life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Bp Józef Sebastian Pelczar: Rewolucja francuska – dzieło masonerii

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Rewolucję francuską można słusznie zaliczyć do najważniejszych zdarzeń dziejowych, bo nie tylko zmieniła radykalnie postać Francji, ale rzuciła w świat posiew nowych idei, a tym samym stała się początkiem nowej epoki, którą można nazwać rewolucyjną. Ktokolwiek bada genezę i przebieg tego zdarzenia, temu mimowolnie nasuwa się pytanie: skąd się to wzięło, że naród na wskroś katolicki, który w wieku XVI siłą wiary i oręża pokonał reformację, który w wieku XVII podziwiał wielkiego apostoła miłosierdzia, św. Wincentego a Paulo, i przysłuchiwał się z zachwytem natchnionym słowom Bossueta, Bourdaloue lub Fénelona; że naród, który jeszcze w wieku XVIII patrzył ze zbudowaniem na heroiczne cnoty córki królewskiej w habicie karmelitańskim; że naród ten, mający chlubny przydomek „najstarszej córki Kościoła”, przy końcu XVIII wieku odnowił czasy Nerona i nie tylko nurzał się we łzach i krwi duchowieństwa i świeckich katolików, ale na gruzach religii katolickiej proklamował kult wolności i rozumu jako jedyną swoją religię. Na to pytanie pragnę odpowiedzieć, a zarazem wytłumaczyć, jakie stanowisko zajęła rewolucja wobec religii.

Przede wszystkim zaznaczam, że zjawisko takiej miary nie mogło być skutkiem chwilowego wybuchu namiętności, ale musiało mieć swe źródło w upadku wiary u znacznej części społeczeństwa francuskiego – historia zaś świadczy, że rzeczywiście tak było. Już na początku wieku XVIII Fénelon słyszał głuchy szmer niedowiarstwa, będący echem deizmu angielskiego. Prądy te wystąpiły mocniej, kiedy po śmierci Ludwika XIV ster rządów ujął bezbożny i rozpustny regent, książę Filip Orleański. Za Ludwika XV powstaje nawet związek „duchów mocnych” albo „filozofów”, mający za hasło: Ecrasons l’infČme [zgnieciemy niegodziwca], za cel obalenie chrześcijaństwa i przekształcenie Francji, tak pod względem religijnym, jak politycznym i społecznym. Przywódca tego spisku, Voltaire, arcymistrz w sarkazmie i sofizmacie, szydzi z tajemnic wiary, osłabia cześć dla władzy, podkopuje zasady moralności. Dalej jeszcze posuwa się Diderot, bo zuchwale twierdzi, że nie będzie dobra na świecie, dopóki ostatniego króla nie powieszą na wnętrznościach ostatniego księdza[4]. Pokrewni mu duchem Lamettrie, Lamarck, Helvetius, d’Holbach, Lagrange i inni propagują ateizm pod szatą prostackiego materializmu.

Z drugiej strony Rousseau rzuca rękawicę Objawieniu, powadze, cywilizacji, a zachwala deizm, stan natury, wychowanie przez brak wychowania, wszechwładztwo ludu i równy podział dóbr, bo jak twierdzi, „plon ziemi należy do wszystkich, a ziemia do nikogo”. Podobne zasady głoszą Raynal, Mably i inni. To ci sofiści, słuchani jak wyrocznie, oklaskiwani jakby byli zbawcami ludzkości, stali się mistrzami niedowiarstwa i moralnymi twórcami rewolucji. Pomagały im zaś w tym dziele trzy czynniki: wychowanie na wpół pogańskie po kolegiach, zepsucie obyczajów i działanie tajnych towarzystw.

Wychowaniem publicznym kierowało aż do rewolucji duchowieństwo, lecz popełniło błąd polegający na tym, że od czasów humanizmu przyznało zbyt wielką rolę literaturze klasycznej, wskutek czego młodzież w kolegiach lepiej prawie znała bogów Olimpu niż tajemnice wiary, a zamiast szukać swoich ideałów w świecie chrześcijańskim, przejmowała się przesadną czcią dla bohaterów starożytności i wielkim uwielbieniem dla instytucji republikańskich. Na świadków możemy powołać nie tylko koryfeuszów rewolucji, mających imiona Likurga, Brutusa, Katona i innych ciągle na ustach, ale samego Napoleona, który w pamiętnikach swoich gorzko się żali, że „niedorzeczne baśnie pogańskie” jeszcze w latach szkolnych zachwiały w nim wiarę.

Gorszym czynnikiem było zepsucie obyczajów, bowiem wiadomo, że ze zgnilizny moralnej wyrasta najbujniej chwast niedowiarstwa. Za rozwiązłymi rządcami, takimi jak Filip Orleański i Ludwik XV, poszedł dwór, za dworem arystokracja, za arystokracją znaczna część szlachty i mieszczaństwa; co gorsza, nawet pewną cząstkę wyższego duchowieństwa zaraziła ta gangrena, podczas gdy kler niższy żył na ogół moralnie.

Nie dziwi więc, że wśród takiego społeczeństwa tajne towarzystwa znalazły bogaty połów. Masoneria – płód ziemi angielskiej (z 1717 roku) już w roku 1721 przekroczyła kanał La Manche i tak prędko rozkrzewiła się we Francji, że około roku 1781 miała swe loże w 282 miastach i liczyła tam przeszło milion adeptów. Należeli do nich nie tylko tzw. Filozofowie, ale także książęta krwi, kobiety wysokiego rodu i niektórzy duchowni. Obok wolnomularstwa szerzył się illuminatyzm St. Martina i masoński zakon du Temple, czyli Templariuszy. Jeden z nich, hrabia Gabriel Honoriusz Mirabeau, doprowadził na zjeździe w Wilhelmsbad (w roku 1781) do połączenia się masonerii francuskiej z niemieckim illuminatyzmem Weisshaupta; na drugim zaś kongresie, odbytym w Paryżu w roku 1785, postanowiono wywołać rewolucję, której przygotowaniem miał się zająć osobny klub, czyli tzw. loge de propagande. O tym, że z lóż istotnie wyszło hasło do ogólnego przewrotu, świadczą nie tylko historycy rewolucji, ale sami jej przywódcy, którzy prawie bez wyjątku byli wolnomularzami wysokich stopni.

Masoneria jako nieprzejednana przeciwniczka chrześcijaństwa wsparła potężnie propagandę niedowiarstwa, które też na kształt kleszcza wżarło się w serce społeczeństwa i nie tylko zakaziło warstwy wyższe, ale nawet część mieszczaństwa i ludu. Duchowieństwo nie mogło stawić tamy antyreligijnym prądom, bo część wyższego kleru hołdowała również wolterianizmowi, a część niższego nachylała się do jansenizmu, czyli do heretyckiej doktryny, która chciała zmienić po swojemu naukę Kościoła o łasce, a pod pozorem zreformowania karności wprowadzała przesadny rygoryzm i zuchwały opór przeciw Stolicy Świętej. Powszechnym był również gallikanizm, który uszczuplał prawa Kościoła i prymatu papieża.

Do obozu jansenistów, albo pseudofilozofów, należeli również ci, co mieli strzec ładu społecznego i moralności publicznej, to jest członkowie sądów, czyli parlamentów; ich też głównie dziełem była kasata jezuitów we Francji (w roku 1764).

Takie oto są przyczyny przewrotu religijnego, za którym musiał pójść przewrót polityczny i społeczny, zwłaszcza gdy do czynników wymienionych przybyły inne, jak: niemoralność i szalony zbytek dworu, nadużycia klas uprzywilejowanych, zazdrość trawiąca warstwy średnie i niższe, zła gospodarka finansowa, niesprawiedliwy rozkład ciężarów publicznych i okropna nędza, grasująca zarówno po wsiach, jak i po miastach.

***

Po srogich burzach reformacji i po krwawych walkach religijnych wieku XVI i XVII, nastała w wieku XVIII zgniła obojętność w wierze, smutny płód protestantyzmu, a rodzicielka jawnej bezbożności. Wprawdzie nie brakowało nigdy głupców, „mówiących w sercu swoim: Nie masz Boga“: lecz w wiekach rozumu i wiary musieli oni siedzieć w ukryciu i przywdziewać maskę; dopiero w wieku Voltaire’a wystąpiło niedowiarstwo z otwartą przyłbicą, rozzuchwalone poparciem możnych, ubrane w płaszcz filozofii i mające na skroni kłamliwy nimbus nauki. Rzekomi filozofowie owego wieku wyruszyli z ogromnym rynsztunkiem i nieubłaganą nienawiścią do walki z religią, mając złowrogie hasło: Ećrasez l’infame, a główną ich bronią sarkazm i sofizmat. W sojuszu z nimi była sekta wolnomularska, która zrodzona na ziemi angielskiej, już w pierwszej połowie XVIII wieku pozakładała swe łoże po większych miastach Europy i zaraz z początku okazała się zaciekłą nieprzyjaciółką religii katolickiej.

Co do zasad i dążności, sekta wolnomularska manifestowała się na zewnątrz jako, stowarzyszenie humanitarne i cywilizacyjne, mające prawdziwych przyjaciół ludzkości bez różnicy religii lub narodowości skupić do wspólnej pracy nad rozwojem oświaty, filantropii i postępu; i tymi to hasłami, jak niemniej sutymi biesiadami, urokiem tajemniczości i obrzędami rzekomo religijnymi wabiła łatwowiernych. Atoli po za masonerią trzech stopni, czyli symboliczną lub błękitną, stała masoneria czerwona, czyli wyższych stopni, świadoma swoich celów i dążąca skrycie a wytrwale do zagłady religii i monarchii. Słusznie też Klemens XI! w bulli In eminenti (1738), a Benedykt XIV w bulli Providas (1751) rzucili na nią duchowne gromy. Acz podzielona na kilka obrządków (szkocki, francuzki, egipski (Mizraim), szwedzki), tworzyła jednak wspólne ogniska w tzw. „Wielkich lożach” i „Wielkich Wschodach” a w walce z Kościołem występowała zawsze jako jedna falanga.

Według świadectwa wielu pisarzy, masoneria wraz z llluminatami przygotowała straszny kataklizm we Francji (zjazd w Wilhelmsbad 1781 i w Paryżu 1785); i nie było to wcale rzeczą przypadkową, że koryfeusze rewolucji wyszli z lóż masońskich. „W osiemnastym wieku — oświadczył jawnie jeden z masonów, br.\ Malapert w r. 1874 — wolnomularstwo tak było rozszerzone po świecie, że można powiedzieć, iż od tej epoki nic się nie stało bez jego zezwolenia”. Co zaś masoneria zdziałała w wieku XIX, zobaczymy w ciągu tego dzieła.

Sektę llluminatów założył 1-go maja 1776 Adam Weishaupt, profesor prawa w Ingolstadzie, i rozszerzył ją po Niemczech przy pomocy bar. Knigge, profesorów mogunckich Beckera i Nimisa, exbenedyktyna Ben. Werkmeistera, proboszcza Fil. Brunnera i innych. Masonera była niejako jej przedsionkiem, a walka przeciw religii, rządom i własności jej zadaniem. Wypowiedziano to na zjeździe w Wilhelmsbad r. 1781. „Zakon llluminatów” miał również ścisłą organizację, a mianowicie obejmował trzy klasy i kilka stopni (nowicjusza, minerwała, illuminata niższego, illuminata większego, kawalera szkockiego, kapłana, regenta, maga i króla). W r. 1785 został on odkryty i przez rząd bawarski proskrybowany; ale lluminaci nie przestali działać w ukryciu. Saint Martiniści to illuminaci francuscy. Ojcem ich był hr. Saint Martin (ur. 1743), uczeń Martineza Paschalisa, żyda hiszpańskiego, który w połowie wieku XVIII zakładał loże we Francyi. Saint Martin, zwany „le philosophe inconnu”, wyłożył w dziele „Des erreurs et de la verite“ swój system, przypominający dawne błędy neoplatoników, manicheuszów i pseudomistyków. Z pism jego wiele skorzystali St. Germain i Cagliostro, szerzyciele masonerii kabalistycznej.

Nieprzyjaciele religii podali sobie dłonie, by zgnieść Towarzystwo Jezusowe, zohydzić duchowieństwo i Stolicę Apostolską, w śmiech podać tajemnice wiary, osłabić powagę prawa i władzy, a tym sposobem przygotować ogólny przewrót w świecie. Niecnej ich robocie przyklaskiwały klasy wyższe, zgangrenowane w wielkiej części niedowiarstwem i rozpustą, nie przeczuwając wcale, że na swe głowy ostrzą same topór; pomagali zaś ówcześni królowie i ministrowie królewscy, snadź niewidzący w swym zaślepieniu, że w ślad za upadkiem religii idzie upadek wszelkiej powagi, że gdy walą się ołtarze, nie mogą także ostać się trony.

Niebawem przyszła rewolucja i rozpoczęła straszny swój taniec. Gdy bowiem w wielu umysłach zagładzono wiarę w Boga i cześć dla władzy, gdy urok majestatu królewskiego zniweczyły bezwstydne orgie Ludwika XV, cyniczna polityka Fryderyka II, i krzyczące bezprawia Katarzyny II, gdy klasy wyższe, nadużywając swoich przywilejów, nieznośne jarzmo wtłoczyły na karki warstw niższych: powstała w tychże warstwach gwałtowna żądza obalenia ówczesnego porządku. Rewolucja francuska, podobna do wezbranej rzeki, poniosła na swych lalach nie tylko ołtarze i klasztory, nie tylko tron nieszczęśliwego Ludwika XVI, ale także zamki i głowy tych samych wolnomyślicieli, co niedawno przedtem (1778) wprowadzili do Paryża w tryumfie patriarchę bezbożności Voltaire’a, i co entuzjastycznie unosili się nad rewolucyjnymi ideami filozofa genewskiego Jana Jakóba Rousseau’a. W imię tychże idei zniwelowano wszystkie stany, zagrabiono dobra kościelne, zniesiono klasztory, narzucono duchowieństwu konstytucję cywilną, wreszcie proklamowano rzeczpospolitą i poprowadzono króla na rusztowanie, za królem zaś wielką liczbę duchownych, uczonych i możnych. Gilotyna dzień i noc pracowała, a kiedy stępiły się topory, topiono nieszczęśliwych setkami w Sekwanie lub Loarze. W imię idei Voltaire’a i Rousseau’a ogłoszono jawnie ateizm, zburzono lub zbezczeszczono pięćdziesiąt tysięcy kościołów, a na ołtarzu kościoła Notre-Dame postawiono ohydną nierządnicę, mającą wyobrażać rozum, jedyne bóstwo Francji.

Rewolucja, niezadowolona zwycięstwem we Francji, chciała drzewo wolności zatknąć na Kapitolu i wysłała tamże swoich emisariuszy; a gdy jeden z nich — Hugo Basseville — został zabity wśród zaburzenia na Corso rzymskim 13 stycznia 1793 r., poprzysięgła zemstę papieżowi i papiestwu. Pius VI, chcąc ratować swe posiadłości, przystąpił do koalicji przeciw republice francuskiej; lecz orzeł korsykański, Napoleon Bonaparte, rozgromił koalicję, a wojska republiki wkroczyły do państwa kościelnego.

W Rzymie samym, pod opieką Józefa Bonapartego, rozsiewano doktryny rewolucyjne i tworzono kluby, na których czele stał rzeźbiarz Cerachi; a gdy w krwawym rozruchu jenerał francuski Duphot utracił życie (28 grudnia 1797), zajął jen. Berthier Rzym i ogłosił rzeczpospolitą (15 lutego 1798). Powtórzyły się, acz na mniejszą skalę, sceny paryskie, — przed mostem św. Anioła wzniesiono posąg bogini wolności, depcącej tiarę, znieważono wśród orgii naczynia święte, splądrowano Watykan, i do tego aż przyszło, że brutalny komisarz dyrektoriatu Haller zdarł z ręki papieża pierścień rybaka. Gdy cierpliwy ale przy tym nieustraszony Pius VI nie chciał zrzec się praw swoich, a lud rzymski począł się burzyć, oświadczono mu (19 lutego 1798), że nazajutrz musi Rzym opuścić. Daremnie wymawiał się wiekiem i chorobą, — dziki republikanin Haller odpowiedział szorstko: „Możesz tak samo umierać gdzie indziej, a jeżeli nie wyjedziesz dobrowolnie, użyję innych środków”.

Jakoż 20 lutego o świcie porwali żołdacy papieża i wywieźli go najprzód do Sieny, potem do klasztoru Kartuzów obok Florencji (30 maja), w końcu do Valence we Francji, gdzie 29 sierpnia 1799 zakończył ciernisty swój żywot, istny „peregrinus apostolicns moriens in exilio“ (pielgrzym apostolski, umierający na wygnaniu).

Była to wówczas godzina ciemności, i zdawało się, że bezbożność ostateczny tryumf odniesie, a z Piusem VI zstąpi Kościół do grobu. Już mu nawet wrogowie śpiewali „requiescat“; tymczasem Bóg, opiekujący się po wszystkie wieki Kościołem, w jednej chwili dziwne zmiany sprawił. Oto kwiat wojska francuskiego, ze zwycięskim wodzem Bonapartem, zawiódł aż pod piramidy egipskie, spalił jego flotę pod Abukir, ściągnął z dalekiej północy hordy Suworowa, a wyrzuciwszy republikanów za Alpy, zebrał rozprószonych kardynałów na konklawe w Wenecji (1 grud. 1799).

bp Józef Sebastian Pelczar

bppelczar


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , ,

Podobne wpisy:

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*