life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Pan Nikt: Rosja. Dziś i jutro

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Transformacja ładu globalnego, przebudowa globalnej architektury układu sił stawiają przed nami wiele pytań i niewiadomych. Proces ten możemy nazywać rewolucją, początkiem zawoalowanej III wojny światowej, Nową Jałtą, ponownym rozdaniem kart pośród głównych uczestników koncertu mocarstw, wykuwaniem Nowego Porządku Światowego, transmutacją stref wpływów na świecie etc., ale nomenklatura nie ma tu znaczenia poza publicystycznym powabem. Istotą rzeczy jest bowiem to, że kształtujące się na naszych oczach przeobrażenie, a w wyniku którego ufundowana zostanie kolejna wersja planetarnego ładu, zdemoluje dotychczasowy gmach świata. Nova Gigantomachia wymaga ofiar. Wymaga krwi i łez. Wymaga pieniędzy i zasobów. Jedni zostaną wywyższeni, drudzy zaś przyjmą na siebie koszty, które narzuci im zwycięzca, aby osiągnąć swój cel główny. Władztwo nad światem.

W geopolityce – podobnie jak w życiu – wszystko jest możliwe, tylko nic nie jest pewne. Nie ma – oprócz „obiektywnej” geografii – stałych. Niezmiennych. Takie pojęcia w rywalizacji międzynarodowej nie istnieją. Politycy nierozważni i naiwni, próbujący porządkować zakres kategorii powiązanych z geopolityką, chcieliby nadawać im głębszy sens, którego one nie posiadają. Przyjaźń, sympatie, honor, wdzięczność, niechęć, złość są pomocne w relacjach międzyludzkich. Nie mają zastosowania praktycznego w brutalnej grze o interesy. To truizm, ale jakże przydatny tu nad Wisłą, gdzie zapominamy, że: ważne są tylko gry. Nic więcej. Nie dość przypominania tego w naszym kraju. Niniejszy tekst nie jest polemiką z niskiej jakości dyskursem nt. Rosji, Ameryki i Chin, czy w ogóle polityki światowej, ani polemiką z czyimiś wyobrażeniami nt. tego, czy warto, bić się, czy nie bić, skonać w gnoju, czy wznieść się ku gwiazdom. Nie jest peanem na cześć rozsądku, cynizmu i realizmu ani pogromem naiwności, krótkowzroczności i zdrady. Szkoda czasu na to w obliczu obecnego bardzo trudnego położenia Polski. Jak powiedział Higgins w zakończeniu „Trzech dni Kondora:” „Chodzi tylko o gry.” Kto nie potrafi grać – gra słabo lub prowadzony jest za rękę przez innych graczy – nie liczy się. Kto nie chce grać: stoi poza boiskiem – nie liczy się jeszcze bardziej. Przyjmuje status widza. A tych gracze, jak sami wiemy, zmawiając się między sobą lub przyjmując do układu sędziego, mogą kantować jak chcą i kiedy chcą. Znajomość reguł, hart ducha, wola walki, rewolucyjna czujność oraz umiejętność wychwytywania podpuch, lewych zagrywek, odwaga oraz biegłość w natychmiastowym poświęcaniu mniej ważnych zasobów, aby ugrać więcej, szybka reakcja i duży kiziorski nóż schowany pod blatem stołu stanowią o tym, czy jest się poważnym zawodnikiem czy nie.

Rosja we mgle?

Ameryka, forsując Transpacyficzne oraz Transatlantyckie Partnerstwa oraz oficjalnie ogłaszając kilka lat temu swój zwrot ku Azji, szykuje prokrustowe łoże dla swoich głównych protagonistów – Chin i Rosji. To osaczenie euroazjatyckiej Wyspy Świata. Na skalę globalną. Próba ekonomicznego oraz militarnego zdominowania rywali. Putin ma rację, twierdząc że „tylko kilka krajów na świecie naprawdę niezależnie zarządza swoją suwerennością i strzeże jej jak oka w głowie, nie pozwalając nikomu w nią ingerować.” Okres zimnowojenny i postzimowojenny drastycznie ograniczył liczbę państw realnie suwerennych do tych, które są prawdziwymi imperiami – do: Stanów Zjednoczonych, Rosji i Chin. Dotychczas możliwość ponadregionalnej lub globalnej projekcji siły m.in. świadczyła o byciu imperium, czyli krajem suwerennym, potrafiącym bronić i narzucać innym swoje interesy. Ale to oraz m.in. niczym nieskrępowany dostęp do zasobów energetycznych (własnych lub cudzych), zapasy złota odłożone na czarną godzinę, zwłaszcza kiedy światowy porządek ekonomiczny ponownie, jak w 2008r, zostanie zachwiany, możliwość uzyskiwania i przetwarzania olbrzymiej masy danych i umiejętności wykorzystania wiedzy z nich płynących, gospodarka, bez której system światowy nie mógłby funkcjonować wydajnie, nie wystarczają już do bycia państwem w pełni suwerennym. Tak naprawdę obecna rewolucja i gwałtowny, drastyczny dysbalans, tj. rozpad globalnego układu sił jest spowodowany nowym etapem w rozwoju idei państwa suwerennego naprawdę.

Ta rewolucja, paradoksalnie, nie jest po prawdzie żadną rewolucją, ale ewolucją. Jest początkiem gry mającej wyjaśnić, które spośród trzech dotychczas realnie suwerennych państw zostanie jedynym podmiotem, który można będzie od tego momentu uznać prawdziwie suwerennym. O ile, powtórzmy, konflikty XX wieku drastycznie ograniczały krok po kroku liczbę państw suwerennych właściwie do trzech imperiów, to w drugiej dekadzie XXI wieku poznamy, kto z rywalizacji wyłoni się jako jedynowładca. Oczywiście pozostawione zostaną sfery wolnościowe, koncesjonowane przez suzerena, dzięki którym pozostali gracze międzynarodowi uznawać się będą mogli za wolnych, ale w istocie wiek XXI będzie nazywany wiekiem takiej lub innej desuwerenizacji podmiotów prawa międzynarodowego na rzecz hegemona światowego.

Zatem kolejnym etapem ewolucyjnym w rozwoju idei państwa suwerennego będzie przejście od imperium – na które to miano obecnie zasługuje kilka podmiotów prawdziwie suwerennych – do superimperium, jedynego państwa suwerennego. Każdy z trzech głównych graczy – Rosja, Chiny i Stany Zjednoczone – naturalnie dąży do uzyskania przewagi i zajęcia pozycji, dzięki którym osiągnie sukces.

Ale jak można by zdefiniować ten przyszły nowy byt, nową formę państwa? Za pomocą jakich desygnatów moglibyśmy oznaczyć taki podmiot? Jakie musiałby posiadać cechy? Kiedy będziemy wiedzieć, że superimperium już jest, już istnieje?

Otóż superimperium, jeśli chce być prawdziwie suwerenne, być państwem suwerennym najwyższego typu (tj. posiadać władztwo nad światem), MUSI być wszędzie i zawsze. Musi też być jedynym takim bytem państwowym. Dominatywna wszechobecność i jednoczesność militarna i ekonomiczna będą oznaczały prawdziwą supremację. Proces rozpoczęty w 2003 roku, a którego częścią m.in. jest teraz pożar i rozpad Ukrainy, w swojej istocie jest walką o to, które imperium będzie posiadało możliwości projekcji swojej siły i interesów wszędzie i zawsze, stając się de facto supermocarstwem symultanicznym. Taki gracz musi być wszechobecny i wszechwładny czasowo i geograficznie. Nie będzie mógł już nigdy pozwolić sobie na chwilę wytchnienia ani na chwilę słabości. Nie ma mowy o przyśnięciu w reżyserce. Jego argusowe oko obejmować będzie wszystko: od głębin oceanów, ocienionych dolin, napowietrznych szlaków, przez nasze myśli i uczucia, po naszą wolę, duszę i pragnienia.

Patronat globalny wymagać będzie środków i sił, sprawności organizacyjnej oraz coraz większych możliwości ingerowania we wszelkie przejawy życia politycznego, ekonomicznego i społecznego. Wiek XXI zatem będzie wiekiem tyranii i wiekiem rebelii przeciw niej. Tyranii zawoalowanej naturalnie, ubranej w piękne frazesy, sprzedawanej w atrakcyjnym opakowaniu – tu nic nie będzie się działo na grandę, na chama, stosowane raczej będą wysublimowane postbolszewickie w swym niuansowaniu techniki, niźli obcesowe i wyraźne w swojej istocie metody narodowo-bolszewickie. Ale mimo wszystko supermocarstwo symultaniczne będzie dążyło do wszechwiedzy i wszechwładztwa, a to nigdy, jak wiemy z historii, nie oznaczało poszerzenia sfer wolnościowych, a wręcz przeciwnie. To prawdziwe novum w systemie funkcjonowania i sposobu walki o swoje interesy. Wszechobecność, jednoczesność, umiejętność stałej aktywności w wielu regionach, na wielu poziomach (ekonomia, bezpieczeństwo, zwiad, światowa sieć, lokalne społeczności etc.) oraz możliwość narzucania swojej woli, ograniczania, spychania rywali do własnych, naturalnych, przypisanych im przez hegemona stref, a z czasem możliwość narzucenia im porządku wewnętrznego zgodnego z interesem intruza – stanowić będzie o tym, kto ostanie się z tej rywalizacji jako Rzym Jedyny. Będzie to konstrukt totalny i totalistyczny. Holistyczny projekt wiecznego w zamierzeniu władztwa, mający m.in. symboliczny wręcz wyraz w zawołaniu amerykańskiej 556. Jednostki Wywiadowczej czuwającej nad okołoziemską przestrzenią kosmiczną: „Zawsze czujni, nigdy znużeni.” Wszechobecny globalny kaganat.

Podczas gdy Półwysep Europejski już w XVIII w. w czasie wojny siedmioletniej przestał być głównym teatrem działań, a stał się nim, na małą jeszcze skalę – świat, z wieloma jednak „oazami spokoju,” obecnie dąży się do tego, aby nie było już nigdzie tzw. sanktuariów. Miejsc, w których przeciwnik mógłby zachować bezpiecznie swoje zasoby, siły. Ziemia, planeta ludzi, stanie się jedną wielką strefą wpływów jednego podmiotu, jednego realnego hegemona. Reszta będzie musiała akomodować względem jego oczekiwań i pragnień. Owszem do tego jeszcze kawałek drogi, stosowane będą półcienie i perfidnie będą rozkładane akcenty, zakres ściem jest i będzie szeroki, ale docelowo głównym owocem rozgrywki geopolitycznej pierwszej połowy XXI wieku, będzie powstanie supermocarstwa symultanicznego.

Powtórzmy: okres 1945 – 2014 można by nazwać fazą schyłkową państw suwerennych na rzecz oligarchicznego systemu władzy panglobalnej, sprawowanej przez rywalizujące ze sobą trzy podmioty, dwa mocarstwa kontynentalne i jedno – morskie. Próby sztucznego wykreowania podmiotów pozapaństwowych na istotnych globalnych graczy (UE, BRICS, SzOW wielkie koncerny, tajne związki, fundacje) spaliły na panewce w obliczu m.in. tzw. przyspieszenia amerykańskiego z lat 2003 – 2014. Wiele wskazuje na to, że rok 2015 może stać się rokiem tymczasowego nowego Kongresu Wiedeńskiego, próbą ułożenia się trzech głównych graczy, ale będzie to raczej rozwiązanie krótkotrwałe. Weszliśmy już bowiem w nowy etap. Rok 2014 i wojnę na Ukrainie można nazwać fazą pre-war period, fazą przygotowawczą, nie wiemy jeszcze jak długo trwającą, pod fazę główną: wojenną – war period, której kodą będzie faza schyłkowa – post-war period. Waszyngton postanowił wejść w fazę pre-war i jednocześnie prowadzić negocjacje z powodu swojej wzrastającej, immamentnej słabości wojskowo-gospodarczej. Przyznać trzeba, że to zgrabne zagranie. Klasyczna ucieczka do przodu, próba utrzymania jak najwięcej spośród swoich wpływów, nadal na swoich warunkach, w sytuacji, kiedy słabnący potencjał nie pozwala być obecnym zawsze i wszędzie. Dominować wszechogarniająco. Ameryka robi wszystko, w warstwie politycznej, wojskowej, propagandowej, aby zatrzymać proces grożący jej wejściem w fazę postimperialną . O ile w latach 1989 – 2001 jej się to jeszcze udawało, o tyle od roku najpóźniej 2003 do roku 2014 można mówić o poważnym kryzysie i najprawdopodobniej bez wywołania wojny nie uda się Waszyngtonowi powstrzymać procesu powodującego, ze staje się Kartaginą światowej polityki, Chiny zaś z coraz większym trudem, a nawet niechętnie próbują ukrywać fakt, że stają się Rzymem.

Wojna światowa 1914 – 1945 oraz lata post war period: 1945 – 1989 r. pokazały, że rywalizacja zdegradowała najpierw mocarstwa zachodnioeuropejskie do podmiotów z zasobu amerykańskiego hegemona, a potem, że rywalizacja między Ameryką i Rosją wystarczająco osłabiła oba te kraje na rzecz trzeciego gracza – Chin.

Amerykańska koncepcja wojny powietrzno-morskiej z Chinami posiadająca sporo wątpliwych rozwiązań, a implementowana i wdrażana przez Pentagon jest wojskowo-polityczną odpowiedzią Waszyngtonu na rosnące zagrożenie płynące z wybrzeży zachodniego Pacyfiku. Ameryka uderzy pierwsza albo sama sprowokuje przeciwnika do uderzenia, albo wymyśli dobry pretekst do jakiejś formy agresji. Ta strategia, jak każda strategia jest narzędziem polityki. „Strategia – jak pisał Wraga – jest to sztuka racjonalnego kombinowania przygotowań do wojny i konsekwentnego do możliwości i koniunktur politycznych i gospodarczych przeprowadzenia operacji wojennych dla osiągnięcia celu postawionego przez politykę państwa.” Obie strony: i Pekin, i Waszyngton, patrząc sobie uważnie na ręce, pamiętają o opinii Klasuewtiza: „Powodzenie i niebezpieczeństwo zawsze i nierozerwalnie towarzyszy sile. Im bardziej staramy się zwiększyć szanse powodzenia, tym bardziej zwiększa się ryzyko i niebezpieczeństwo. Ważne jest jednak dla decyzji tylko to, czy to narastanie odpowiada naszym wymaganiom i sytuacji.”

Na Dalekim Wschodzie wszyscy się zbroją przeciw wszystkim, sytuacja polityczno-wojskowa staje się coraz bardziej labilna, zatem można zakładać, że okres pre-war zostanie zakończony wybuchem prawdziwego konfliktu z chwilą, kiedy jedno z mocarstw uzna, że szanse powodzenia mają przewagę lub co najmniej równoważą się z ryzykiem i niebezpieczeństwem. Miecze zostały wyjęte z pochew i schowane pod płaszczami, aby nie przerażać za wcześnie publiki. Na listopadowym pekińskim szczycie APEC Waszyngton i Chiny właściwie wydały komunikat, że obie strony wiedzą, czym się różnią, potwierdzają realny konflikt interesów, ustaliły de facto, jakie są pola konfliktu, na co nie pozwalają (poważna porażka Ameryki i jej projektu Transpacyficznego Partnerstwa Handlowego oznacza, że Chiny uniknęły ciosu) i potwierdziły, że łatwo nie będzie. Wydaje się, że z racji historycznych i z powodu napięcia między rywalami niemożliwe będzie stworzenie układu duopolowego. Owszem, taktycznie i krótkoterminowo taki związek będzie możliwy, ale dynamika systemu władzy i kontroli wyklucza układ bipolarny, w którym Rosja zostanie zastąpiona Chinami. Powtórzmy: gra idzie o najwyższą stawkę, Rzym nie poszedł na współpracę z Kartaginą. Rzym Kartaginę zdominował i zniszczył.

W tych tumanach zasłony dymnej, w tej mgle – zwanej przez Moskwę „ekspansją globalnego chaosu” otulającej dotychczasowy układ międzynarodowy i która spowija przyszłe pole bitwy oraz z której wyłoni się zwycięzca, porusza się również Rosja. Dla nas niezmiernie ważny jest właściwy ogląd tego kraju, naszego sąsiada, aby zrozumieć, nie tylko jakie ma plany, jaką obecnie prowadzi grę, ale również czym w swej istocie tak naprawdę jest Rosja. Czy Rosja tkwi we mgle? Jak postrzega świat zewnętrzny? Jak chce się z niej wyrwać? Co chce zrobić? Czym chce być? Nad Wisłą szczególnie uważnie powinniśmy przyjrzeć się temu, co z tym krajem dzieje się, co wokół niego jest grane, jakie ruchy wykonuje on sam i poważnie zastanowić się, czego można się po nim spodziewać. No easy answer…

Los Rosji

W jednej ze scen lunarnego poematu Bułhakowa o stalinowskiej Rosji, dokąd zstąpił szatan, nie – Jezus, a w której Woland i Azazello patrzą na Moskwę z Worobiowych Wzgórz (dobrze stamtąd widać stolicę ozłoconą pięknie wieczornym słońcem), lucyfer odzywa się:

„ – Jakie ciekawe miasto, prawda?

Azazello poruszył się i odparł z szacunkiem:

- Messer, mnie się bardziej podoba Rzym.

- Cóż, kwestia gustu – odpowiedział Woland.”

Bułhakow, kijowianin z urodzenia, również wolał Moskwę. Ten poetycki, jakże symboliczny dialog przypominam jeno dla jasności, że oceny Rosji, jej polityki, miejsca w porządku światowym nie powinny mieć nic wspólnego ani z gustem, ani z sympatią, ani z awersją. Dla dalszych rozważań warto pamiętać za Adamem Ulamem, polskim sowietologiem, że „Sowiety, czy to będąc wrogiem, czy aliantem zawsze respektowały realną siłę danego państwa, jego potencjał gospodarczy i możliwości militarne, a przede wszystkim jego stabilność społeczno – ustrojową.” Dziś Rosja nie jest już Związkiem Sowieckim, ale sens tej opinii jest jak najbardziej aktualny. Kreml świetnie zdaje sobie sprawę z procesu zmian w ładzie światowym. I jedno wiadomo na pewno. Nie zamierza stać biernie obok.

Rosja jest krajem o skrajnie pragmatycznym podejściu do geopolityki i stosunków międzynarodowych. Trudno byłoby znaleźć silnego gracza ponadregionalnego o tak przewidywalnych posunięciach dzięki jasno i precyzyjnie artykułowanym interesom. Reaktywne posunięcia rosyjskie w obliczu narzucanych Moskwie warunków gry na Ukrainie przez Waszyngton są tego najlepszym przykładem. Dezinformacyjnie brzmią komunały zachodnich analityków i polityków o nieprzewidywalności Rosji, o złożoności procesów tam zachodzących. Otóż jest jak najbardziej przeciwnie. Kreml wyraźnie definiuje swój sposób postrzegania sytuacji na zewnątrz kraju i swoje zamierzenia. Często konstrukcje te są prostackie, czasem naiwne, czy pełne cynizmu, ale te kategorie nie mają znaczenia wobec nadrzędnej kategorii: skuteczności.

Moskwa od długiego czasu ze szczególnym nasileniem w kontekście operacji ukraińskiej deklaruje konstruktywne, utylitarne podejście i to, że jest otwarta na dagawor respektujący interesy Rosji oraz jej naturalne strefy wpływu. Rosja oprócz tego, że jest wściekła na Waszyngton próbujący za wszelką cenę pokazywać jej miejsce w szeregu, okazuje w ten sposób swoją słabość. Prawda jest taka, ze i Moskwa, i Waszyngton chcą się dogadać, ale każde z nich nie ma zamiaru brać pod uwagę żywotnych interesów protagonisty. A szczególnie przodują w tym Stany Zjednoczone, których posunięcia geopolityczne wobec Rosji można określić jako szczególnie proeskalacyjne, tak jakby miały za wszelką cenę znaleźć to miejsce i wyczuć ten moment, w którym Rosja pęknie.

Przede wszystkim jednak wbrew pozorom rosyjska elita władzy jest głęboko zaniepokojona, że – w odróżnieniu do sowieckich elit np. lat 30. poprzedniego wieku – nie udało się jej odwrócić swojego kraju od skrajnie niebezpiecznych dla Rosji tendencji. Poza kilkoma sukcesami (Syria, Iran) nie udaje się polityce rosyjskiej wygrywać wszystkich sprzeczności pomiędzy innymi podmiotami gry międzynarodowej i odpowiednio reagować wobec rosnącej nierównowagi światowej. Rosja słusznie wszem i wobec mówi o destabilizacji sytuacji strategicznej i dlatego jakiekolwiek wystąpienia Ławrowa, czy Putina od pewnego czasu brzmią tak, jak pośrednie przyznanie się do tego, że polityce rosyjskiej nie udaje się nadal takie ułożenie stosunków, by Rosja nie spotkała się z jednej strony z bezpośrednim uderzeniem wojennym, a z drugiej strony – aby nie powstały na terenie światowym wielkie koalicje, które by pokojowo lub wojennie nie zagrażały Rosji.

Politykę rosyjską w XXI wieku można nazwać pragmatyczno-reaktywną. Rosja to obecnie dziwny twór. Słabo-silny, robiący wrażenie, iż nie za bardzo potrafi poruszać się w zdestabilizowanym przez Amerykę środowisku. Denerwuje ją, że Waszyngton, stosując skutecznie starą taktykę per fas et nefas jest, pomimo swojego osłabienia na tyle mocny, aby tę prawidłowość wykorzystywać bez oglądania się na interesy i strefy wpływów Moskwy. Uogólniając: niemal stałą tendencją polityki i dyplomacji rosyjskiej ustaloną już w końcu XVIII wieku było rozbijanie i niszczenie wszelkiej równowagi międzynarodowej, która by krępowała swobodę dla polityki rosyjskiej. Rosja robiła zawsze tak, kiedy była silna. Dziś można uznać, że tę rolę przejął Waszyngton, stąd Rosja – dla celów taktycznych, sygnalizując swoją słabość, jak na początku lat 30. XX wieku – wydaje się, że próbuje wyrąbać dla siebie jak najwięcej przestrzeni dla swojej autonomii strategicznej.

Kreml nie chce żadnej rewolucji, żadnego nowego porządku światowego bez równych zasad dla wszystkich, pragnie i nawołuje do ewolucyjnego nowego rozdania. Jeśli nie zostanie przyciśnięty do muru, to jest obecnie jak najdalszy od polityki prowokacji wojny światowej, podobnie jak Sowiety Stalina na początku lat 30. Rosja chce wystarczająco urosnąć w siłę, potrzebuje więc na to czasu i spokoju. Bajki intoksywkowane w Polsce ze szczególnym natężeniem, ocierające się o paranoję, kształtują wśród elit nadwiślańskich i wśród zwyczajnych ludzi obraz Putina i Rosji, jako zagrażających nie tylko światu, ale i galaktyce i to teraz właśnie, kiedy Rosja jest obliczalna i z Rosją można się dogadywać. Tak, Ryszard Wraga słusznie zauważał, jeszcze przed II wojną światową, że „polityka zagraniczna Rosji jest wypadkową niezmiennych, atawistycznych dążeń państwowości rosyjskiej z jednej strony, a koniunktury międzynarodowej z drugiej strony. Z tego tytułu charakteryzuje ją niezwykła elastyczność taktyki. Wobec tego rosyjska dyplomacja nie uznaje żadnych wiążących na długi dystans zobowiązań, a krótkodystansowe zobowiązania pojmuje li tylko i wyłącznie z punktu widzenia interesów państwowości rosyjskiej.” O tym należy pamiętać, ale również należy uświadomić sobie, że silny partner z poważnymi elitami dbającymi o interesy swojego narodu właśnie teraz powinien wygrywać wszystkie obecne słabe strony Moskwy za pomocą albo zbliżenia się do niej, albo konfrontacji. Polityka turecka wobec Rosji i wydarzeń ukraińskich oraz spotkanie 1 grudnia 2014 roku Putin-Erdogan są tego najlepszy przykładem…

Rosja, robiąc wszystko, aby nie poddać jej ekskluzji podczas reformowania globalnej architektury, postuluje oligarchiczny konsensus mocarstw. Marzyłby się jej nowy kongres wiedeński w 2015 roku. Pragmatyzm, dezideologizacja stosunków międzypaństwowych, nieingerencja w sprawy wewnętrzne, poszanowanie stref wpływów i priorytet spraw biznesowych (kasa, kasa, kasa, kupić zachód) są słowami kluczami w deklaracjach politycznych kremlowskiej elity. Jak stwierdził Putin, Rosja nie szuka konfrontacji, szanuje interesy innych i jak się wyraził: „Amerykanie i Rosjanie mają wiele wspólnych strategicznych interesów.” Jakże brzmi to znajomo. Gorbaczow w 1987 roku w swojej książce p.t. „Pierestrojka i nowe myślenie. Dla naszego kraju i świata” pisał: „Nasze kraje po prostu nie mogą sobie pozwolić na konfrontację. Taki jest prawdziwy interes zarówno narodu radzieckiego i amerykańskiego. I to trzeba wyrazić w języku realnej geopolityki.” Putin dziś również mówi językiem czystej geopolityki, jednak po drugiej stronie „bajora,” brak jest chętnego do rozkodowania tego przekazu. „Głuchy odbiorca” znad Potomaku pokazuje bowiem, że Moskwa to nie ta sama liga real playerów, że Moskwa, to – dokładnie jak artykułowano to w latach 80. – coś na kształt Burkina Faso z pociskami nuklearnymi – ot, duży, silny troll-parias światowej polityki. Takie sygnały i taktyka są ogromnym błędem Waszyngtonu, ponieważ gra Ameryki na wdrukowanie Rosji przekonania o jej słabości i pomocniczym charakterze wobec dominatora znad Atlantyku narażone są na zbyt duże ryzyko i są po prawdzie – jak pokazują ostatnie badania rosyjskiej opinii publicznej, która skupia się wokół władzy symbolizującej w jej optyce po prostu samą Rosję i naród – kontrskuteczne. Prezydent Rosji wyraźnie w swoim przemówieniu, będącym w swej istocie – pomimo wyartykułowanych mocnych i wyraźnych tez – pokazem, dowodem inercyjności i poczucia bezsiły, przed Zgromadzeniem Federalnym z 4. grudnia 2014 roku. oznajmił, że Rosja w obliczu braku woli dialogu będzie w sposób jednostronny broniła swoich żywotnych interesów.

Polityka amerykańska jest niemal wierną kopią polityki imperialnej Rosji. Zresztą obie strony na równi oskarżają się dokładnie o to samo. Waszyngton dąży do narzucenia Moskwie miejsca w porządku międzynarodowym zgodnym z interesami amerykańskimi, do jej izolacji i osłabienia. Faktyczna rewizja granic w Europie, kontrolowana destabilizacja i rozpad Ukrainy, to była swoista waszyngtońska próba rozpoznania ogniem, czy przypadkiem nie udałoby się pośrednio tak osłabić Rosji, iż po wywołanym tymi działaniami dywersyjnymi podziale wśród kremlowskich elit nie wyłoniłoby się liderów, którzy jak Lenin i Trocki w 1918 roku, Rosję sprzedaliby, podpisując kolejny Traktat Brzeski. To dlatego już 5 października 2014 roku Michaił Chodorkowski – projektowany przez Berlin i Waszyngton na upgrejdowanego Lenina XXI wieku, który mógłby być zaczynem „konstruktywnej” dla zachodu „opozycji” zadżumiającej i rozsadzającej Rosję od środka, w swojej wypowiedzi dla Bloomberga stwierdził : „Rosja jest coraz bliżej kryzysu gospodarczego, który może wywołać rozruchy podobne jak w 1917 roku. Obawiam się, że Putin doprowadzi do krachu znacznie szybciej, niż się to wydaje.”

Putin w przemówieniu do obu izb parlamentu z 4 grudnia zasadnie kpił z działań tzw. zachodu, który odłożył do końca przyszłego roku rozmowy akcesyjne między UE a Ukrainą, traktując całą akcję dziejącą się wokół Ukrainy od jesieni 2013 r. za w istocie zaczyn upadku tego państwa, początek jego faktycznej desuwerenizacji, pogłębiającej się zależności od międzynarodowych grup finansowych, oraz chwiejnych i zblatowanych interesami z Moskwą pozornych aliantów… Świetna lekcja poglądowa nie tylko dla Moskwy, ale i dla Warszawy…

Kiedy Ameryka zorientowała się, że Rosji nie uda się rozwalić od zewnątrz, jak sto lat temu udało się to na chwilę Niemcom, uruchomiła inne środki nacisku i dekonstrukcji, rozpoczynając drugi etap defragmentaryzacji kremlowskiej elity władzy: MFW, sankcje gospodarcze, ograniczenia finansowe, brutalne zdewaluowanie rubla, a przede wszystkim uruchomiła bezwzględną obniżkę cen ropy. Tak. Rosja zawsze musi płacić za swoją podmiotowość albo olbrzymimi pieniędzmi wyprowadzanymi od niej, olbrzymimi stratami finansowymi, albo własną krwią. Putin słusznie zauważył w swojej mowie do obu izb parlamentu z początku grudnia br., że gdyby nie „krymska wiosna” i inkorporacja półwyspu do Rosji, to i tak Waszyngton wymyśliłby jakiś inny powód do wprowadzenia sankcji, ponieważ celem nie jest tu jakaś integralność Ukrainy, ale uprzedmiotowienie Rosji. I taka gra wokół Rosji wg Kremla miała miejsce zawsze, kiedy Rosja – szczególnie wtedy – próbowała rosnąć w siłę i próbowała zbudować swoją przestrzeń wpływów, to grano na rozbicie jej od wewnątrz (choć po prawdzie prowokacje stosowane są przez wszystkie strony, źródła są egzogeniczne i endogeniczne, stąd: z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że działania zbrojne tzw. Emiratu Kaukaskiego w Groznym w nocy z 3 na 4 grudnia br., a toczące się jeszcze podczas przemówienia Putina na Kremlu mogły być zainspirowane przez bezpiekę rosyjską dla wzmocnienia efektu oblężonej twierdzy i dodatkowego wzmocnienia wizerunku Putina oraz konsolidacji społecznej wokół ośrodka władzy, szczególne przy okazji przemówienia).

Pierwsza część operacji, powtórzmy, mającej na celu m.in. zmianę kierownictwa w Moskwie poprzez osłabienie legitymacji władzy kremlowskiej nie powiodła się. Druga część mało wysublimowanej gry amerykańskiej – tj. poważne osłabienie gospodarcze Rosji – również wydaje się być skazana na niepowodzenie, poza rosnącą eskalacją w stosunkach wzajemnych. Błędne są opinie o erozji układu rządzącego. Owszem, Rosja stoi wobec perspektywy stagnacji ekonomicznej, ale podniesie się z niej, bo „parszywieńki Zachód” za bardzo jest zblatowany swoimi interesami z Moskwą i aż przebiera nogami do powrotu do starych czasów, tj. po prostu robienia świetnych interesów z Rosją. Na razie Francja, Włochy i Niemcy słyszą pomruki Ameryki, ale jak tylko zostałby zawarty deal między dwoma nadrzędnymi mocarstwami, wzajemny biznes wróci do normy. Zresztą zobaczymy, kto z obecnych zachodnich gorących orędowników demokracji oraz rządów prawa będzie grzecznie stał na trybunach pod murami Kremla, obserwując wielką majową paradę z okazji 70. rocznicy zwycięstwa Rosji nad Niemcami…

Innymi słowy: Waszyngton obecnie robi wszystko, aby izolować i osłabiać Rosję, Rosja zaś robi wszystko, aby nie nałożyć uszytej jej na miarę przez Waszyngton koszuli Dejaniry i próbuje wyrwać się z okrążenia (Chiny, Turcja, Uzbekistan, Indie). Kreml wie, że napisano dla Rosji scenariusz jugosłowiańskiego typu rozpadu federacji. Stąd musi działać pomimo kosztów. Podpisane w maju umowy gazowe pomiędzy Chinami i Rosją oraz wstępne porozumienia gazowe z Turcją z początku grudnia, to żadne dowody na słabość Rosji. Owszem elity kremlowskie na obecnym etapie uznają swoją podrzędność (do pewnego stopnia i do pewnego momentu wobec Pekinu), ale Rosja wyraźnie daje sygnał, że nie da się złamać, że stać ją nawet na zawieranie niekorzystnych dla niej układów handlowych, na które ją po prostu może sobie pozwolić finansowo i jeśli trzeba będzie, to będzie płaciła dalej swoimi pieniędzmi, zasobami, aby ratować swoją suwerenność. Ta umowa i inne zawierane umowy z Pekinem to wbrew pozorom pokaz siły, nie słabości. Debatowanie o tym, czy Rosja weszła w fazę postimperialną, czy wchodzi w fazę neoimperialną ma charakter akademicki. Liczy się sfera praxis. Pragmatyzm elit kremlowskich uber alles. To elity zachodnie postrzegające wszystko przez pryzmat pieniądza, interpretują tego typu działania jako straty dla interesów rosyjskich oraz słabnięcie Rosji, kiedy Kreml wyraźnie mówi, że „dla nas pieniądze nie są najważniejsze. Jeśli na obecnym etapie potrzebny nam był dla celów zewnętrznych, a przede wszystkim wewnętrznych komunikat, że wyrwiemy się z izolacji, odwracając się na Wschód, to nawet jeśli osiągnięte cele polityczne nie były adekwatne do uzyskanych celów ekonomicznych, to my jesteśmy gotowi ponosić te koszty, ponieważ liczy się przede wszystkim to, co dla nas najważniejsze: odsunięcie wiszącego nad szyją miecza Damoklesa, bo ten, kto go trzyma, chce nas uprzedmiotowić.” Tym kimś – biorąc pod uwagę kremlowski ogląd konstrukcji światowej geopolityki, którego częścią jest paradygmat zimnowojenny, definiujący świat jako arenę walki mocarstw o strefy wpływów, nadal dla Moskwy, i słusznie, jest Waszyngton. O to w końcu toczy się gra na świecie. O bycie niezależnym w swoich decyzjach. Oraz o pełnię władzy i kontroli.

Nova Rosja?

Wg Rosji Waszyngton, dążąc do stania się supermocarstwem symultanicznym, prowadzi dezinformacyjną, dekonstrukcyjną grę bez żadnych reguł i próbuje stworzyć fasadę quasi-bipolarnego układu w rzeczywistości normującego amerykańskie przywództwo. Pragmatyczna Moskwa odpowiada, że potrzebna jest nowa wersja współzależności. „Nie chcemy żadnej rewolucji – mówi Putin – jesteśmy za ewolucją.” Rosja jest przeciwna amerykańskiemu unilateralnemu dyktatowi, autorytarnej dystrybucji szacunku i uznawania „podmiotowości” na zasadzie, że kraje z amerykańskiego zasobu są wiarygodne, podmiotowe, a ich elity posiadają legitymizację do rządzenia, podczas gdy te, które nie zamierzają się poddać tej logice są poddawane brutalnej ekskluzji. „Im większa lojalność – stwierdził prezydent Rosji – wobec centrum władzy na świecie, tym większa lub mniejsza legitymizacja władzy w danym kraju dokonana przez suwerena. Skala narzędzi wywierania wpływu to: użycie przemocy, ekonomiczna i propagandowa presja, ingerowanie w sprawy wewnętrzne.” Kreml stwierdza słusznie, że mamy do czynienia z nowym etapem historii. „Staczamy się w okres – twierdzi Putin – kiedy zamiast balansu interesów i gwarancji, otrzymujemy strach i destrukcję. Zamiast prawa i politycznych instrumentów – broń i przemoc używane są gdziekolwiek i jakkolwiek, nawet bez sankcji ONZ, a kiedy ONZ sprzeciwi się usankcjonowaniu posunięć hegemona jest wtedy nazywana staromodną organizacją nienadążającą za współczesnymi wyzwaniami.”

Powtórzmy: jesteśmy świadkami intensywnego wykuwania nowego porządku światowego. Rosja chce zostać dopuszczona do dealu na równych zasadach i starać się będzie ugrać tyle, ile się jej uda. A gra zawsze na opcję maksimum. Niedocenianie Rosji to duży błąd. Ten kraj w ciągu 20 lat dokonał ogromnego skoku, kiedy to z pariasa światowej polityki w 1924 roku, stał się z Ameryką jego współsuwerenem w 1944 r. Rosja broni swojej podmiotowości na każdym poziomie. Rezygnując w październiku br. nawet z usług światowych firm audytorskich (spółki państwowe rezygnują z ich wiedzy, traktując je słusznie jako potencjalne źródła przecieków informacji do zachodnich służb specjalnych, ucinając również de facto zachodnim firmom dochód).

Owszem, nie można wykluczyć, że Moskwa może zgodzić się za cenę koncesji na jej rzecz na bycie mocarstwem auksylijarnym, hegemonem regionalnym, ale zawsze tylko taktycznie i zawsze tylko czasowo, dążąc w najkrótszym terminie do uzyskania przewagi. W końcu nie bez znaczenia jest fakt, że kategoria zwycięstwa – wciąż żywa pamięć o rozbiciu „hitleryzmu” – sukces militarny i geopolityczny, znaczenie swojego państwa i narodu, tak głęboko zakorzenione w mentalności i zwyczajnych ludzi, i członków elity kremlowskiej odgrywają rolę prymarną. Drugą kategorią, której znaczenie nie tylko Polska mogła poczuć bezpośrednio na sobie, zawsze była kategoria zemsty.

Putin nie przypadkiem przyrównuje siebie do Bismarcka, którego dwusetną rocznicę urodzin za rok będą obchodzić Niemcy, chce być bowiem tak samo niezależny jak wielki kanclerz, nie poddając się dyktatowi Ameryki i Chin. Prowadząc, jak Bismarck, politykę re-unionów, chce uczynić Rosję – mając pełną świadomość nadal jej dużego potencjału destabilizacyjnego – silną i zjednoczyć cały postsowiecki świat wraz z przyległościami, tzw. „bliską zagranicą.”

Istotą bowiem – jak zauważał Ryszard Wraga jeszcze przed II wojną światową – imperializmu rosyjskiego było i jest to, że jego „oficjalne, dyplomatyczne, przez samą Rosję dokonywane uzasadnienie, usiłuje mu zawsze nadać charakter polityki biernej lub obronnej. (…) Wychowana na zasadach dialektycznych, najpierw heglowskich – metafizycznych, a później marksistowskich – materialistycznych, polityczna myśl rosyjska, nie odróżniając w samej swej istocie „polityki-wojny” od „polityki-pokoju”, tą cechą „obronności” swego imperializmu uelastyczniła nie tylko dyplomację, lecz i strategię, która w uzasadnieniu potrzeb obronnych państwa nie widzi żadnych granic dla uprzednich ofensywnych poczynań.” Lenin był faktycznym twórcą „(…)apologii wojny ofensywnej, jako polityki prewencyjnej – obrony przed kapitalizmem, a pojęcie strategii rozszerzył tak znakomicie, że włączył do niej całą taktykę zewnętrznej polityki rewolucyjnej, dokonywanej zarówno przez partię, jak i przez państwo. Nic innego, jak osobliwości kontynentalnego imperializmu rosyjskiego powodują przysłowiową dwulicowość i dwoistość wszystkich elementów tej polityki. Na zewnątrz – wyzwolenie Słowian, wielka akacja charytatywna w stosunku do Serbów i Bułgarów, a wewnątrz Rosji – los Polaków i Ukraińców na Syberii i w Turkiestanie, barbarzyńska rusyfikacja, katorgi i szubienice. Na zewnątrz – wspaniale hasła rewolucyjne, „wolność – równość – braterstwo ludów”, socjalizm i demokracja, wielka akcja Cerkwi prawosławnej, liberalizm, wzniosłe hasła, a wewnątrz – „carstwo ciemności,” sekciarstwo, sprowadzenie Cerkwi i duchowieństwa do roli „gosudarstwiennych czynowników” dzielnie współpracującymi z „prystawami” i III otdielenijem.”

20 listopada 2014 roku podczas odsłonięcia pomnika cesarza Aleksandra I pod murami moskiewskiego kremla, patriarcha Cyryl wychwalając postać cesarza, niemal nie krył, że mówi o Putinie. Dla niego i dla znacznej części Rosjan, Putin jest niemal współczesnym ucieleśnieniem Aleksandra I, pogromcy Napoleona, Króla Polski, jednego z twórców ówczesnego porządku światowego, Kongresu Wiedeńskiego, „wyzwoliciela Europy.” Powtórzmy: Rosja i dziś pragnęłaby nowego Świętego Przymierza, nowego Kongresu Wiedeńskiego, którego również dwusetna rocznica, będzie miała miejsce w przyszłym roku. Putin, przywołując postać niemieckiego kanclerza, znającego rosyjski, tak dobrze, jak on zna niemiecki, dookreśla tworzony przez siebie od wielu lat wizerunek ewolucyjnego konserwatysty. Dla niego – jak się wyraził podczas swojej prelekcji w Klubie Wałdajskim w październiku br. – konserwatyzm jest jednym z aspektów modernizacji państwa. Konserwatyzm utylitarny. Konserwatyzm nie jako hermetyczne zamknięcie, ale otwarte – prawda: selektywne pod kątem interesów państwa – na nowe obszary budowanie sprawnie działającego systemu, z dbałością o własną tradycję, historię i wiarę.

W tej optyce Rosja rzeczywiście jawiłaby się jako neokonserwatywne mocarstwo postliberalne, tak atrakcyjne dla wielu konserwatystów zachodnich przerażonych staczaniem się cywilizacji, broniącym prawdziwej wolności, wartości konserwatywnych, walczącym o wielobiegunowy świat. Można by z przekąsem, ale bezcelowo uśmiechnąć się i stwierdzić, że oto mistyczna wiara w rewolucję zastąpiła mistyczną wiarę w imperium, że Putin z Duginem i Panarinem (znaczenie dwóch ostatnich i ich rola są zdecydowanie przeceniane) chcieliby tego samego, co władcy Rosji z przeszłości, jak pisał Wraga: „spełniania przez swój naród i obce narody wielkich i zawsze im obcych idei rosyjskiego imperializmu.” Takie asocjacje stanowią łatwą pokusę, zwłaszcza przy istniejącym od lat dysonansie pomiędzy tożsamością, a wizerunkiem Rosji. Ale także pomiędzy wizją i misją Rosji oraz w sposobie ich postrzegania tak przez moskiewską władzę jak przez i świat zewnętrzny. W końcu, czy jest jakiś kraj na który bardziej by pluto i wypisywałoby się więcej bredni, niż Rosja?

Los tego kraju leży w rękach ludzi sprawujących tam władzę. Tło duchowe (deklarowany konserwatyzm) oraz ambicje przestrzenne dzisiejszej władzy rosyjskiej spaja tak naprawdę idea konstruktywna, pragmatyczna. W istocie jest ona uniwersalnym narzędziem we wszelkich posunięciach państwa rosyjskiego. Oczywiście, że tamtejszy model władzy zakłada drenaż, wysysanie zasobów, centralizację, nieprzejrzystość oraz odgórność ważnych procesów, ale mimo wszystko z punktu widzenia interesów tego państwa, z punktu widzenia re-konstrukcji imperium, z punktu widzenia utrzymania tego kraju w grze silnych, kremlowska elita prowadzi zręczną, adaptacyjną, bardzo pragmatyczną politykę, starając się czasem reaktywnie, czasem proaktywnie poruszać się w często zmieniających i narzucanych jej warunkach. To kraj, którego kierownictwo obecnie mówi: możemy się we wszystkim dogadać, ale jeśli będziecie przyciskać nas do ściany, nie respektując naszych interesów, to gotowi jesteśmy pójść na wojnę, a obecna waszyngtońska polityka eskalacyjna przynosi przede wszystkim Europie i Rosji same straty. Ameryka, która po odwołaniu Michaela McFaula, swoją placówkę w Moskwie pozostawiła nieobsadzoną od stycznia do listopada 2014 r., korzysta z każdej okazji, by upokorzyć Rosję, kiedy tymczasem Rosja – poza dominatywną ekspansjonistyczną polityką Ameryki – postrzega wiele zagrożeń dla obu mocarstw podobnie jak Waszyngton: eskalacje etniczne, religijne czy narastające konflikty społeczne. Rosja chce równowagi. Balansu sił i środków. Jest przeciw ekspansji globalnego chaosu, ponieważ Kreml wie, że to zaledwie narzędzie do zdobycia pełni władzy nad globem przez USA. Zamiast – mówi Kreml – wspólnych odpowiedzi: dyktat. Niepragmatyczne i ze stratą dla wszystkich mieszanie ekonomii z polityką. Wobec kształtowania nowego monopolu, Moskwa postuluje potrzebę utrzymania parytetu strategicznego oraz osiągnięcie globalnego konsensusu „odpowiedzialnych sił” – de facto sugerując stworzenie kolejnego koncertu mocarstw z nową wersją współzależności. Leading global players team.

Wg Putina i stojącej za nim grupy rządzącej, której jest on front liderem, potrzebny jest klarowny system porozumień oraz efektywne mechanizmy rozwiązywania sytuacji kryzysowych między krajami, ponieważ wg Moskwy grozi nam poszerzenie światowej anarchii, destabilizacja sytuacji strategicznej. Putin, nawołując do owego koncertu mocarstw, stosuje podobną technikę do techniki Gorbaczowa, który pod koniec lat 80. również proponował Ameryce konstruktywne dogadanie się, jednocześnie zarzucając Ameryce postawę hegemoniczną oraz niebezpieczne gry wokół balansu potencjałów sił jądrowych, co Kreml i dziś poczytuje za kolejny przykład budowy nowego porządku światowego z głęboką ekskluzją interesów rosyjskich.

Unipolarna dominacja USA wg Kremla, jako jednej siły narzucającej porządek, nie stabilizuje globalnej architektury bezpieczeństwa, wręcz przeciwnie, dekonstruuje ją. Taki układ, wg Moskwy, nie jest skuteczny w walce z zagrożeniami w rodzaju: konflikty regionalne, terroryzm, handel narkotykami, fanatyzm religijny, szowinizm „neonazim” (przypadek Ukrainy w optyce Rosji). Unipolarny układ to – zdaniem rosyjskich elit rządzących, – dyktat nad państwami i narodami. Taki układ stał się, wg Putina, ciężarem dla samej Ameryki. Przysparza to jej wrogów oraz rujnuje jej wizerunek. Dla Rosji lata 2003 – 2014, to fragmentaryzacja porządku. Powrót do Zimnej Wojny. To czas dyktatu zamiast współprzywództwa. W ocenie nie tylko Rosji zakusy i filozofia działania USA stoją w sprzeczności z różnorodnością świata i dalekie są od rzeczywistości. Takie podejście prowadzi do konfliktu i konfrontacji. Widać to, wg Putina, w sytuacji, kiedy logiczne myślenie zastępowane jest bezmyślnymi sankcjami godzącymi przede wszystkim w kraje, które te sankcje nakładają. Światowa wspólnota biznesowa jest obecnie pod presją dyktatu zachodnich rządów. Tak, Rosja zawsze w chwili słabości nawołuje do układów zbiorowych i do zrekonstruowania świata wielocentrycznego, ale nie oznacza to, że Rosja o coś będzie błagać. To nie jest Rosja z roku 1989: nie ten układ sił światowych, nie to przywództwo, nie ten potencjał sił oraz nie ta sama duma i wiara w siebie jaka panuje wśród Rosjan, którzy do dziś reagują z oburzeniem i wstydem na przywoływane z przeszłości obrazy chorej Rosji i słabej władzy symbolizowanej przez pijanego Jelcyna poklepywanego na wspólnej konferencji prasowej po ramieniu przez śmiejącego się z niego Clintona.

Współczesna figura Aleksandra I, symbolon Rosji zmartwychwstałej po tzw. małej smucie lat 90. (sakralizacja języka geopolityki w Rosji, to rzecz godna oddzielnej rozprawy) w swoim wystąpieniu przed Zebraniem Federacji 4. grudnia wyraźnie potwierdził, że obok kategorii zwycięstwa dla Rosji niezmiennie istotne są takie pojęcia jak realna, niekoncesjonowana przez nikogo niezależność państwowa, godność i szacunek. Rosja nie chce się zamykać, stawać się autarkią (pomimo pomruków, ze mogłaby się nią stać), nie chce wchodzić w pułapkę zastawioną na nią przez Waszyngton, potrzebuje bowiem zachodniego kapitału, technologii, inwestycji, źródeł finansowania, ale wobec przyspieszenia amerykańskiego i ciągłej eskalacji geopolitycznej ze strony Waszyngtonu, wysyła sygnał, że dochodzimy do momentu, w którym Rosja powie: dosyć. Nie da się wypchnąć za symboliczny Ural. Rosyjskie elity postrzegają ten konflikt, tę pełzającą III wojnę światową, jako rozgrywkę mającą na długo poskromić Rosję. Część z nich, korzystając z nomenklatury rosyjskiej myśli geopolitycznej, nazywa to walką pomiędzy rosyjską cywilizacją euroazjatycką, a amerykańską cywilizacją atlantycką. Rywalizacją między światem chrześcijańskim, a światem, który dawno utracił już Logos, walką pomiędzy Duchem i materią. Ideą a chciwością. Wiarą a pieniądzem…

Kreml w sytuacji zagrożenia od dłuższego czasu umiejętnie gra kartą dumy narodowej, kartą rosyjskiego nacjonalizmu, wyjątkowości rosyjskiego ducha. To stara zagrywka rosyjskiej władzy, z której korzysta ona zawsze, konsolidując wspólnotę, nad którą sprawuje władzę, szczególnie w obliczu zagrożenia dla trwania u steru tamtejszej elity. Putin robi do umiejętnie, pamiętając i podkreślając zawsze, że Rosja wg władzy, to multietniczna rosyjska wspólnota lub multietniczny naród Rosji. To bardzo charakterystyczne określenia, podkreślające wielokulturowy, wieloreligijny, wieloetniczny aspekt tego państwa, ale zawsze i wszędzie z dominacją pierwiastka rosyjskiego i prawosławnego. Warto zwrócić uwagę na wielce symboliczną wypowiedź rosyjskiego państwowca, głównego twórcę rosyjskiego imperium w XX wieku, gruzińskiego ludojada – Józefa Stalina: otóż wznosząc toast 29 maja 1945 roku (nad Wisłą właśnie ciemności kryją ziemię) podczas uroczystości dekorowania wyższych dowódców sowieckich, powiedział: „Chciałbym wznieść toast za naród sowiecki, a nade wszystko za naród rosyjski. Piję przede wszystkim zdrowie narodu rosyjskiego dlatego, że jest on najwybitniejszym narodem wchodzącym w skład Związku Sowieckiego (…)że zasłużył on sobie na ogólne uznanie jako siła kierownicza Związku Sowieckiego w stosunku do wszystkich innych narodów naszego kraju (…), że jest to nie tylko naród kierujący, lecz i dlatego, że ma on jasny rozum, twardy charakter i cierpliwość.” Wydaje się, że ludzie w Waszyngtonie i Pekinie, traktując pogardliwie Rosję i Rosjan, a która ocena to wynika z amerykańskiego i chińskiego oglądu stanu państwa i społeczeństwa rosyjskiego, tracą z oczu ważne i budujące nadal rosyjską wspólnotę przekonanie o własnej wyjątkowości, o niezwyciężoności rosyjskiej armii i państwa. Nie bagatelizowałbym znaczenia tego czynnika dla przetrwania trudnych czasów przez rosyjską ideę imperialną. W 1935 roku naprawdę niewielu światowych polityków przychyliłoby się ku tezie, że za 10 lat, to pogardzane przez nich państwo stanie się jednym z dwóch decydentów porządkujących architekturę ładu globalnego. Owszem, Chiny wchodzą na scenę w wielkim stylu, posiadając skupione na celu elity, ogromne zasoby oraz skumulowany majątek i rosnące, unowocześniane siły zbrojne, ale skreślanie Rosji z listy podmiotów aspirujących do stania się supermocarstwem symultanicznym wydaje się przedwczesne.

Prawda jest taka, że Rosja – i to jest najbardziej pasjonujące w obecnych rozgrywkach – albo twardo powstanie do brutalnej walki, albo się ugnie i przez to przestanie być Rosją, bo przyjęcie pozycji mocarstwa auksyliarnego wobec supermocarstwa symultanicznego oznacza „wybebeszenie” tożsamości politycznej Rosjan, w ogóle ich tożsamości. Musiałoby to się dokonać za pomocą gwałtu i terroru ukrytego za demokracką nowomową, mniej więcej o takim natężeniu rewolucyjnym, jak w latach 1917- 1918, czyli wbrew woli i jestestwu zwyczajnych Rosjan, bo Rosjanie, do których władza mówi językiem realnej geopolityki, nie są ani głupi, ani naiwni, aby brać postępackie farmazony upadłego zachodu za dobrą monetę. W końcu, jak zauważał Ryszard Wraga, idea imperializmu, to nie wymysł samych elit. „Imperializm rosyjski założony jest nie w świadomej racji stanu historycznie panującej klasy czy stanu, nie tylko w oficjalnej polityce rządu – jest on założony w podświadomości narodu Wielkorosyjskiego.”

Kreml robi wszystko, aby dławić jakiekolwiek dywersje w zarodku – stąd zakaz działania organizacji pozarządowych promujących tzw. prawa człowieka w Rosji, a będących w optyce Moskwy w istocie agenturami wpływu zachodu. Oni nazywają to obroną suwerenności, Zachód – działaniami autokratywnej władzy oligarchicznej. To nie tylko kwestia nazewnictwa, ale kwestia obrony swojej niezależności, której przestrzeń, jak pisałem, po 1945, a zwłaszcza po 1989 roku i 2003 gwałtownie się kurczy… Kreml to bardzo dobrze rozumie. Prezydent Putin i ludzie realnie sprawujący władzę w Moskwie, wykonując swoje obowiązki, pamiętają o opinii Fryderyka Engelsa o Rosji, jako „posiadaczce ogromnej ilości zrabowanej własności, która będzie jej odebrana siłą w dzień rozrachunku.” Jednym z głównych celów polityki każdej rosyjskiej władzy od kilku stuleci jest spowodowanie tego, aby ten dzień nigdy nie nadszedł….

Reasumując, wg kremlowskich elit przyszłość Rosji, jej los zawiera się w kilku celach strategicznych:

1. Reintegracja obszaru postsowieckiego: Integracja Euroazjatycka (Euroazjatycka Unia Gospodarcza)

2. Integracja całego obszaru Euroazji (Półwyspu Europejskiego i azjatyckiej strefy postsowieckiej: wyrażonej w haśle: Lizbona – Władywostok – tj. faktyczna konsolidacja układu bipolarnego : Unia Europejska i Europejska Unia Gospodarcza z immamentnymi hegemonami w środku każdego z nich: Niemcami i Rosją, co prowadzić będzie do faktycznej hegemonii Moskwy w tym dychotomicznym układzie, stąd, kolejny etap, to:

4. Rosyjska hegemonia nad całym obszarem euroazjatyckim, z poszanowaniem chińskich stref wpływów w Azji Centralnej.

5. Okres układania się a to z Chinami, a to ze Stanami Zjednoczonymi w zależności od tego, które z mocarstw będzie potrzebowało bardziej takiej Nowej Rosyjskiej Euroazji do swoich celów podczas ewentualnej wojny między nimi. Rosja, znając swój potencjał i znaczenie, tradycyjnie będzie grała na wzmacnianie lub osłabianie poszczególnych protagonistów. Długofalowo zakłada obecnie granie na Chiny i Moskwa planuje tzw. długi marsz, czyhając, jak zawsze, na jakiekolwiek okienko geopolityczne, jakąkolwiek szansę, dającą jej przewagę i zbliżającą do cel prymarnego, jakim jest-

6. Cel główny: supermocarstwo symultaniczne. Jedynowładztwo światowe.

Rosja poszerza się i zawsze poszerzała się na wszystkie strony. Dynamika ta była i jest eks-centryczna i wszechstronna. Stosując mimikrę, próbuje nam wmówić obecnie, że staje się oblężoną twierdzą, odrębną wyspą, ostatnim szańcem wartości, że zachowuje się jak żółw chowający się do swojej skorupy. Najważniejszym pytaniem najbliższego roku, dwóch (?), jest to, czy Moskwie uda się wyrwać z zaklętego kręgu i co uzyska w najbliższej strefie swoich wpływów, a co straci, czy Waszyngtonowi uda się wywrócić Rosję, nie dekonstruując jej, ale czyniąc ją pomocniczym mocarstwem, czy czeka nas kolejna rewolucja, czy raczej ewolucja? Kto uzna swoją słabość, a kto stanie się państwem – alfa. Jak skonstruowane zostaną pakiety sprzedażowe, kto zostanie poświęcony, a kto zachowa resztki godności? Piszę ten tekst niedaleko królewieckiej granicy i zadaję sobie nawinie retoryczne pytanie: „Gdzie w tym wszystkim jest i będzie moja ojczyzna: Polska?”

Pan Nikt

Powyższy tekst został opublikowany przez emigracyjny tygodnik kanadyjski „Goniec” i jest częścią przygotowywanej do publikacji książki.

r


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , , , ,

Podobne wpisy:

  • 1 kwietnia 2020 -- Nadchodzi koniec hegemonii USA?
    Globalny kryzys gospodarczy, którego przyczyną lub jednym z elementów jest epidemia koronawirusa, z pewnością zmieni rzeczywistość. Amerykańskiej Rezerwa Federalna ogłosiła wielki ...
  • 22 października 2015 -- Pan Nikt: Wielka geopolityczna zmiana i znikanie Polski
    Wieczna Rosja. Dynamicznie ekspandujące alternatywne centrum przyciągania w ciągu ostatnich trzech tygodni logicznie i konsekwentnie w sposób niezwykle skuteczny i widowiskowy doch...
  • 21 stycznia 2016 -- Pan Nikt: Permanentna deprawacja. Globalne starcie mocarstw
    Myślę, że z chwilą, kiedy uznasz, iż to, co wykonałeś dla nich jest rzeczywiście tak wartościowe, jak twierdzisz, że jest, i że w związku z tym są oni coś ci dłużni nie tyle pod wz...
  • 11 lutego 2016 -- Pan Nikt: Prometeusz Wyzwolony
    Tekst ten dedykuję naszym przyszłym niezapowiedzianym gościom o czwartej nad ranem, tj. dzielnym zuchom z Sayeret Matkal, członkom zbrojnego ramienia żydowskiej bezpieki wojskowej,...
  • 2 sierpnia 2018 -- USA kontra Chiny – wojna toczy się o utrzymanie hegemonii dolara
    W kwietniu 2018 r., kilka dni po opublikowaniu przez amerykański Departament Skarbu półrocznego raportu w sprawie wymiany handlowej, prezydent Trump na Twitterze oskarżył Chiny o p...

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*