life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Stanisław Michalkiewicz: Afera podsłuchowa – powtórka z rozrywki

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Wydawało się, że sprawa została zamieciona pod dywan, zgodnie z proklamowaną w Magdalence niepisaną zasadą konstytuującą III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych” – a tymczasem znowu odżywa, chociaż oczywiście z dostrojeniem do aktualnej sytuacji. Mówię oczywiście o aferze podsłuchowej. Nie chodzi o to, by ktokolwiek ujawniał nowe nagrania spośród 900 godzin, które kelnerzy nagrali w knajpie „Pod Pluskwami”, czyli „Sowa i Przyjaciele” oraz innych, ani z tych 700 godzin, podobno nagranych przez kelnerów w rezydencji premiera Tuska przy ul. Parkowej. Teraz chodzi nie o to, co zostało nagrane, ale o to, gdzie te nagrania miały trafić. A okazuje się, że trafiły do Putina.

Wszystko to oczywiście być może, ale żeby ocenić wiarygodność tej wersji, warto przypomnieć, w jaki sposób w ogóle doszło do afery podsłuchowej i jakie okoliczności jej towarzyszyły. Otóż, jak wiadomo, po słynnym „resecie” jakiego w stosunkach amerykańsko-rosyjskich dokonał 17 września 2009 roku prezydent Obama, USA wycofały się z aktywnej polityki w Europie Środkowej, a powstałą w ten sposób próżnię wypełnili strategiczni partnerzy, czyli Niemcy i Rosja. Polska, jak wiadomo, leży w „niemieckiej” części Europy, w związku z tym było rzeczą naturalną, że na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej trzeba pozostawić Volksdeutsche Partei na fasadzie z Donaldem Tuskiem, mimo afery hazardowej, jaka wybuchła na tle prób poluzowania przez niego obróżki, założonej mu przez stare kiejkuty. Jak pamiętamy, Platforma Obywatelska przed wyborami w roku 2007 miała „gabinet cieni”, grupujący polityków szykowanych na poszczególne resorty w przyszłym rządzie. Ale kiedy przyszło do tworzenia tego rządu, to tylko dwie osoby z „gabinetu cieni” objęły resorty, na które były szykowane: pani Ewa Kopacz – resort zdrowia – i pan Mirosław Drzewiecki – resort sportu. Inne resorty zostały przejęte przez całkiem inne osoby i na przykład pan Zdrojewski, który miał objąć Ministerstwo Obrony, został przesunięty do kultury, podczas gdy ministrem obrony został lekarz psychiatra z Krakowa, pan Bogdan Klich. Był on wprawdzie właścicielem „Instytutu Studiów Strategicznych”, ale niech nas ta pompatyczna nazwa nie zmyli, bo ten Instytut zajmował się takimi strategicznymi kwestiami, jak wpływ kultury żydowskiej na polską itp. Ministrem finansów miał być pan Chlebowski, ale pojawił się poddany brytyjski, pan Rostowski z pierwszorzędnymi korzeniami i to on został ministrem finansów, a pan Chlebowski – prostym posłem. Ministrem sprawiedliwości miała być pani Julia Pitera, ale pojawił się pan Zbigniew Ćwiąkalski i to on objął to stanowisko, a pani Piterze trzeba było na gwałt wymyślić jakieś inne – i tak dalej. Jak pamiętamy, Donald Tusk został za tę zuchwałość przez stare kiejkuty skarcony tą aferą, ale Nasza Złota Pani, która w Donaldu Tusku sobie upodobała, załatwiła mu Nagrodę im. Karola Wielkiego, co było ostrzeżeniem, że jeśli od tej chwili ktoś podniesie rękę na Donalda Tuska, to będzie miał z nią do czynienia. Wszystko to są rzeczy znane i jeśli po raz kolejny o tym wspominam, to ze względu na młodzież, żeby sobie nie myślała, że z tą naszą młodą demokracją to wszystko naprawdę.

Ale chociaż Polska leży w „niemieckiej” strefie Europy, to po „resecie” również Moskwa chciała tu włożyć nogę w drzwi. Te starania zostały uwieńczone w sierpniu 2012 roku, kiedy to do Warszawy przyjechał patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl, który na Zamku Królewskim, gdzie w swoim czasie hetman Żółkiewski przyprowadził w charakterze jeńca cara Wasyla Szujskiego, wraz z arcybiskupem Józefem Michalikiem, ówczesnym przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, podpisał deklarację o „pojednaniu” miedzy narodami polskim i rosyjskim. W ten sposób została w Polsce zachowana polityczna równowaga między Stronnictwem Pruskim i Stronnictwem Ruskim. Wcześniej zaś, 20 listopada 2010 roku, na szczycie NATO w Lizbonie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, co stanowiło podstawę nowego porządku politycznego, który po 25 latach od pamiętnego, genewskiego spotkania Michała Gorbaczowa z prezydentem Ronaldem Reaganem w roku 1985, zastąpił wreszcie porządek jałtański. Wydawało się, że klamka zapadła na 50, a może nawet na 100 lat, ale w roku 2013 prezydent Obama wysadził to partnerstwo w powietrze, resetując swój poprzedni „reset” urządzeniem połączonego ze strzelaniną „Majdanu” na Ukrainie, którego celem było wyłuskanie tego państwa z „rosyjskiej” części Europy. Jak wiemy, kosztowało to Amerykanów 5 miliardów dolarów, ale to drobiazg w porównaniu z obecnymi kosztami wojny z Rosją na Ukrainie, które – jak się okazuje, w całkiem sporej części, ponosi nasz nieszczęśliwy kraj.

To zresetowanie wcześniejszego „resetu” oznaczało, że USA znowu wracają i to „wejściem smoka” do aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, a to z kolei – że Polska, spod kurateli niemieckiej i częściowo rosyjskiej, wraca pod kuratelę amerykańską. Pociągnęło to za sobą rozmaite konsekwencje, m.in. w postaci konieczności dokonania podmianki na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej naszego bantustanu. Na Ukrainie się postrzelano, ale u nas załatwiono sprawę dyskretnie. Oto trzej kelnerzy zawiązali straszliwy spisek przeciwko III RP i zaczęli podsłuchiwać dygnitarzy Volksdeutsche Partei i z nią zaprzyjaźnionych. Inni podsłuchiwani nie byli, a w każdym razie – nic o tym nie wiadomo. O ile jednak w knajpach podsłuchy mogli sobie zakładać spiskujący kelnerzy, to już w rezydencji premiera Tuska potrzebna była chyba pomoc pierwszorzędnych fachowców. Skąd pochodzili fachowcy? Tego, ma się rozumieć, nie wiemy, ale skoro celem afery podsłuchowej było przeprowadzenie podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, to musieli oni pozostawać w służbie kraju, który tę podmiankę właśnie przeprowadzał. Mówiąc krótko – is fecit cui prodest, co się wykłada, że ten zrobił, kto skorzystał – a ponieważ wskutek tej operacji pozycję lidera tubylczej sceny politycznej zajęła ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, z panem Andrzejem Dudą w charakterze prezydenta, to siłą rzeczy podejrzenia nasze kierują się w stronę Naszego Największego Sojusznika, a nie w stronę Sojusznika Naszego Największego Sojusznika, ani – tym bardziej – jego strategicznego partnera.

Aliści o pierwszorzędnych fachowcach nikt się nawet nie zająknął, a w rezultacie tej dyskrecji, za sprawcę kierowniczego całej afery, której skutkiem była wspomniana podmianka, obwołano pana Marka Falentę, chociaż trudno było domyślić się, co mu właściwie z tej podmianki przyszło, jeśli nie liczyć zgryzot. Oto bowiem niezawisły sąd, któremu najwyraźniej surowo zabroniono podejrzewać udział pierwszorzędnych fachowców, skazał pana Falentę na 2,5 roku więzienia, a wyrok ten odsiedział on w Wołowie. Trzeba z uznaniem odnotować, że – sam nie wiedząc kiedy – ani nie powiesił się w celi na własnych skarpetkach, ani też po wyjściu za bramę więzienia nie trafił go piorun kulisty, ani też nie przejechał samochód. Przewidział to Janusz Szpotański, pisząc w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak”, że „czas zmienić politykę rolną lecz ludzi krzywdzić nam nie wolno”.

Teraz jednak wspólnik pana Marka Falenty powiada, że miał on sprzedać wszystkie nagrania Putinowi, który teraz szantażuje działaczy Volksdeutsche Partei, chociaż Naczelnik Państwa kieruje wobec nich podejrzenia, ze są oni co do jednego ruskimi agentami, podobnie jak działacze Volkdseutsche Partek, wsparci autorytetem pana generała Pytla i pana generała Dukaczewskiego, wysuwają identyczne podejrzenia pod adresem Naczelnika i jego komanda. Rewelacje pana wspólnika przewidział jeszcze za głębokiej komuny Stanisław Lem, pisząc w jednym z opowiadań, jak to ze zdania:”z agrestu poddanego torturom niejedno można wyciągnąć”, po różnych skomplikowanych operacjach matematycznych, kiedy to od pierwiastka kwadratowego pewnej liczby trzeba był odjąć krajową produkcję parasoli, wyekstrahowano słowo „krucafuks”. Bez trudu znaleziono obywatela o podobnym nazwisku, a ten, poddany perswazjom III stopnia na maszynach o mocy kilku tysięcy trupsów, dobrowolnie zeznał, że sposobił się do śmiertelnego podkucia monarchy zatrutymi gwoździami – bo rzecz działa się w środowisku robotów. U nas na szczęście aż tak źle nie jest; nikt nikogo nie musi torturować, ani śmiertelnie podkuwać, toteż potrzebne zeznania uzyskuje się drogą wzbudzania świadomej dyscypliny, czemu służą m.in rozmowy ostrzegawcze, jakie pamiętam jeszcze z czasów pierwszej komuny: „wiecie, rozumiecie, z wami jest brzydka sprawa…” . W rezultacie wspólnik zeznaje, jak się należy, to znaczy – „podług stołecznych życzeń”, dzięki temu kampania wyborcza w przyszłym roku będzie obfitowała w tak zwane „momenty” nie tylko przy nowym systemie liczenia głosów, jaki zostanie wdrożony zgodnie ze spiżową wskazówką Klasyka Demokracji Józefa Stalina.

Stanisław Michalkiewicz

inwigilacjapodsłuchy

Tekst ukazał się w tygodniku  „Najwyższy Czas!”. Źródło: michalkiewicz.pl.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Podobne wpisy:

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*