life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Zdzisław Broncel: Berlińska Olimpiada 1936 z bliska

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Inaczej wygląda stadion olimpijski z Warszawy, inaczej z Berlina. W Warszawie trzeba było opłacać wysokie koszty pobytu, kupować drogie bilety wstępu na zawody i olimpiada traciła tu cechę powszedniości, stając się jedynie świątecznym widowiskiem, dostępnym tylko dla wybranych przez los szczęśliwców.

Na długo już przed otwarciem XI Igrzysk Olimpijskich zabrakło u nas biletów. Przypuszczał więc każdy, że na stadionie spotka samych cudzoziemców i że stadion będzie niezwykłą, efektowną mozaiką narodów całego świata. Tymczasem od razu po pierwszych okrzykach tłumu, po pierwszej reakcji na zwycięstwa i przegrane, przekonano się, że stadion jest – niemiecki.

Cudzoziemcy bawili się w wygodnych turystów i wybrednych widzów. Posiadali bloczki biletowe z wywołującym zazdrość napisem „Unterring”, odwiedzali stadion tylko w dniach pewnych konkurencyj i wszedłszy w jedną z kilkudziesięciu wewnętrznych bram stadionu, kierowali się w dół, ku miejscom siedzącym.

Na górę, na „Oberring” szli Niemcy. Długimi, kamiennymi schodkami, mijając dziesiątki rzędów i tysiące widzów, wspinali się na olimpijską galerię, na najtańsze miejsca stojące – po 1 marce. Przybywały tu całe rodziny z nieodstępnym termosem, butelkami lemoniady, z wielkimi bułami, przełożonymi kiełbasą, z przedpotopową lornetką i z nieodzownym „Olympia – Zeitung”, albo „Tagesprogramm”, gdzie podawano szczegółowo dzienny plan zawodów.

Tak zatem, międzynarodowy stadion otoczony był od góry szerokim niemieckim wieńcem.

Lecz jakże stać w ścisku trzy lub cztery godziny? Jakże wtedy trzymać przyniesione zapasy, albo jak spokojnie zapalić cygaro? Olimpijska galeria znalazła na to sposób. Oczywiście udawało się to tylko wskutek zdyscyplinowania publiczności, zrozumienia wspólnego interesu i natychmiastowego zdecydowanego frontu przeciw wyłamującym się indywidualistom.

Indywidualność polegała na tym, że uparty widz stał właśnie wtedy, kiedy następny rząd, za jego plecami, chciał siedzieć. Miejsca stojące dawało się zamienić na siedzące tylko pod warunkiem jednomyślności widzów z całego „Blockteil”.

Zaczęło się tak: siedzą wszyscy na kamiennych schodkach, na których mieliśmy stać -widoczność stadionu doskonała. Po kilkunastu minutach cierpną nienaturalnie skurczone nogi. Kręcimy się na miejscach, na próżno co chwila zmieniamy pozycję. I wtedy właśnie ktoś zawołał „Stehe-pause”. Wstajemy. Pięć minut „wyprostowania kości” i – siadamy z powrotem.

– Hinsetzen, hinsetzen! Pani w kapelusiku z zielonym piórkiem właśnie chce stać! O! próżna to opozycja – tu nie wolno wyłamywać się z solidarności – albo nikt nic nie będzie widział, albo wszyscy będziemy mieć otwarty widok na boisko. – Siadać! Siadać! Młoda dama jest uparta…

I wtedy, nagle, z oficjalnego głośnika olimpijskiego wybiega tubalna apostrofa: Widzowie z Oberring 0-20, Blockteil „h”, proszą panią w brązowym kapeluszu, aby zechciała usiąść! Patrzą wszyscy na brązowy kapelusz i zielone piórko. „Pani” siada, nagrodzona oklaskami i „danke schön” całej „jaskółki” stadionu.

Dość sporów o „hinsetzen”! Na stadionie walczą Niemcy w biegach, w skoku w dal. Gisela Mauermayer i Paula Molgenhauer rzucają dyskiem. Stadion jest bezceremonialny – wali brawa Niemcom i Niemkom, skąpymi zaś oklaskami odzywa się na rekordy świata Amerykanów czy Finów. Reakcja ożywia się wtedy, jeżeli wynik decyduje o utracie szansy przez członka reprezentacji niemieckiej – gdy Wajsówna rzuciła dyskiem ponad 46 metrów, zagrażając rekordowi Giseli Mauermayer -z piersi widzów wyrwało się głębokie – Aaa! Jak fala obiegło stadion i zgasło, by ustąpić szalonym oklaskom, okrzykom, porywom entuzjazmu po znacznie słabszym rzucie Molgenhauer. Jadzię Wajsównę nagradzały tylko wysyłane „chórem” polskim depesze:

– Ja-dwi-ga! Ja-dzia! Ja-dzień-ka!

Speaker ogłasza wynik: Nr. 553. Wei-só-wna, Polen, 46 m.

– Pol-ska! Pol-ska! Pol-ska! Sąsiedzi Niemcy pytają się: – Tak? To jest Polka? – i nie czekając na odpowiedź, zrywając się z miejsc, krzyczą, klaszczą, wiwatują – ach, Molgenhauer rzuciła… 38 metrów. To znaczy – brązowy medal dla Niemiec. Złoty – zdobywa Gisela.

– Achtung! Achtung! Attention! Attention! Céremonie protoculaire olimpique.

Na podium wprost loży kanclerza, ubrana liściem dębowym, wstępuje trójka zwycięzców. Fanfara. Nałożenie wieńców laurowych na czoło. Na głównym maszcie wznosi się chorągiew niemiecka – na dwóch bocznych – chorągiew polska i niemiecka. Orkiestra gra hymn „Deutschland, Deutschland über alles”. Wstaje sto tysięcy widzów, wyciąga ramiona i przed stadion olimpijski wznosi się pieśń:

– Niemcy, Niemcy ponad wszystko!

Dla takiej jednej chwili dążą na stadion setki tysięcy ludzi z całej Rzeszy. Specjalne zniżki, świetna komunikacja, pozwalają mieszkańcowi nawet najdalszych zakątków Reichu przybyć tu i przeżywać niemiecki tryumf. Byle choć raz odśpiewać hymn i „rote Fahne” ujrzeć na wieży zwycięzców!

– 10 złotych medali! 11 złotych medali! Dwunasty złoty medal zdobyli Niemcy! 13 złoty medal dziś zdobywamy! – wołają roznosiciele „Olympia-Zeitung”.

Widz niemiecki patrzy na stadionie na nieustanne sukcesy sportowe Trzeciej Rzeszy. Widz niemiecki pamięta, że Trzecia Rzesza sport zreorganizowała, oparła na szerokiej podstawie organizacyj społecznych, zbliżyła go do robotnika, odebrała mu cechy luksusu ludzi pracujących dostatecznie mało, by mieć czas na tennis, konną jazdę i kajakowanie. Kraft durch Freude! Siła przez radość! I odwrotnie -radość przez siłę! Okręgi „K.d.F.” dbają o wychowanie sportowe i tężyznę fizyczną swych członków. Wspaniałe boiska, tereny treningowe, pływalnie – to wszystko stoi otworem dla niemieckiej młodzieży – począwszy od najuboższego pracownika. Chcesz iść do pływalni? Zapłacisz wiele, ale jeżeli jesteś członkiem „K.d.F.”, dostaniesz za jedną markę bilet na cały tydzień. Krzewienie sportu w Niemczech nie polega na wykarmianiu befsztykami zespołu sław i asów, mających zdobywać złote medale, lecz na zdobywaniu siły i radości dla wszystkich.

Niemiecka radość rodzi się z niemieckiej siły. Sport uprawiany w ramach „K.d.F.” nie jest co prawda czystym sportem, nie stoi tu bowiem na pierwszym planie piękno fizyczne człowieka i szukanie wzruszeń szlachetnego współzawodnictwa, jest to sport utylitarny, środek zdobywania siły, jednak o ileż wyżej stoi ten cel społeczny ogólnoniemiecki od ambicji wyśrubowania rekordu o jeden centymetr wyżej, od przesunięcia o jeszcze jedną dziesiątą sekundy wskazówki stopera.

I oto właśnie na XI Igrzyskach Olimpijskich nadszedł czas pokazania, jak siła rodzi zwycięstwo, a zwycięstwo radość. W Niemczech każda próba sił, każde zmierzenie się z cudzoziemcem, jest sprawą polityczną. To nie niemieccy biegacze, sprinterzy, długodystantowcy, sztafety, osady łodzi, fechmistrze, bokserzy, zawodnicy w kuli, dysku i skokach wygrywają olimpiadę! Wygrywa ją Führer…

Czy Führerowi wolno było dać Niemcom Olimpiadę z niemiecką przegraną?

Gdzie wszystko ciągle jest kwestią ambicji gdzie wszczepiono w naród arcydumę niemieckości – tam wolno tylko zwyciężać. Przegrana Niemiec na Olimpiadzie rzuciłaby pewien cień. Zamknęłaby głośniki, zdarłaby flagi z masztów, odebrałaby Niemcom święto, jakie trwa bez przerwy pod znakiem czerwonego sztandaru z czarną swastyką. W kraju, który w swym hymnie zapowiada: Niemcy ponad wszystkim, każde współzawodnictwo musi dostarczać nowych dowodów tego oświadczenia.

Tylko po te dowody przyszli Niemcy na stadion. Zapełniony przez Niemców, i to codziennie przez innych, pięćdziesięciotysięczny „Oberring” nie przejmuje się piękną formą Finów w biegach długodystansowych, czy niezwykłymi sukcesami Owensa, patrzy się przede wszystkim na Niemców, woła się ku Niemcom i oklaskuje ich rekordy.

W relacjach korespondentów najważniejszymi wydarzeniami stadionu lekkoatletycznego są nowe rekordy światowe. Tak – o ile zdobywa je Niemiec, jeżeli zaś zwycięża „obcy”, pobicie krajowego rekordu niemieckiego wysuwa się na czoło.

O pierwsze miejsce walczą Niemcy z Ameryką. Hymn amerykański przeplata się z niemieckim w dalekim echu, gdzie dolatuje od orkiestry, umieszczonej pod tryumfalnymi masztami – lecz, gdy hymn Stanów Zjednoczonych brzmi tylko rozproszoną pod niebem Reichssportfeldu melodią kornetów, hymn niemiecki rodzi się z chóru całego stadionu. Rzadko treść „Deutschland über alles” tak się potwierdza w wydarzeniach, jak na XI Igrzyskach.

Na ulicach Berlina głośniki, t. zw. usta Goebbelsa, i to bynajmniej nie jakieś reklamowe gadające pudełeczka Telefunken czy Philipsa, ale megafony zamaskowane co 20 kroków przez Ministerstwo Propagandy, transmitują ciągle wiadomości z Reichssportfeld, z Deutschlandhalle, z torów regatowych w Wansee.

Na Potsdamer-Platz zatrzymano przez chwilę ruch uliczny, gdy głośniki zahuczały okrzyki tłumu na meczu piłki nożnej, rozgrywanym przez Niemcy w turze eliminacyjnej. W kawiarni – gdy nagle przerwano muzykę i urywanym głosem speaker wołał o walce bokserskiej – zerwali się wszyscy z miejsc.

– Ein! – zwei! – drei! -liczy sędzia nad powalonym bokserem – nie, jeszcze nie klęska, niemiecki zapaśnik wstał przy „ośmiu”.

– Hoch, Hoch! Czym prędzej piwo i wino! Olympia Zeitung! Olympia Zeitung! – wołają przed operą. – Neueste Olympia Nachrichten!

Na tle czerwieni obić parteru widać w teatrze rozłożone wielkie płachty dziennika, poświęconego wyłącznie Olimpjadzie. Na czołowych miejscach fotografie Giseli Mauermayer, zdobywczyni złotego medalu w rzucie dyskiem i Pauli Molgenhauer, zdobywczyni brązowego medalu dla Niemiec. Obydwa nazwiska wielkim drukiem w tytule. O Wajsównie, Polce, choć otrzymała srebrny medal, zaledwie wzmianka w tekście…

Jeden jest tylko istotnie groźny dla Niemiec przeciwnik: Ameryka, a mówiąc ściślej – zawodnicy obcych ras: czarni i żółci. Tu niejednokrotnie Niemcy przegrywają, tu muszą staczać najzaciętszą walkę niemal o pojedyncze centymetry, jak np. w skokach. Ale ta walka -podkreślają to szczególnie -przynosi Niemcom zaszczyt. Jeśli nie „Deutschland über alles”, to w każdym razie „Deutschland über Europa” -nie mówi się tego głośno i wyraźnie, dają nam jednak do zrozumienia, że Niemcy bronią honoru białej rasy – właśnie oni, Trzecia Rzesza, największy kondensator energii, stworzony przez rasę białą. Jakkolwiek na to patrzeć, nie sposób odmówić charakterystycznego znaczenia faktom, że po eliminacji, z żółtym przedstawicielem Japonii lub czarnym zawodnikiem Ameryki zmierza się najczęściej zawodnik niemiecki…

Kanclerz Hitler, mówiąc o Igrzyskach Olimpijskich, kilkakrotnie z naciskiem powtórzył, że Olimpiada jest dla niego przede wszystkim świętem poezji, świętem zbratania narodów w bezkrwawej, rycerskiej walce sportowej. Nie dla zwycięstw mierzymy swe siły na stadionie, lecz dla poznania piękna sportu Hellady.

Pokój! Pokój! Wszędzie powtarza się w Niemczech to słowo. Nieledwie można by je wypisać na samolotach bombowych, na cokołach armatnich wspierających pomniki w Berlinie. Pokój! – tysiące białych gołębi zatrzepotało nad stadionem w dniu otwarcia olimpiady, ażeby jako symboliczne ptaki pokoju nieść wiadomość o olimpijskim „święcie ludów”… Niemieckie zwycięstwa idą w ścisłym związku z owym hasłem pokoju.

Pokój zawsze może stanowić tylko silny. Nieprawda, że nie po zwycięstwa przyszły narody na stadion Olimpiady. Nie dla rekordów, obserwacji stylu sportowego, albo sportowej nauki i sportowej emocji zjechały do Berlina wszystkie rasy świata, nie dla podziwiania piękna fizycznego ciągną na stadion setki tysięcy ludzi. Wszyscy przybyli tu dla zwycięstw. Wszyscy czekają, aż ich chorągiew narodowa powieje na maszcie, że dla ich hymnu uczczenia wyciągną się ramiona niemieckie. Olimpiada jest przede wszystkim świętem nacjonalizmów.

I to Niemcy zrozumieli do dna, na wskroś. Goście z szerokiego świata wyjadą z Niemiec pod wrażeniem zwycięstw zawodników Trzeciej Rzeszy. Goście z szerokiego świata uwierzą w niemiecką wiarę pokoju i w słowa Hitlera o przyjaźni ludów. Jeśli potrafią patrzeć, zrozumieją jednak, że Niemcom śni się pax romana, pokój Cezara Augusta, posiadającego już wszystkie wieńce zwycięstw. Nad Berlinem łopoczą białe – kolor zgody i pojednania – flagi olimpijskie. Nad Berlinem w czasie Olimpiady krążą eskadry bombowców. To jest streszczenie niemieckiego pokoju. Na Olimpiadzie – serdeczność i gościnność dla wszystkich, wieniec dębowy – dla Niemiec. To jest streszczenie niemieckiej olimpiady. Wieniec dębowy dla olimpijskiego zwycięzcy – Führera. To jest streszczenie współczesnych Niemiec.

Samolot Lufthansy leci z Berlina do Hamburga. Hamburg, Altona, Lubeka – niemieckie centra portowe. Olbrzymie doki, transatlantyki giganty, wieczny wyścig o hegemonię gospodarczą. Nowoczesne bloki domów, pola, o których by można powiedzieć, że je zasiano nie zbożem, lecz przemysłem. I wszędzie napisy: „To, co zbudowaliśmy, zbudowaliśmy dzięki naszemu Führerowi”.

Zbudowaliście dzięki sobie samym. Jeżeli chcecie o tym mówić językiem, gdzie pierwsze słowo jest „Führer” – dobrze, niech tak będzie, nic to nie szkodzi. Przecież iskrę uważa się za źródło ognia, często zapominając o stosie, który płonie. Możemy przecież zrozumieć ten język symbolów, tak, jak rozumiemy, jakim właściwie symbolem jest olimpijskie święto sportu w Trzeciej Rzeszy.

Zdzisław Broncel

hitler-olympia-1936

„Prosto z Mostu”, nr 36, 1936.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , , , ,

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

Jeden komentarz

  1. To była prawdziwa Olimpiada ;)

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*