W ramach cyklu „Poezja na Nacjonalista.pl” prezentujemy wiersz „Pieśń I” autorstwa wybitnego twórcy, wroga lichwy i plutokracji.
*
I wtedy w dół – do okrętu,
Spuściliśmy kil na fale spienione, na boskie morze i
Ustawiliśmy maszt, i żagiel na kruczym rozpięli korabiu,
Owce załadowawszy i nasze ciała takoż,
Ciężkie od płaczu, a powiew od rufy
Pchał nas do przodu, wydymając płótna,
Sztuką Cyrce zesłany, bogini o cudnie fryzowanych włosach.
Więc siedliśmy w środku okrętu, wiatr napierał na rumpel
I tak z pełnym żaglem płynęliśmy aż po kres dnia.
Słońce do snu się układa, cienie nad oceanem,
Dotarliśmy wówczas do granic największych głębin,
Do Kimmerów krainy i ludnych miast,
Otulonych gęsto tkanym tumanem, nigdy nieprzeszytym
Snopem słonecznych promieni,
Ni powleczona gwiazdami, ni patrząca na ziemię
Noc się tam najczarniejsza nad ludem nieszczęsnym rozpina.
Gdy cofać się począł ocean, przybyliśmy na miejsce,
O którym Cyrce mówiła.
Tu odprawili obrzędy Parymed wraz z Eurylochem,
A ja dobywszy miecza, który miałem przy boku,
Dołek nim wykopałem na łokieć szeroki i długi;
Wylaliśmy wnet obiaty dla wszystkich umarłych,
Wpierw miód, wino słodkie po nim, a potem wodę z mąką.
Zaczem mnogo modłów zaniosłem do mdłych głów umarłych;
Jak było w zwyczaju w Itace, najlepsze byki bezpłodne
Na ofiarę, dóbr wszelkich sterty na stos,
Osobno Tejrezjaszowi owcę czarną, przodownicę stada.
Krew mroczna jęła w jamę tryskać,
Z Erebu – dusze, trwożliwe truchła: oblubienice
I gołowąsy, i starcy, co dużo doświadczyli,
Dusze łzą świeżą splamione, tkliwe młódki,
Mnodzy mężowie włóczniami z brązu poszarpani,
Łupy bitewne, oręż zjuszony wciąż dzielnie dzierżący.
Taki to tłum się tłoczył wokół mnie z krzykiem –
Pobladłem z lęku, od mych ludzi żądali więcej zwierząt na żertwę,
Owóż zarżnięto stada, owce padły pod ostrzem;
Wiele wonności wylano, do bogów płynęły wezwania –
Do potężnego Plutona i sławnej Prozerpiny;
Wąskiego miecza dobywszy,
Siadłem, by od krwi z dala trzymać mary krewkie bezkrwiste,
Aż Tejrezjasza uchem ułowię.
Lecz pierwej przyszedł Elpenor, nasz przyjaciel Elpenor
Bez pogrzebu porzucony na ziemi szerokiej,
Szczątki, co w domu Cyrce zostały
Nieopłakane, nieotulone mogiłą, bo inne nas trudy nagliły.
Litość budzące widmo. Krzyknąłem prędkimi wyrazy:
„Elpenorze, jakże przybyłeś na te brzegi posępne?
Czyś żeglarzy, piechotą idąc, prześcignął?”.
A on słowy ciężkimi:
„Zły los i wina zbyt wiele. Spałem gdzieś w kącie u Cyrce.
Schodziłem, nieostrożny, po długiej drabinie
I padłem na przyporę,
Miażdżąc sobie splot szyjny, Awernu szukać musiała ma dusza.
Lecz ciebie, królu, zaklinam: zechciej pamiętać o mnie,
niepogrzebanym, nieopłakanym.
Usyp stos z mojej broni, mogiła niech będzie nad morzem
i na niej napis:
«Tu leży człek nieszczęsny, co imię dopiero dostanie».
Zatknij na grobie wiosło, to którym raźno ruszałem
pośród mych towarzyszy”.
I przyszła Antikleja, ale ją odpędziłem, po niej
Tebańczyk Tejrezjasz
Ze złotą różdżką w dłoni; poznał mnie, pierwszy przemówił:
„Drugi raz? Czemu, człeku pod złą gwiazdą zrodzony,
Stajesz wśród mar bezsłonecznych w bezradosnej krainie?
Odejdź od dołu, daj krwawego napoju,
Bym ci wróżył”.
Odstąpiłem ochoczo,
A on, krwią pokrzepiony, tak się oto odzywa: „Odys
Przez mściwego Neptuna, przez morze mroczne popłynie
I straci swych towarzyszy”. I przyszła Antikleja.
Niech Divus spoczywa w spokoju, to znaczy Andreas Divus,
In officina Wecheli 1538, z Homera.
Popłynął koło Syren, a potem dalej i dalej
I aż do Cyrce.
Venerandam,
Jak to ujął Kreteńczyk, w złotej koronie, Aphrodite,
Cypri munimenta sortita est, radosna, orichalchi,
w złotych
Zapinkach i napierśnych przepaskach, ty, ciemnopowieka,
Co niesiesz złotą gałąź Argicydy.
*

Błąd, grupa nie istnieje! Sprawdź składnię! (ID: 9)







Najnowsze komentarze