life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Gabryel Lach: Marks i Mises – dwie strony tego samego medalu

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Karol Marks i Ludwig von Mises, komunizm i liberalizm, dwie strony tej samej monety. Mieniący się „prawicą” fani tego drugiego i mieniący się „lewicą” lumpenprole nie zauważają, jak bardzo – mimo pozornej antynomii – są do siebie podobni.

Żydowskie pochodzenie

W Europie czasu nacjonalizmów żydowskie pochodzenie obu ekonomistów-filozofów nabiera fundamentalnego znaczenia. W obliczu rosnącego nacjonalizmu w Zachodniej Europie oraz wrogości płynącej z ekonomicznego „sprytu”, Żydzi stanęli przed nie lada dylematem.

W ichnich środowiskach intelektualnych dominowały dwa stanowiska, jak poradzić sobie z falą wrogości. Jedno postulowało odbudowę syjonistycznego państwa, drugie zastanawiało się nad rozpłynięciem w masie – i w tej grupie należałoby szukać zarówno Misesa, jak i Marksa.

Kosmopolityzm i ziemskie „zbawienie”

Zarówno komunizm postulowany przez Marksa, jak i światowy liberalizm faworyzowany przez Misesa, są ustrojami fundamentalnie i dogmatycznie kosmopolitycznymi, których ostatecznym celem jest zniwelować wszelkie bariery między ludźmi, wprowadzając nową, jednolitą kulturę będącą niejako odrodzeniem ludzkości w nowym kształcie. O ile komunizm miał do tego doprowadzić poprzez początkową nacjonalizację (paradoks?) środków produkcji i kontrolę życia społecznego, a następnie automatyczną dysocjację rewolucji, misesowski liberalizm zakładał zniesienie wszelkich barier handlowych, co jak możemy dzisiaj zaobserwować, skutkuje ujednoliceniem gustów i wypraniem głów globalnym konsumpcjonizmem. Zniszczenie przeszłości i ludzkiej identyfikacji okazuje się być logicznym rezultatem dla obydwu proponowanych ustrojów.

Oba ustroje zalatują mesjanizmem. „Zrzućcie swoje kajdany, zabierzcie to, co wasze” – nakazywał Marks. „Ludzie muszą zaakceptować niezbywalne prawo własności” – argumentował z kolei Mises. W jednym i drugim wypadku chodzi o zbawienie. Mises proponował drogę „zrozumienia i akceptacji”, czyli kulturowej i duchowej przemiany, a marksizm typowo materialistyczne i siłowe. Zmieniło się to wraz z ideami Gramsciego, wedle których marksizm powinien wpierw celować w kulturę i środki przekazu. Zamiast „prawa własności” są liczne „prawa człowieka”, których egzekucja toczy się poprzez redystrybucję dochodów i „dystrybucję kulturową” via państwo.

Wrogość do chrześcijaństwa

Marks, mający bolesne doświadczenia, jakim było przymusowe nawrócenie na protestantyzm, nabawił się kompleksu na punkcie całej religii, czego dowodem jest np. jego utarte stwierdzenie o „opium dla mas”.

Z kolei Mises wściekle atakował chrześcijaństwo niby za niekompatybilność z logiką rynku, zysku i procentu. Wręcz ośmielił się w książce „Socjalizm” oskarżyć Chrystusa o zasianie „ziaren zła” i próbę zniszczenia społeczeństwa. Pochodzący z głęboko religijnej Galicji Żyd szukający ratunku w ateizacji i kosmopolityzmie – czyż nie brzmi to jak paralela losu Marksa?

Chęć zniszczenia państwa

Totalna, permanentna i samo rozwiązująca się rewolucja, na końcu której czeka rozwiązanie państwa, gdyż każdy człowiek doskonale zaprogramowany wie, ile wziąć i jak się zachowywać – oto ideał marksistowski, wzmocniony dodatkowo oskarżeniem, jakoby państwo było czynnikiem alienującym ludzi, zupełnie jak religia i własność prywatna.

Po drugiej stronie ideał liberalny – o ile Mises udawał poparcie dla „państwa minimalnego” (wojsko, policja, sądy) to nie ma wątpliwości, że tak naprawdę był wrogiem państwa. Dowodzi tego jego ideowy wnuk, Hans Hermann Hoppe, doprowadzający do logicznego końca misesowski argument za secesją. Otóż każda, nawet najmniejsza jednostka terytorialna (nawet pojedyncze gospodarstwo z ziemią wykupioną na własność!) miała prawo na swoim terenie ustalić, jeśli sobie tego oficjalnie zażyczy, własną jurysdykcję. Oznacza to ni mniej, ni więcej, jak dysocjację państwa.

Marks wybrał drogę totalnej centralizacji i zmiany całościowej (lub też jakościowej całości), Mises z kolei drogę secesji i atomizacji (zmiany ilościowej). W ostateczności, wychodzi na to samo, z tą różnicą, że w pierwszym przypadku mielibyśmy do czynienia z logiką woluntaryzmu, w drugim z logiką rynkową. Anarchia jest jednak anarchią. Chrześcijaninowi zdecydowanie bliżej do woluntaryzmu.

Materializm

„Byt określa świadomość [klasową]” głosił Marks i do pewnego stopnia miał rację – wyciągnął jednak z tego pochopne wnioski. Uwarunkowania materialne w oderwaniu od idei miały wg Marksa stanowić o sposobie myślenia danego człowieka i w efekcie „zainstalować” w nim taką, a nie inną logikę działania. Był to materializm z włączonym trybem „turbo”.

O materializmie Misesa nie trzeba się długo rozpisywać. Mimo, że wnioski i nauki, jakie wyprowadzał w swoich pracach Mises były natury jakościowej, a nie kwantytatywnej, jasnym jest, że nic, co nie miało merkantylnej wartości lub nie znajdowało odpowiednio majętnych adwokatów, nie miało prawa przetrwać na rynku. Liczyło się tylko to, co umie na siebie zarobić lub daje się skonsumować.

Materializacja Eschatonu

W jednym i drugim przypadku można to początkowo przeoczyć. Mises przekonywał, że w globalnym kapitalizmie ludzie będą zróżnicowani pod względem dochodu. Z czasem jednak – zgodnie z liberalnym credo – bogactwo miało spłynąć na najniższe sfery. Gdybyż w końcu udałoby się wyprodukować maszynę produkującą wszystko, czego dusza zapragnie – komunizm byłby tuż tuż, zaraz za rogiem!

Jest to zaskakująca paralela z marksistowską teorią transformacji z kapitalizmu „rozproszonego” do monokapitalizmu. Można niejako powiedzieć, że i Mises, i Marx próbują zdobyć szczyt ziemskiego Eschatonu, podążają tylko odmiennymi szlakami.

Emancypacja

Z powyższym łączy się idea emancypacji. Tutaj także rozchodzi się o różnicę w obranej drodze do tego samego celu. Marks postulował drogę poprzez zniesienie różnic społecznych (w konsekwencji i indywidualnych) i wykorzystujący talenty woluntaryzm. Obecnie socjaliści robią to poprzez społeczną inżynierię, oddzielając jedną grupę, demaskując ich oszkalowanie i dyskryminację, a następnie nieustannie naciskając na „wyrównanie krzywd”, a nawet na inwazyjne „mózgopranie”, w wyniku którego ludzie mają być przekonani do słuszności praw oszkalowanych. Samospełniająca się przepowiednia.

W misesowskim liberalizmie emancypacja dokonuje się poprzez dostosowanie się każdej ludzkiej jednostki do logiki rynku – nie ważne, czy jesteś biały czy czarny, autochton czy obcokrajowiec, niski czy wysoki – liczy się tylko merkantylna wartość, jaką potrafisz stworzyć w oczach innych ludzi. A że konkurencja między wytwórcami, jak i konkurującymi o pracę logicznie musi skutkować niskimi cenami i niskimi płacami, zejdą one do takiego poziomu, że każdy będzie mógł ją sobie zapewnić i zostać spauperyzowanym prolem.

Poskromiony żywioł

Marks domaga się poskromienia kapitalistów i rynku, Mises domaga się ograniczenia mającego zawsze niecne zamiary rządu. Jedni i drudzy widzą w sobie zagrożenie, którego szaleństwa należy ukrócić, a najlepiej zdławić do minimum. Dość znaczącą jednak różnicą jest dobór argumentów – o ile marksiści celują głównie za pomocą argumentów historycznych i etycznych, „misesowcy” atakują logiką i sceptycyzmem. Tutaj o wiele większe podobieństwo można znaleźć między wyznawcami tych dwóch „ekstremów”:

Zapytany o niepowodzenia realnego socjalizmu komunista niemal na pewno odpowie, że powodem tego była nieludzka tyrania rządu i niedostateczne poświęcenie się ludzi w imię rewolucji. Zapytany z kolei o nieobecność bądź porażkę wolnego rynku liberał znajdzie parę niepasujących do jego układanki elementów, w ostateczności oskarżając kulturowe niedopasowanie, co jest niemal jednoznaczne z „niedostatecznym poświęceniem”, w wariancie misesowskim – w imię produkcji i konsumpcji.

Wnioski

Karol Marks i Ludwig von Mises są bliźniaczymi duszyczkami materialnego ying-yang, antropocentryzmu, kultu jednostki (u Marksa „wyalienowanej”, u Misesa „represjonowanej”, u obu zatem „skrzywdzonej społecznie”) i zarówno marksizm, jak i „misesizm” wrogie są naszej cywilizacji, naszej kulturze i naszemu narodowi. Oboje przedstawiają kult diabła i monety, aspołeczny indywidualizm i postawę w imię której cel uświęca środki.

Gabryel Lach

Źródło: Xportal.press


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Błąd, grupa nie istnieje! Sprawdź składnię! (ID: 5)

Błąd, grupa nie istnieje! Sprawdź składnię! (ID: 9)
Tagi: , ,

Podobne wpisy:

  • 28 kwietnia 2024 -- Aleksandr Dugin: Obłąkane dziedzictwo sowieckie
    Sieć wyraźnie pokazuje jedno ciekawe zjawisko: demoniczny i pandemiczny charakter nienawiści (hejtu). Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nienawiść – podobnie jak miłość – jest czy...
  • 25 marca 2023 -- Adam Danek: Fałszywy bożek ekonomii
    Niemiecki historyk Wolfgang Hock zauważył, że wielu konserwatystów cechuje „ekonomofobia” – niechęć do, popularnego w XX wieku, sprowadzania zagadnień politycznych i społecznych do...
  • 6 marca 2020 -- Benito Mussolini: Faszyzm przeciwko materializmowi
    Dumna dewiza "Me ne frego", wypisana na opaskach opatrunkowych, jest aktem filozofii nie tylko stoickiej, kwintesencją doktryny nie tylko politycznej: jest wychowaniem do walki, pr...
  • 13 czerwca 2015 -- Stanisław Piasecki: Idea przebudowy nacjonalistycznej
    Byliśmy bodaj w „Prosto z mostu” pierwsi, którzyśmy zwrócili uwagę na problem, tak szeroko dziś dyskutowany pod nazwą „jedności młodego pokolenia”. Pisał o tym dawno już Wasiutyńsk...
  • 9 sierpnia 2025 -- Adam Danek: O marksistowskich prawicowcach
    Worek z napisem „prawica” jest zdumiewająco pojemny. Mieści w sobie praktycznie wszystko. Jako prawicowcy identyfikują się osoby posiadające nie tylko odmienne, ale i fundamentalni...
Błąd, grupa nie istnieje! Sprawdź składnię! (ID: 6)
Subscribe to Comments RSS Feed in this post

5 Komentarzy

  1. Bartosz Małek pisze:

    Z czystej ciekawości, czy Autor ma jakiekolwiek wykształcenie ekonomiczne? Albo jakiekolwiek formalne w ogóle? Jest masa odniesień do poglądów dwóch myślicieli i ani jednego przypisu. I proszę tego nie bronić formą krótkiej notatki – albo chcecie bronić swojej idei na polu merytoryki albo otwarcie to przyznajcie. Ja się przyznam, że na Misesie „zjadłem zęby” i nie wiem jak można by połączyć jego liberalizm z dążeniem do wprowadzenia jednolitej kultury. Chętnie bym się więc od mądrzejszego douczyć, może za słabo Misesa zrozumiałem, no ale jak mówiłem, przypisów żadnych, o odniesieniach do literatury też cisza. Dosłownie ten sam paragraf i ewidentna gafa – Mises przecież nie popiera prawa naturalnego na zasadzie wymyślonej reguły stanowionej, czyli takiego postulowanego porządku społecznego, tylko w ramach logicznego systemu a priori. Pisząc więc, że „musimy” zaakceptować coś, chodzi mniej więcej o to samo co jakby napisał, że „musimy” zaakceptować zasadę niesprzeczności, albo, wracając do ekonomii, prawo użyteczności krańcowej. Oczywiście taka misesowska metoda ma bardzo proste metody weryfikacyjne, kluczowe tutaj, ale autor albo nie słyszał, albo nie wspomniał – ups. Autor nawet nie spełnia ideologicznego testu Turinga, bo uparcie twierdzi, wbrew Misesowi, że ten był wrogiem państwa. Dowodem tego mają być poglądy innego ekonomisty. Niesamowite. Rzeczywiście Hoppe wziął pogląd Misesa i go rozszerzył, ale autor chyba nie zadał sobie trudu, żeby w ogóle sprawdzić, czy istnieją jakieś analizy nt. stanowiska Misesa dot. tak skrajnego przedstawienia argumentu. Hoppe bazuje na radykalnym indywidualizmie, Mises (stety-niestety) nadal był liberalnym demokratą, więc nie zgodziłby się na secesję gospodarstwa domowego od państwa. Nie piszę dalej nie dlatego, że kończy się materiał do prostowania (np. niezrozumienie praw popytu i podaży w paragrafie o emancypacji), tylko dlatego, że jeszcze 5 minut i chyba bym na komentarz spędził więcej czasu niż autor na ten „tekst”.

    • . pisze:

      Dywagację o tym co Mises miał, a co nie miał na myśli należałoby zacząć od tego, że tak zwana szkoła austriacka zajmująca się technicznymi aspektami rynku to jedno, a liberalizm rozumiany jako usystematyzowana ideologia to drugie.

    • Tobiash_rbk pisze:

      No i jeszcze to trzecie – to jak ma się szkoła libertariańska do porozbiorowej Polski, gdzie uprzemysłowienie na najbardziej zabiedzonych terenach (między Warszawą, Krakowem i Lublinem) zaczęło się dopiero za Kwiatkowskiego w 1936 r.

    • . pisze:

      „Pisząc więc, że „musimy” zaakceptować coś, chodzi mniej więcej o to samo co jakby napisał, że „musimy” zaakceptować zasadę niesprzeczności, albo, wracając do ekonomii, prawo użyteczności krańcowej.”
      Zapewne ten fragment komentarza był odniesieniem do tego fragmentu tekstu:
      „W misesowskim liberalizmie emancypacja dokonuje się poprzez dostosowanie się każdej ludzkiej jednostki do logiki rynku – nie ważne, czy jesteś biały czy czarny, autochton czy obcokrajowiec, niski czy wysoki – liczy się tylko merkantylna wartość, jaką potrafisz stworzyć w oczach innych ludzi. A że konkurencja między wytwórcami, jak i konkurującymi o pracę logicznie musi skutkować niskimi cenami i niskimi płacami, zejdą one do takiego poziomu, że każdy będzie mógł ją sobie zapewnić i zostać spauperyzowanym prolem.”
      Generalnie racja, że patrząc z perspektywy zysku finansowego, perspektywy popytu i podaży, czyli merkantylnej perspektywy to ostatecznie o ekonomiczności w handlu, czyli zbytu na usługę lub produkt decyduje użyteczność krańcowa, a nie laborystyczna jak mówił Marks. Co nie znaczy, że użyteczność krańcowa jest jakąś nieomylną teorią, bo w ekonomii nie liczy się tylko to, co klient będzie chciał kupić, ale też długotrwałe skutki socjologiczne. Co z tego, że z perspektywy użyteczności krańcowej influencerka na Instagramie jest dopasowana do rynku skoro na dłuższą metę zjawisko wszelkiej maści influencerów generuje negatywne skutki psychologiczne? Wielu z tych influencerów promuje zachowania prowadzące do zaburzeń psychicznych takich jak choćby narcystyczna przesada na punkcie wyglądu swojego ciała. Teoria użyteczności krańcowej powiedziałaby na ten temat tylko tyle, że z perspektywy rynku to dobrze, bo daje to pracę innym, na przykład trenerom personalnym (w przypadku osób przesadzających z dbaniem o dobrą sylwetkę), kosmetyczkom (w przypadku kobiet przesadnie dbających o swoją urodę) lub psychologom (w przypadku osób, których styl życia promowany przez influencerów doprowadził ich do zaburzeń psychicznych). Użyteczność krańcowa tyle tylko na ten temat by powiedziała, że ma pozytywny skutek, bo wzmacnia popyt na usługi, na które kiedyś było mniejsze zapotrzebowanie. Ale nie zwraca uwagi na to, że kiedyś nie było takich problemów na taką skalę, jak dzisiaj. Mises i klasyczna szkoła austriacka zajmowali się klasycznymi tematami ekonomii, a nie zagadnieniami, którymi zajmuje się współczesna ekonomia. Współczesna ekonomia bierze pod uwagę zagadnienia z zakresu behawiorystyki, psychologii i innych dziedzin, którymi klasyczni ekonomiści nie zajmowali się przynajmniej w takim stopniu, w jakim współcześni się zajmują. Dla współczesnego ekonomisty kluczowym będzie np zagadnienie wpływu pauperyzacji na podatność bardziej wykluczonych grup na oddziaływanie grup przestępczych lub terrorystycznych na nich. A Mises to nawet nie wiem, czy zajmował się tym tematem. Dlatego tacy ekonomiści sprzed kilkudziesięciu lub nawet 100 lat i więcej oraz takie szkoły ekonomiczne jak austriacka niezależnie od ich słuszności lub nie, są w dużej mierze nieaktualne. Można brać pod uwagę tylko techniczne aspekty rynku i nie zwracać uwagi na społeczne skutki danej polityki ekonomicznej. Tylko, że nawet jeśli w perspektywie nawet kilku dekad osiągnie się jakieś zyski ekonomiczne, to w perspektywie kilku pokoleń negatywne skutki społeczne przyjętej polityki ekonomicznej, np przepisów prawa pracy mogą spowodować, że koszty służby zdrowia przez powszechność złych warunków pracy będą większe lub wydajność ekonomiczna pracy ogółu pracowników będzie niska z powodu różnych schorzeń. A promowanie negatywnych zachowań, na przykład promowanie pijaństwa, żeby był większy zysk ze sprzedaży alkoholu (z perspektywy użyteczności krańcowej to dobrze, bo w końcu rynek alkoholowy rośnie) poza szeregiem chorób fizycznych, jakie może upowszechnić to jeszcze może upowszechnić wiele zaburzeń psychicznych i zachowań kryminogennych. Użyteczność krańcowa nic na ten temat nie ma do powiedzenia. Może poza tym, że daje to popyt na lekarzy, psychiatrów i policjantów. No i skoro miałoby się tak potępiać teorię laborystyczną użyteczności i twierdzić, że użyteczność krańcowa jest taka trafna to dochodzili byśmy do absurdów jak uznanie, że influencerka, „zawód” kompletnie niepotrzebny do życia, ale dochodowy ze względu na popyt jest bardziej potrzebna niż rolnik, który często jest finansowo na minusie, chociaż bez jego pracy nie da się żyć. Ani marksistowska teoria laborystyczna, ani rynkowa teoria użyteczności krańcowej nie dają uniwersalnych, jednoznacznych i trafnych pod każdym względem odpowiedzi na złożone zagadnienia ekonomiczne.

    • . pisze:

      Jeszcze pisząc o Misesie i szkole austriackiej. Ich współcześni fani popierający coś takiego jak libertarianizm lub anarchokapitalizm uznani raczej za mem niż za poważną ekonomię. Bo nawet najbardziej przeciwni ingerencji państwa klasyczni przedstawiciele tej szkoły wiedzieli, że bez sprawnie funkcjonującego państwa prawa niemożliwy jest wolny rynek. Bez instytucji gwarantującej dotrzymywanie umów, gwarantującej ochronę własności, nieagresję wolny rynek działać nie może. A tymczasem akapy w ogóle postulują likwidację państwa, a libertarianie i formy pośrednie między libertarianizmem, a akapem (jak minarchiści) wielokrotnie uprawiają niesubordynację wobec prawa i instytucji publicznych. Pomijam już nawet to, że szkoła austriacka leseferyzm oceniała głównie z technicznej strony rynku i z tej technicznej perspektywy wielu przedstawicieli szkoły austriackiej postulowało choćby dochód gwarantowany, który dla 'ortodoksyjnych’ libertarian i akapów jest nie do pomyślenia.

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*