Czy istnieje coś takiego jak geopolityka żydowska? Skąd pytanie? Stąd, że każde państwo ma własną wizję swoich celów i interesów, które wynikają z jego położenia geograficznego, dominującego w nim światopoglądu, potrzeb surowcowych, historii etc. W przypadku Żydów sprawa mocno się komplikuje ze względu na „podwójność” podmiotu i radykalne rozszpaltowanie światopoglądowe tej grupy, która sama ze sobą nie może się zgodzić, czy jest narodem, czy religią, a jeśli jest religią, to czy jest (była i będzie?) „narodem wybranym”?
Zacznijmy od „podwójności” podmiotu geopolitycznego. Ze względów historycznych, a mianowicie z powodu funkcjonowania przez blisko 2000 lat w diasporze, po powstaniu Państwa Izraela po II wojnie światowej, na jego terenie mieszka mniejszość członków narodu/religii izraelskiego. Ocenia się, że jest to mniej niż połowa, ponieważ ok. 45 proc. całej populacji. Są to dane przybliżone, gdyż nikt dokładnie nie wie, ile osób poczuwa się do tej narodowości, gdyż dane precyzyjne mamy tylko odnośnie wspólnot wyznaniowych, a część Żydów wiarę przecież odrzuciła. Skoro w Państwie Izraela mieszka jednak mniejszość, to możemy mówić o dwóch podmiotach geopolityki:
- państwo, które posiada swoją rację stanu;
- naród/religia, która posiada swój interes narodowy lub interes wyznaniowy (w zależności od zdefiniowania żydowskości).
Interes Państwa Izraela niekoniecznie musi być zgodny z interesem całej diaspory, czyli większości.
Drugim problemem są niezwykle głębokie podziały światopoglądowe. Zaczynają się one już na poziomie pytania, kto jest Żydem/żydem? Nieprzypadkowo użyłem tutaj raz dużej, a raz małej litery. Ortodoksyjny judaizm uważa, że chodzi wyłącznie o religię – i wtedy należy pisać przez małe „ż” (tak jak chrześcijanie czy muzułmanie). Są więc żydami tylko ci, którzy dochowują przymierza Mojżesza z Jahwe i czekają na przybycie Mesjasza, które zacznie się, gdy na Wzgórze Świątynne z Niebios spadnie w jednym kawałku odbudowana świątynia.
Żydzi zlaicyzowani nie są już żydami. Nie jest to więc naród czy grupa etniczna, lecz religia. Dlatego żydzi mogą mieszkać we wszystkich państwach świata i być ich obywatelami. Ortodoksyjni rabini uczą, że winni być dobrymi Polakami, Amerykanami, Francuzami, nawet Persami, gdyż chodzi jedynie (aż!) o religię. Nic przeto dziwnego, że ortodoksyjni rabini często w ogóle nie uznają Państwa Izraela, a syjonizm postrzegają jako bluźnierstwo polegające na sekularyzacji religii i wspólnoty wyznaniowej w laicki naród.
Drugi nurt stanowią żydowscy nacjonaliści, czyli syjoniści. Fundament ich myślenia jest głęboko niereligijny. Są spadkobiercami tych Żydów, którzy jakieś 4000 lat temu krzyczeli do sędziego Samuela: „król będzie nad nami, abyśmy byli jak wszystkie narody” (1 Sm 8,19-20). Stanowiło to odrzucenie Przymierza z Jahwe i ukonstytuowanie się polityczne Izraela na wzór innych narodów, czyli przemianę wspólnoty religijnej we wspólnotę narodowo-polityczną. Współcześni syjoniści zdecydowanie podporządkowują interesy judaizmu (wobec którego są sceptyczni) i diaspory racji stanu Państwa Izraela. Uważają członków diaspory za „krypto-obywateli” izraelskich, którzy winni przedkładać interesy własnego państwa narodowego nad interesy państw, których są obywatelami. Postrzegają omówionych wcześniej ortodoksów jako w najlepszym razie dziwaków, a w najgorszym razie zdrajców sprawy narodowej, żyjących apokaliptyczną wizją przyjścia Mesjasza i mało zainteresowanych interesami Państwa Izraela.
Co więcej, ortodoksi często tego państwa nie uznają. W internecie można znaleźć sporo filmów i zdjęć ortodoksyjnych rabinów palących „bluźniercze” flagi syjonistycznego Państwa Izraela. Część ortodoksów stara się dokonać pewnego miksu religii i syjonizmu, twierdząc, że należy wspierać Państwo Izraela, gdyż choć jest laickie i niereligijne, to zapewne jego rozwój jest warunkiem przyjścia Mesjasza, a świątynię winni odbudować żydzi własnymi rękami, gdyż w ten sposób wypełnią wolę Jahwe. Jest to pewnego rodzaju syjonizm religijny, uznający warunkowo Państwo Izraela za centralny dla sprawy żydowskiej podmiot geopolityczny.
Zarzuty ortodoksów, że syjoniści i izraelska partia Likud to zwykły nacjonalizm, „jak u innych narodów”, są zasadne. Partia Likud jest obserwatorem eurogrupy Patrioci dla Europy, której trzon stanowią klasyczne europejskie partie konserwatywno-narodowe: Fidesz Viktora Orbana, Rassemblement National Marine Le Pen, austriacka FPÖ, hiszpański VOX, włoska Lega Salviniego i dwójka europosłów polskich z Ruchu Narodowego. Benjamin Netanjahu jest nie tyle nacjonalistą, co szowinistą, co dobrze wyraża polityka izraelska w Strefie Gazy. Jest to polityka, której prowadzenia nie wyobraża sobie żadna europejska partia narodowa, na przykład wobec imigrantów. Ale niektórym wolno więcej…
Wreszcie mamy ostatnią kategorię, którą ktoś kiedyś nazwał trafnym mianem „Żydów nowojorskich”. Są to „post-Żydzi”, czyli liberalno-lewicowi kosmopolici. W sumie nie uważają się już nawet za Żydów, przyznając się tylko do żydowskich korzeni. Ich ideałem jest zjednoczony świat, w którym nie będzie więcej narodów i religii, a wszyscy będą tylko (aż) „ludźmi”. Będzie to świat bez nacjonalizmu, antysemityzmu, ksenofobii etc. To znany nam dobrze w Polsce „liberalny salonik” zapełniony „postępowymi intelektualistami” i „autorytetami moralnymi”. Ci Żydzi są zapiekłymi wrogami zarówno ortodoksyjnych żydów, będących dla nich trudnymi do pojęcia fanatykami, jak i laickich syjonistów, którzy wprawdzie nie przynoszą wstydu swoim strojem, lecz są symbolem nacjonalizmu, ksenofobii i rasizmu, które „Żydzi nowojorscy” potępiają. Człowiekiem-symbolem tego środowiska jest oczywiście George Soros, nieprzypadkowo znienawidzony zarówno przez Viktora Orbana, jak i Benjamina Netanjahu. Soros chce zapełnić Węgry i Państwo Izraela uchodźcami, aby przerobić je z państw narodowych w tzw. multi-kulti.
Jak Państwo widzą, nie ma i być nie może jednej żydowskiej geopolityki.
Adam Wielomski
Zdjęcie: pixabay.com

Tekst ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas!”.
Błąd, grupa nie istnieje! Sprawdź składnię! (ID: 9)







Zaraz zaraz. 2 uwagi do (przed)ostatniego akapitu. Skoro liberalni żydzi to post-zydzi, wykorzenieni kosmopolici którzy już nawet rzekomo nie uważają się za zydow, to dlaczego tak zaciekle walczą z antysemityzmem i chcą stworzenia świata bez niego jak podaje sam autor? Czemu walczą z antysemityzmem skoro rzekomo interesy żydowskie mają w nosie? Jest cała masa wykorzenionych kosmopolitow wsrod dajmy na to Polaków (I innych Europejczykow) ale czy ci ludzie walczą z antypolonizmem (tak jak Soros i mu podobni z antysemityzmem?). Nie! Ich to gowno obchodzi, wprost przeciwnie, uważają, że to nie antypolonizm jest problemem, ba coś takiego nawet nie istnieje! Jest za to problem polskiej ksenofobii, rasizmu i no właśnie antysemityzmu… Albo wogole tym się nie zajmują, chcą po prostu się bogacic, uzywac zycia, podróżować, imprezowac, grać w gry komputerowe, chlac i ruchac, i mają totalnie gdzieś wszelkie ideały i wszelkie wartości wspolnotowe. Dlaczego więc ich rzekomy żydowski odpowiednik w tym samym czasie z taką obsesję tropi i tępi antysemityzm czy wiecznie żywy hitleryzm/nazizm? Czemu ci hollywoodzcy rzekomo wykorzenieni żydzi robią tyle 'historycznych’ filmów o drugiej wojnie, w której przedstawiają swój naród jako rzekomo niewinne i bezbronne ofiary rzekomo zadnych krwi aryjsko-hitlerowsko-nazistowskich rzekomych podludzi? To raz. A dwa: od kiedy to Soros chce przerobić Izrael na kraj multi-kulti?
Skoro żydzi liberalni to tacy wykorzenieni humanisci śniacy o braterskiej ludzkości, to dlaczego taki liberalny Jude z wyborczej Jan Hartman oburza się, że jacyś tam trad-księża potepiaja talmud i rabinow w swych niskonakladowych pisemkach ? Przecież nic mu do tego, swieckiemu liberalkowi – wprost przeciwnie, sam powinien potepiac talmudy, rabiny i tym podobne jako wyrazy zacofania! Widział ktoś polskiego liberala potepiajacego antykoscielne postawy wśród zydow??? To co pisze Wielomski śmierdzi mi z daleka jeśli nie przekrętem, to głębokim niezrozumieniem problemu Jude. Nic w tym dziwnego – Wielomski to taki typowy profesorek teoretyk, który myśli, że jest najmądrzejszy we wszystkim. Wydaje mu się, że tylko dlatego, że jest głównym polskim znawca tematu dajmy na to średniowiecznego papalizmu, to jego publicystyka na jakikolwiek inny temat akurat przyjdzie mu zachcianka się wypowiedzieć będzie równie głęboka i trafna. Nic bardziej mylnego!