life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Andrzej Trzebiński: Przebudowa polskiej świadomości kulturalnej

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Okres czterech lat wojny nie jest dla kultury polskiej okresem przeczekiwania, nie jest także okresem martyrologii, nie może być nawet okresem rozwoju, uzupełniania, ulepszania kultury przedwojennej. Fakt, że liryka wojenna stworzy jakiś mądry i dojrzały post-awangardyzm, że powieść osiągnie swoje szczyty proustowskie, a dramat nadal będzie kontynuował i rozwijał swoje dumne istnienie – jest faktem nie do przyjęcia. Kultura bowiem czeka na zasadniczą rewolucję, rewolucję oczywiście nie w sensie drapieżnych manifestów czy stworzenia nowych partii w kulturze, które mogłyby wzajemnie ze sobą walczyć. Rewolucję, która przebudowałaby lub założyła cztery węgły przynajmniej pod nową budowę polskiej świadomości kulturalnej.

Kulturę polską cechował przed wojną głęboko zakorzeniony hedonizm, kontemplacyjny stosunek do raz osiągniętego poziomu, pewna nawet nieruchomość wynikła z obawy, aby nie spaść z tego poziomu. Rewolucje i radykalizmy kulturalne były wyznawane przez tych jedynie, którzy mieli świadomość, że niczego nie ryzykują, że są w kulturze niczym. Rewolucje dotychczasowe były – krótko mówiąc – reklamowaniem nicości i stąd w naszych doświadczeniach przedwojennych wynosimy po nich pamięć bankructwa.

Stawiając postulat rewolucji kulturalnej, niczego tu nie reklamujemy. Stwierdzamy tylko obiektywne w pewnym sensie okoliczności historyczne i wyciągamy z nich wnioski, mające charakter bardzo ogólnych co prawda, ale właśnie – konieczności.

Nadzieję na samoistną, bez bodźców z zewnątrz przebudowę polskiej świadomości kulturalnej może mieć ten tylko chyba, kto świadomości tej nie ma. Kwestia przebudowy zatem czy rewolucji zależy w ogromnej mierze od kwestii bodźców. Wojna obecna, ryzykując pewien optymizm, przygotowała w Polsce obok energii realnego bohaterstwa bardzo zasadniczy zwrot, rewolucyjny przełom w naszej świadomości politycznej. Polityka przestała być domeną panów przelewających w parlamencie z pustego w próżne, stała się domeną ludzi przelewających krew. Polityka stała się w rezultacie kolebką wielkich idei politycznych, wielkiego zmartwychwstania woli politycznej.

Ten bodziec zmartwychwstającej wielkiej woli historycznej narodu należy wyzyskać w pracy i myśli naszej nad kulturą. Polityczna wola stworzenia z Polski ośrodka politycznego Europy środkowej rozognić i zdynamizować musi kulturalną wyobraźnię Narodu, aby sprostać tym gigantycznym zadaniom. Kulturę trzeba pchnąć w wielkość, stawiając ją przed wielkim zadaniem.

Czym chce podbić czy rozpalić życie kulturalne w Europie środkowej – osiągająca wspólną harmonię przez poczucie wspólnej wielkości – kultura polska? Jeżeli stale będziemy się zasłaniali przed tym pytaniem nazwiskami Mickiewiczów, Matejków, Sienkiewiczów, Reymontów, to Europa środkowa może nam łatwo powiedzieć, że są to wielkie tradycje, nadające wprawdzie życiu kulturalnemu mocny pion historyczny, ale że to nie jest jeszcze samo życie i to życia zastąpić nie może. Europa ta także może nam powiedzieć, że nasza wielka sztuka zbyt wyłącznie poświęca się problematyce politycznej – problematyce polityki naszego tylko Narodu i jego historii, a to Europie środkowej nie może wystarczać, jeśli nie chce ona być przez nas zawojowana, lecz szuka jedynie z nami wspólnej linii historycznego współtworzenia.

I na zarzut ten nie da się odpowiedzieć żadnym kosmopolityzmem czy francuskością naszych osiągnięć świeższych, rodem z międzywojennego dwudziestolecia.

Ten dialog między Europą, którą mamy ze sobą stopić, i nami, którzy musimy wytworzyć tę temperaturę konieczną do stapiania – ten dialog mieć może tylko jedną odpowiedź, zawartą w trzech zdaniach:

1. Musimy dać, musimy się zdobyć na ekspansję nie tylko wielkiej tradycji historycznej, ale i poczuwającej się do obowiązku wielkości – aktualności życia kulturalnego.

2. Polska idea kulturalna nie może być ideą polityczną: subiektywną ideą polskiej polityki. Będzie natomiast ponadpolską ideą kultury. Będzie dążyć do stworzenia wartości, w pewnym sensie, w sensie Europy środkowej – obiektywnych.

3. Polska idea kulturalna nie będzie zakapturzoną kulturą francuską, angielską czy w ogóle kosmopolityczną, ale własną, przez siebie stworzoną, odpowiadającą duchowi słowiańszczyzny.

Rozważania niniejsze nie są snuciem abstrakcji. Nie są także kampanią reklamową. Jest natomiast faktem, że aktualność kulturalna Polski przeżywa czy zaczyna już przeżywać pewien ruch myślowy, odbywający się w tej zarysowanej przez nas płaszczyźnie.

Budzi się idea podstawowa kultury, aby dotychczasowy import czy tranzyt zastąpić za wszelką cenę eksportem kulturalnym, idea twórczości kulturalnej z myślą o promieniowaniu na kultury sąsiadujące z nami pokrewnych narodów.

W tej płaszczyźnie przebiegają wszelkie procesy myśli kulturalnej, reprezentowanej przez „Kulturę Jutra”. I w tej płaszczyźnie pracują ośrodki myśli i działalności kulturalnej, ujętej w ramy organizacyjne Ruchu Kulturowego. Cytujemy tu dosłownie. „Mamy do wyboru albo podstawić pod termin «kultura narodowa» termin «kultura cudza» , albo nadać jednak kulturze narodowej godny jej sens i wagę”. Innego wyjścia nie ma. Kultura narodowa nie oznacza bowiem jakiegoś podporządkowania kultury problematyce politycznej. Nie jest równoznaczna także z odcięciem się od świata, ze zrezygnowaniem z kwestii ogólnoludzkich. Kultura nowa musi pojąć, że precyzyjne rozwiązanie tego jest jej wielkim zadaniem, że to gotowe jeszcze nie jest. Niemniej niegotowość ta z niczego nas nie rozgrzesza. Fakt, że przedwojenne dwudziestolecie nie zdobyło się na wytworzenie własnego samodzielnego prądu kultury, że nie ożywiło się żadnym w wielkim stylu ruchem, że oblicze kultury naszej było co najwyżej zwierciadłem, odbijającym cudze blaski i ognie, ale ani trochę nie wyrażało własnego życia wewnętrznego – to naprawdę z niczego nie rozgrzesza.

W dalszym toku myślowym pracy „Kultura Jutra” podaje nawet pewne ideologiczne rozważania, gdzie formułuje zasady realizmu ontologicznego i maksymalizmu etycznego, gdzie wyjaśnia rolę wojny i wojennego pokolenia kulturalnego i z czego wyciąga dalsze konsekwencje. Nie o to zresztą idzie nam teraz. Sprawa dalszych konsekwencji, sprawa myślowej, do pewnego stopnia konkretnej treści rewolucji kulturalnej zostanie tu poruszona w jednym z artykułów następnych. Na razie ograniczamy się do samego zagadnienia przebudowy polskiej świadomości kulturalnej i tych konieczności, które do tego zmuszają.

Andrzej Trzebiński

Andrzej_Trzebinski


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

2 Komentarzy

  1. Andrzej Trzebiński urodził się 27 stycznia 1922 roku w Radgoszczy (okolice Łomży). Z tamtych stron pochodził jego ojciec Stanisław Konstanty Trzebiński. Matka, Irena Trzebińska, z domu Lasocka, pochodziła z Wołynia. W latach dwudziestych rodzina Trzebińskich mieszkała najpierw koło Łodzi, gdzie ojciec – agronom z wykształcenia – dzierżawił Ose, majątek Grabskich. Potem, kiedy ojciec zaczął administrować dobrami hr. Komierowskiego, przeniosła się do Komierowa na Pomorzu. Młodsza o cztery lata siostra Andrzeja, Zofia, wspomina ich dzieciństwo jako bardzo szczęśliwe. Życie na wsi, w bezpośredniej bliskości wyjątkowo pięknej w tych okolicach natury, długie spacery po lasach i polach, przestrzeń otwarta aż po horyzont – to wszystko ukształtowało na stałe pewne upodobania i wrażliwość Trzebińskiego.

    W 1932 roku dziesięcioletni Trzebiński przeniósł się wraz z rodzicami do Warszawy. Mieszkali kolejno przy Filtrowej, Uniwersyteckiej i Śniadeckich. Na wielkim stole w pokoju jadalnym Trzebiński rozgrywał z kolegami mecze pingpongowe. Ze sportów lubił też bardzo lekkoatletykę. Chodził wtedy do prywatnej szkoły powszechnej przy ulicy Mochnackiego, którą ukończył w roku 1934. Naukę kontynuował w gimnazjum i liceum im. Tadeusza Czackiego. Tu z czasem dał się poznać jako uzdolniony poeta (porównywano go do Jana Twardowskiego, innego wychowanka tej szkoły), miłośnik malarstwa i teatru. Uczył się bardzo dobrze i już wtedy udzielał korepetycji, a za zarobione pieniądze kupował abonamenty na spektakle teatralne. To w Czackim nauczył się między innymi świetnie francuskiego, tak że już na początku okupacji próbował tłumaczeń z tego języka. W czwartej gimnazjalnej, czyli dwa lata przed wojną, wszedł w skład komitetu redakcyjnego wydawanego przez uczniów pisma „Promień Szkolny”. Zaraz potem debiutował w nim Fraszką o mędrcu (1937, nr 3). Potem opublikował tu jeszcze kilka innych wierszy i krótki szkic krytyczny, dotyczący sztuki. W „Promieniu Szkolnym” swoje wiersze umieszczał również Tadeusz Borowski, który stał się jednym z najbliższych przyjaciół Trzebińskiego. Obaj byli pod wielkim wpływem polonisty, profesora Stanisława Adamczewskiego, wtedy znanego przede wszystkim jako autor słynnej monografii Żeromskiego Serce nienasycone.

  2. Ci, którzy go znali, zapamiętali wysokiego, przystojnego młodzieńca o skupionym, ale też nierzadko ironicznym wyrazie twarzy, o ciemnokasztanowych włosach i gorejących, czarnych oczach, który potrafił zachowywać się wyzywająco. W sytuacji okupacyjnej, gdy niemal wszystko mogło wywołać podejrzliwość patrolujących miasto żandarmów, zwykł chodzić po ulicach z rękami nonszalancko włożonymi do kieszeni, jakby za chwilę miał wyciągnąć stamtąd pistolet, a nie książkę lub swój dziennik, z którymi się nie rozstawał.

    Miał olbrzymie poczucie humoru, choć w ostatnich miesiącach życia nie był zbyt komunikatywny. Do innych odnosił się z wyraźną rezerwą. Trudno było zdobyć jego zaufanie, przyjaźń, bliskość. Jeśli tylko nie musiał mówić – milczał. Walczył jednak przede wszystkim słowem. Na zajęciach podziemnego uniwersytetu, na konspiracyjnych spotkaniach literackich bywał ostrym polemistą, przekonanym do własnych racji i broniącym ich bezpardonowo, bez względu na to, jak uznaną wielkością był jego adwersarz.

    Potrafił być bardzo wymagający. Zarówno w stosunku do samego siebie, jak i innych. Wiedział, czego chce, a chciał coraz więcej. Często nieprzystępny, pewny siebie, z pogardą traktujący różnego rodzaju bolączki życia codziennego okupacji. Drwiący i ironiczny, a zarazem w niezwykły wręcz sposób odpowiedzialny za powierzane mu zadania. Nadzwyczaj ambitny, dumny, wyniosły, ale jednocześnie potrafiący dostrzegać własne błędy, porażki, grzechy. Całkowicie pozbawiony egoistycznych motywacji, a zarazem podporządkowujący sobie innych dla realizacji zamierzonych celów. Nic dziwnego, że we wspomnieniach o nim splatają się fascynacja i niechęć.

    Jego kolega z gimnazjum, a potem także z podziemnego uniwersytetu, pisał o nim już po wojnie:

    Andrzej chodził wiecznie głodny i niewyspany. Nie miał porządnych butów. Nosił drewniaki. Ubranie miał jeszcze to z licealnej, ciasne, krótkie i wysłużone. Słynne były jego nogawki, sięgające do pół łydki. Rzucał się wszędzie w oczy. Kto go raz widział, pamiętał na zawsze. [...]

    Nigdy nie wiedziałem, co w nim jest z udania, z pozy, a co z prawdy, z żywego człowieka. Wielkie ciemne włosy czupurną falą spadały mu na czoło. Kiedy się zacietrzewiał lub kpił z przeciwnika, odrzucał je nagłym ruchem ręki i uśmiechał się drwiąco. Wtedy oczy jego błyskały jak żywe srebro. Uchodził za bardzo przystojnego. Nieraz kłóciłem się z dziewczętami z konspiracji o Andrzeja, dowodząc, że jego czar jest czarem szarlatana. Śmiały się mówiąc, że on to samo twierdzi o mnie.

    To właśnie z nim zdawaliśmy razem maturę (T. Borowski, Portret przyjaciela, w tegoż: Pewien żołnierz. Opowieści szkolne, Warszawa 1947).

    Matura ta odbyła się latem 1940 roku. Wtedy bohater cytowanych zdań miał przed sobą niewiele ponad trzy lata życia. W tym czasie zdążył zaistnieć jako student polonistyki, poeta, prozaik, dramatopisarz, publicysta, redaktor podziemnego pisma literackiego, działacz konspiracji. Wreszcie jako autor niezwykłego, bardzo osobistego dokumentu, jakim jest jego Pamiętnik. W sytuacji, kiedy jakakolwiek aktywność tego typu była nie tylko utrudniona, ale groziła śmiercią, kiedy wiadomo było, że dany człowiekowi czas może być bardzo krótki, chciał ten czas wykorzystać do granic możliwości. Dlatego tak dużo pracował i tak bardzo spalał się w swojej pracy. Wspomina jego koleżanka:

    W najdoskonalszym znaczeniu słowa był ideowy. Gdy uwierzył w słuszność jakiejś sprawy czy programu, to niejako całym sobą. Obrazowo można powiedzieć: płonął tą wiarą. [...] Gdy się go widziało przemawiającego, przekonującego audytorium do sprawy, nie można było zapomnieć żaru, jaki wkładał w swoje słowa (N. Bojarska, Ludzie z tamtego brzegu, w tomie: W gałązce dymu, w ognia blasku…, oprac. J. Szczypka, Warszawa 1977, s. 136).

    Jako jeden z pseudonimów wybrał sobie „Łomień”. Tak naprawdę jednak lepiej do niego pasowałoby „Płomień”.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*