life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Jarosław Rajchert: Wędrówka ludów z globalnym Imperium w tle

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

W ostatnich miesiącach wszelkiego rodzaju media prześcigają się w informacjach związanych z falą emigracji afrykańsko–bliskowschodniej. Oczywiście źródła głównego nurtu ściekowego prezentują sytuacje jednoznacznie, tak, by odbiorca widział wszystko przez pryzmat demoliberalnej propagandy. Wszędzie zdjęcia dzieci a kobiety, mężczyźni zalani łzami. Wszyscy oni uciekają przed wojną i śmiercią. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna.

Lwią cześć owej fali emigracyjnej stanowią mężczyźni i to w wieku poborowym. Co więcej, wcale nie pochodzą z miejsc objętych konfliktem zbrojnym. O co więc w tym wszystkim chodzi? Problem ma w sumie jednego ojca, lecz do pieczeni, piekącej się na rozpalonym przez niego ogniu, jest o wiele więcej chętnych.

Akt I: Arabski Majdan

Zacznijmy od początku. 17 grudnia 2010 roku rozpoczęło się tak zwane „Arabskie przebudzenie”. Od Maroko do Iraku w większym lub mniejszym stopniu doszło do protestów przeciwko władzy; „Arabski Świat” zadrżał. O dziwno, w każdym z państw arabskich rządy były różne. W jednym państwie władze od lat prowadziły politykę gwarantującą dostatek i wzrost gospodarczy, w innym była skrajna nędza. W jednym był dyktator, w innym król, a w jeszcze innym władze wybrane demokratycznie. Tak czy owak ludzie powstawali przeciwko aktualnemu stanowi rzeczy wszędzie, lecz z różnym skutkiem i w różnym stopniu.

Co łączy społeczeństwa tych jakże różnych państw? Łączy ich religia i jej radykalne odłamy sponsorowane przez saudyjską marionetkę Waszyngtonu, które głoszą ideę wprowadzenia prawa szariatu we wszystkich państwach arabskich. Lecz to za mało, by popchnąć wystarczająca masę ludzi do walki z rządami, gdyż przeciętnemu Arabowi z wahabitami nie jest po drodze – szczególnie w państwach prowadzących niezależną politykę, takich jak Syria, Libia czy Liban. Potrzebna była większa motywacja. Cała ta rewolucja została więc wywołana w internecie poprzez nawoływanie do „demokratyzacji” życia i poprowadzenie już demokratycznych państw w kierunku dostatniego, amerykańskiego snu. No i się zaczęło – Tunezja, Egipt, Libia, Syria i wiele innych państw stanęły na krawędzi wojny domowej. Padały rządy, zaczęli ginąć ludzie. Szybko okrzyki masowych demonstracji z propagujących demokrację zmieniły się na te lansowane przez fanatyków, przejmujących kontrolę nad protestującym tłumem. Oczywiście, całemu wydarzeniu przyklasnęły demoliberalne media w Europie, chwalące demokratyczne zapędy Arabów, mimo że z oddali było czuć zapach rozkładającej się wolności wyznań, czy równouprawnienia kobiet.

Szczególnie bacznie sytuacji przyglądały się Stany Zjednoczone i ich wieloletni sojusznik w rejonie – Izrael. Udało się wywołać burzę, więc dlaczego by nie wywołać gdzieniegdzie pożaru? Z wielkim żalem USA pogodziło się z obaleniem Mubaraka, który od lat był na ich smyczy, tym bardziej, że nowy rząd nie stronił od antyizraelskich haseł. Wkrótce jednak armia obaliła antyzachodni, choć demokratycznie wybrany rząd i prezydenta i wróciła Egipt na tor lennej zależności wobec Wuja Sama. Cóż – skąd my to znamy – demokracja TAK, o ile demokracja jest posłuszna globalnej finansjerze, w której główny prym wiodą… Właśnie – syjoniści.

O wiele tragiczniejszy los spotkał dwa państwa, które od lat kroczyły niezależną drogą. Libia, która wiodła prym w Afryce pod względem dostatniego życia. Kraj, w którym nawet prąd był za darmo, a każdy obywatel otrzymywał profit za sprzedaż znacjonalizowanej ropy, stał się za rządów Kaddafiego perłą północnej Afryki. Do pracy w tymże kraju przybywali masowo także Europejczycy i to wcale nie wiedzeni misją pomocy ubogiemu społeczeństwu, bo takiego w Libii nie było, lecz z chęci zysku, bo na libijskiej ziemi zarobki bywały lepsze niż w Europie. Ludzie żyli dostatnio i spokojnie. Mieli prawo wypowiadać się na tematy związane z polityką państwa. W zgromadzeniach ludowych ponad pół miliona obywateli, reprezentujących swoje społeczności, miało prawo głosu. Jak na tym tle wypada 560 (460 posłów i 100 senatorów) reprezentantów Zgromadzenia Narodowego w Polsce? Dość blado… Kaddafi jednak miał też wrogów – fanatycznych muzułmanów, których trzymał krótko i za jakikolwiek występek wrzucał ich do bardzo surowych więzień. Cóż – Pułkownik marzył o państwie świeckim i takie państwo stworzył. Chrześcijanie w Libii stanowili około 0,6% populacji, a jednak bez strachu, z odsłoniętą twarzą i krzyżem na piesi mogli przechadzać się po ulicach Trypolisu, Benghazi czy też innych miast.

Ciężki orzech do zgryzienia miały służby globalnej finansjery by takie państwo zdestabilizować. Chętnych do rewolty jednak udało się znaleźć. Fundamentaliści, chcący się odegrać na Kadafim za to, że jego państwo odbiega prawnie od zasad starodawnego szariatu, oraz grupa „demokratów” marząca o tym, by profity ze sprzedaży ropy, płynące do tej pory do wszystkich obywateli, znalazły się w wąskim demokratycznym gronie. Rewolta wybuchła i spotkała się z… masowym oporem obywateli Libii, deklarującymi wierność i wolę walki po stronie oświeconego autokraty, stojącego na straży Dżamahiryji. Opór przed „nowym, wspaniałym i demokratycznym” ładem był tak skuteczny, że rebelia chyliła się ku upadkowi… Wtedy jednak z pomocną bombą przybył światowy strażnik demokracji – Stany Zjednoczone i pośpiesznie stworzona przez nie koalicja. Koalicyjne bomby nie wybierały – ginęli lojaliści, jak i zwykli cywile. Celem ataków stawały się nie tylko obiekty militarne, ale także budynki mieszkalne, w których znajdowały się osoby spokrewnione z Kadafim. Oczywiście media prześcigały się w wybielaniu bandyckiej interwencji i przeinaczaniu prawdy o konflikcie. Cóż – są one w rękach tych samych ludzi, którzy ostrzyli sobie zęby na libijską ropę i libijskie finanse (do tej pory Centralny Bank Libii pozostawał organem niezależnym od Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, przez co Libię w dużej mierze ominął sztucznie wywołany światowy kryzys). Po wielomiesięcznej batalii, bastion normalności w Północnej Afryce padł.

Drugim wolnym państwem na celowniku stała się Syria. Kraj przez wielu uważany za wzór koegzystencji ludzi różnych wyznań. Alawici, sunnici, szyici, chrześcijanie i druzowie żyli do tej pory obok siebie w zgodzie. Syria, choć nie tak zamożna, jak państwa naftowe regionu, była państwem stabilnym, gwarantującym godne życie jej mieszkańców. Skąd więc rebelia przeciwko gwarantującemu taki stan rzeczy Assadowi? Schemat został skopiowany z innych państw regionu – zewnętrzna agentura zasiała ziarno chaosu, wkręcając ludziom stek bzdur o wspaniałym zachodnim stylu życia, a następnie w tłumie protestujących znaleźli się znani z innych krajów arabskich fundamentaliści, którzy – prowokując służby bezpieczeństwa – doprowadziły do rozlewu krwi, także niewinnej krwi. Nagle, z dnia na dzień, Syryjczycy usłyszeli w arabskojęzycznych mediach, że ich ukochany Prezydent strzela do swojego narodu. Cześć społeczeństwa w to uwierzyła i poszła za kupionymi wcześniej zbuntowanymi generałami. Skąd takie zainteresowanie Syrią? Przecież nie jest to kraj leżący na naftowej baryłce. Syria, mimo pozorów, jest ważniejszym celem destrukcyjnej machiny niż Libia. Dlaczego? Bowiem Syrię łączy sojusz z Iranem – największym wrogiem syjonizmu w regionie. Nikomu nie chodzi o demokrację w Syrii (którą powoli sam Assad wprowadzał od lat), nikomu nie chodziło o złoża, których w Syrii i tak za wiele nie ma. Celem był Iran – to Iran miał zostać wciągnięty w konflikt i miał zostać zniszczony ku uciesze syjonistycznego tworu destabilizującego region od lat czterdziestych ubiegłego wieku.

Akt II. Bękart zrywa się ze smyczy

W Syrii, podobnie jak wcześniej w Libii , Prezydent cieszył się dużym poparciem i szacunkiem obywateli, dlatego też rebelia nie miała zbytnio racji bytu. Tak zwana Wolna Armia Syryjska, wspierana przez USA, Turcję i inne puzzle globalnej układanki, szybko przeszła do defensywy. Trzeba było czegoś innego, by choćby zachwiać autorytetem Assada. Trzeba było użyć TERRORU. Do gry weszły tacy krzewiciele „demokracji”, jak Katar czy Arabia Saudyjska – monarchia absolutna, a także Izrael. Wszyscy ochoczo wzięli się za demokratyzację Syrii wysyłając do niej watahy terrorystów z innych krajów arabskich, Afganistanu, Kaukazu, a także… Europy. Z początku prym wśród wahabickich bandytów wiódł Front an-Nusra, filia Al-Kaidy, lecz wkrótce ustąpił pola Islamskiemu Państwu Iraku i Lewantu. Sukcesy owej bandy fanatyków szeroko chwaliły demoliberalne media, pomimo iż z ferworu walk dochodziły słuchy o masowych zbrodniach dokonywanych przez terrorystów na chrześcijanach oraz umiarkowanych muzułmanach. Kiedy jeszcze Europa zaślepiona przez stek telewizyjnych bzdur oklaskiwała każdy sukces militarny tej organizacji w walce z siłami syryjskimi, to po stronie prawdziwej Syrii zadeklarowały walkę z fundamentalistycznym tworem różne organizacje militarne – od libańskiego Hezbollahu, poprzez siły samoobrony chrześcijan, czy też palestyńskich uchodźców, aż po bojowników kurdyjskich.

W Syrii pochód wahabitów został powstrzymany, lecz wkrótce ogień wojny miał poczuć kolejny kraj – Irak. Sztucznie stworzona iracka „demokracja” od początku spotkała się z wieloma problemami. Zamachy, waśnie etniczne i religijne, terror – to codzienność nad Tygrysem i Eufratem. Najwięcej w tym stanie rzeczy ucierpieli iraccy chrześcijanie. Ich populacja, z półtora milionowej, zmniejszyła się od czasów obalenia Husajna dziesięciokrotnie.

W międzyczasie ISIL zmieniło nazwę na Państwo Islamskie. Czerpiąc wciąż z hojnej kabzy swoich sponsorów, uzbrojone po zęby wieloetniczne hordy ruszyły na Irak, w krótkim czasie zajmując jego północne połacie. Także media nie mogły już ukrywać zbrodni dokonywanych przez niedawno jeszcze popieranych „bojowników”. Wyrzynanie całych wiosek, czy miasteczek stały się na terenie kontrolowanym przez ISIS codziennością. Ludziom odcina się głowy, topi się ich lub podpala żywcem. Kobiety są gwałcone. Śmierć dosięga także dzieci.

Widząc owe monstrum wydostające się z puszki Pandory, świat zachodni wypowiedział mu wojnę, zapominając przy tym, że sam spłodził owego bękarta rodzącej się pseudo demokracji arabskiej. W niezależnych mediach wciąż można odnaleźć skalę hipokryzji zachodu i jego sojuszników. Z jednej strony ostrzeliwują z powietrza pozycje ISIS, z drugiej wciąż otwarte są korytarze z Izraela i Turcji, przez które w jedną stronę przemieszczają się nowe zastępy terrorystów i sprzętu wojskowego, a w drugą wędrują ranni terroryści, by otrzymać opiekę medyczną.

Wszystko wskazuje, że prowadzona w ten sposób walka z terroryzmem może potrwać latami. Chyba że zachód odstąpi od destrukcyjnych planów względem Syrii Assada. W międzyczasie zerwany z łańcucha wahabicki pies odsunął izraelskie plany podpalenia wojną Iranu. Ten zaś sam włączył się w walkę z islamistami wspierając Assada.

Akt III. Namacalna hipokryzja

Pisząc o arabskim piekle wojny nie można, choćby krótko, wspomnieć o sytuacji w Jemenie, która jest jedynie szczątkowo ukazywana w mediach. Władzę w tym kraju od 1990 roku sprawował Ali Abd Allah Salih. W przeciwieństwie do Kadafiego czy Assada nie cieszył się on poparciem społecznym, nie prowadził polityki niezależności (zrobił z kraju ubogiego wasala Saudów) i jest jeszcze jedna różnica – w mediach demoliberalnych nie jest nazywany dyktatorem, jak wcześniej wymienieni, tylko prezydentem.

Przeciwko niemu wystąpił lud Jemenu na czele z bojownikami Huti. Bez wsparcia Zachodu, bez syjonistycznych dolarów, ale z masowym poparciem ludności, powstańcy szybko opanowali znaczne tereny kraju ze stolicą włącznie. Oczywiście Salih, widząc swój rychły upadek, dokonał bardzo „demokratycznej” zmiany – oddał władzę swojemu zastępcy. Nazywa się on Abd Rabbuh Mansur Hadi i od 1994 roku, czyli 20 lat, był wierną kopią dyktatora. Nic więc dziwnego, że powstańcy nie zaprzestali walki o godne życie.

Niestety, Huti nie mogą liczyć na przychylność ani w mediach zachodnich, ani w Waszyngtonie, ani w Brukseli. Co z tego, że reprezentują głos narodu jemeńskiego, skoro ich celem jest państwo niezależne, z demokracją wzorowaną na irańskiej (tu warto wspomnieć, że w tym okrutnym, według demoliberalnego świata Iranie, konstytucyjnie zagwarantowane są miejsca w parlamencie dla chrześcijan a nawet żydów – tak , by każda społeczność państwa miała swój głos).

Co gorsza – przeciwko powstańcom szybko sformowano koalicję międzynarodową, która tak ochoczo popiera „rebeliantów” (ścinających co jakiś czas głowy innowiercom) w Syrii. Na czele koalicji, mającej na celu wrócenie władzy prezydentowi-dyktatorowi, stanął oczywiście najmniej demokratyczny kraj świata – Arabia Saudyjska, mająca spore doświadczenie w krzewieniu demokracji prozachodniej wszędzie, tylko nie u siebie.

Zaprawieni w boju Huti nie bardzo przejęli się ową interwencją i po dziś dzień skutecznie gaszą saudyjskie próby sforsowania granicy z Jemenem.

Akt IV: Wędrówka ludów

Po przypomnieniu, skąd wziął się ogień w Północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie, czas spojrzeć na nasze europejskie podwórko. Efektem zniszczenia stabilnych republik arabskich stał się bowiem exodus setek tysięcy ludzi w kierunku Europy. Codziennie słychać o przeładowanych stateczkach, dobijających do wybrzeży Włoch i Grecji, oraz o niekończącym się marszu emigrantów z Azji Mniejszej, przez Bałkany, do Unii Europejskiej. Skąd się wzięła ta migracyjna hekatomba? Pewien odsetek ludzi idących ku Europie to faktycznie osoby uciekające przed wojną, lecz lwia część, wbrew temu, co na siłę usiłują nam wmówić media, to imigracja socjalna! System unijnej opieki socjalnej jest tak atrakcyjny, że tysiące ludzi decyduje się zaryzykować przeprawę przez Morze Śródziemne, by wylądować w mieszkaniu danym przez państwa Unii, by otrzymywać darmową żywność i finansowe wsparcie… Wsparcie, o którym większość Europejczyków może jedynie śnić.

Kto za to płaci? My wszyscy. Dlaczego to robimy? Bo telewizyjna, radiowa i prasowa propaganda wciska nam codziennie setki fałszywych faktów, by poruszyć naszą wrażliwość, by rozczulić i zmiękczyć serce każdego z nas. Tygodniami na pierwszych stronach widnieją skrupulatnie wybrane „fakty”. Na przykład dziecko, którego zwłoki zostały znalezione u wybrzeży Turcji, po tym jak wypadło z łodzi zmierzającej ku Europie. Patrz Europejczyku i bierz odpowiedzialność za to, że biedny chłopczyk uciekł przed wojną, a jednak nie dotarł do celu swej podróży… Ale takich jak on są tysiące, więc przyjmij ich pod swój dach. Tylko, jak się okazało, dziecko to wypadło z łodzi, którą jego ojciec podążał do Niemiec, by wstawić sobie za darmo zęby. Żył w Turcji – z dala od konfliktu zbrojnego. Miał pracę, za którą otrzymywał wynagrodzenie wyższe, niż 900 polskich złotych miesięcznie. Niby małe, ale ilu Polaków zarabia dziś podobnie? Mimo pracy i dachu nad głową postanowił ruszyć do Niemiec, by wstawić sobie za darmo zęby i troszkę pożyć za unijne euro. Los sprawił, że za swoją stomatologiczną wycieczkę zapłacił śmiercią własnego dziecka i jest to niewątpliwie tragedia, ale nie z naszej winy.

Innym przykładem manipulacji jest biedny emigrant, któremu węgierska dziennikarka podłożyła nogę. Oczywiście kadry z tego wydarzenia obiegły szybko świat. Losy emigranta śledzone są do dziś, a dziennikarka została jednomyślnie napiętnowana za podstawienie nogi. Zapewne o wiele bardzie humanitarne metody od podstawienia nogi popierał ów biedny „męczennik wędrówki ludów”, który – jak się okazuje – związany był z Frontem an-Nusra, filią Al-Kaidy.

Takich przypadków są dziesiątki. W niezależnych internetowych źródłach można odnaleźć bohaterów reportaży wyciskających łzy w oczach, jak to przed wyprawą do Europy paradowali w pełnym rynsztunku bojowym w barwach islamistów.

Prawdą jest też, że wielu spośród imigrantów pochodzi z krajów nie dotkniętych wojną, jak np. z Maroka. Emigranci w większości palą swoje dokumenty, by europejskie służby dały się oszukać, że pochodzą ze stref ogarniętych wojenną pożogą, a tak naprawdę nie uciekają do Europy nawet w poszukiwaniu pracy, ale by dostać się na socjalną listę zapomogową i żyć na nasz koszt.

Prócz tej przeważającej masy cwaniaków szukających darmowego życia mamy wśród imigrantów ukrytych fanatyków, traktujących wyprawę do Europy, jako swoistą Hidżrę – podbój przez zasiedlenie. Jest to najbardziej niebezpieczny element tej migracji, gdyż skupia ludzi z przeszłością terrorystyczną, zaprawionych w bojach i pragnących swój dżihad kontynuować tutaj – w Europie.

W końcu dochodzimy do ostatniej grupy imigracyjnej – ludzi, którzy faktycznie uciekli przed wojną i śmiercią. Najczęściej są to arabscy chrześcijanie, którym, i owszem, można by udzielić schronienia do czasu, gdy będą mogli powrócić do swojej ojczyzny, lecz politycy demoliberalni wcale nie myślą o tym, by w przyszłości umożliwić tym ludziom takowy powrót.

Akt V: Dziel i rządź

Na całym tym procederze planuje zagwarantować sobie niepodzielne rządy grupa ludzi chcących stworzyć mutlikulturowe superpaństwo. Unia Europejska, jako twór wielonarodowy, nie ma większej racji bytu i prędzej czy później jest skazana na rozkład. Pomimo starań, pomimo ciągłych socjotechnicznych zabiegów, na Starym Kontynencie odradza się świadomość narodowa. Lewacka mentalność próbuje opanować coraz szersze masy poprzez głoszenie haseł destrukcyjnych dla rodziny jak akceptacja dla aborcji czy przywileje dla dewiacji seksualnych. Od lat konserwatywna część społeczeństwa jest celem ataków ze strony „nowoczesnej”, wypranej z tradycyjnych i chrześcijańskich wartości kultury śmierci. Krwawiące od ran w walce o normalną rodzinę narody europejskie czeka kolejna walka. Tym razem chodzi o jak największe wymieszanie ludów europejskich, jak i ludów z innych kontynentów.

Od dłuższego czasu neokolonialna polityka wobec krajów Europy Środkowej powoduje migrację za pracą na zachód. Również kryzys godzący w południe Europy – bardziej oddane kulturze łacińskiej (Włochy, Hiszpania, Portugalia), czy też bizantyjskiej (Grecja) powoduje chęć szukania lepszego życia na bardziej dekadenckiej, zepsutej, ale i bardziej chronionej przez globalną finansjerę przed skutkami kryzysu północy.

Teraz dochodzi migracja z Afryki i Azji. Dla demoliberalnych globalistów to swoista wisienka na torcie. Setki tysięcy, być może miliony ludzi odmiennej kultury, odmiennej rasy i odmiennej religii wchodzi w Europę, jak nóż w masło. Byle by udało się ich równo osiedlić wszędzie, byle by podziały jeszcze bardziej zaognić. Skoro udało się podpalić kraje arabskie, to dlaczego by nie podpalić Europy? Ich tam na górze, siedzących w wygodnych fotelach i mających się za władców świata, nie obchodzi dramat, jaki się wkrótce może rozegrać, nie obchodzi ich także liczba ofiar, które zapewne ich szatański plan pociągnie. Ważne jest, by dzielić i rządzić. Z jednej strony część imigrantów podejmie się pracy za najniższe stawki. Z drugie, na socjal pozostałych zapłacą wszyscy inni, choćby byli temu jak najbardziej przeciwni.

Oczywiście, największą nadzieją dla tegoż planu jest wybuch konfliktu na naszych europejskich ulicach. Z jednej strony mają tego dokonać islamscy fanatycy, którym po cichu pozwala się przenikać do Europy pod maską biednych, uciekających przed wojną ludzi. Z drugiej System próbuje odrodzić szowinistyczny prymitywizm, którego wzrok nie sięga wieżowców i pałaców, w jakich ów problem się zrodził, a jedynie sięga ludzi na samym dole. Lada moment, w imię zaprowadzenia porządku i praworządności, Europa zmieni się w twór policyjny, inwigilujący każdego obywatela. W mediach będą trąbić o odradzającym się nazizmie i takową łatkę przypną każdemu obywatelowi, chcącemu chronić tożsamość swojego narodu. Będą też trąbić o ekscesach terrorystycznych, lecz w taki sposób by część społeczeństwa uznała to za reakcje na naszą wrodzoną ksenofobię.

„Mądre głowy”, okraszone tytułami naukowymi, wciskać nam będą bzdury o rychłej asymilacji przybyszów. Z jednej strony fakty już tę tezę obalają. We Francji, Wielkiej Brytanii czy też wielu innych krajach europejskich przybysze, z kręgu islamskiej kultury mieszkają od dziesiątków lat i przytłaczająca ich większość nie myśli nawet o przyjęciu kultury europejskiej. Zresztą – ciężko dziś mówić o propagowaniu takowej, gdyż tradycyjne i odwieczne dwie kultury w Europie: Rzymska i Grecka, ustępują sztucznemu tworowi zwanemu „społeczeństwem otwartym”… Co niektórzy z tychże, pożal się Boże, naukowców głoszą ideę przymusu imigrantów do zmian kulturowych w celu asymilacji. Czy nie zajeżdża to znanym nam z historii smrodem pruskiego Kulturkampf’u? Tak czy siak: chodzi jedynie o mydlenie oczu, o uspokojenie podatnych na manipulacje mas ludności. Podziały etniczne, kulturowe i religijne jak najbardziej są systemowi na rękę, dla pełniej kontroli i pełnym odebraniu resztki wolności obywatelskiej.

Ludność zostanie podzielona. Sąsiad przestanie ufać sąsiadowi, na ulicach zapanuje strach. W końcu poczujemy się, jak w realiach stanu wojennego. A za aktywność policji i wojsk na ulicy… zapłacimy oczywiście sami. Super państwo stanie się faktem, a wąska kasta usadowiona na górze światowej, syjonistycznej finansjery zacznie sprawować niepodzielne rządy nad masą wolnowybiegowych niewolników. Pojedyncze przejawy protestu będą szybko tłumione, a ludzie nie będą zdolni do zorganizowania się w na tyle silną grupę by głośno powiedzieć NIE! Większość nauczy się być wdzięczna za to, że europejski super rząd chroni ją przed tym stanem do jakiego sam doprowadził. To, co nie udało się Stalinowi i Hitlerowi realizuje się dziś – na naszych oczach i takim scenariuszem zapewne zakończy się dzisiaj rozpoczęta wędrówka ludów. Chyba, że owe NIE! Powiemy już teraz!

Najlepszym przykładem na potwierdzenie moich słów jest to co w tym właśnie momencie zaczyna dziać się w Polsce. Wbrew opinii obywateli Platforma Obywatelska; wbrew opinii ludu Polskie Stronnictwo Ludowe, godzą się połączone nieświętym węzłem rządowej koalicji na przyjęcie w granice naszej Ojczyzny imigrantów. I co słyszymy za newsy z ust tych ostatnich? Że chcą zasiłku w wysokości 7000 PLN miesięcznie na rozpoczęcie nowego życia! Chcą meczetów by mieli gdzie się modlić! A rząd przytakuje deklarując wybudowanie osiedla specjalnie dla nich! I gdzie podziały się bajki o asymilacji? Gdzie podziała się znana wszystkim procedura dotycząca uchodźców wojennych, którym i owszem, można zapewnić schronienie ale do momentu wygaśnięcia konfliktu zbrojnego, tak by później, gdy wojenny pył opadnie, mogli wrócić do swojej Ojczyzny i wziąć udział w jej odbudowaniu. Tutaj tego nie mamy- mamy za to osadnictwo,a przybysze głośno i wyraźnie deklarują, że w Europie, na socjalnym garnuszku pragną pozostać i ani myślą o powrocie; tak jak i nie myślą o respektowaniu naszego prawa i nie myślą o przyjęciu naszej kultury. Myślą za to o tym jak wysunąć serię żądań niszczących naszą kulturę: bo to im Krzyż przeszkadza, a to bikini na plaży, a to biesiadowanie przy piwku (jak to ma miejsce w Niemczech, gdzie imigranci zażądali likwidacji imprezy Oktoberfest).

Demoliberałowie w naszym ojczystym orlim gnieździe w tym momencie umieszczają kukułcze jajo, z którego wykluć może się jedynie smok lub bazyliszek.

Epilog: Narodowe Odrodzenie

W jaki sposób zatrzymać machinę destrukcji narodowych więzi rozkręconą przez demoliberalizm? Jedyna nadzieja w ogólnoeuropejskim odrodzeniu czystego, nie skażonego szowinizmem NACJONALIZMU.

„Nacjonalizm jest uczuciem szlachetnym, bo mówi o miłości do własnego narodu i szacunku do innych narodów.”

Tylko w jego duchu mamy szanse na ocalenie naszej europejskiej, tradycyjnej kultury. Imigrację pozaeuropejską trzeba zatrzymać i to natychmiast, ale naszym wrogiem nie jest Syryjczyk czy Libijczyk przemierzający Morze Śródziemne, lecz bankierzy i demoliberalni politycy kierujący światową gospodarką i polityką w taki sposób by na dole pojawiały się problemy jak wojna, emigracja, ubóstwo, bezrobocie i całkowite poróżnienie w społeczeństwie.

Alternatywną drogę wobec tej nieludzkiej strategii geopolitycznej kreuje od lat Trzecia Pozycja:

To, że rodzaj ludzki składa się z mozaiki ras i kultur jest istotą wspólnego instynktu. I choć jest to niewiarygodne, to są tacy, którzy chcieliby zniszczyć to bogactwo ras ludzkich dlatego tylko, aby zastąpić je pozbawionym korzeni i tożsamości konformizmem, gdzie pojęcia rasy, narodu i kultury będą bez znaczenia. Innymi słowy, taka wielorasowość próbuje zniszczyć żywy grunt, w którym zakorzenione są wszystkie narody i gdzie zawarty jest ich byt i tożsamość. Trzecia Pozycja stwierdza, że zdecydowanie odrzuca wszelkie zamiary wprowadzenia tego nieludzkiego konformizmu. Odrzuca również wszelkie próby rasowego i kulturowego ludobójstwa niezależnie od tego, czy jest popełniane za pomocą rewolweru, czy odbiornika telewizyjnego. Trzecia Pozycja stwierdza, że prawdziwa miłość własnej rasy musi być zrównoważona przez szacunek dla tych, którzy choć różnią się od nas, to jednak w miłości do swej rasy są tacy sami.

Trzecia Pozycja popiera koncepcję rasowego separatyzmu, dzięki któremu różniące się grupy rasowe współpracują ze sobą dla wzajemnego dobra, szanując się wzajemnie. Osiedlenie ras w krajach ich pochodzenia jest pierwszym krokiem do pokojowego świata.”

W dzisiejszej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy ten punkt ma szczególnie ważne znaczenie. Odbierzmy razem władzę bankierom, syjonistom i demoliberalnym politykom. Sprawmy by z naszej części świata przestały spadać rakiety podpalające państwa o innej kulturze i innej mentalności, w której ludzie żyją od lat.

Jarosław Rajchert

Autor jest działaczem Narodowego Odrodzenia Polski i kandydatem na senatora w wyborach odbywających się 25.10.2015 roku.

Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.

 armagedon


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Podobne wpisy:

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*