life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Andrew Macdonald: Codzienne życie antysystemowego rewolucjonisty

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

4 listopada 1991 r. Wieczorem zupa i chleb, i to w bardzo skąpych porcjach. Nasze fundusze niemal się wyczerpały, a z DTW niczego jak dotąd nie otrzymaliśmy. Jeśli najdalej za kilka dni nie przyślą nam pieniędzy, trzeba będzie je jakoś zdobyć, organizując napady z bronią w ręku – nader niemiła perspektywa.Jednostka nr 2 dysponuje, jak się wydaje, nieograniczonymi zasobami żywności. Gdyby nie to, że miesiąc temu ofiarowali nam cały samochód konserw, byłoby z nami naprawdę krucho, zwłaszcza teraz, kiedy mamy aż siedem gęb do wyżywienia. Jednakże wyprawy samochodowe do Maryland w celu uzupełnienia zapasów stały się zbyt niebezpieczne, grozi bowiem wpadka w trakcie policyjnej kontroli.Kontrole te stały się najbardziej jak dotychczas dostrzegalnym (a dla zwykłych ludzi również najbardziej działającym na nerwy) skutkiem naszych działań terrorystycznych. Podróżowanie dokądkolwiek prywatnym samochodem to obecnie, przynajmniej u nas, czyli na obszarze Waszyngtonu, istny koszmar, ponieważ na skutek tych kontroli na drogach tworzą się nieustannie ogromne korki. W ostatnich dniach aktywność policji zauważalnie wzrosła; wygląda na to, że odtąd stanie się ona na długo nieodłączną cechą codzienności.Jednakże, jak dotychczas, nie kontrolują pieszych, rowerzystów i autobusów, toteż jakoś możemy się przemieszczać, choć stało się to trudniejsze niż niegdyś.

Ech, znów wyłączyli prąd. Dzisiejszego wieczora musieliśmy już dwukrotnie dla oszczędności dzielić na części świece. Do tej pory najczęstsze i najdłuższe przerwy w dostawie elektryczności obowiązywały latem, ale przyszedł listopad i nadal obowiązuje wprowadzone w lipcu “tymczasowe” obniżenie napięcia w sieci o 15 procent. A mimo tego nieustannego “przyćmienia” coraz częściej w ogóle nie ma światła.Oczywiście, że ktoś ciągnie z tego niemałe zyski. Tydzień temu Katherine szczęśliwym trafem kupiła w sklepie spożywczym kilka świec, lecz kosztowały one półtora dolara za sztukę. Ceny lamp naftowych i benzynowych wzrosły niebotycznie, tyle tylko, że dwa te artykuły zniknęły bezpowrotnie z rynku. Gdy będę miał chwilę wolnego czasu, może coś wykombinuję, żeby zapewnić nam oświetlenie.W zeszłym tygodniu wzmogliśmy działania przeciw Systemowi, przeprowadzając wiele jednoosobowych akcji terrorystycznych o niskim stopniu ryzyka. Na przykład w Waszyngtonie dokonano około 40 ataków (przy użyciu granatów) na budynki federalne oraz siedziby mediów. Dziełem naszej jednostki było 11 akcji.

Ponieważ obecnie nie można wejść do jakiegokolwiek urzędu federalnego (może z wyjątkiem poczty), nie uniknąwszy skrupulatnej rewizji osobistej, musieliśmy zdrowo się nabiedzić. Kiedyś Henry wyciągnął po prostu zawleczkę z granatu, sam zaś granat wsunął pomiędzy dwa kartony ustawione na palecie z towarami w wyładowanej ciężarówce, oczekującej na zapleczu gmachu “Washington Post”. Dźwignię zabezpieczającą unieruchomił, układając odpowiednio kartony. Potem oddalił się, nie czekając na efekt eksplozji; kilka godzin później media poinformowały, iż zginęło dwóch członków personelu redakcyjnego, poważnych obrażeń doznały zaś trzy osoby.Najczęściej jednak używamy miotaczy granatów, skonstruowanych z odpowiednio prze-robionych strzelb. Donośność maksymalna takiej broni wynosi wtedy 150 jardów, ale żeby zapobiec przedwczesnemu wybuchowi granatu, należy poddać pewnym przeróbkom jego opóźniacz. Jest to broń skuteczna, jeśli używa się jej z ukrycia i z odległości około 100 jardów od celu. Strzelaliśmy już z tych granatników z tylnego siedzenia jadącego samochodu, z okna toalety w sąsiednim budynku oraz – nocą – z kępy krzewów rosnącej w niewielkim parku po przeciwnej stronie ulicy, przy której znajdował się dom-cel. Trzeba niewiele szczęścia, aby trafić bezpośrednio w okno, i wtedy wybuch następuje w biurze czy też na korytarzu. Nawet jeśli granat trafi w ścianę, od której się odbije, w oknach wylatują szyby, a odłamki wywołują panikę. Jeśli będziemy stosować tę metodę, zapewne zmusimy władze do wyposażenia okien wszystkich budynków rządowych w okiennice, co bezsprzecznie podniesie rewolucyjną świadomość wśród pracowników federalnych. Ale, rzecz oczywista, na dłuższą metę prowadzenie takich akcji jest niemożliwe.

Wczoraj straciliśmy jednego z naszych najlepszych ludzi, Rogera Greene’a z Jednostki nr 8, a w miarę upływu czasu na pewno nie zdołamy uniknąć jeszcze większych strat. System wygra z nami każdą wojnę prowadzoną na wyniszczenie, zważywszy na jego przewagę liczebną nad Organizacją.Często o tym rozmawiamy i zawsze dyskusja dotyka jednego tematu: rewolucyjny światopogląd nie zyskał w Ameryce wyznawców, wyjąwszy nas, członków Organizacji. Nasze dotychczasowe działania nie doprowadziły w tej mierze do żadnego przełomu. Nasz naród na pewno nie kocha Systemu; faktycznie, przez siedem czy osiem ostatnich lat, w miarę pogarszania się warunków życia, coraz częściej słychać sarkania i protesty. Ale rodakom nadal żyje się zbyt dobrze i wygodnie, toteż odrzucają wszelką myśl o rewolucji. Na dobitek, opinię społeczeństwa o Organizacji kształtuje System. Nasi “legałowie” nieustannie informują o nastrojach społecznych; okazuje się, że większość uznaje nas za “gangsterów” i “zbrodniarzy”. Jeśli nie zawiąże się jakaś nić duchowego porozumienia pomiędzy nami a narodem, nigdy nie pozyskamy nowych członków i nie zdołamy uzupełnić szeregów osłabionych strata-mi. Ale System sprawuje totalną kontrolę nad środkami przekazu i nie bardzo wiadomo, w jaki sposób można by nawiązać owo porozumienie. Posługiwanie się ulotkami oraz zajmowanie okazjonalnie i na krótko stacji radiowych? Tym raczej nie zniwelujemy efektów nieustannego prania mózgów, które stosuje System w celu utrzymania społeczeństwa w ryzach.

O, znów włączyli prąd, i to teraz, kiedy oczy mi się kleją i zaraz pójdę w kimę. Czasem myślę, że wewnętrzna słabość Systemu doprowadzi go szybko do upadku, i to bez naszej pomocy. Te nieustanne przerwy w dostawie prądu są zaledwie jedną z tysiąca szczelin na chwiejącym się gmachu, który tak usilnie próbujemy zburzyć.

8 listopada. W ostatnich kilku dniach nastąpiły u nas zasadnicze zmiany. W zeszły czwartek, jak wspominałem, przybyło nam czworo nowych członków, a dziś znów pozostało nas tylko czworo: ja, Katherine oraz Bill i Carol Hanrahanowie (oboje należeli dawniej do Jednostki nr 6). Henry i George zostali włączeni do nowej jednostki wraz z Edną Carlston (również przybyła do nas po tragedii “szóstki”) oraz Dickiem Wheelerem, jedynym, który przeżył czwartkowy nalot policji na kwaterę Jednostki nr 11. Cała czwórka przeniosła się do nowej kwatery.Dzięki tym przetasowaniom jednostki nabrały bardziej jednolitego charakteru, mam tu na myśli nasze umiejętności i uzdolnienia. Rozwiązały one również problemy osobiste moje i Katherine. Obecnie staliśmy się zasadniczo jednostką obsługi technicznej, podczas gdy czwórka, która nas opuściła, utworzyła zespół zajmujący się sabotażem i likwidacją ludzi. Bill Hanrahan jest arcyzdolnym konstruktorem maszyn, mechanikiem i drukarzem. Jeszcze dwa miesiące temu wraz z żoną Carol prowadził zakład poligraficzny w Aleksandrii. Carol nie ma takiej smykałki technicznej jak on, lecz całkiem dobrze zna się na drukowaniu. Gdy tylko zainstalujemy u nas nową prasę, zostanie jej powierzona produkcja wielu ulotek oraz innych materiałów propagandowych. Ja będę nadal zajmować się sprzętem łącznościowym oraz uzbrojeniem specjalnym. Bill pomoże mi w konstruowaniu takiej broni; został on również naszym rusznikarzem i “szefem arsenału”. Jeśli chodzi o Katherine, umożliwiono jej wykazanie się umiejętnościami dziennikarsko-redaktorskimi, choć jedynie w ograniczonym zakresie. Będzie on redagować i przekazywać Carol gotowe do druku teksty propagandowe, jakie otrzymujemy z DTW. Samodzielnie zadecyduje, które partie materiałów streścić; pozostawiono jej również wolną rękę w kwestii wprowadzania wszelkich niezbędnych zmian.Wczoraj wykonaliśmy z Billem pierwszą robotę. Dostosowaliśmy moździerz kalibru 4,2 cala do strzelania pociskami kalibru 81 mm. Okazało się to konieczne, ponieważ jak dotąd nie zdołaliśmy zdobyć moździerza odpowiedniego do pocisków, zrabowanych przed miesiącem w składzie na Aberdeen Proving Ground. Na szczęście jeden z naszych członków, zapalony znawca i kolekcjoner broni, miał sprawny moździerz kalibru 4,2 cala, który przechowywał w ukryciu od końca lat czterdziestych.Za kilka dni Organizacja zamierza przeprowadzić niezmiernie ważną akcję, w której zostanie użyty moździerz, toteż musieliśmy z Billem nieźle się uwijać, żeby zdążyć na czas.

Najtrudniejsze okazało się zdobycie stalowej rury o właściwej średnicy wewnętrznej, którą należało wspawać koncentrycznie do lufy moździerza, na dobitkę nie dysponowaliśmy wtedy tokarką czy też inną podobną maszyną. Gdy otrzymaliśmy już rurę, dalsze czynności poszły nam stosunkowo łatwo i jesteśmy dumni z osiągniętego efektu, choć zmodyfikowany moździerz waży ponad trzykrotnie więcej aniżeli powinien.Dziś wykonaliśmy pracę teoretycznie prostą, która jednak okazała się znacznie trudniejsza niż przewidywaliśmy. Chodzi mi o wytopienie materiału wybuchowego z 500-fun-towej bomby. Zdrowo przy tym harowaliśmy (często klnąc na czym świat stoi), kilkakrotnie oparzyliśmy się dotkliwie wrzątkiem, lecz większość tritonalu znalazła się wreszcie w kilkudziesięciu puszkach po soku grejpfrutowym, słoikach po maśle z orzeszków arachidowych oraz w innych pojemnikach. Robota ta zajęła nam cały dzień i zniszczyła wszystkim solidnie nerwy, lecz za to dysponujemy obecnie odpowiednim zapasem materiału wybuchowego. Wystarczy go nam na kilka miesięcy i na sporą liczbę ładunków o średniej mocy. Myślę, że Bill okaże się dobrym i pożytecznym towarzyszem broni, i że dzięki jego wysiłkom nasza jednostka będzie wzorowo wykonywać swoje zadania. (Przydzielono nam numer 6, a nowym dowódcą zostałem ja.)

Ponadto po tych wszystkich zmianach mamy z Katherine większą swobodę, gdyż dzielimy obecnie kwaterę z innym małżeństwem, nie zaś, jak poprzednio, z dwoma samotnymi mężczyznami. Napisałem “z innym małżeństwem”, co jest oczywiście przejęzyczeniem, ponieważ nie zawarliśmy oficjalnego ślubu. Podczas dwóch ostatnich miesięcy, a zwłaszcza dwóch, trzech ostatnich tygodni, wspólnie doświadczyliśmy tak wiele, a życie i zdrowie jednego tak dalece zostało uzależnione od czynów i postawy drugiego, że połączyło nas uczucie tak trwałe i silne, jak uczucie łączące małżonków. Dawniej, ilekroć jednemu z nas powierzono zadanie, zwykle kombinowaliśmy, żeby móc wykonać je wspólnie. Dziś nie musimy już kombinować. Ciekawe, że postępowanie Organizacji, która narzuciła wszystkim jej członkom tryb życia pod wieloma względami anormalny, doprowadziło do tego, iż wzajemne stosunki mężczyzn i kobiet stały się w naszych szeregach bardziej naturalne aniżeli wśród reszty społeczeństwa. Choć niezamężne członkinie są w teorii “równe” mężczyznom, innymi słowy podlegają identycznym wymogom dyscyplinarnym, nasze kobiety znacznie bardziej się hołubi i otacza większą opieką niż jest to praktykowane na co dzień w Ameryce.

Weźmy na przykład gwałty, które stały się od dawna ponurym składnikiem naszej rzeczywistości. Poczynając od wczesnych lat siedemdziesiątych, liczba zgwałceń wzrastała rocznie od 20 do 25 procent, rok temu zaś Sąd Najwyższy orzekł, że wszystkie przepisy prawne stanowiące, iż zgwałcenie kobiety stanowi przestępstwo są sprzeczne z Konstytucją. Wprowadzaj ą one rzekomo nierówność kobiet i mężczyzn pod względem prawnym. Sędziowie postanowili, że ściganie gwałtu podlega wyłącznie ustawom dotyczącym “napaści o podłożu nie-seksualnym”. Innymi słowy, gwałt został zrównany z uderzeniem w twarz. Jeśli pokrzywdzona nie zdoła udowodnić, że doznała uszkodzeń cielesnych, jej wniosek o wszczęcie śledztwa czy choćby o wydanie nakazu zatrzymania sprawcy nie ma żadnych szans na rozpatrzenie. Ów ponury nonsens prawny spowodował, że liczba gwałtów wzrosła niepomiernie; według najnowszych statystyk policyjnych, co druga Amerykanka była, jest lub będzie zgwałcona przynajmniej raz w życiu. Naturalnie w wielu miastach sytuacja przedstawia się pod tym względem znacznie gorzej.Grupy spod znaku ruchu wyzwolenia kobiet przyjęły taki obrót spraw z konsternacją i przerażeniem. Nie do tego wszak dążyły gdy 20 lat temu rozpoczęły agitację na rzecz wprowadzenia zasady “równości” płci. Ściślej mówiąc konsternację i przerażenie dostrzega się wśród szarych członkiń women’s lib; przypuszczam, że ich przywódczynie, przeważnie żydowskiego pochodzenia, od początku pragnęły takich skutków.

Skądinąd czarnoskórzy działacze ugrupowań na rzecz wolności obywatelskich ochoczo przyklasnęli orzeczeniu Sądu Najwyższego. Przepisy prawne dotyczące zgwałceń, wywodzili, były “rasistowskie”, albowiem z ich mocy oskarżano nieproporcjonalnie, ich zdaniem, wysoką liczbę Czarnych. Obecnie doszło do tego, że gromady murzyńskich bandytów włóczą się w pobliżu parkingów i boisk szkolnych oraz na korytarzach budynków biurowych i domów mieszkalnych, wypatrując atrakcyjnych, samotnych dziewcząt. Wiedzą, że nie grożą im żadne represje ani ze strony rozbrojonych obywateli, ani policji, która ma skrępowane ręce. Gwałty zbiorowe dokonywane w szkołach stały się ostatnio szczególnie popularną rozrywką. Niektóre kobiety hołdujące krańcowemu liberalizmowi uznały być może, że nowa sytuacja w pewnej mierze zaspokaja ich masochistyczne pragnienia, łagodząc również ich poczucie “rasowej winy”. Jednakże dla zwykłych białych kobiet życie stało się koszmarem. Jednym z najbardziej ohydnych aspektów sprawy jest to, iż wielu młodych Białych, zamiast czynnie się przeciwstawić nowemu zagrożeniu dla ich rasy, postanowiło w nim uczestniczyć. Coraz częściej słychać o białych gwałcicielach, a ostatnio nawet stwierdzono istnienie wielorasowych gangów uprawiających ów plugawy proceder. Również niektóre dziewczęta nie pozostały bierne. Rozpasanie seksualne na różnorakim tle, praktykowane przez młodych białych mężczyzn i białe kobiety, a nawet przez nieletnich, sięgnęło niewyobrażalnych jeszcze kilka lat temu granic. Pedalskie cioty, fetyszyści, pary wielorasowe, sadyści i ekshibicjoniści, wszyscy oni obnoszą się publicznie ze swoimi perwersyjnymi upodobaniami, a społeczeństwo ich naśladuje.

Niedawno, bo w zeszłym tygodniu, gdy pojechałem z Katherine do miasta po żołd (pieniądze nadeszły w samą porę, albowiem było z nami bardzo, ale to bardzo cienko) zdarzył się drobny, lecz nieprzyjemny incydent. Oczekiwaliśmy na przystanku na powrotny autobus; w pewnej chwili wszedłem do znajdującego się tuż obok drugstore’u, żeby kupić gazetę, co trwało najwyżej 20 sekund. Po wyjściu ze sklepu ujrzałem jak jakiś młody obszarpaniec, prawie Biały, choć o fryzurze w stylu afro – popularnej wśród zwyrodnialców – obrzuca Katherine wulgarnymi i obscenicznymi słowami, tańcząc i skacząc wokół niej niczym bokser. Złapałem drania za rękę, obróciłem nim i z całej siły walnąłem w pysk. Gdy się przewracał, doznałem uczucia mściwej, prymitywnej satysfakcji, widząc cztery albo i pięć zębów wypadających mu z rozwalonych ust wraz z obfitym strumieniem ciemnoczerwonej krwi. Sięgnąłem po pistolet, aby ubić plugawca na miejscu, powstrzymała mnie jednak Katherine, przypominając o potrzebie zachowania ostrożności. Wtedy dopiero ochłonąłem. Zamiast użyć broni, wymierzyłem leżącemu trzy potężne kopnięcia w pachwinę. Po pierwszym uderzeniu zadygotał konwulsyjnie i wydał krótki chrapliwy okrzyk. Potem znieruchomiał. Tymczasem przechodnie, odwracając spojrzenia, śpieszyli każdy w swoją stronę. Po przeciwnej stronie ulicy dwaj Czarni głupio się na nas gapili i gwizdali. Uznaliśmy z Katherine, że bezpieczniej będzie się oddalić. Po przejściu kilku przecznic cofnęliśmy się i złapaliśmy autobus na innym przystanku. Od Katherine dowiedziałem się później, że ów obszarpaniec podbiegł do niej, gdy tylko wszedłem do drugstore ‘u. Objął ją ramieniem, jął nakłaniać, żeby mu się oddała, wreszcie chwycił ją za biust. Katherine jest kobietą silną i zręczną, toteż z łatwością wymknęła się z jego uścisków i skierowała do sklepu, lecz degenerat zastąpił jej drogę. Z reguły nosi przy sobie pistolet, ale dzień był nadspodziewanie ciepły jak na tę porę roku, toteż nie miała na sobie płaszcza, a tylko lekką odzież, pod którą nie mogła nosić broni. Ponieważ była w moim towarzystwie, nie wzięła nawet miotacza gazu łzawiącego, który to przedmiot wszedł ostatnio do wyposażenia każdej wybierającej się dokądkolwiek kobiety.

Warto zauważyć, że ci sami ludzie, którzy tak histerycznie nawoływali do konfiskaty broni palnej przed wejściem w życie ustawy Cohena, obecnie agitują zapamiętale za delegalizacją miotaczy gazu. Ostatnio nawet kilka kobiet, które ich użyły w celu odstraszenia potencjalnych gwałcicieli, oskarżono o napaść z bronią w ręku! Doprawdy, świat pogrążył się w takim szaleństwie, że nic już nie jest w stanie mnie zdziwić. Zgwałcenie kobiety jest w szeregach Organizacji czynem nie do pomyślenia. Ani przez chwilę nie wątpię, że gdyby coś takiego się wydarzyło, sprawca w ciągu kilku godzin leżałby martwy z ośmioma gramami ołowiu w czaszce. W kwaterze oczekiwał nas Henry wraz z jakimś nie znanym mi towarzyszem. Henry poprosił, żebym wyjaśnił mu ponownie kilka kwestii dotyczących układu celowniczego moździerza. Zabrali go ze sobą. Nie wiem, jak zamierzają go użyć.Ja i Katherine bardzo lubimy Henry’ego i będzie nam go brakowało. Od ludzi takich jak on zależy ostateczny sukces Organizacji. Katherine nauczyła go wielu sposobów charakteryzacji i kamuflażu, a na pożegnanie ofiarowała większość peruk, sztucznych bród, plastykowych gadżetów i kosmetyków.

Andrew Macdonald

Fragmenty „Dzienników Turnera” ukazywały się w “Szczerbcu”, czasopiśmie Narodowego Odrodzenia Polski.

Pismo do nabycia:
http://www.archipelag.org.pl/ oraz na Allegro

hunter


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

13 Komentarzy

  1. „Pedalskie cioty, fetyszyści, pary wielorasowe, sadyści i ekshibicjoniści, wszyscy oni obnoszą się publicznie ze swoimi perwersyjnymi upodobaniami, a społeczeństwo ich naśladuje”
    Wszystko dzisiaj się sprawdza…

    „Warto zauważyć, że ci sami ludzie, którzy tak histerycznie nawoływali do konfiskaty broni palnej przed wejściem w życie ustawy Cohena, obecnie agitują zapamiętale za delegalizacją miotaczy gazu. Ostatnio nawet kilka kobiet, które ich użyły w celu odstraszenia potencjalnych gwałcicieli, oskarżono o napaść z bronią w ręku! Doprawdy, świat pogrążył się w takim szaleństwie, że nic już nie jest w stanie mnie zdziwić”
    To również się sprawdza, pamiętamy o przypadku dziewczyny z Danii, która użyła gazu pieprzowego do obrony przed napastnikiem i miała z tego powodu problemy prawne.

  2. Przydałoby się wznowienie „Dzienników Turnera” i drugiej powieści „Hunter” – fragmenty obu były w „Szczerbcach”.

    • Jest wersja internetowa Dzienników Turnera, wystarczy w google wpisać „dzienniki turnera pdf” i jest link na stronę pewnej organizacji, której nie będę wymieniał z nazwy :D

    • Aj waju, znowu jacyś źli naziści.

    • Źli, nie źli. Komentarz z linkiem mi nie przeszedł, o co nie mam żalu do Redakcji, w końcu obowiązuje art. 256 zaostrzony głosami m. in. (((Konfederacji))).
      Być może podawanie linku do strony byłoby nietaktyczne :)

    • Po ch..olerę ci polskie wznowienia. Języków się uczta, ludzie. Pod tym względem możemy nauczyć się wiele od naszych (((wrogów))).

    • Akurat mi to niepotrzebne (mam pierwsze wydanie, znam angielski bdb), ale są osoby, które pewnie chętnie by poczytały.
      Od naszych wrogów nie musimy się uczyć kwestii znajomości języków, a przede wszystkim realnego poświęcenia dla Sprawy. Kumple Gawła w jeden dzień zbierają kilka tysięcy na pozew przeciw Międlarowi – u nas bieda-nacjole nie potrafią przeznaczyć kilkunastu złotych na magazyn raz na kwartał i na regularne wsparcie wartościowych inicjatyw.

    • @Wewelsburg

      Dobrze powiedziane!

    • A choćby dlatego, że nie każdy Polak rodzi się na tyle poliglotyczny, by posługiwał się angielskim na tyle, by przekonał się do nacjonalizmu za pomocą obcojęzycznej propagandy.
      Nawet jeśli ktoś umie biegle posługiwać się angielskim to dla niejednego takiego język ojczysty w zapoznawaniu się z Ideą jest bardziej przekonujący niż obcy.
      Niejednokrotnie czytałem różne nacjonalistyczne manifesty, artykuły, publikacje i rzadziej książki po angielsku i je rozumiem. Mimo to czuję niedosyt, że nie są one przetłumaczone na język polski.

    • Nie ma co się o uczucia żrać, ale we mnie uczucie niedosytu budzi raczej moja niewystarczająca znajomość danego języka (jeśli napotkam coś czego nie rozumiem), niż to, że nie są one przetłumaczone.

    • Poza tym jak znam dany język to wolę to czytać w oryginale niż w tłumaczeniu, każde obcowanie z danym językiem poprawia jego znajomość.

    • Ale może jest i nieco racji w tym co piszesz – ale nie odnośnie słowa pisanego (tu się nie zgadzam), ale odnośnie śpiewu – jak słucham różnych spoko kawałków muzycznych w obcych językach, które znam (angielski, niemiecki) to nieraz mam pokusę tłumaczenia tego na polski – ale nie tłumaczenia w sensie dosłownym, bo to mi niepotrzebne, ale zrobienia poetyckiego tłumaczenia, takiego z rymami, żeby się dało po polsku śpiewać. Inna rzecz to kwestia ideologii: jak słucham polskich czy innych językowo kawałków to też mam dodatkowo pokusę przerabiania wszystkiego by pasowało do mojego Weltanschauung-u. Np. piosenka irlandzka o dziadku wspominającym swe wstąpienie do IRA – może zostać przerobiona na piosenkę o dziadku wspominającym swe wstąpienie do Waffen SS, LOL.

    • Nie rozpisując się i streszczając:
      Osobiście często mam chęć, by z różnymi tekstami pisanymi konfrontować się zarówno w oryginale (o ile język znam), jak i w tłumaczeniu na polski.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*