life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Tadeusz Gluziński: Bezdomny Jedynak (fragment)

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Przez okna zakradał się świt.

W przedziale drugiej klasy, oparty o szybę, siedział młodziutki porucznik. Spojrzał na zegarek.

— Już czwarta. Sześć godzin spóźnienia, a do Warszawy daleko —

zwrócił się do przygodnej towarzyszki podróży.

— Zamiast o północy przyjedziemy rano.

— Ten przeklęty towarowy!

— Niech pan nie klnie. Zawsze i wszędzie zdarza się pewien procent wypadków kolejowych. Trafiło na towarowy, a mogło zdarzyć się nam.

— Jestem zły. Chciałem zdążyć na imieniny ojca. Telegrafowałem nawet. Rodzicom musiało być przykro, a teraz gryzie ich niepokój.

— Dawno nie widział pan rodziców? — spytała z widoczną ciekawością.

— O dawno! Ostatni urlop spędziłem u szkolnego kolegi na wsi, bo rodzice wyjechali właśnie w podróż. Z góra rok nie byłem w domu.

— Zawsze milszy dom rodzinny niż kwatery KOP-u — uśmiechnęła się.

— Ja już właściwie odwykłem od domu. Od sześciu lat służę w wojsku. Teraz dostawaliśmy urlopy normalnie, ale przedtem…

— To pan brał udział w wojnie?

Wyprostował dumnie swą barczystą postać.

— Oczywiście. Zaraz po ucieczce Niemców poszedłem do wojska. Byłem właśnie po maturze. Byłem nad Berezyną i potem pod Kijowem. Przy odwrocie dostałem postrzał w rękę, lecz mimo to zdołałem wydobrzeć na czas i uczestniczyłem w ostatniej bitwie nad Niemnem. Potem nie chciało mi się wracać i zostałem w wojsku. Od czterech lat pełnię służbę na granicy i… mam dosyć.

— Mówił mi pan już przedtem, że występuje pan z wojska. Nie bardzo pana rozumiem. Czy nie szkoda munduru? Leży na panu, jak ulał. Kazik Worski mimo woli przebiegł wzrokiem swój oficerki strój.

— Mam dosyć. Nie jestem stworzony na zawodowego oficera. Parę lat na froncie, a teraz nadgraniczna służba, obfitująca w przygody, to wystarczy stanowczo. Nie chowano mnie na żołnierza i stałem się nim tylko z przypadku.

— Z przypadku? — spytała z rozczarowaniem w głosie.

— Z przypadku, z porywu, z zapału, z poczucia obowiązku — to wszystko jedno. Byłem w domu jedynakiem i pozwalano mi na wszystkie kaprysy. Ojciec miał pieniądze, więc… A potem lata wyrzeczeń, szarpanie nerwów, narażanie życia i zdrowia. Byłem niedawno w rękach bandy bolszewickiej i odbito mnie cudem. Zrobiłem już swoje i mogę pozwolić innym, by mnie zastąpili. Mam dosyć.

— To prawda. Teraz nie ma wojny.

— A lata idą i trzeba coś o sobie pomyśleć.

— Co pan zamierza robić?

— Zapiszę się na politechnikę. Ojciec ma fabrykę w Warszawie, to kiedyś… Trzeba będzie coś umieć.

— Daje pan dowód odwagi, że się pan chce uczyć. Po tylu latach przerwy…

Zaśmiał się wesoło.

— Nie powiem, żeby mi się bardzo chciało liczyć. Muszę jednak coś robić.

— Zapewne ojciec namówił pana? — badała dalej młoda ciekawska, odgarniając z czoła natarczywe, czarne loki.

— Ojciec namawiał mnie dawniej, ale teraz — wstyd przyznać — od pół roku nie pisaliśmy do siebie. Raz tylko napisałem przed dwoma miesiącami list do matki i nie dostałem odpowiedzi.

— Jest pan niespokojny?

— E, nie. Gdyby się wydarzyło coś złego, tobym przecież wiedział już dawno. Ot, po prostu lenią się do pióra, jak zwykle. To u nas rodzinna właściwość. My wszyscy bardzo się kochamy, ale nie lubimy o tym mówić. Jesteśmy powściągliwi w uczuciach. Niech mi pani wierzy, że od lat dziecinnych nie pamiętam, by ojciec czy matka pieścili mnie. Wiem, że mnie kochają, ale bez słów. Rodzice także nie czulą się do siebie… a mimo to żyją ze sobą dobrze. To po prostu wstręt do zewnętrznych objawów, do tanich błysków uczucia.

— I śmie pan twierdzić, że nie wychowano pana na żołnierza.

— To przecież co innego. Żołnierz — to powinien być człowiek bez nerwów, znajdować upodobanie w pokonywaniu przeciwstawieństw i trudności, mieć hart do znoszenia niewygód, a ja… Jeżeli miałem wszystko, od pieniędzy do materaca, w szkole korepetytorów, w lecie wesołe wakacje, służbę na zawołanie… Nikt nie sposobił mnie do trudów nikt nie zmienił mi nerwów w postronki. Nie pamiętam nawet, bym kiedykolwiek dostał w skórę lub został ukarany w inny sposób. Wbrew woli rodziców po maturze wstąpiłem do wojska. Jeszcze w szkole jeden z kolegów wciągnął mnie do P.O.W. [2], więc oczywiście nie dbałem o płacz matki ani o niechęć ojca. I tak teraz… wracam do domu po sześciu latach. Cieszę się na myśl, jak się rodzice uradują. Matka moja to jeszcze młoda kobieta i ładna, naprawdę ładna. Mam w walizce jej fotografię.

Niebieskie oczy błysnęły mu radośnie.

Tymczasem pociąg począł skakać na zwrotnicach i mijać rozwidlenia szyn.

Kazik spuścił szybę i wyjrzał przez okno.

— Już Warszawa. Trzeba się zbierać.

Pomógł towarzyszce wdziać palto i zdjął jej walizkę z półki.

— Dziękuję pani za towarzystwo.

— A ja panu dziękuję za szczerość. Bardzo cenię zwierzenia… przygodnych przyjaciół — rzuciła miękko, uśmiechając się do oficera.

Pociąg wpadł na dworzec wschodni. Rozległ się łoskot odsuwanych drzwi i z przedziałów wysuwali się nieliczny pasażerowie. Kazik pomógł swej towarzyszce zdobyć tragarza, a drugiemu powierzył swoje kuferki.

— Do taksówki — rozkazał. Za chwilę rozpierał się na poduszkach samochodu. Myślał o radosnym powitaniu, jakiego spodziewał się w domu. Droga wydała mu się długą.

Samochód zatrzymał się przed bramą, a Kazik pospiesznie sam porwał kuferki i zaniósł je na piętro. Otworzył mu zaspany lokajczyk. Obca, zdumiona gęba.

— Pan Worski w domu? — Pan śpi.

— Jestem jego syn. Usunął na bok niedowierzającego sługusa.

— A pani w Warszawie? — spytał znowu. Lokaj wybałuszył oczy.

Krew zagrała w Kaziku i potrząsnął mocno wątłą postacią służącego.

— Cóż patrzysz na mnie, jak na durnia? Gadaj! Gdzie pani?

— Ja tu jestem nowy — bełkotał biedak. — Nic nie wiem.

— Powiedz zaraz panu, że przyjechałem. Ruszaj! Wszedł do gabinetu, w którym ojciec zwykł był pracować. Panował tu nieład. Spojrzał przez otwarte drzwi w głąb salonu.

— Cóż to? Stoliki nakryte obrusem, po podłodze walają flaszki i szczątki kieliszków.

— Mama, widać, wyjechała, a ojciec uczcił wesoło słomiane wdowieństwo — pomyślał.

Usiadł przy biurku i machinalnie zanurzył rękę w papierach.

— Czekałem na inne powitanie — mruknął do samego siebie z żalem. Nagle wzrok jego padł na nierozpieczętowaną depeszę. Leżała na środku biurka, jak ją zapewne położył lokaj.

— Czyżby…?

Rozerwał ją nerwowo.

— To moja depesza!

Przypomniał sobie, że telegrafował trzy dni temu.

Poczta wypłatała figla!

Rozpogodził twarz i czekał cierpliwie na ojca. Rozglądał się po pokoju. Wszystko po dawnemu, tylko większy nieporządek.

Zdziwiła go na biurku fotografia jakiejś obcej kobiety. Kto to jest? Wyglądała na aktorkę. Natomiast znikła fotografia matki. Czyżby ojciec postawił ją gdzie indziej?

— Z ojca lump! — pomyślał wesoło.

Otworzył okno i wychylił się. Zapalił papierosa i obserwował budzący się ruch uliczny.

Drzwi skrzypnęły i Kazik odwrócił się. Ociężałym krokiem wsunął się Worski w pyjamie[3] . Twarz jego nie zdradzała radości, lecz raczej zakłopotanie.

 Kazik chwycił ojca w swe muskularne ramiona i obejmował długo. Worski obrzędowo ucałował syna w oba policzki i biernie poddał się przywitaniu.

— Skąd wziąłeś się w Warszawie? — zapytał wreszcie.

— Znalazłem u ojca na biurku mój telegram. Nierozpieczętowany. To ładnie nie otwierać depesz!

Worski zażenował się mocno.

— Wróciłem wczoraj z podróży… Nie miałem czasu popatrzeć na biurko.

— Idąc za dawną radą rodziców, rzuciłem wojsko i wstępuję na politechnikę.

— A tak? — wybąkał Worski.

Uświadomił sobie od razu, że powolność syna przyjmuje zbyt obojętnie.

— Bardzo mnie cieszy, że słuchasz rozsądnej rady.

— Co słychać w domu? Od tak dawna nie miałem listu. Chciałem zdążyć na imieniny ojca. Pociąg spóźnił się. Widzę, że wczoraj było tu wesoło.

Wskazał na szczątki szkła, rozrzuconego po podłodze salonu.

— To… miałem gości.

— Gdzie mama? Worski pobladł i długa jego twarz wyciągnęła się jeszcze bardziej.

— Słuchaj, chłopcze. Musimy pomówić poważnie. Nie chciałem ci pisać.

— Może jest chora?

— Zdrowa. Ale…

— Niechże ojciec mówi nareszcie!

— Nie ma jej tutaj i nie będzie. Wyszła za mąż…

W Kazika jakby uderzył piorun. Zabrakło mu oddechu. Kurczowo oburącz chwycił ojca za ramię i… ścisnął z całej siły.

Worski zasyczał z bólu.

A Kazik poczynał rozumieć.

— Za kogo wyszła? — wyrzucił chrapliwie.

— Za generała Rutka.

— I żadne z was… nie napisało? To… niegodne! Czy ja nie miałem nic do powiedzenia?

— Nie chcieliśmy cię niepokoić — wykręcał się Worski bez wiary w słuszność swego argumentu.

Kazikowi łzy napłynęły do oczu. Powstrzymał je z wysiłkiem.

— Nie ma sensu roztkliwiać się — mruknął.

— Bardzo mi przykro — mamrotał ojciec.

— Pomówmy spokojnie i rozsądnie. Do tego przecież mam prawo. Więc mama wyszła za mąż. A ojciec?

— Mieszkam sam.

— A ta fotografia? Worski skoczył, jakby go ktoś ukłuł.

— To ciebie nie obchodzi!

— Obch… — zaczął Kazik.

— Mówmy spokojnie

— Niech ojciec wybaczy, lecz to wszystko spadło na mnie tak niespodziewanie. Nie chcę już nic wiedzieć więcej i o nic więcej pytać. Pochylił się do ręki Worskiego, lecz ten wyrwał mu ją i pogładził syna po głowie.

— Jakoś ułoży się wszystko — pocieszał.

— Gdybym to był wiedział, nie wiem, czy byłbym wrócił.

— Stało się. Nie rozgoryczajmy się. Trzeba się pogodzić z tym, co jest.

— I z tym, czego nie ma — szepnął Kazik ledwo dosłyszalnie.

— Połóż się teraz i prześpij. Nie spałeś w nocy zapewne? Każę ci posłać na kanapie.

— A gdzie mam mieszkać? Z ojcem, czy z matką?

— Z matką przecież nie możesz.

— Więc… z ojcem? Tutaj?

— Wiesz co, chłopaku? Pomówimy o tym, jak się wyśpisz.

— Czyżby… ojciec wolał… mieszkać sam? — wykrztusił Kazik.

— Nie. Nie. Skądże znowu! Ale przyszło mi na myśl, że dla ciebie może byłoby lepiej i wygodniej… Jakiś przyzwoity pokój na mieście. Masz się przecie uczyć… będziesz utrzymywać stosunki z kolegami… może z koleżankami i…?

Przy tych słowach Worski uśmiechnął się sztucznie.

Kazik słuchał osłupiały. Więc jak to? Wraca do rodzinnego domu, a tu… Ani u ojca, ani u matki nie ma miejsca? Ten dom — to obcy dom?

— Połóż się chłopcze, a potem pogadamy jeszcze. Zaprowadzę cię do twego dawnego pokoju. Teraz jest tam poczekalnia dla interesantów. Kazik uczuł, że nie panuje nad gniewem.

— Może mam pójść… do hotelu? — rzucił zjadliwie.

Worski cofnął się, jakby otrzymał policzek.

— To za wiele! Kazikowi zimno przepłynęło przez serce.

— Już pójdę, gdzie ojciec każe. Wszystko mi jedno. Worski zaprowadził go do pokoju. Po chwili lokaj zasłał kanapę świeżą pościelą.

Kazik rozebrał się machinalnie. Spoczął na posłaniu.

— Jak się obudzę, to może wszystko się zmieni? — przeleciało mu przez myśl.

Tadeusz Gluziński

TadeuszGluziński

Fundacja im. Karola Huberta Rostworowskiego zainaugurowała Bibliotekę Powieści Narodowej. Ideą przewodnią cyklu wydawniczego jest udostepnienie współczesnym Czytelnikom powieści, które wyszły spod piór narodowców. Każde z dzieł będzie opatrzone przypisami oraz przedmową przygotowaną przez eksperta. Dodatkowo pisownia zostanie uwspółcześniona do obecnych zasad.

Pierwszą odsłoną cyklu Biblioteki Powieści Narodowej jest powieść autorstwa Tadeusza Gluzińskiego pt. „Bezdomny Jedynak”. Opisuje ona barwne losy byłego żołnierza KOPu, przedstawia również realia międzywojennej Warszawy. Pierwotnie ukazywała się w odcinkach na łamach dziennika „ABC” w 1930 roku. Zamówienia: [email protected]


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: ,

Podobne wpisy:

  • 15 października 2023 -- Tadeusz Gajcy – Żegnając się z matką
    W ramach cyklu „Poezja na Nacjonalista.pl” prezentujemy wiersz autorstwa Tadeusza Gajcego, poety, współtwórcy i redaktora pisma „Sztuka i Naród”, nacjonalisty związanego z Konfeder...
  • 5 stycznia 2024 -- Tadeusz Gajcy – Śpiew murów
    W ramach cyklu „Poezja na Nacjonalista.pl” prezentujemy wiersz autorstwa Tadeusza Gajcego, poety, współtwórcy i redaktora pisma „Sztuka i Naród”, nacjonalisty związanego z Konfeder...
  • 31 października 2023 -- Tadeusz Gajcy – Do potomnego
    W ramach cyklu „Poezja na Nacjonalista.pl” prezentujemy wiersz autorstwa Tadeusza Gajcego, poety, współtwórcy i redaktora pisma „Sztuka i Naród”, nacjonalisty związanego z Konfeder...
  • 16 marca 2024 -- Tadeusz Gajcy – Czarne okna
    W ramach cyklu „Poezja na Nacjonalista.pl” prezentujemy wiersz autorstwa Tadeusza Gajcego, poety, współtwórcy i redaktora pisma „Sztuka i Naród”, nacjonalisty związanego z Konfeder...
  • 8 marca 2014 -- Tadeusz Gajcy – Wczorajszemu
    W ramach cyklu „Poezja na Nacjonalista.pl” prezentujemy wiersz autorstwa Tadeusza Gajcego, poety, współtwórcy i redaktora pisma „Sztuka i Naród”, nacjonalisty związanego z Konfeder...
Subscribe to Comments RSS Feed in this post

Jeden komentarz

  1. Kto go tak krzywo w GIMPie zrobił?

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*