life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Krzysztof Warecki: Koronawirusowa tyrania – non possumus!

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Znak bestii i ohyda spustoszenia

Nigdy w dziejach naszego narodu i Kościoła nie mieliśmy do czynienia z tak zuchwałą tyranią kłamstwa, podaną w kamuflażu sporządzonym według najlepszych wzorów bolszewickich. Trwa wojna z prawdą, a wytoczyły ją globalne elity polityczne i będące na ich usługach media. Absolutną nowością jest, że do tej wojny aktywnie i na globalną skalę włączyły się także struktury Kościoła katolickiego. Niestety, nie w obronie prawdy.

Gdy wiosną polski rząd zamykał szkoły, uczelnie i znaczną część gospodarki, gdy ograniczał liczbę wiernych na Mszy św. do 5 osób, gdy zamykał lasy i nakładał powszechny obowiązek zakrywania ust i nosa, nigdy nie słyszeliśmy jakiegokolwiek merytorycznego uzasadnienia tych decyzji. Zamiast tego z mediów codziennie słyszeliśmy siejące trwogę raporty na temat głównie bezobjawowych chorych (taki semantyczny wynalazek na potrzeby propagandy) i o osobach zmarłych na COVID-19, które tak naprawdę umierały na „choroby współistniejące”. Tymczasem rzeczywistość była i pozostaje do dzisiaj w zupełnej sprzeczności z oświadczeniami przedstawicieli rządu, komunikatami o śmiercionośnym wirusie płynącymi z telewizorów i odbiorników radiowych, a także pojawiającymi się tu i ówdzie oświadczeniami rzeczników niektórych diecezji, straszących wiernych piekłem jeśli nie będą stosować się to narzucanych przez rząd restrykcji.

Naukowcy, lekarze i dziennikarze, którzy próbują dokonywać krytycznej oceny realizowanej przez rząd strategii spotykają się ze ścianą milczenia albo z moralnym szantażem nie mającym nic wspólnego z rzeczową argumentacją (ludzie chorują i umierają w męczarniach, a poza tym jest pan egoistą, który nie liczy się z życiem innych). Co gorsza, wbrew licznym wątpliwościom świata naukowego i medycznego oraz naszemu osobistemu doświadczeniu epidemię korona wirusa przedstawia się jako rzecz pewną, której nie wolno kwestionować. Coraz częściej pojawiają się postulaty, żeby uniemożliwiać wypowiadanie się ludziom krytykującym poczynania rządu w walce z domniemaną pandemią. Bardzo wymowne jest w tym wszystkim milczenie hierarchii Kościoła katolickiego, która od początku bezkrytycznie żyruje wszystkie działania rządu w kontekście walki z domniemaną epidemią. Jednak prawdy nie da się ani zamilczeć, ani zakrzyczeć.

Hagada o epidemii

Z pewnością wielu z nas zastanawia się nad tym, jak to się dzieje, że pomimo braku jakichkolwiek dowodów na istnienie epidemii, a w związku z tym i na sensowność wprowadzonych restrykcji, nikt w rządzie się tym nie przejmuje? Rząd i media zachowują się tak, jakby dobrze uargumentowanych głosów kwestionujących rządową narrację o epidemii korona wirusa w ogóle nie było. Przedstawiciele tych środowisk po prostu nie odnoszą się do nich, a jeśli już komuś z tamtych kręgów to się zdarzy, to poprzestają jedynie na moralnym szantażu lub na karczemnych obelgach, w ogóle nie wchodząc w merytorykę. Doskonałą tego ilustracją brak od pół roku odpowiedzi na list otwarty prof. Ryszarda Rutkowskiego z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku do Ministra Zdrowia, czy też sposób, w jaki przedstawiciele rządu odpowiedzieli na bardzo konkretne pytania posłów Konfederacji (brak merytoryki i emocjonalny szantaż).

Wbrew pozorom wyjaśnienie tego jest bardzo proste – w ostatnich dziesięcioleciach nastąpiła gruntowna przebudowa mentalności w świecie polityki, mediów i w środowiskach naukowych w duchu… chciałem napisać, że poznawczego relatywizmu, ale tak naprawdę w duchu rabinicznego judaizmu. Jeżeli zdarzy się, że jakiś przedstawiciel tych środowisk wchodzi w „dialog” z uzbrojonymi po zęby w argumenty kontestatorami oficjalnej narracji, czego przykładem była seria programów z cyklu „Warto rozmawiać” redaktora Jana Pospieszalskiego, to nie po to, żeby merytorycznie odnieść się do podniesionych argumentów i dojść do obiektywnej prawdy, lecz jedynie po to, żeby ośmieszyć oponentów (np. lekceważące uśmieszki, sapanie, przewracanie oczami w czasie, gdy osoby kwestionujące pandemię się wypowiadają) i w ten sposób oddziałując na emocje widzów zasugerować, że są to ludzie niespełna rozumu. Przedstawiciele rządu i ludzie ze środowisk wspierających rządową narrację do argumentów się nie odnoszą, bo nie mają czym się odnieść, prawdy nie poszukują, bo prawda ich w ogóle nie interesuje.

Można więc pisać, podpierając się nawet najtwardszymi dowodami, że nie ma żadnej epidemii, że wirus jest niegroźny dla ludzi zdrowych. Można przedstawiać dowody, że restrykcje nie tylko nie pomagają ale są rujnujące dla życia indywidualnego, rodzinnego, społecznego, gospodarczego, politycznego i systemu opieki zdrowotnej, a i tak nikt z rządu, czy z mediów się do tego nie odniesie. Dialog z tymi środowiskami jak pokazał czas jest praktycznie niemożliwy, ponieważ jest to dialog ze środowiskiem wrogim. Aby się o tym przekonać wystarczy poczytać pełne nienawiści, a czasami i gróźb karalnych komentarze na portalach społecznościowych pod artykułami kwestionującymi oficjalną narrację opierającą się na konkretnej argumentacji. Komentujący nigdy nie odnoszą się do tych materiałów merytorycznie i jedynie czasami ograniczają się do moralnego szantażu zapraszając oponentów do Domów Opieki Społecznej czy na szpitalne oddziały zakaźne.

Możemy się dziwić tym postawom, ale wbrew pozorom sprawa jest bardzo prosta. Rząd postanowił, że jest epidemia i nie ma nad tym postanowieniem żadnej refleksji i dyskusji. Co więcej, każdy kto zakwestionuje to postanowienie, jest zagrożeniem dla otoczenia, obrzydliwym egoistą, tym, który sprzeniewierza się przykazaniu miłości bliźniego etc. Jakakolwiek dyskusja na ten temat nie jest podejmowana lub w sposób jak to czynili bolszewicy ucinana (emocjonalna dehumanizacja oponenta). Można podać miliony twardych argumentów, ale i tak niczego to nie zmieni, bo epidemiczny wymysł wyniesiono do rangi najwyższego prawa, którego w żaden sposób nie można kwestionować.

Dzieje się tak dlatego, że zderzają się tutaj dwa sposoby myślenia, a raczej myślenie zderza się z postawą, w której myślenie jest nie tylko zbędne, ale wręcz niepożądane. Środowiska kwestionujące istnienie epidemii próbują opisywać sytuację, jaka się wytworzyła w ciągu ostatnich ponad miesięcy taką, jaka ona jest. Stawiają pytania, próbują dociekać przyczyn zjawiska, ocenić jego rzeczywistą skalę i skalę związanego z nim zagrożenia. Towarzyszy temu też wartościowanie podejmowanych działań według zróżnicowanych kryteriów i docieka się, które z nich były konieczne, które zbędne lub wręcz szkodliwe, a może i bezprawne. Przedstawiciele tych środowisk po prostu stawiają pytania i poszukują na nie odpowiedzi, ponieważ chcą poznać fakty i ustalić prawdę.

Tymczasem dla rządu, mediów i środowisk wspierających politykę rządu fakty, jak już stwierdziliśmy, nie mają żadnego znaczenia. Tych środowisk nie interesuje prawda jako taka, ponieważ nie odwołują się one do pojęcia prawdy obiektywnej. Ich interesuje hagada o pandemii, czyli opowiadanie o pandemii, a to już jest zupełnie coś innego niż prawda o pandemii. Nie liczy się to, czy epidemia jest rzeczywiście, lecz ważne jest to, że uznano jej istnienie i jak się o niej „opowiada”. Środowiska te nie zadają sobie pytania, co jest obiektywnie prawdziwe, lecz co jest prawdziwe dla Premiera, Ministra Zdrowia, Jarosława Kaczyńskiego, Jacka Kurskiego, czy przeciętnego widza największych serwisów informacyjnych. W środowiskach tych nie ma refleksji nad tym co jest dobre dla ogółu, lecz co jest dobre dla rządzących. Pamiętacie jak w lutym br. u redaktora Mazurka w RMF ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski wyśmiewał się z tych, którzy noszą maseczki, mówiąc, że przed niczym one nie chronią, po czym kilka tygodni później kazał je zakładać wszystkim. Wielu do dzisiaj nie może zrozumieć przyczyn tej radykalnej zmiany poglądów ale tak naprawdę nie ma tutaj czego rozumieć. Odpowiedź jest banalnie prosta – przyczyną tej zmiany nie była żadna analiza naukowa, żadna wewnętrzna refleksja, lecz hagada, błyskotliwie nazywana przez redaktora Stanisława Michalkiewicza mądrością etapu. Mamy tutaj do czynienia z całkowicie odmienną, całkowicie obcą naszej tradycji cywilizacyjnej mentalnością, całkowicie odmiennym sposobem myślenia ukształtowanym przez tysiąclecia w cywilizacji żydowskiej. Wydaje się, że przekaz informacyjny mediów głównego nurtu, od sposobu podawania informacji począwszy, doskonale odzwierciedla mentalność, jaka wytworzyła się wraz z ukształtowaniem się judaizmu rabinicznego – prawda nie ma znaczenia, lecz to co głosimy i podajemy jako prawdę. Zbieżność z obecną sytuacją jest zadziwiająca. Rząd zachowuje się w kwestii domniemanej pandemii korona wirusa nie jak podmiot racjonalny, lecz jak wzorcowa sekta.

Zderzają się więc dwie mentalności. Jedni pragną ustalić fakty, zaś drudzy wyciągają z zaistniałej sytuacji jedynie to, co może być tylko dla nich pożyteczne. Jeżeli fakty tym dążeniom przeczą, tym gorzej dla faktów. W związku z tym dyskusja z rządem i wspierającymi rząd środowiskami nie tylko mija się z celem, ale jest po prostu niemożliwa, czego na co dzień doświadczają ci, dla których poznanie prawdy o tzw. pandemii jest najważniejsze.

Dogmat o epidemii

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ta obca naszej cywilizacji mentalność szeroką rzeką wlała się do Kościoła katolickiego. Szczególnie bezkrytycznie przejęła ją hierarchia Kościoła katolickiego na czele z biskupem Rzymu Franciszkiem, co przejawia się w wydawanych w tonie kategorycznym komunikatach nakazujących kapłanom i wiernym bezwarunkowe, a wręcz bezmyślne (co już samo w sobie jest sprzeczne z duchem Ewangelii) stosowanie się do narzucanych przez rząd restrykcji. Pomimo coraz liczniejszych głosów płynących ze środowisk naukowych i medycznych, że epidemii korona wirusa po prostu nie ma, biskupi nie tylko bez zastrzeżeń podporządkowują się rządowym zarządzeniom ale dodatkowo, niczym funkcjonariusze SANEPID-u czynnie współdziałają w terroryzowaniu proboszczów i szeregowych wiernych. Potwierdzeniem tego jest choćby komunikat Kurii Metropolitalnej w Częstochowie w sprawie ojca Daniela Galusa, który ośmielił się w zgodzie z prawdą kwestionować politykę rządu wobec domniemanej pandemii. Jak czytamy w komunikacie, ojciec Daniel „został zobowiązany do powstrzymania się od krytyki przepisów państwowych i kościelnych, a także do ścisłego respektowania wszelkich zasad bezpieczeństwa”.

Czytając wszystkie dotychczasowe komunikaty, a także komunikat przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski z 14 października 2020 r. nie mamy wątpliwości, że Kościół katolicki postawił swoją pieczęć na kłamstwie o nieistniejącej epidemii korona wirusa. Znaleźliśmy się w sytuacji na wskroś demonicznej, w sytuacji jaka nie miała miejsca w historii, bo nie zdarzyło się dotąd, żeby Kościół katolicki swoim autorytetem podżyrował tak bezczelne kłamstwo. Biskupi nie tylko nie stawiają pytań w obliczu coraz mocniej podnoszonych wątpliwości, ale wynoszą to kłamstwo niemalże do rangi nieoficjalnego dogmatu, którego podważanie jest zabronione. Wbrew odwiecznej tradycji, Kościół nie tylko przestał stawiać pytania i dociekać prawdy, ale czynnie włączył się w opowiadanie hagady o nieistniejącej epidemii oraz w prześladowanie i ucisk tych, którzy prawdę głoszą.

Znak bestii na Eucharystii

Konsekwencją tego wszystkiego jest wszechogarniający odór bezprecedensowego zakłamania, które na całego wlało się do Kościoła, obejmując najintymniejsze sfery naszej wiary. Jedną z nich jest np. osobista modlitwa. Codziennie słyszymy w rozgłośniach katolickich modlitwę różańcową. Problem jednak w tym, że przed rozpoczęciem modlitwy wśród wielu intencji słyszymy także tę „o ustanie pandemii koronawirusa”. Czy to nie osobliwe? Udajemy, że jest epidemia i modlimy się o jej ustanie? Mamy modlić się o ustanie czegoś, czego nie ma? Czy nie powinniśmy raczej modlić się o przełamanie wszechogarniającego kłamstwa o pandemii, której nie ma? Niestety, ta zakłamana intencja, powszechnie jest wypowiadana także podczas Mszy świętych w czasie modlitwy wiernych. Nasuwa się w tym miejscu budzące grozę pytanie: czy my się modlimy czy też obrażamy Pana Boga? Którym łotrem jesteśmy na mszalnej Golgocie, pokornym Dyzmą po prawicy Jezusa, czy urągającym Jezusowi szydercą, a może próbujemy być jednym i drugim w tym samym czasie?

Przerażające było już samo to, że hierarchowie bez żadnej refleksji, bez żadnej próby weryfikacji, wręcz ślepo podporządkowali się wszystkim narzuconym przez rząd restrykcjom. Już w końcu marca było widać symptomy przeczące istnieniu epidemii, mimo to stojący na czele naszego Kościoła biskupi zdawali się rywalizować z rządem i SANEPID-em w pomysłach nad maksymalnym ograniczeniem dostępu zdrowym wiernym do praktyk religijnych i to w najważniejszym dla katolików okresie Męki i Zmartwychwstania Pańskiego.

W połowie kwietnia już pewne było, że nie ma żadnej epidemii, bo poza zmasowaną propagandą strachu w mediach nie było żadnych jej oznak w postaci wielkiej liczby zachorowań i wielkiej śmiertelności. Potwierdziły to przeprowadzone później analizy twardych danych matematycznych. Mimo to, pod pozorem walki z epidemią rząd wprowadził powszechny i bardzo dotkliwy obowiązek zakrywania twarzy (ust i nosa). Chociaż (co potwierdził upływ czasu i coraz liczniej pojawiające się opinie niezależnych od rządów ekspertów) nie było ku temu najmniejszego merytorycznego uzasadnienia, Kościół hierarchiczny nie tylko natychmiast podporządkował się temu zarządzeniu, ale aktywnie włączył się w egzekwowanie tego bezprawia. Bezprawia, ponieważ przepisy te nie tylko nie miały żadnego uzasadnienia medycznego (co szczerze wyznał niemal dwa miesiące wcześniej minister Szumowski, a kilka miesięcy później równie szczerze potwierdził szef SANEPID-u Jarosław Pinkas), lecz zostały wprowadzone z naruszeniem prawa, co potwierdziły później sądy w wydanych orzeczeniach.

Podnoszone przez niezależnych ekspertów wątpliwości, brak fizycznych oznak epidemii w przestrzeni publicznej, brak jakiejkolwiek logiki w nakładanych obostrzeniach (zakaz wstępu do lasów, praktyczne wyłączenie spod restrykcji supermarketów, przez które dziennie przewija się setki, jeśli nie tysiące osób) powinny były wzbudzić u hierarchów choćby elementarne wątpliwości, ale nic takiego się nie stało. Przeciwnie. Z chwilą wprowadzenia tego obowiązku na mocy rządowego rozporządzenia z ambon we wszystkich kościołach w Polsce zaczęło się łamanie kręgosłupa moralnego narodu poprzez głoszenie kłamstwa o potwornie groźnej epidemii korona wirusa i konieczności stosowania się do narzuconych przez rząd restrykcji. Ten demoniczny proceder uzyskał pieczęć Kościoła, zaś jego zewnętrzną oznaką stała się bawełniana maseczka, która od tego momentu miała uwiarygodniać to bezczelne kłamstwo w oczach wiernych, wykręcając ich sumienia jak śmigła.

Na szczęście poza świadomością ludzie mają jeszcze coś takiego jak instynkt, który w tym wypadku podpowiada, że nie ma żadnego zagrożenia. Odzwierciedla się to z całą jaskrawością w zachowaniu ludzi zarówno na ulicach, jak i w kościele podczas Mszy św., która trwa około godziny. Jak to było jeszcze przed 10 października? Ludzie wchodzą, większość karnie zakłada maseczki. Po kilku minutach mają już problem z oddychaniem, więc zsuwają z nosa, a część nawet z ust, chociaż raz założonej maski nie wolno dotykać. Niektórzy odciągają maskę co kilka minut tak, aby nabrać powietrza. Ewidentnie męczą się, ale nie zdejmują, chociaż swoim zachowaniem zdradzają, że za haust świeżego powietrza są gotowi wpuścić do swoich płuc miliardy wirusów. Dlaczego? Bo instynktownie wiedzą, że zagrożeniem dla nich nie jest ów „straszny” wirus, lecz dwutlenek węgla, który wtórnie wdychają. Inni z kolei jako karni obywatele wydają się z całą powagą respektować rządowe zarządzenie, więc przez całą Mszę św. mają maskę naciągniętą po oczy. Tak, przez całą Mszę św., chociaż maski, które noszą zgodnie z zaleceniami ekspertów powinno zmieniać się najpóźniej co 20 minut. Nikt tego nie robi.

Czy naprawdę tak byśmy się zachowywali, gdyby było rzeczywiste zagrożenie groźnym wirusem? Oczywiście, że nie i gdybyśmy naprawdę mieli do czynienia z groźną epidemią nikt by nie czekał na rządowe rozporządzenia i ogłoszenia duszpasterskie, aby dowiedzieć się o konieczności zabezpieczania się przed zarażeniem. Nikt też nie musiałby wymyślać zabobonu o bezobjawowych chorych czyli zdrowych, którzy zarażają. Tymczasem wszyscy uczestnicy tej mistyfikacji (nie wnikam czy pod przymusem czy też dobrowolnie) pozorują istnienie epidemii, której istnieniu przeczą swoim zewnętrznym zachowaniem. Mamy więc do czynienia z potwornym zakłamaniem. Potwornym, ponieważ wbrew oczywistym faktom (nie ma epidemii), utrzymuje się tych wszystkich wiernych w przekonaniu, że nic złego nie robią, że wszystko jest w porządku, a nawet więcej, że wchodząc w tę zakłamaną maskaradę dokonują najwyższego aktu miłości bliźniego.

Chociaż sama w sobie bawełniana maseczka jest tylko kawałkiem materiału, jednak z chwilą, kiedy wprowadzono przymus jej noszenia przez osoby zdrowe pod pretekstem walki z nieistniejącą epidemią stała się symbolem zakłamania i każdy, kto ją zakłada nie czyniąc stosownego zastrzeżenia staje się narzędziem uwiarygodniającym kłamstwo o nieistniejącej epidemii. Kłamstwo tym bardziej odrażające, że stoi za nim autorytet Kościoła. Apokalipsa św. Jana wspomina w rozdziale 13 o znaku bestii, który będą musieli nosić „mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy” i że „nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii” (Ap 13,16-17). Poza umiejscowieniem („otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło”) wszystko się zgadza – maseczki, chociaż przed niczym nie chronią, muszą nosić wszyscy, a kto wejdzie bez niej do sklepu nie zostanie obsłużony.

Przerażające, że ów znak bestii, symbol demonicznego zakłamania nie tylko za aprobatą, ale wręcz pod presją biskupów wprowadzono do wnętrza naszych świątyń, gdzie winniśmy oddawać cześć Chrystusowi, wcieleniu absolutnej prawdy.

Ohyda spustoszenia

Istnieje takie pojęcie „grzechu strukturalnego”, na temat którego szczegółowo wypowiada się św. Jan Paweł II w encyklice Sollicitudo rei socialis z 30 grudnia 1987 r. Bez wątpienia z pojęciem grzechu strukturalnego mamy do czynienia w związku z obecną sytuacją panującą w Polsce i na świecie. Najprościej rzecz ujmując z grzechem strukturalnym mamy zwykle do czynienia, gdy nasz grzech osobisty nabiera wymiaru społecznego. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. O wiele większy problem pojawia się, gdy grzech ujmowany jest w ramy prawne i instytucjonalne lub gdy ramy prawne i instytucjonalne zmuszają nas do grzechu, a właśnie to stało się z kłamstwem o nieistniejącej pandemii korona wirusa. Wydaje się, że mamy obecnie do czynienia z sytuacją jakiej nie było w historii Kościoła katolickiego, ponieważ po raz pierwszy w dziejach, Kościół instytucjonalny wszedł w struktury zła nie po to, żeby zło poskromić, lecz żeby własnym autorytetem i pieczęcią je usprawiedliwić.

Konsekwencje tego stanu rzeczy będą katastrofalne, ponieważ wprowadzenie milionów ludzi w sytuację przymusu grzechu, z jednoczesnym przekonaniem ich, że czynią dobrze, doprowadzi do zgruchotania kręgosłupa moralnego całego naszego społeczeństwa. Skala spustoszenia będzie tym większa, im wyższy za kłamstwem stoi autorytet, a trudno wyobrazić sobie większy autorytet, niż autorytet samego Kościoła katolickiego. Obecna sytuacja najwyraźniej przerosła hierarchów katolickich i to nie tylko w Polsce ale i na całym świecie, bo poruszamy się w przestrzeni kłamstwa, której rozmiarów nie da się już w żaden sposób ogarnąć. Bez wątpienia mamy tutaj do czynienia z niszczeniem ludzkich sumień, które pod wpływem represji i zakłamywania rzeczywistości ulegają dezorientacji i tracą zdolność rozeznania. I jeśli Kościół szybko nie zejdzie z tej drogi skala spustoszenia będzie rosnąć w zastraszającym tempie, zgodnie z arystotelesowską zasadą mały błąd na początku, wielkim jest na końcu.

Wystarczyło stanąć w prawdzie

Oceniając postawę Kościoła katolickiego przyjętą wobec pandemii może jednak w tym przypadku Arystoteles nie miałby racji? Może to wcale nie był błąd? Może Kościół hierarchiczny od samego początku był pełnoprawnym uczestnikiem tej mistyfikacji? Nie wiem. Stawiam tylko niepokojące pytania, które jeśli się pojawiły, to najwyraźniej była tego jakaś przyczyna. Nie chcę oceniać ludzkich serc ale podjęte czyny i dokonane zaniechania dają do myślenia, zwłaszcza, że kogo jak kogo ale ludzi stojących na czele Kościoła trudno raczej posądzać o brak inteligencji i rozległej wiedzy. A mimo to informację o rzekomo nadciągającej straszliwej epidemii śmiercionośnego korona wirusa przyjęto niczym objawienie, natychmiast nadając mu rangę niepodlegającego jakiemukolwiek kwestionowaniu dogmatu.

Tymczasem, parafrazując słowa Zbawiciela z 10 rozdziału Ewangelii św. Łukasza, potrzeba było mało albo tylko jednego – od początku stanąć w prawdzie, tak jak to Kościół czynił od zawsze. Działaniem elementarnym było pilne obserwowanie rozwoju sytuacji. Następnie powołanie choćby niewielkiego zespołu prawdziwie niezależnych (od rządu, korporacji medycznych i farmaceutycznych) ekspertów, którzy na każdym kroku weryfikowaliby działania rządu. Zdecydowanie stawać w opozycji do wszelkich inicjatyw i działań rządu nie popartych żadnymi rzetelnymi badaniami i analizami. Zdecydowanie przeciwstawiać się działaniom wkraczającym w sferę nieuzasadnionego ograniczania swobód i wolności obywatelskich pod pozorem zwalczania epidemii, zwłaszcza, gdy już było wiadomo, że epidemii w zasadzie nie ma, zaś wirus okazał się w rzeczywistości o wiele słabszy. Powołując własną komisję ekspertów Kościół mógł zaproponować rządowi uczciwą i opartą na faktach koncepcję walki z rozprzestrzenianiem się wirusa bez uciekania się do terroryzowania zdrowej części społeczeństwa, uniemożliwiania udziału we Mszy świętej bez profanowania Ciała Pańskiego. Nie rezygnując z dogmatycznego podejścia hierarchowie mogli np. pochylić się nad stworzonym w marcu przez matematyka i analityka Krzysztofa Szczawińskiego modelem walki z domniemaną epidemią, który dobrze godził ochronę ludzkiego życia z ochroną gospodarki. Przedstawione przez niego tezy okazały się zaskakująco zgodne z założeniami stworzonej pół roku później Deklaracji z Great Barrington przez profesorów uniwersytetów Harvarda, Stanforda i Oxfordu.

Przeforsowanie tego wszystkiego było realne, ze względu na to, że niemal wszyscy ministrowie w rządzie deklarują się jako praktykujący katolicy i nawet jeśli są w tych deklaracjach nieszczerzy, to jako zakładnicy własnych deklaracji nawet z zaciśniętymi zębami musieliby się liczyć ze stanowiskiem Kościoła. Oczywiście mogliby pójść w zaparte w forsowaniu medycznej tyranii ale to nawet lepiej, bo ustawiłoby to całą sytuację w prawdzie, jaka by ona trudna nie była. Jakże prawdziwie brzmiałaby wtedy intencja różańcowa o przezwyciężenie wszelkich kłamstw w kontekście ogłoszonej przez rządy pandemii korona wirusa. Jakże prawdziwie brzmiałyby wówczas ogłoszenia duszpasterskie o restrykcjach, których trzeba przestrzegać nie ze względu na epidemię, której istnieniu przeczą fakty i zdrowy rozsądek, lecz pod przymusem stosowanych represji. Jednak hierarchowie naszego Kościoła najwyraźniej nie byli tym zainteresowani.

Kościół narzędziem medycznej tyranii

Obecnie Kościół katolicki w osobach Jego biskupów dał się sprowadzić nie tylko do roli biernego narzędzia w rękach medycznej tyranii, ale wręcz do jej aktywnego współuczestnika. Oczywiście każde działanie i zaniechanie rodzi konkretne konsekwencje i konkretną odpowiedzialność. Także i Kościół hierarchiczny przyzwalając, a nawet czynnie uczestnicząc w upowszechnianiu fikcji o straszliwej epidemii korona wirusa ponosi wszelką odpowiedzialność za zło, jakie z tego powodu już wynikło i wyniknie w przyszłości. Pamiętajmy, że za tym szaleństwem kryją się konkretne ludzkie tragedie. Z powodu zamrożenia gospodarki ludzie potracili pracę, poupadały firmy. Pojawiają się coraz liczniejsze głosy o drastycznie pogarszającej się kondycji psychicznej narodu nie tylko z powodu restrykcji przyjętych w walce z nieistniejącą epidemią, ale przede wszystkim z powodu zmasowanej propagandy strachu przed wirusem, którego chyba nawet nie poddano badaniom klinicznym, a po ośmiu miesiącach od ogłoszenia domniemanej pandemii jego oddziaływanie i skuteczność porównywalna jest do wirusa grypy.

Tymczasem z powodu przyjętych procedur na wiele miesięcy praktycznie odcięto Polaków od opieki medycznej. Wiele osób zmarło, bo jeżdżąc od szpitala do szpitala nie uzyskały pomocy. Ile osób czeka przedwczesna śmierć z powodu obniżonej naturalnej odporności wywołanej życiem w długotrwałym stresie, ile osób umrze z powodu nieleczonych czy niezdiagnozowanych w porę nowotworów? Przedsmak tego już mamy. Podczas gdy przeciętnie tygodniowo umiera około 8 tys. osób, od kilku tygodni liczby te sięgają już 12 tysięcy. W mediach sugeruje się, że ten drastyczny wzrost umieralności jest efektem nasilającej się epidemii koronawirusa, lecz prawda jest zupełnie inna. Notowany ostatnio gwałtowny wzrost śmiertelności dotyczy przede wszystkim osób, które w ogóle nie miały wirusa i nie chorowały na covid. Gdyby było inaczej, to uwzględniając wzrost liczby osób zmarłych na covid w ciągu ostatnich kilku tygodni powinna to być liczba około 8,2 – 8,4 tys. osób tygodniowo, a tymczasem jest to 12 tysięcy.

Nigdy się nie dowiemy też ilu ludzi odejdzie na trwałe od Kościoła, ilu straci wiarę z powodu drastycznego ograniczenia dostępu do praktyk religijnych i zerwania więzi wspólnotowych, ilu straci wiarę z powodu zgorszenia etc. Te wszystkie osobiste dramaty, przedwczesne zgony, jak i potworne zantagonizowanie społeczeństwa obciążają sumienia nie tylko rządzących, ale też i biskupów, którzy postawili pieczęć Kościoła na tym forsowanym z pobudek politycznych i finansowych łajdactwie oraz sumienia kapłanów, którzy gorliwie wdrażali to kłamstwo w swoich parafiach.

„Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” (Ł 12,48). Drodzy biskupi i kapłani, co zaniesiecie w darze Zbawicielowi, gdy już niebawem staniecie przed Jego Majestatem? Maseczki? Środek dezynfekcyjny? Rękawiczki? Co Mu powiecie? „Łamaliśmy sumienia wiernych, zmuszając ich do wchodzenia w ustanowione przez rząd struktury kłamstwa pod pozorem walki z epidemią, której nie ma”; „w fałszywej trosce o ich i swoje doczesne zdrowie profanowaliśmy Twoje Święte Ciało Panie”; „powielaliśmy z ołtarza i ambony kłamstwo o epidemii, której nigdy nie było”; „zamiast bronić wiernych i być dla nich oparciem, terroryzowaliśmy ich i współuczestniczyliśmy we wcielaniu masońskiej agendy zniszczenia Kościoła i zniewolenia ludzkości”; „ustami naszych rzeczników terroryzowaliśmy ludzi, grożąc ciężkim grzechem za to, że trwając w prawdzie nie chcieli poddać się masońskiej tresurze”; „pod pretekstem walki z pandemią trwale odepchnęliśmy od Kościoła miliony wiernych”? To Mu powiecie?

Oczywiście sytuacja jest trudna, ale jeszcze nie beznadziejna. Bardzo dużo ludzi nie dało się zwieść pandemicznemu kłamstwu, jest więc na kim się oprzeć. Potrzeba tylko odwagi i ufności w Bożą Opaczność. Pierwsze co należałoby zrobić, to przestać uwiarygodniać to diaboliczne kłamstwo o nieistniejącej pandemii korona wirusa, oficjalnie i uroczyście zdejmując z niego pieczęć Kościoła. W ten sposób Kościół nie tylko wyłączy się ze współudziału w terroryzowaniu ludzi pragnących żyć w prawdzie, ale, co bardzo ważne, ustanie masowe łamanie sumień, a w konsekwencji moralnego kręgosłupa narodu.

Bicz Boży

Niedawno z przerażeniem obserwowaliśmy ataki na kościoły owładniętych szałem niszczenia tłumów ludzi, którzy chcą mieć wybór zabijania dzieci poczętych z pobudek eugenicznych. Duża skala tego zjawiska wielu zaskoczyła. Patrząc na to wszystko zastanawiamy się czy osiem ostatnich miesięcy nie przyczyniło się w jakiś sposób do tej eksplozji demonicznego szału? To, co oglądaliśmy wydaje się sugerować, że znaczna część naszego narodu zatraciła mentalność wiary i bojaźń Bożą.

Długotrwałe dewastowanie ludzkich sumień nie mogło obyć się bez konsekwencji. Już od lat sześćdziesiątych XX wieku w Kościele powszechnym trwało najpierw powolne, na pierwszy rzut oka nawet niezauważalne odchodzenie od prawie 2-tysiącletniej Tradycji i niewzruszonego nauczania Kościoła, zaś od około 15 lat nastąpił galopujący proces rozkładu duchowych fundamentów Kościoła, włącznie z odejściem od Jego apostolskiej misji. W Polsce taką cezurą było obalenie arcybiskupa Stanisława Wielgusa, kiedy polski Kościół zbuntował się przeciwko papieżowi Benedyktowi XVI.

Od marca 2020 r., jako przerażające zwieńczenie tego niszczycielskiego procesu, toczy się po polskim Kościele walec pandemicznego kłamstwa. We wszystkich polskich diecezjach pod pretekstem walki z pandemią, której nie ma, kościoły zostały przekształcone z sanktuariów, gdzie w mniej lub bardziej niedoskonały sposób oddawano cześć Panu Bogu, w przybytki zgorszenia, gdzie zaczęto poddawać Pana Jezusa mniej lub bardziej wymyślnym torturom, bezczeszcząc Jego Ciało i wciągając naszego Zbawiciela w przestrzeń pandemicznego kłamstwa. W ten sposób duchowne ramię wyprowadziło nasz Kościół z przestrzeni oddziaływania Bożej Łaski.

Jednak wspomniane wydarzenia pokazały też, że jest jeszcze silne świeckie ramię Kościoła. Do obrony atakowanych świątyń stanęło wielu szlachetnych mężczyzn i wiele wspaniałych kobiet. I chociaż w wymiarze duchowym stanęli w obronie czci naszego Zbawiciela i Jego Mistycznego Ciała, to w wymiarze materialnym, przy okazji bronili też miejsc, gdzie bezlitośnie profanowane jest Ciało Pańskie i rozpanoszyło się kłamstwo.

Jest to nie lada dylemat. Rozumując tak czysto po ludzku może nie warto było broni murów, w których zuchwale obraża się Pana Boga. Może trzeba było wcześniej wezwać naszych umiłowanych duszpasterzy do opamiętania i zdjęcia pieczęci Kościoła z pandemicznego kłamstwa, którym tę ohydę spustoszenia usprawiedliwiono? Może i tak, ale jak pokazał i nadal pokazuje bieg wypadków i tak by nie posłuchali, a przecież w tych splugawionych murach wciąż płonie wieczny ogień nad Tabernakulum. Chociażby z tego powodu warto było stawać w szranki z rozpasaną dziczą.

Pojawia się jednak pytanie, co dalej? Czy polskie kościoły zostaną obronione tylko po to, aby dalej obrażać w nich Pana Boga? Czy ci wspaniali mężczyźni po to ryzykują swoje zdrowie, aby w kościołach ponownie odbywało się powielanie pandemicznego kłamstwa, aby dalej bezczeszczono w nich Ciało Pańskie? Możliwe, że niedawne spektakularne działania są zaledwie preludium do prawdziwej walki w obronie Kościoła katolickiego przed ohydą spustoszenia, której kulminacji nie tylko w kontekście wymyślonej pandemii doświadczamy od ośmiu miesięcy.

Kluczem do wyjścia z tej sytuacji i początkiem narodowego nawrócenia jest odważne stanięcie w pełnej prawdzie wobec jednej z największych i najbardziej złowrogich mistyfikacji w dziejach naszej cywilizacji. Jeśli to nie nastąpi, nie ma co liczyć, że cokolwiek zmieni się na lepsze, bo grzech, który deformuje każde dzieło Bożego stworzenia niszczy obraz samego Boga jaki każdy człowiek ma zapisany w swoim sercu. A to nie może zrodzi niczego dobrego. Trzeba wyprowadzić znak bestii z przestrzeni przeznaczonej dla sacrum.

Krzysztof Warecki

Przedruk wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji portalu Nacjonalista.pl.

koronatyrania


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , , , ,

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

10 Komentarzy

  1. Co zauwazylam na przykladzie Belgii, na poczatku pandemii, media po prostu grzmialy o ofiarach smiertelnych, jak to niby zaklady pogrzebowe nigdy a to nigdy nie mialy tyle pracy, tyle trupow, smutek I nie nadazaja z pochowkami. Teraz jest jeszcze wiecej tzw. Ofiar smiertelnych covid, po prostu apogeum I Armageddon, ale o zakladach pogrzebowych cicho sza. Million roznych guru I znawcow. Tutaj jeden virusolog postuluje by zalozyc”ministerstwo ” covidowe… Kasa misiu kasa.
    A ludzie jak potulne baranki sluchaj tych brednii…

  2. Wirus istnieje, nikt rozsądny tego nie neguje. Musimy tylko pamiętać porady prof. Simona – na cmentarzach i 11 listopada wirus jest zabójczy, na akcjach Strajku Motłochu już nie ;)

    • Ja bym sie na twoim miejscu niesmiala. To przestalo byc zabawne.

    • Tak jak w USA, gdzie burmistrz Chicago świętowała z tysiącami innych osób wygraną Bidena, a tydzień później mówiła obywatelom by zrezygnowali z tradycyjnych obchodów Święta Dziękczynienia.

    • @Coronapanic
      Ten wirus ma zdolności manewrowe niczym pocisk Tomahawk. Wie, gdzie uderzyć, a gdzie ma zakaz wstępu ;)

  3. Tysiące Niemców, wśród nich oczywiście „neonaziści” (heil!), protestują przeciwko koronowirusowej polityce reżimu. Mają nawet swój utwór – na wokalu „Gigi” z zespołu Stahlgewitter.
    https://www.bitchute.com/video/n93Fjej9fJhy/

  4. 70%populacji Belgii musi sie zaszczepic. Szczepionka jest gratis I nieobowiazkowa, jest tylko jedno ale. Konieczne jest wyszczepienie tych 70%, jesli nie to
    rzad nie znisiesie obostzen.
    Pffff, nom to juz wszystko wiemy

  5. Plandemia – Indoktrynacja (film dokumentalny z polskim lektorem):
    https://www.bitchute.com/video/N1VvIq6p4feA/

  6. Deklaracja z Great Barrington
    __________

    Jako epidemiolodzy chorób zakaźnych i naukowcy zajmujący się zdrowiem publicznym mamy poważne obawy dotyczące niszczącego wpływu na zdrowie fizyczne i psychiczne dominujących polityk walki z COVID-19, proponując jednocześnie podejście nazwane „Ukierunkowaną Ochroną” („Focused Protection”).

    Wywodząc się zarówno z lewicy, jak i prawicy, a ponadto z wszystkich części Świata, poświęciliśmy nasze kariery ochronie ludności. Aktualna polityka lockdownu powoduje dewastujące, krótko- i długoterminowe następstwa w dziedzinie zdrowia publicznego. Przykładowe konsekwencje obejmują obniżoną częstotliwość szczepienia dzieci, coraz gorsze skutki chorób układu krążenia, mniej badań przesiewowych w kierunku nowotworów i pogarszające się zdrowie psychiczne, co prowadzi do jeszcze większego wzrostu śmiertelności w najbliższych latach, przy czym największy ciężar będą musieli udźwignąć przedstawiciele klasy pracującej oraz młodszej części społeczeństwa. Trzymanie uczniów poza szkołami to ogromna niesprawiedliwość.

    Utrzymywanie wspomnianych środków do czasu wynalezienia szczepionki spowoduje nieodwracalne szkody, nieproporcjonalnie krzywdząc tych, którzy są najmniej uprzywilejowani społecznie.

    Na szczęście, nasza wiedza na temat wirusa ciągle się poszerza. Wiemy, że ryzyko śmierci z powodu COVID-19 jest ponad tysiąckrotnie większe u osób starszych i schorowanych niż u młodych. W rzeczy samej, dla dzieci COVID-19 jest mniej niebezpieczny niż wiele innych zagrożeń, włączając w to grypę.

    W miarę budowania się odporności w ramach populacji, spadnie ryzyko infekcji u wszystkich, w tym najbardziej narażonych. Wiemy, że wszystkie populacje ostatecznie osiągają odporność stadną, a więc taki stan, w ramach którego wskaźnik nowych infekcji jest stabilny – i że proces ten może być wspomagany przez szczepionkę (choć nie jest od niej uzależniony). Naszym celem powinno zatem być zminimalizowanie śmiertelności i szkód społecznych do czasu osiągnięcia odporności stadnej.

    Najpełniejsza współczucia postawa, która bilansuje ryzyko i zysk osiągnięcia odporności stadnej, oznacza pozwolenie tym, u których ryzyko śmierci jest minimalne, aby żyli normalnie i wypracowali odporność na wirusa drogą naturalnej infekcji, przy jednoczesnym zabezpieczeniu tych, którzy są najbardziej narażeni. Nazywamy to „Ukierunkowaną Ochroną”.

    Przyjęcie środków mających na celu ochronę najbardziej narażonych powinno być głównym celem polityki zdrowotnej w zakresie przeciwdziałania COVID-19. Tytułem przykładu, domy opieki powinny korzystać z personelu, który nabył już odporność, a także wykonywać częste testy PCR innych pracowników oraz wszystkich odwiedzających. Rotację kadr należy zminimalizować. Emerytom mieszkającym we własnych domach powinno się dostarczać zakupy i niezbędne przedmioty do mieszkań. Kiedy to możliwe, powinni się spotykać z bliskimi raczej na zewnątrz niż w pomieszczeniach. Kompleksowa i szczegółowa lista środków, w tym metod postępowania z wielopokoleniowymi gospodarstwami domowymi, może zostać przyjęta i pozostaje w zasięgu możliwości ekspertów zajmujących się zdrowiem publicznym.

    Osobom, które nie są szczególnie narażone, powinno się natychmiast pozwolić na powrót do normalnego życia. Proste zasady higieny, takie jak mycie rąk i pozostawanie w domu, kiedy czujemy się chorzy, powinny być przestrzegane przez wszystkich, aby obniżyć próg potrzebny do osiągnięcia odporności stadnej. Szkoły i uniwersytety powinny być otwarte na nauczanie stacjonarne. Należy przywrócić zajęcia dodatkowe, takie jak wychowanie fizyczne. Młodzi dorośli należący do grupy niskiego ryzyka powinni pracować normalnie, a nie z domu. Restauracje i inne przedsiębiorstwa powinny zostać otwarte. Należy wznowić działalność w zakresie sportu, sztuki, muzyki i innych wydarzeń kulturalnych. Osoby, które są bardziej narażone, będą mogły brać dobrowolny udział w tych wydarzeniach, podczas gdy społeczeństwo jako całość będzie się cieszyć ochroną zapewnioną bardziej wrażliwym przez tych, którzy zbudowali już odporność stadną.
    https://gbdeclaration.org/great-barrington-declaration-polish/

  7. „W połowie kwietnia już pewne było, że nie ma żadnej epidemii, bo poza zmasowaną propagandą strachu w mediach nie było żadnych jej oznak w postaci wielkiej liczby zachorowań i wielkiej śmiertelności. ”

    W połowie kwietnia to dopiero ten cały wirus był od miesiąca,ale co najmniej od września było wiadomo,że to w dużej mierze ściema i tyle – to po pierwsze.

    Narzekanie na to co się dzieje z kościołem rzymsko-katolickim ? no sorki,”Franciszek” lewakiem nie jest od wczoraj i tak tylko wypomnę Panachamę… https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/isakowicz-zaleski/komentarze/news-krytyka-papieza-franciszka-za-kult-poganskiej-bogini-pachama,nId,3332724 – tak że z kościołem zarządzanym przez antypapieża i odstępcę tolerowanego jako „papież” to nie ma się co dziwić… – to po drugie

    Po trzecie zaś – co dalej… Być może należy się właśnie szykować na najgorsze.

    PS: A w ostatnim czasie na pejsbuku można zaobserwować ujawnienie w środowisku tzw. „prawicy” degrendolady Młodzieży wszy polskiej,tego poronionego bękarta liberasty Giertycha – gdy ta idzie ręka w rękę z mainstreamem i wbija reszcie ugodowców z tzw. „prawicy” nóż w plecy dopieprzając się do słusznego krytykowania plandemicznego cyrku.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*