life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Zermatia: Nacjonalizm, propaganda i media społecznościowe

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

„Nie ma cię na Facebooku, więc nie istniejesz” – chyba każdy, kto nie posiada konta na tym społecznościowym molochu usłyszał przynajmniej raz tę wypowiadaną pół żartem, pół serio formułkę. Zakłamywanie rzeczywistości twierdzeniami, że Facebook jako narzędzie nie pomaga w promocji produktu, strony, czy nawet siebie samego nie ma najmniejszego sensu. Jednak trudno nie zauważyć pewnego przykrego efektu ubocznego dominacji tego typu portalu – poprzez swoją kompleksowość wyjątkowo rozleniwia ludzi przy okazji ich od siebie uzależniając. Zewnętrzne komunikatory wymierają, odwiedzalność witryn buduje się na podstawie wykresów aktywności użytkowników „fejsika”, a pozostając poza obiegiem portalu społecznościowego trzeba się zdecydowanie bardziej przykładać do promocji. Lenistwo płynie zresztą z wygodnictwa, a przeglądanie jednej strony z wbudowanym komunikatorem zamiast miotania się po internecie i instalowania dedykowanych programów z całą pewnością jest wygodniejsze.

Z wrodzonej przekory postanowiłem dwa lata temu, u zarania Zermatii, nie babrać się w żadne media społecznościowe, odkładając taki plan na nieokreślony czas późniejszy. W zamyśle chciałem wypracować blogowi stałą grupę odbiorców, którzy zajrzą raz na jakiś czas zobaczyć co nowego, przeczytają artykuły, recenzje i cytaty, obejrzą obrazki, a po opuszczeniu strony wciąż będą pamiętali, że istniejemy. Bez wyskakujących linków w „nius fidzie”, bez duszenia niebieskiej łapki, żeby wyrazić aprobatę, ale wyłącznie dlatego, że interesuje ich zawartość strony. Bez bicia przyznaję, że odrobinę oszukiwaliśmy, ponieważ profile zaprzyjaźnionych portali dzieliły się czasem naszymi tekstami. Nie ma też co ukrywać, że absolutny rekord pobił tekst „Radykalny falstart?” zamieszczony na fanpage’u Ruchu Narodowego. Kilkanaście tysięcy wejść w godzinę robiło wrażenie. Odnotowania warty jest także fakt, że frakcja introspektywna RN wyraźnie nie miała ugruntowanej pozycji, gdyż link do naszego krytycznego artykułu zniknął niemal równie szybko, jak się pojawił. Na przeszkodzie w budowaniu bazy czytelniczej na pewno stał również sporadyczny i nieregularny sposób publikowania. Niemniej, przeglądając statystyki odwiedzin szacowałem liczbę stałych czytelników na 200-300 osób (nawet pomimo tego, że teksty miały po kilka tysięcy wyświetleń) i patrząc na liczbę „fanów” obecnego profilu FB chyba się szczególnie nie pomyliłem. Nie promując się w żaden szczególny sposób bez trudu uzyskaliśmy ponad 200 osób.

W początkowej niechęci do ekspansji na „społecznościówki” utwierdziła mnie histeria, która opanowała część użytkowników Facebooka po zadymach na Marszu Niepodległości 2013. Urządzano wielkie sprzątania Facebooka, usuwano „mowę nienawiści”, która zupełnie dziwnym trafem zawsze była dokładnie tym, z czym się nie zgadzają osobnicy na lewo od centrum. Kilka inicjatyw w zupełnie cywilizowany sposób wygłaszających swój sprzeciw wobec ówczesnej władzy i niektórych nieszczególnie korzystnych zjawisk społecznych przekonało się w sposób bolesny, że ograniczenie się jedynie do profilu na Facebooku stanowi wyjątkowo kruchą podstawę działalności. Z popularniejszych ofiarami rozemocjonowanego internetowego motłochu padły wtedy Żelazna Logika, Gówno Prawda i Pitu-Pitu. Przynajmniej część z nich zainwestowała później we własne samodzielne witryny internetowe.

Co do samej platformy, to chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że to niemal działanie za liniami wroga. Monopolista może sobie pozwolić na dużo – niejasne zapisy w regulaminie, maksymalnie utrudniony kontakt z obsługą, cenzurę wykraczającą poza automatyczne skrypty usuwające treść po ustalonej ilości zgłoszeń, oficjalne promowanie wszelkich możliwych odchyłów, a wreszcie kontrolowanie wiadomości nawet w prywatnych rozmowach (że przypomnę tylko o tym, jak nie dało się dzielić linkami do Autonom.pl, ponieważ portal uznał go za stronę niebezpieczną). Osobiście za Facebookiem nie przepadam i korzystam głównie z komunikatora oraz niektórych marginalnych funkcji. Zdecydowanie preferuję tradycyjną wędrówkę po zakładkach w przeglądarce. Mam jednak świadomość, a powinien mieć ją także każdy świadomy użytkownik tego portalu, że cała moja działalność jest w jakiś sposób rejestrowana i wpływa na popularność „lubianych” przeze mnie profili, zwiększając zasięg danego posta i strony, która go zamieściła. Brzmi to zupełnie trywialnie i w kontekście faktycznego aktywizmu zupełnie niepoważnie, ale mimo wszystko duszenie tej cholernej niebieskiej łapki sygnalizuje zarówno użytkownikom, jak i skryptom kierującym portalem, że dana treść jest wartościowa i należy ją wyświetlać nieco dłużej i większej ilości osób. Klikając lajki pod nacjonalistycznymi linkami pracujesz dla dobra narodu – aż prosi się o utrzymany socrealistycznej estetyce plakat propagandowy.

Zermatia z rozpędu zawitała także na Twittera, chociaż przyznam, że tu daleko bardziej kierowaliśmy się popularnością tego medium, niż jego faktyczną użytecznością, której takiemu Facebookowi jednak nie da się odmówić. Ćwierkacz stanowi dla mnie osobiście pewną zagadkę, ponieważ umyka mi powód, dla którego cieszy się takim niebywałym powodzeniem. Gwiazdy, politycy, działacze lokalni – wszyscy tłuką te wiadomości, nie dłuższe od pospiesznie wklepywanych pod ławką SMS-owych romansów młodzieży gimnazjalnej. Fal oburzenia i miernej jakości skandalików wywołanych nieporozumieniami wprost wynikającymi ze skąpej formy przekazu w tej chwili nie da się już zliczyć. Kilka dni temu, przy okazji krótkiej wymiany na temat Wołynia, Witold Tumanowicz ćwierknął do nas „Chcę usunąć dłoń każdemu Ukraińcowi, który krytykuje i niszczy pamięć po Banderze”. Niby zabawne, bo pewnie autokorekta zawiniła, ale co by się stało, gdyby coś takiego przydarzyło się ministrowi spraw zagranicznych? A jednak Twitter stał się skutecznym narzędziem wywierania wpływu, czego dowodzą chociażby udane przekręty jak akcja Kony2012, czy te czysto polityczne, pokroju feministycznych dywanowych nalotów hashtagowych na różne firmy, których kampanie reklamowe wydały się oszalałym od syndromu niedopchnięcia waginom zbyt „seksistowskie” i „dyskryminacyjne”. Niewątpliwie  aktywizm hashtagowy jest wręcz esencją slacktywizmu, ale i popularność hasełek przy krateczkach obecnie definiuje pewne trendy, prądy myślowe oraz potrafi przesunąć granicę politycznego dyskursu w internecie. W Polsce się to chyba jeszcze nie udało pod żadnym hashtagiem, jedynym popularniejszym, o którym głośno było również w mediach głównonurtowych, był #wygaszone, ale zważywszy na zainteresowania polskich ćwirków specjalnie mnie to nie dziwi. Niedawno trendował na polskiej części Twittera #JustinBiebierSrałWPolskimKiblu, a w chwili gry piszę ten tekst zwyżkuje #Auschwitz (nie, chyba nie otwierają ponownie), a z tej kategorii zawodnikami nie ma jak walczyć.

Dla ludzi od dawna prowadzących internetowe boje z pewnością niektóre zawarte powyżej stwierdzenia są truizmami. Inni z kolei obruszą się o przywiązywanie wagi do internetowej propagandy, jako czegoś stawianego na równi, bądź wyżej nawet od aktywizmu ulicznego. Nie powinni, bo działać należy na wielu płaszczyznach, nawet jeśli oznacza to klepanie SMS-oidalnych dyskusji wśród niebieskich ptaków, czy zakładanie profili na portalu, który sprzedaje dane koncernom, służbom, a pewnie także mafiom i lożom, że pozwolę sobie na taki braunizm. Mieć należy także na uwadze, że życie poza portalami społecznościowymi wciąż istnieje, a ciężką pracą i regularnymi aktualizacjami dalej da się przyciągać czytelników, że wspomnę tylko Drogę Legionisty, jako przykład z naszego podwórka. Z drugiej strony, można mieć prawie dwieście tysięcy polubień strony i nie robić z tym nic konstruktywnego. Na myśl przychodzi casus Marszu Niepodległości, którego profil składa się w połowie z reklam ubrań, a w drugiej z komentarzy wzorem tabloidowych nagłówków obsesyjnie kończonych wykrzyknikiem.

Jeśli miałbym zostawić czytelników z jakimś przesłaniem – nie bądźcie biernymi odbiorcami informacji. Skoro media społecznościowe już taką możliwość dają, to komentujcie, klikajcie łapki/gwiazdki/serduszka, angażujcie się w dyskusje, zostawiajcie komentarze i udostępniajcie treści. Skoro już wszyscy utknęliśmy w takim, a nie innym miejscu, to niech to chociaż ma większe przełożenie na działalność. Propagujcie wartościowe inicjatywy – Szturm, Autonom, Nacjonalista i wiele innych portali mogłoby zwielokrotnić swoją siłę oddziaływania przy bardziej zdyscyplinowanej bazie odbiorców. Oczywiście nie zapominajcie też o nas, bo złapał Zermata Fejsbuczyna, a Fejsbuczyn za łeb trzyma.

Zermatia

***

Nacjonalista.pl: W naszym katalogu stron umieściliśmy te, które uznaliśmy za wartościowe z punktu widzenia nacjonalizmu i tradycjonalizmu. Zachęcamy do ich odwiedzania, promowania etc.

narodowarewolucja


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , ,

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*