie odkryli nigdy, nie posiadając odpowiedniego bodźca i narzędzia, jakiem jest miłość prawdy bez względu na jej stosowanie; namiętność do jej wykrywania, choćby ta namiętność miała zżerać życie. My łacinnicy, o ile nie krępują nam wolności nauki, kroczymy ku prawdzie bezwzględnej, obowiązującej wszędzie bez względu na cywilizację, a tylko nie wszędzie uznawanej. To i owo z naszych twierdzeń naukowych może być jednak prawdą tylko do naszej odnoszącą się cywilizacji, prawdą ciaśniejszego zakresu; ale tę odmienność poznaje każdy początkujący adept nauki i niema obawy o pomyłki (np. nikt nie zechce narzucać koczownikom naszego prawa cywilnego) gdy tymczasem prawda w innych cywilizacjach obraca się wyłącznie we własnej ciasnocie, w której nie mieści się żaden środek na rozszerzanie widnokręgów, w turańskiej zaś nie zmieści się ani kolebka nauki.

Jeszcze jedno wyróżnia naszą cywilizację od innych; podczas gdy tamte nie dopuszczają do siebie prawd wynikających z badań naukowych, my oddychamy niemi. Nie każda prawda naukowa może służyć wszystkim cywilizacjom, lecz jedna cywilizacja stanowi wyjątek: wszelka taka prawda jest zarazem prawdą cywilizacji łacińskiej.

Wątpliwość o stosunek nauki do cywilizacji byłaby tedy wyjaśniona. Lecz budzi się nowa: Jeśli nasze prawdy najwyższe życia zbiorowego pochodzą już to z etyki, już to z nauki, a oba te strumienie łączą się w zlewisku naszej cywilizacji – skądże tedy takie różnice zdań około nas i wśród nas? Nad tym warto zastanowić się w osobnym artykule.

prof. Feliks Koneczny

Profesor_Feliks_Koneczny

Tytuł i uwspółcześnienie pisowni: Redakcja Nacjonalista.pl


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: 

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*